Pewien praktykujący medytację jezuita pocieszył w radiu, żeby słuchacze nie martwili się, jeśli zajmują się głównie analizą własnego wnętrza. Ponieważ w każdym jest Bóg, człowiek pracujący nad swoim wnętrzem poszukuje Go. Jest to Bogu miłe. Bardzo mnie wzruszyły te słowa i chciało mi się płakać. Jak często ostatnimi czasy.
Skończyłem książkę Kawakami. Zbliżająca się do czterdziestki (sic!) Tsukiko spotyka Senseia, starszego o dwadzieścia kilka lat dawnego nauczyciela z liceum. Odnajduję u siebie sporo podobieństw do Tsukiko. Trochę niepokoi mnie to, że jest kobietą. Żyje jakby w otępieniu. Nakryta szklanym kloszem. Spod niego beznamiętnie i z pewnym zdziwieniem obserwuje otoczenie. Uważa się za dziecko, za osobę, która dorosła w szkole podstawowej, a potem już tylko coraz bardziej stawała się dzieckiem. Często zamyśla się, zastyga z półotwartymi ustami. Święta spędza u rodziców lub we własnym łóżku. Dużo śpi. Właściwie nie ma przy niej nikogo i wydaje się, że ona nikogo nie potrzebuje. To, co rodzi się między nią a Senseiem nie jest miłością w sensie zachodnim, europejskim. To raczej rodzaj dopełnienia jakiegoś przeznaczenia, zgoda na przywiązanie się i oddanie. Coś z tego istniało między mną a Tereską. Jednak we mnie chyba wygasło. Przed chwilą dostałem od niej sms o ponownym otwarciu naszej ulubionej knajpki. Nie czuję radości i zdawkowo, a wręcz niechętnie odpisuję, że mam nadzieję na wypicie tam herbatki. Wcale o tym nie marzę. W tej chwili odpowiada mi cisza między nami. Tereska milknie. Kiedyś obiecałem jej japońskie amae. Bezwarunkowe oddanie. W jakimś sensie ono nadal istnieje, jednak Tereska pragnie zwykłej ludzkiej miłości. A raczej tego, co za nią uważa.
Kawakami przypomniała mi książkę Whartona. Paryski malarz, chyba będący w wieku Tsukiko, poznaje ponad sześćdziesięcioletnią niewidomą kobietę. Rodzi się uczucie. W obu książkach mówi się o jedzeniu. Smaki potraw mają znaczenie dla pisarzy. A może nabierają znaczenia u schyłku młodości. Dzięki Adelce miałem okazję pokosztować wiele nieznanych mi wcześniej smaków. Nauczyła mnie dziwnych nazw w rodzaju „beszamel”, nie pamiętam składu, ale bardzo żydowsko mi to brzmi, pasuje do słów „szabas” i „szalom”. Nie mogłem jednak wyzbyć się irytacji, patrząc jak Adelka rzuca się na potrawę przygotowywaną pieczołowicie – i własnoręcznie - przez kilka godzin i śmigając widelcem oczyszcza talerz w ciągu pięciu minut. Najczęściej musiałem samotnie kończy posiłek. Przy stole ujawniały się nasze odmienne charaktery. Oczekiwałem od nie celebracji i zadumania. A dla niej konsumpcja już nie miała takiego znaczenia. Zresztą rzadko była z potrawy w pełni zadowolona. Czekała na moja reakcję, bo gotowała w dużej mierze dla mnie. To napawało mnie lękiem.
Kartka z dziennika
2Obiecująca ta kartka. Będą kolejne? Poczytałabym więcej o podejściu bohatera do relacji międzyludzkich.
Beszamel jest tak naprawdę francuski https://pl.wikipedia.org/wiki/Beszamel ale bohaterowi oczywiście może pasować do szalom.
W ostatnim akapicie masz sporo literówek.
Beszamel jest tak naprawdę francuski https://pl.wikipedia.org/wiki/Beszamel ale bohaterowi oczywiście może pasować do szalom.
W ostatnim akapicie masz sporo literówek.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Kartka z dziennika
3Thana. Dziękuję za opinię i uwagę kulinarną. Może jeszcze jakiś "beszamel" wysmażę albo odgrzeję:)).
Kartka z dziennika
4Nie widzę w tym miniatury. Fragment jakiejś dłuższej opowieści - może - ale zamkniętą całość - nie.
I to chyba mój główny problem z tym tekstem. W końcówce jest trochę literówek, gdzieniegdzie zdania można by doszlifować albo może coś poczarować z rytmem akapitu... Ale ogólnie warsztatowo jest spoko. Relacje, które zarysowujesz, wydają się ciekawe. Nie znam książek, do których się odwołujesz, ale zgrabnie je przedstawiasz, więc i ta warstwa była dla mnie ciekawa.
Tylko na koniec zostałam z poczuciem, że to tak naprawdę tylko dwa nostalgiczne kadry bez jakiegoś celu, bez zakończenia.
I to chyba mój główny problem z tym tekstem. W końcówce jest trochę literówek, gdzieniegdzie zdania można by doszlifować albo może coś poczarować z rytmem akapitu... Ale ogólnie warsztatowo jest spoko. Relacje, które zarysowujesz, wydają się ciekawe. Nie znam książek, do których się odwołujesz, ale zgrabnie je przedstawiasz, więc i ta warstwa była dla mnie ciekawa.
Tylko na koniec zostałam z poczuciem, że to tak naprawdę tylko dwa nostalgiczne kadry bez jakiegoś celu, bez zakończenia.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"