Niezrealizowana misja (18+)

1
Wzmianka o pornografii (Nie wiem, czy to wystarczy, by był obowiązek oznaczenia tekstu jako 18+ i dania ostrzeżenia na czerwono, ale pewnie lepiej dać ostrzeżenie bez potrzeby, niż ryzykować złamaniem regulaminu)
Marcin skończył jeść. Wstał od stołu, jednak od niego nie odchodził. Po przeciwległej stronie siedziała Agnieszka, pałaszująca z werwą deser. Marcin patrzył niepwnie to na nią samą, to na jej talerz, to na przestrzeń za nią, to na puste miejsce obok niej. Bał się, że wpatrując się wprost na nią będzie natarczywy, a z drugiej strony, że jeśli będzie patrzył obok niej, to zostanie to odebrane jako dziwne. Chciał zacząć rozmowę na poważny temat, a nie wiedział jak.
— Agnieszka… Albert przyjeżdża jutro — zaczął w końcu.
— No przyjeżdża — odparła Agnieszka pomiędzy jednym kęsem a drugim. — No i co?
— Ja… wiem coś o nim.
Lekki błysk zniecierpliwienia przemnknął przez oczy Agnieszki. Nic nie odpowiedziała, zajęta wykańczaniem deseru.
Marcin tymczasem panikował. Nigdy nie umiał rozmawiać z ludźmi. Doświadczenie nauczyło go, że najlepiej jest przejść od razu, bezpośrednio do rzeczy, przedstawiając sprawę wprost, bez owijania w bawełnę. Czasem będzie to odebrane jako niegrzeczne, ale zazwyczaj pozwoli przynajmniej załatwić sprawę. Tym razem jednak, bardziej niż zazwyczaj, przypuszczał, że takie postępowanie skończy się tragedią: Agnieszka się obrazi, wyjdzie z impetem, a następnie zrobi dokładnie to, przed czym Marcin chciał ją przestrzec.
— Znam go od dziecka — próbował dalej Marcin. — I… obserwowałem jego życie. — Przerwał przerażony. Sformułowanie, jakiego użył, zabrzmiało dziwnie nawet dla niego. Teraz pewnie wyszedł na podglądacza albo szpiega.
Agnieszka tymczasem z właściwą sobie werwą kopniakiem przystawiła krzesło do stołu i, z kupą talerzy na rękach, kilkoma długimi krokami przemierzyła drogę do zlewu.
Myśli Marcina odbiegły od tematu – tchórzowska ucieczka od trudności, do której wielu ma skłonność, pomimo że w dłuższej perspektywie nic to nie daje. „Jak ona może być taka szczupła, skoro tyle je?” Marcin spojrzał z niesmakiem na własny zaokrąglający się brzuch. „No tak, ale ona pracuje dużo na roli. A ja siedzę całe dnie przed komputerem.”
— No i co z tym Albertem? — Przywołał Marcina do rzeczywistości głos Agnieszki. Stała już w drzwiach kuchni. Na jej twarzy igrał ironiczny uśmieszek – niedobrze. Może nawet nie zechcieć wysłuchać go do końca. — Wypisuje całymi nocami prorosyjskie brednie w internecie za opłatą z Kremla, czy zwyczajnie ogląda wieczorami hentai, jak każdy szanujący się chłopak?
Szpila trafiła celu. Twarz Marcina wykrzywiła się w grymasie złości i upokorzenia. Miał nadzieję, że ten jego nawyk pozostanie tajemnicą. Gardził własnym uzależenieniem od pornografii i wstydził się go, a jednocześnie nie umiał z nim zerwać. Złość i upokorzenie Marcina spotęgowała także świadomość, że mimowolnie potwierdził słowa Agnieszki własną reakcją.
Z drugiej strony złość dała mu siłę, by przejść wreszcie do rzeczy.
— Łamie życia kobietom. Zostawić go na dwa dni w domu z nienajbrzydszą dziewczyną, będzie za nim szaleć kolejne dwa lata. Rzuci wszystko, rzuci męża, jeśli go ma, pojedzie za nim. Nawet kobiety wyglądające na roztropne wpadają w jego sidła. Nie wiem, jak on to robi. Ale widziałem to już zbyt wiele razy. A przy tym on sam nie ma sobą do zaoferowania nic, nic! Tylko twarz cherubinka i nic poza tym. Jest głupi, płytki i niezdolny do jakichkolwiek uczuć. On jest jak ta trupia dziewica z Nie-Boskiej komedii, tyle że w spodniach. Albo jak wampir. Z kobiet dookoła siebie wyssie życie, a sam się życiem nie napełni. Nie chcę, by ciebie spotkało to samo, co Emilię, Elę, Darię…
Agnieszka parsknęła śmiechem, przerywając tyradę Marcina. Nie czytała Nie-Boskiej komedii, nie znała też ani Emilii, ani Eli, ani Darii. Ale zdawało jej się, że wie dokładnie, o co chodzi Marcinowi. Podeszła do niego z wyrazem pobłażania na twarzy, chwyciła go za ramiona.
— Jesteś zazdrosny. Ale inni mężczyźni też mogą ze mną rozmawiać. Nie jestem twoją dziewczyną.
To już było drugie upokorzenie, którego Marcin doznał tego dnia od Agnieszki. Tak, kochał się w niej. Ale była to kolejna rzecz, którą pragnął ukryć przed innymi. Nie sądził, by Agnieszka mogła go chcieć. Najwyraźniej i tego ukryć się nie dało.
Wyrwał się z jej rąk. Z dłońmi zaciśniętymi w pięści, kreskówkowym grymasem wściekłości na twarzy i cerą w kolorze buraka pomaszerował do wyjścia.
— A pojedź sobie z nim na koniec świata — warknął.
Agnieszka wzruszyła ramionami i powróciła do przerwanej pracy w sadzie. Postanowiła w duchu wykorzystać pierwszą sposobność, by zaznajomić się bliżej z Albertem. Co to za ciekawy człowiek, że Marcin zareagował takim przerażeniem?
Marcin tymczasem powrócił do swojego pokoju, do komputera. Otworzył pracę, ale nie mógł zebrać myśli. Był równie wściekły, co zrozpaczony. Z tym, że Agnieszkę na pewno sprzątnie mu sprzed nosa inny, pogodził się już dawno. Zresztą sama Agnieszka zasługiwała na kogoś lepszego, niż Marcin. Ta świadomość napawała go cierpieniem, ale dusił je w sobie. Jednak jeśli już inny musi wziąć Agnieszkę, to niech ten przynajmniej ów Inny będzie jej wart! Świadomość, że Agnieszka może stać się kolejną wisienką na torcie Alberta, była już naprawdę nie do zniesienia.
Marcin naprawdę wielokrotnie był świadkiem tego samego wzorca: Albert ledwie spojrzy na kobietę, ta kobieta się w nim zadurzy, czym zniszczy własne życie. I naprawdę sądził, że ta niezrozumiała zdolność do opętywania kobiet jest jedyną umiejętnością Alberta. Ostrzeżenie Marcina, wygłoszone w kuchni, było więc szczere, a nie wynikało tylko z chorej zazdrości – a przynajmniej tak się Marcinowi zdawało.
Ale – jak zawsze – Marcin tylko pogorszył sprawy przez to tylko, że otworzył usta. Lepiej by było, by w ogóle się nie odzywał.
Spojrzał na otwartą na ekranie komputera pracę. Ani nie był w stanie przymusić się do skupienia się na niej, ani nie miał na to ochoty. Alt+Tab. Przeskoczył szybko do innych spraw, zupełnie niezwiązanych z pracą.
Awatar: Mirounga leonina.jpg (wykadrowany i ze zmniejszoną rozdzielczością przeze mnie) Autor oryginalnego zdjęcia Serge Ouachée, (CC BY-SA 3.0)

