Wybieram zawsze stoliki przy oknach. Tam jest ciszej. Natomiast ona powiedziałaby, że ładniej - moja Iskiereczka uważnie lustruje wzrokiem wszystkie dekoracje na parapetach.
Uparła się, by zrobić dziesiątki zdjęć koszykom wypełnionym piernikami oraz zakurzonym figurkom reniferów i dziadków do orzechów.
Oczarowały ją już wyraźnie przyschnięte okruszki świątecznej atmosfery.
Moja Iskiereczka jest nadzwyczajna. lgnie do deszczu, ale ten jej nie gasi.
Ona lubi patrzeć, jak krople tańczą na szybach, tworząc ulotne ornamenty.
Choć czasem zdarzy się jej krzyczeć i słowami podlewać chwasty, to zazwyczaj, jak mało kto, potrafi rozmawiać z ciszą. Ciszę trzeba umieć oswoić.
To raczej ma po mnie.
Cóż, tego światu to pół kwiatu, a trzy czwarte, nie nadaje się, by nawet w ciemnym kącie zasiać.
Nie lubię się rozgadywać. Najbardziej cenię słowa, które wiszą w powietrzu, nawet gdy nie otwierasz ust.
Nie zrywaj słów, gdy jeszcze nie dojrzały lub gdy nie masz kosza, a jedynie dziurawe i ubłocone wiadro tobie podają.
Lubię długie wymiany zdań, pomiędzy ciszą a deszczem. Ale już się nachodziłem tu i tam, dlatego z reguły wolę zostać w cieple przy gorzkiej herbacie.
W prostocie i spokoju tkwi prawdziwa siła. Liczy się cierpliwość oraz nieuleganie wszędobylskiej płyciźnie i taniej prowokacji oraz rozrywce. I wtedy, w tym wszystkim znajdzie się jeszcze miejsce na wrażliwość i godność.
Tu się zgadzamy.
Iskiereczka natomiast wciąż czegoś szuka. Ale na swoich warunkach ogląda świat.
Przywiązuje się do miejsc, a nie do ludzi.
Gdy wyszła, zamówiłem sobie sernik. Danusia bardzo lubiła to ciasto. Jadłem i w myślach rozmawiałem z nią. Najpierw o tym, co sądzi o obecnej sytuacji politycznej. Pamiętam jak drażnił ją tamten ustrój, walczyła o to, by runął. I tak też się stało.
Później mówiłem jej, jak bardzo jestem dumny z naszej Iskiereczki. Wyrosła na mądrą kobietę. I silną.
A potem dyskutowaliśmy sobie z żoną, jakie filmy lub książki nas ostatnio zainteresowały.
Nigdy wcześniej i potem nie spotkałem tak wartościowej osoby jak Danusia.
Zabrała mi ją choroba. Dusza też może chorować. Im bardziej jest pojemna oraz szerzej i samodzielniej widzi, tym mocniej jest narażona na szkodę.
Żartowałem przy tym serniku, że to przez Danusię jestem tak wymagający, że to przez nią nie chciałem i nigdy nie będę chciał poznać żadnej innej kobiety. I wszystkie do niej porównywałem. I to przez nią nie mogłem którejkolwiek wybaczyć czegokolwiek.
A ona tylko uśmiechała się, ale też zaznaczała, że niczego mi nie zabrania, mogę robić, co zechcę. Mówiła, że pragnie mojego szczęścia.
Zapewniłem ją, że jestem szczęśliwy. Bo szczęście nie tkwi na zewnątrz. Nie liczę, Ileż lat temu na to wpadłem.
Niestety ludzie często szukają szczęścia w nałogach, czy też powierzchownych lub burzliwych rozrywkach. Natomiast największe miernoty – w chełpieniu się władzą i upodlaniu drugiego człowieka.
Danusia znowu uśmiechnęła się i stwierdziła, że wciąż widzi we mnie tego zbuntowanego chłopaka, który roznosił ulotki, a przyskrzyniony nikogo nie wsypał.
