6
autor: cru
Pisarz domowy
Buenos dias, kochani. Witajcie w mojej recenzji.
Kolejny numer DNN przeniesie Was w kraj oliwą z oliwek płynący, kraj ludzi cieszących się życiem mimo koszul lepiących się do pleców.
Że co? Po hiszpańsku to było?
A, to sorki, piszę jak umiem.
Zresztą, coś tam wiem, oglądałam przecież „Pod słońcem Toskanii”.
„Cari lettori”! Nie jarzę. Podążam za przypisem, dzielnie kręcę scrollem mimo bólu palca. Dlaczego przypis jest nie na dole strony, a na końcu dokumentu? Przecież mówiła nam pani, że to niewygodne i niemodne. Za wiedzą nie powinno się biegać. Pani miała diastemę i brudny segregator pod pachą. Oraz syna, który nie przeszedł z drugiej do trzeciej. Żeby było śmieszniej – nie zdał z polskiego.
Nie! Nie hejt.
Po przeczytaniu „Piekła” poczułam się, jak w, nomen omen… Hmm, nie. Od nowa.
Po przeczytaniu „Piekła” sądzę, że byłoby śmiesznie, gdyby demonem był również bohater. Na pewno śmiesznie ma właśnie autor, bo na bank źle to zinterpretowałam. Toto Cutugno… Więcej ciarków na plecach przysporzyłby Eros Ramazotti. Bo też jest straszny.
„O wytrwałości sentencji” – tak, bardzo mi się podobało. Czy brzmi to szczerze?
„Makaronizmy” to mój ulubiony drabel z pierwszej strony. Jest leciutki, powoduje uśmiech.
„Włoski dla początkujących” wydał mi się niesamowicie familiarnym tekstem. Polubiłam. W numerze czuję się dokładnie jak student z tamtej sali, mam tylko nadzieję, że zdążę zdjąć słuchawki przed wybuchem. Wiecie, jak to jest czytać coś i zerkać wciąż w tłumacza? Urzekło mnie zwłaszcza tłumaczenie na łacinę frazy „Kartagina powinna zostać zniszczona”. Jak brzmi? „Vici”. No dzięki.
Jasne, że nie ma obowiązku. Nie, nie hejt.
„Zagadki wszechświata” nie są o Włoszech, są o życiu, jakimś smutnym jego przebiegu i zapomnieniu. Lubię smutne teksty. Uwrażliwiają. Prawdopodobnie po całym numerze ten tekst wspomnę najpierw, a zaraz potem – „Makaronizmy”. Też smutne w swej duszy, mimo wesołej aparycji.
„Strajk włoski” to mój ulubiony drabel z drugiej strony. Jest leciutki i powoduje uśmiech.
Teraz czas na ulubione zdanie numeru. Uwielbiam wynajdywać najlepsze zdania, często poprawiają jakość albo dobijają sens gwoździami, żeby nie było wątpliwości. To nic, że doszłam do połowy, jestem pewna że tym zdaniem będzie „Chłopcy też mogą odprawiać czary”. Tak, znajomość kontekstu wymagana. Lećcie do „Carbonarry nonny Cateriny”, a pozostawi nie tylko miłe wrażenie w waszych głowach, ale i cieknącą ślinkę na waszej brodzie.
Och, powinnam zostać copywriterem.
Spodobał mi się też zdekompletowany uśmiech z „Piekła”, a przypomniałam go sobie, czytając „Jedną noc na Zatybrzu”. No sorry, barman się trochę guzdrał. Całościowo jest dobre (i smutne!), jednak czy aby odkrywcze? Oraz czy aby włoskie?
Ale nie, nie hejt. Asekuracja przede wszystkim.
Zoee zresztą nadała najwięcej włoskiego wydźwięku, choć nie w tym ostatnim. Tam – nic. Można było pójść w banał i opisać scenerię typowego dla tego kraju baru, ale nie. Taka już „Migawka z podróży” wywołała jakiś obraz przed oczami, trochę komedii zawartej w pocztówce. Jednak jest człowiek i jest jego mentalność.
Och, tekst jest tak bardzo włoski, bo pojawił się włoski zwrot. Hmm, nie.
Czemu mnie w ogóle nie złości nonna gotująca carbonarrę? Bo jest z tego świata i niemal widzę jej rubaszną naturę. Stereotyp? Jasne, wybaczcie. Przecież nawet w „Pod słońcem Toskanii” bohaterką jest Amerykanka, to co ja tam wiem.
Po przeczytaniu całości nadal utrzymuję swój pogląd o najlepszym zdaniu numeru. Bingo, hehe. O „Kronice Drabbla Anonima” nie będę mówić, bo jest to zupełnie oderwana od głównego motywu, ale jednak stała rubryka, bardzo doceniam styl, jednak pozwolę sobie przesunąć poza zainteresowania. A ja myślałam, że „włoskość” mnie nie obchodzi.
Właściwie to cały numer nie jest tak włoski, jak się spodziewałam. Jest dobrze, bo gdybym chciała folder turystyczny, to bym wzięła folder turystyczny. Fakt, są podróże i jest żarcie, ale doceniam również, że gdzieniegdzie tego nie ma. Jak choćby w drablu, gdzie jedynym włoskim elementem jest pojęcie z prawa pracy.
Hmm, po przemyśleniu – jednak ten powyższy najszybciej wspomnę. Może nawet przed „Zagadkami wszechświata”.
Proszę autorów, aby nie okazywali niezadowolenia (np. powtarzając słowa Don Pizzone’a).
Pozdrawiam!