Niezrealizowana misja (18+)

2
gaazkam pisze: (śr 12 mar 2025, 02:03)
Marcin patrzył niepwnie to na nią samą, to na jej talerz, to na przestrzeń za nią, to na puste miejsce obok niej. Bał się, że wpatrując się wprost na nią będzie natarczywy, a z drugiej strony, że jeśli będzie patrzył obok niej, to zostanie to odebrane jako dziwne
Jemy ryż?

Co do reszty - to gniot
Powodzenia w następnym miniaku.

Niezrealizowana misja (18+)

3
gaazkam pisze: (śr 12 mar 2025, 02:03) Marcin skończył jeść. Wstał od stołu, jednak od niego nie odchodził. Po przeciwległej stronie siedziała Agnieszka, pałaszująca z werwą deser. Marcin patrzył niepwnie to na nią samą, to na jej talerz, to na przestrzeń za nią, to na puste miejsce obok niej. Bał się, że wpatrując się wprost na nią będzie natarczywy, a z drugiej strony, że jeśli będzie patrzył obok niej, to zostanie to odebrane jako dziwne. Chciał zacząć rozmowę na poważny temat, a nie wiedział jak.
— Agnieszka… Albert przyjeżdża jutro — zaczął w końcu.
Dość koślawy ten początek.
Ruin wytknął już zaimki i ma w tym rację - zdecydowanie trzeba by nad tym zapanować. Poza tym mamy literówkę w "niepewnie", gramatyka się lekko sypnęła (wpatrujemy się w coś, a nie na coś) i powtórzenie (zacząć/zaczął). Trochę za dużo jak na kilka pierwszych zdań, zwłaszcza, że jest to opis bardzo prostej sytuacji, który chyba trochę za bardzo chciałeś przegadać.
gaazkam pisze: (śr 12 mar 2025, 02:03) Doświadczenie nauczyło go, że najlepiej jest przejść od razu, bezpośrednio do rzeczy, przedstawiając sprawę wprost, bez owijania w bawełnę.
Powtarzasz w tym zdaniu w zasadzie trzy razy to samo. Przejść od razu do rzeczy / Przejść bezpośrednio do rzeczy / Przedstawić sprawę wprost / Nie owijać w bawełnę... To (zwłaszcza w kontekście tej sytuacji) wszystko to samo. Przegadane.
gaazkam pisze: (śr 12 mar 2025, 02:03) — No i co z tym Albertem? — Przywołał Marcina do rzeczywistości głos Agnieszki.
Szyk w drugim zdaniu mocno nienaturalny.
gaazkam pisze: (śr 12 mar 2025, 02:03) Szpila trafiła celu. Twarz Marcina wykrzywiła się w grymasie złości i upokorzenia. Miał nadzieję, że ten jego nawyk pozostanie tajemnicą. Gardził własnym uzależenieniem od pornografii i wstydził się go, a jednocześnie nie umiał z nim zerwać. Złość i upokorzenie Marcina spotęgowała także świadomość, że mimowolnie potwierdził słowa Agnieszki własną reakcją.