Odparłem jej, że on dawno temu odszedł. Tak właściwie to razem z nią.
A ona wtedy spojrzała na mnie serdecznie i odpowiedziała – wiem, że on nie do końca odszedł, tak jak i ja nie do końca odeszłam, prawda?
Pokiwałem głową, Ona zawsze potrafi w ten sposób mnie zaskoczyć.
Wróciła Iskierka. Bardzo zmokła. Chciałem oddać jej swój sweter. Ale okazało się, że ma zapasowe ubranie. Nawet buty.
Najważniejsza w życiu okazuje się tak trywialna rzecz jak posiadanie wygodnych oraz suchych butów i nie przejmowanie się.
Iskierce spodobała się jakaś starodawna książka kucharska. Wnet zaczęła zachwalać to Staropolskie Jadło. Ala ja nie podzielałem jej zachwytu. Mamy już kilka książek kucharskich. Wystraszyłem się, że zaraz wykupi całą wystawę z pamiątkami.
Rozrzutność to nienajlepsza cecha, usiłuję jej to wpoić od małego.
Co prawda Iskierka nie jest specjalnie rozrzutna, tylko czasem upodoba sobie jakieś rzeczy, które jej o czymś przypominają, z czymś się kojarzą, nadaje im wtedy wartość szczególną.
Aczkolwiek teraz tak sobie myślę, że kocha tę kawiarenkę całym sercem, tak jak i wzgórze z kaplicą oraz pomnikiem jakiejś niemieckiej szlachcianki, i jakby mogła, to by sobie tę kawiarenkę i to wzgórze do domu cegiełka po cegiełce i kamień po kamieniu zaniosła. A że dom mamy daleko stąd…
Następnym razem nie będę kręcił nosem. W życiu trzeba mieć coś, co nas w nim zdrowo zakotwicza. Tylko i aż tyle.
Choćby miejsca, choćby pamiątki. Choćby przelewanie chwil na papier.
Dobrze, że wziąłem parasol. Przyda się na spacer po parku zdrojowym. Iskiereczka założyła suche trzewiki, kaloszy nie uznaje. Jak chodzić to z rozmachem. Aczkolwiek etap skakania po kałużach dawno już mamy za sobą. Ale Kto wie? Im dłużej spacerujesz w deszczu, tym bardziej zaczynasz sobie z niego drwić.
Kiedyś nie miałem tyle czasu dla niej. I jest mi przykro, bo jedyne czego nie warto skąpić to właśnie czasu dla bliskiej ci osoby.
Popełniłem masę błędów, ale prawdziwym cudem jest to, że wciąż jednak mogę je naprawiać.
Perspektywa starszego pana od gorzkiej herbaty ;)
2Ciekawe, jaka właściwie ta postać ma być? Bo niby mówi facet sensowne rzeczy, a jest jakiś taki niesympatyczny. To zamierzone?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Perspektywa starszego pana od gorzkiej herbaty ;)
3To trudne pytanie, ale może sama pomożesz mi na nie odpowiedzieć.Thana pisze: (sob 24 lut 2024, 18:33) Ciekawe, jaka właściwie ta postać ma być? Bo niby mówi facet sensowne rzeczy, a jest jakiś taki niesympatyczny. To zamierzone?
Poproszę o więcej informacji.
Które konkretnie opisy zachowania się lub myśli bohatera wzbudzają w tobie wrażenie jego niesympatyczności i dlaczego je wzbudzają?
Perspektywa starszego pana od gorzkiej herbaty ;)
4Poniżej cytaty i moja interpretacja:Luiza Lamparska pisze: (pn 26 lut 2024, 17:11) Które konkretnie opisy zachowania się lub myśli bohatera wzbudzają w tobie wrażenie jego niesympatyczności i dlaczego je wzbudzają?
Trzeba umieć oswoić, to sztuka, ja umiem, jestem gość. Ona też umie? Ach, ma to po mnie.Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21) Choć czasem zdarzy się jej krzyczeć i słowami podlewać chwasty, to zazwyczaj, jak mało kto, potrafi rozmawiać z ciszą. Ciszę trzeba umieć oswoić.
