Nie wiem, co robiła ona w moim pokoju. Nie chciałem jej tutaj. Leżała jednak na łóżku, które dotychczas należało tylko do mnie. Dziewczyna miała na sobie tylko biały top. Jej koronkowe majteczki zostały z niej przeze mnie zdarte bez większego oporu z mojej strony. Wpatrywałem się w jej beznamiętne usta, niestarannie pomalowane drogą szminką.
- Zamierzasz mnie przelecieć? - zapytała dziewczyna dość droczącym się głosem. Nie wiedziałem, co mogę jej odpowiedzieć. Rzuciłem cichym potwierdzeniem, bo widziałem w jej pochwie drogę do transgresji. Miałem wtedy już czterdzieści lat, ona była niespełna dziewiętnastoletnią dziewczynką. Miała ambicje, bogatych rodziców - ja byłem tylko szarym pracownikiem korporacji. Dlatego chciałem przebić granice świadomości i intymności, chciałem wejść do środka klasy posiadającej przez pochwę młodej burżujki. Ja, zwykły wyzyskiwany finansista. Złapałem ją za policzki (co ją podnieciło) i włożyłem w nią swego penisa. W jej oczach widziałem koniec starej epoki, zrzuciłem z ludu pracującego okowy. Byłem rewolucją, byłem duchem historii. Upadający kapitalizm jęczał, wzdychał, nie wiem dlaczego doświadczył przyjemności. Strzelając w dziewczynę poczułem się jak pracownik mszczący się na pracodawcy.
- Niezły jesteś, kociaku - powiedziała dziewczyna, już po stosunku. Nie było już żadnych podziałów, było tylko nasienie wędrujące po jej drogach rodnych. Widziałem, że była zadowolona. Ja też byłem. Przekroczyłem granicę i stałem się nic nieznaczącym bytem.