Z drugiej strony złość dała mu siłę, by przejść wreszcie do rzeczy.
Za gęsto tych złości i upokorzeń w tak krótkim fragmencie.
I jak przy powtórzeniach jesteśmy, to też przydałyby się jakieś inne określenia na Agnieszkę i Marcina (albo częstsze użycie konstrukcji, które pozwolą uciec od używania imion) - tekst jest krótki, sytuacja czytelna (gadają dwie osoby różnej płci), więc lepiej by brzmiało, jakby tych imion wyskakiwało trochę mniej.
Zobacz chociażby (przykład wybrany zupełnie przypadkowo, jest tego więcej), co się dzieje tutaj:
gaazkam pisze: (śr 12 mar 2025, 02:03) Agnieszka parsknęła śmiechem, przerywając tyradę Marcina. Nie czytała Nie-Boskiej komedii, nie znała też ani Emilii, ani Eli, ani Darii. Ale zdawało jej się, że wie dokładnie, o co chodzi Marcinowi. Podeszła do niego z wyrazem pobłażania na twarzy, chwyciła go za ramiona.

— Jesteś zazdrosny. Ale inni mężczyźni też mogą ze mną rozmawiać. Nie jestem twoją dziewczyną.

To już było drugie upokorzenie, którego Marcin doznał tego dnia od Agnieszki. Tak, kochał się w niej. Ale była to kolejna rzecz, którą pragnął ukryć przed innymi. Nie sądził, by Agnieszka mogła go chcieć. Najwyraźniej i tego ukryć się nie dało.
Dobrnęłam do końca, ale niestety nie mam za bardzo nic dobrego do powiedzenia. Powtórzenia, kwadratowe zdania, przegadane to też trochę. Dialogi sztywne. Nie bardzo wiem, kim są Agnieszka i Marcin, jaka jest ich relacja i czemu tak na siebie reagują, więc trudno mi się jakoś zaangażować bardziej. Marcin zdaje się zachowywać jak gość z jakiejś redditowej anegdoty mającej wyśmiewać facetów-piwniczaków, którzy narzekają na babki, które lgną do niewłaściwych facetów. Agnieszka była dla mnie zupełnie niewyrazista.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Niezrealizowana misja (18+)

4
Czyta się dość gładko, ale jak na objętość tekstu, to faktycznie niewiele się dzieje. Dałoby się to zmieścić w trzech akapitach: jeden przybliżający bohaterów, drugi o charakterze ich relacji, trzeci o demonicznej naturze Alberta. Poza tym nie widzę tu nic "18+". Rozumiem, że to część większej całości, ale większa całość powinna składać się z atrakcyjnych mniejszych całości, które wciągną czytelnika. Ja bym to ciął i zadbał o większy pazur. Dajmy na to:

"Marcin bez entuzjazmu skrobał talerz widelcem. Próbował zebrać rozproszone myśli przed tym, co chciał powiedzieć Agnieszce. Powidoki wyginających się, nagich kobiecych ciał wyskakiwały mu przed oczami, kiedy tylko opuszczał powieki. Kolejna noc zarwana nad pornografią, zamiast nad pracą, nie pomagała w ułożeniu sensownych zdań. Zresztą i bez tego nie błyszczał elokwencją w kontaktach z kobietami. Skoncentrował wzrok na szczupłych i delikatnych dłoniach przyrodniej siostry. Hybrydowy lakier na paznokciach błyskał nieskazitelnym różem. Jak to możliwe, że potrafiła o to zadbać, pomimo ciężkiej pracy w gospodarstwie. I dlaczego dziś ubrała te obcisłe dżinsy zjeżdżające do połowy pośladków, kiedy tylko pochylała się nad zmywarką. Uff... Zamknął oczy i czym prędzej je otworzył, żeby nie prowokować grzesznych wizji. Musiał jej to wreszcie powiedzieć. Wziął głęboki wdech.
- Agnieszka, muszę ci coś powiedzieć o Albercie...
itd.

P.S. Przez pewien czas odnosiłem wrażenie, że to wspólny posiłek brata i siostry.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron