Al, dlaczego zaraz "nagonka"? Melanż - melanżem, ale można też spróbować wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski z tego, co się wydarzyło, a w tym celu trzeba się przyjrzeć, co się właściwie stało.
Mój wniosek jest taki, że regulamin można sobie o kant zadka potłuc, bowiem nie ma sposobu, żeby ująć w regulaminie całe spektrum ludzkich zachowań. Regulamin z istoty swej powinien być przejrzysty i jednoznaczny.
"Nie używaj wulgaryzmów" jest jasne i przejrzyste, ale "Przestrzegaj ogólnie przyjętych norm współżycia" nie znaczy nic. Jakie to są te "ogólnie przyjęte"? "Nie obrażaj innych" - to samo. Jeżeli ja nazwę jakiegoś użytkownika "słodkim bobasem", a on jest akurat czuły na punkcie swego supermęskiego ego i poczuje się obrażony, to co? Złamałam regulamin czy nie?
Po prostu uważam, że kultury dyskusji nie da się załatwić żadnym regulaminem, bo można nie użyć ani jednego wulgaryzmu, a zachować się przy tym nieelegancko i narobić bigosu. "Nie prowokuj" też nie załatwi sprawy, bo bywają prowokacje bardzo wartościowe, otwierające ciekawe dyskusje i wcale nie uwłaczające nikomu. Ogólne: "Nie prowokuj" byłoby wylewaniem dziecka z kąpielą.
Na dodatek trzeba pamiętać jeszcze i o tym, że reakcja rozmówcy na prowokację czy na krytykę wyrażoną publicznie może być inna i bardziej drastyczna, niż gdybyśmy ją mu przedstawili w cztery oczy. Kontekst robi swoje.
To nie są rzeczy, które da się ująć regulaminie. To zawsze, ale to zawsze, wyjdzie w praniu.
Mamy tu świetną okazję, żeby się nauczyć, co to znaczy "publikować". To jak w amerykańskim filmie: wszystko, co napiszesz, może być użyte przeciwko tobie. Wszystko, co napiszesz, ma jakieś konsekwencje. Wszystko, co napiszesz, będzie się za tobą wlokło po wsze czasy. I z tym powinien się liczyć człek piszący przede wszystkim, a nie administracja. Bo regulamin sobie, życie sobie, a potem administracja sama nie wie, czy ma przestrzegać regulaminu, który ma się do życia jak wół do karety.
No, nie ma lekko, kurczę. A teraz kończę ględzenie, bo się zmęczyłam. Dawaj te kartofle.