To raczej ma po mnie.
Powymądrzam się trochę, bo lubię. Ponauczam maluczkich z wyżyn mądrości swej.Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21) Nie zrywaj słów, gdy jeszcze nie dojrzały lub gdy nie masz kosza, a jedynie dziurawe i ubłocone wiadro tobie podają.
Bo ja do wyższych celów jestem stworzony! Rozumiem, co jest naprawdę ważne, jestem lepszy niż ten cały motłoch dookoła.Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21) W prostocie i spokoju tkwi prawdziwa siła. Liczy się cierpliwość oraz nieuleganie wszędobylskiej płyciźnie i taniej prowokacji oraz rozrywce. I wtedy, w tym wszystkim znajdzie się jeszcze miejsce na wrażliwość i godność.
No bo tylko ja i moja rodzina jesteśmy wartościowi. CBDU.Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21) Nigdy wcześniej i potem nie spotkałem tak wartościowej osoby jak Danusia.
Ach, jaki ja jestem genialny!Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21) Bo szczęście nie tkwi na zewnątrz. Nie liczę, Ileż lat temu na to wpadłem.
Przeszłość też mam oczywiście chwalebną, jakżeby inaczej?Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21) tego zbuntowanego chłopaka, który roznosił ulotki, a przyskrzyniony nikogo nie wsypał.
Co uważam za dobre, to ona ma po mnie. Co uważam za złe, to już jej wrodzona cecha, z którą ja, biedny, wciąż muszę walczyć.Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21) Rozrzutność to nienajlepsza cecha, usiłuję jej to wpoić od małego.
I ja mam uwierzyć, że on tak myśli naprawdę? Po tym, co było wyżej? Widzę tu tylko fałszywą skromność. Nie wierzę, że on potrafi zauważyć własne prawdziwe błędy, a co dopiero przyznać się do nich czy próbować je naprawiać. Jest zadowolony z siebie i przemądrzały. A po tym zdaniu myślę, że jeszcze na dodatek zakłamany.Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21) Popełniłem masę błędów, ale prawdziwym cudem jest to, że wciąż jednak mogę je naprawiać.
Gość jest po prostu narcyzowaty. Jeśli taki ma być, to OK. Jeśli nie, to powinien mieć więcej szacunku i zrozumienia dla innych i mniej samozadowolenia.
Aha, i jeszcze Irytuje mnie, kiedy on co chwilę wygłasza, co jest najważniejsze w życiu, i to jest za każdym razem coś innego, ale to akurat uważam za bardzo dobre literacko - od razu widać, że to starszy człowiek, który chce coś podsumować, coś przekazać, ale wciąż nie jest pewien, co właściwie. Tego bym nie ruszała przy ewentualnych zmianach.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Perspektywa starszego pana od gorzkiej herbaty ;)
5Może powiem, jak ja to widzę, bo chyba trudno o tą samą definicję narcyzmu dla mnie i dla ciebie.
Jeśli ktoś jest uprzedzony, ceni tylko swoje zdanie, jest ślepy na wszelkie argumenty, to nie warto wchodzić z taką osobą w dyskusję. Dla wspólnego oszczędzenia czasu i nerwów.
Bohater nie ceni płytkich rozrywek, powierzchownych relacji, które w jego odczuciu nie idą w parze z godnością i wrażliwością, a które obecnie są nachalnie promowane i przeceniane.
Czy to nie narcyz prędzej stwierdzi, że on nie jest stworzony do banałów w stylu spokojnego życia, wierności, sumiennej pracy? A taki niech sobie będzie "plebs", natomiast tylko jemu (narcyzowi) należą się natychmiastowe gratyfikacje, adrenalina, przygody, przelotne relacje wykorzystujące innych, cwaniactwo itd.
Będzie to uważał (narcyz) za wyznacznik jego wartości i atrakcyjności, natomiast bohater opowiadania uważa takie właśnie postawy za mierność charakteru.
To natomiast znaczy tylko i aż tyle, że kochał i cenił swoją żonę najbardziej i nadal tak ma. To także nie wprost uwidacznia, jakie są na dla niego najważniejsze wartości.
Uważam, że rozrzutność nie jest dobra – mówi bohater. I tyle. Po co tu sobie dorabiać coś więcej? Nie wskazuje, po kim jego córka to ma lub nie ma/czy w ogóle po kimś to ma.
Co chwilę wygłasza, bo to tekst, który w tytule ma „perspektywa (…)”, więc dziwne, żeby przedstawiał cudze poglądy zamiast swoich lub by nie wygłaszał żadnych poglądów.
Można być dumnym z siebie, że stroni się od używek i destrukcyjnych zachowań, że nie potrzeba wchodzić w płytkie burzliwe relacje wykorzystujące innych, by się dowartościować (narcyzi tak właśnie robią (moim zdaniem). Swoją rodzinę tez można najbardziej cenić ( tego narcyzi zdecydowanie nie robią)
Dziękuję za podzielnie się poglądami i wyjaśnienia. Nie odpowiem jasno na twoje pytanie z poprzedniego postu. Myślę, że tu dość znacznie odbiegają od siebie nasze definicje narcyzmu. Ale przecież zbieżne być nie muszą.
Bohater mówi: jestem z niej dumny i z siebie też, bo obiektywnie rzecz biorąc, mało kto potrafi znieść ciszę.Thana pisze: (pt 01 mar 2024, 08:34) Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21)
Choć czasem zdarzy się jej krzyczeć i słowami podlewać chwasty, to zazwyczaj, jak mało kto, potrafi rozmawiać z ciszą. Ciszę trzeba umieć oswoić.
To raczej ma po mnie.
Trzeba umieć oswoić, to sztuka, ja umiem, jestem gość. Ona też umie? Ach, ma to po mnie.
Thana pisze: (pt 01 mar 2024, 08:34) Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21)
Nie zrywaj słów, gdy jeszcze nie dojrzały lub gdy nie masz kosza, a jedynie dziurawe i ubłocone wiadro tobie podają.
Powymądrzam się trochę, bo lubię. Ponauczam maluczkich z wyżyn mądrości swej.
Jeśli ktoś jest uprzedzony, ceni tylko swoje zdanie, jest ślepy na wszelkie argumenty, to nie warto wchodzić z taką osobą w dyskusję. Dla wspólnego oszczędzenia czasu i nerwów.
Thana pisze: (pt 01 mar 2024, 08:34) Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21)
W prostocie i spokoju tkwi prawdziwa siła. Liczy się cierpliwość oraz nieuleganie wszędobylskiej płyciźnie i taniej prowokacji oraz rozrywce. I wtedy, w tym wszystkim znajdzie się jeszcze miejsce na wrażliwość i godność.
Bo ja do wyższych celów jestem stworzony! Rozumiem, co jest naprawdę ważne, jestem lepszy niż ten cały motłoch dookoła.
Bohater nie ceni płytkich rozrywek, powierzchownych relacji, które w jego odczuciu nie idą w parze z godnością i wrażliwością, a które obecnie są nachalnie promowane i przeceniane.
Czy to nie narcyz prędzej stwierdzi, że on nie jest stworzony do banałów w stylu spokojnego życia, wierności, sumiennej pracy? A taki niech sobie będzie "plebs", natomiast tylko jemu (narcyzowi) należą się natychmiastowe gratyfikacje, adrenalina, przygody, przelotne relacje wykorzystujące innych, cwaniactwo itd.
Będzie to uważał (narcyz) za wyznacznik jego wartości i atrakcyjności, natomiast bohater opowiadania uważa takie właśnie postawy za mierność charakteru.
Thana pisze: (pt 01 mar 2024, 08:34) Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21)
Nigdy wcześniej i potem nie spotkałem tak wartościowej osoby jak Danusia.
No bo tylko ja i moja rodzina jesteśmy wartościowi. CBDU.
To natomiast znaczy tylko i aż tyle, że kochał i cenił swoją żonę najbardziej i nadal tak ma. To także nie wprost uwidacznia, jakie są na dla niego najważniejsze wartości.
Pokazuje on swoją perspektywę. W końcu o tejże perspektywie jest tekst.Thana pisze: (pt 01 mar 2024, 08:34) Bo szczęście nie tkwi na zewnątrz. Nie liczę, Ileż lat temu na to wpadłem.
Ach, jaki ja jestem genialny!
Ten aspekt przeszłości jest czymś, czym może się on pochwalić, ale też poprzez niego może zdefiniować swoje wartości, nie wymieniając ich wprost.Thana pisze: (pt 01 mar 2024, 08:34) Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21)
tego zbuntowanego chłopaka, który roznosił ulotki, a przyskrzyniony nikogo nie wsypał.
Przeszłość też mam oczywiście chwalebną, jakżeby inaczej
Thana pisze: (pt 01 mar 2024, 08:34) Luiza Lamparska pisze: (czw 22 lut 2024, 16:21)
Rozrzutność to nienajlepsza cecha, usiłuję jej to wpoić od małego.
Co uważam za dobre, to ona ma po mnie. Co uważam za złe, to już jej wrodzona cecha, z którą ja, biedny, wciąż muszę walczyć.
Uważam, że rozrzutność nie jest dobra – mówi bohater. I tyle. Po co tu sobie dorabiać coś więcej? Nie wskazuje, po kim jego córka to ma lub nie ma/czy w ogóle po kimś to ma.
Nie musisz uwierzyć. Nikt cię do tego nie zmusza. Mogę ci jedynie przybliżyć w sposób bardziej dosłowny jego perspektywę.Thana pisze: (pt 01 mar 2024, 08:34)
I ja mam uwierzyć, że on tak myśli naprawdę? Po tym, co było wyżej?
Thana pisze: (pt 01 mar 2024, 08:34) Aha, i jeszcze Irytuje mnie, kiedy on co chwilę wygłasza, co jest najważniejsze w życiu,
Co chwilę wygłasza, bo to tekst, który w tytule ma „perspektywa (…)”, więc dziwne, żeby przedstawiał cudze poglądy zamiast swoich lub by nie wygłaszał żadnych poglądów.
Zwróć uwagę, że bohater potępia ludzi, którzy chełpią się swoją władzą i upodlają drugich, a więc potępia on ( w mojej opinii) narcyzów.
Można być dumnym z siebie, że stroni się od używek i destrukcyjnych zachowań, że nie potrzeba wchodzić w płytkie burzliwe relacje wykorzystujące innych, by się dowartościować (narcyzi tak właśnie robią (moim zdaniem). Swoją rodzinę tez można najbardziej cenić ( tego narcyzi zdecydowanie nie robią)
Można mieć wiele wartości, szczególnie jeśli się one nie wykluczają.Thana pisze: (pt 01 mar 2024, 08:34) on co chwilę wygłasza, co jest najważniejsze w życiu, i to jest za każdym razem coś innego,
Dziękuję za podzielnie się poglądami i wyjaśnienia. Nie odpowiem jasno na twoje pytanie z poprzedniego postu. Myślę, że tu dość znacznie odbiegają od siebie nasze definicje narcyzmu. Ale przecież zbieżne być nie muszą.
Perspektywa starszego pana od gorzkiej herbaty ;)
6Luizo, ale tu w ogóle nie chodzi o definicję narcyzmu. Ja z pełną świadomością użyłam neologizmu narcyzowaty, zamiast normalnego przymiotnika narcystyczny, żeby uniknąć dyskusji o zaburzeniu narcystycznym, bo to jednak (wbrew pozorom) jest forum literackie, a nie psychiatryczne. Nie chodzi też o to, czy jakaś etykietka do bohatera pasuje, czy nie.
Chodzi o to, czy ta kreacja postaci jest zgodna z Twoim zamierzeniem, czy nie. I co, jeżeli nie?
Z Twoich odpowiedzi wnioskuję, że nie. Ten pan nie ma być bufonem, tylko ma być miłym starszym panem, tak? Ale przy takiej wersji, jaką wkleiłaś, można go interpretować tak, jak ja to zrobiłam, a nie tak, jak było w Twoim zamierzeniu. I co Ty, Autorka, z tym faktem zrobisz?
Tu jest Wery, poligon doświadczalny, możesz ze mną dyskutować, możesz mi tłumaczyć, że miałaś na myśli coś innego niż ja przeczytałam. Ale w warunkach normalnej publikacji, gdy napiszesz książkę i kupi ją, powiedzmy (bądźmy optymistami!) tysiąc osób, nie będziesz miała możliwości każdemu z tych czytelników tłumaczyć, co napisałaś. Zostaje tylko tekst i on musi wszystko tłumaczyć sam.
Naprawdę istotne pytania w tym momencie są takie:
Jak ważne jest, żeby czytelnik odebrał tę postać dokładnie tak, jak Ty chcesz? Czy to główny bohater, czy postać drugoplanowa? Jaką ma rolę do odegrania w fabule? Czy ta postać musi być sympatyczna, czy nie szkodzi, jeśli czytelnik ją odbierze jako niesympatyczną? Czy to jakoś wpłynie na całość utworu - na jego fabułę, na przesłanie?
W zależności od odpowiedzi na te pytania, masz dwie możliwości:
1. Jeżeli w tym miejscu potrzebujesz pełnej kontroli nad czytelnikiem, to przekształcasz tekst tak, żeby interpretacja taka jak moja była niemożliwa. Trzeba by trochę poeksperymentować, może coś ująć, może dodać, może zmienić.
Dla mnie, na przykład, dużo zmieniłoby w odbiorze postaci dodanie takiego zdania:
...tego zbuntowanego chłopaka, który roznosił ulotki, a przyskrzyniony nikogo nie wsypał. Nie wiedziała, że kiedy mnie bili, byłem już gotowy podpisać lojalkę, ale zemdlałem, a oni później już do tego nie wrócili.
Co się zmieniło? W samej biografii bohatera, w sferze faktów, zupełnie nic. Nadal nikogo nie wydał, nadal niczego nie podpisał. Ale to nie tylko jego zasługa, w dużej mierze to zbieg okoliczności. Balonik został przekłuty. Miał chwilę słabości, przyznaje się do tego, przyznaje się też, że nie powiedział żonie całej prawdy, bo chciał, żeby widziała w nim bohatera. To ludzkie, męskie, zrozumiałe. I zarazem uwiarygadnia to, że on potrafi zauważać własne błędy.
2. Jeżeli możesz pozwolić czytelnikowi na jego własną interpretację i nie jest ważne, czy postać będzie odebrana jako sympatyczna, czy też nie, bo i tak zrobi, co ma zrobić, to zostawiasz jak jest. I luz.
Ja kiedyś napisałam bohatera, który robi brzydkie rzeczy i umotywowałam to tak, że jest on ofiarą przemocy i mści się za krzywdy. Ale zrobiłam to za pomocą delikatnych sugestii i czytelnicy kompletnie to zignorowali. Uznali, że bohater to psychopata i dlatego robi to, co robi. Dla mnie motywacja typu: ktoś coś robi, bo jest psychopatą, jest okropnie toporna i świadomie bym jej nie użyła. Ale czytelnikom taka pasowała, taką sobie dopowiedzieli i innej nie chcieli. Gdyby dla całości tekstu było istotne, jaka ta motywacja jest, to musiałabym ją poprawić, uczynić bardziej widoczną i wyraźną. Ale to akurat niczego nie zmieniało, więc zostawiłam i niech sobie czytelnicy czytają taką historię, jaka im się podoba.
Swoją drogą: zastanawiałam się, jakie możliwości daje taka postać, jak ten pan od herbaty. Co, gdyby był sympatyczny i co, gdyby nie. W obu wariantach może wyjść ciekawie.
1. Postać niesympatyczna.
Ów pan, którego ja, czytelniczka, uznałam już za narcyzowatego bufona, wychodzi z kawiarni i znajduje kociaka, który nie umie zejść z drzewa. Z dużym wysiłkiem (to starszy człowiek przecież!) włazi na pobliski płot, rozdziera spodnie, kaleczy się w łokieć, ale jakoś kotka ściąga. Z poświęceniem, lecz bezskutecznie szuka właściciela, a ponieważ go nie znajduje, przygarnia kotka. A w następnej scenie chwali się tym u cioci na imieninach w swoim starym, dobrym, bufonowatym stylu.
Wychodzi postać trochę jak bohater "Głodu" Hamsuna - męczący, irytujący, ale oderwać się od niego nie można. Czytelnik już sam nie wie, czy go lubi, czy nie, a recenzent pisze: Autorka doskonale oddaje złożoność i sprzeczności natury ludzkiej.
2. Postać sympatyczna.
Kreacja postaci nie pozostawia najmniejszych wątpliwości: pan jest miły, sympatyczny i szlachetny. (Tu dygresja: szlachetność jest trudna - jeśli Jan Lityński rzuca się ratować swojego tonącego psa i ginie, to jedni nazwą to czynem szlachetnym, a inni - głupotą. I tak ze wszystkim). W kolejnej scenie dowiadujemy się, że wykonuje nietypowy zawód. Nie, nie jest płatnym mordercą - to by było banalne. Jest makijażystą zwłok. Wykonuje pracę potrzebną, jest dobrym człowiekiem, ale my, czytelnicy, czujemy się dziwnie, kiedy razem z nim idziemy szminkować usta nieboszczykom. A recenzent pisze coś o doskonałej metaforze ludzkiego losu.
A jak będzie u Ciebie, Luizo?
Chodzi o to, czy ta kreacja postaci jest zgodna z Twoim zamierzeniem, czy nie. I co, jeżeli nie?
Z Twoich odpowiedzi wnioskuję, że nie. Ten pan nie ma być bufonem, tylko ma być miłym starszym panem, tak? Ale przy takiej wersji, jaką wkleiłaś, można go interpretować tak, jak ja to zrobiłam, a nie tak, jak było w Twoim zamierzeniu. I co Ty, Autorka, z tym faktem zrobisz?
Tu jest Wery, poligon doświadczalny, możesz ze mną dyskutować, możesz mi tłumaczyć, że miałaś na myśli coś innego niż ja przeczytałam. Ale w warunkach normalnej publikacji, gdy napiszesz książkę i kupi ją, powiedzmy (bądźmy optymistami!) tysiąc osób, nie będziesz miała możliwości każdemu z tych czytelników tłumaczyć, co napisałaś. Zostaje tylko tekst i on musi wszystko tłumaczyć sam.
Naprawdę istotne pytania w tym momencie są takie:
Jak ważne jest, żeby czytelnik odebrał tę postać dokładnie tak, jak Ty chcesz? Czy to główny bohater, czy postać drugoplanowa? Jaką ma rolę do odegrania w fabule? Czy ta postać musi być sympatyczna, czy nie szkodzi, jeśli czytelnik ją odbierze jako niesympatyczną? Czy to jakoś wpłynie na całość utworu - na jego fabułę, na przesłanie?
W zależności od odpowiedzi na te pytania, masz dwie możliwości:
1. Jeżeli w tym miejscu potrzebujesz pełnej kontroli nad czytelnikiem, to przekształcasz tekst tak, żeby interpretacja taka jak moja była niemożliwa. Trzeba by trochę poeksperymentować, może coś ująć, może dodać, może zmienić.
Dla mnie, na przykład, dużo zmieniłoby w odbiorze postaci dodanie takiego zdania:
...tego zbuntowanego chłopaka, który roznosił ulotki, a przyskrzyniony nikogo nie wsypał. Nie wiedziała, że kiedy mnie bili, byłem już gotowy podpisać lojalkę, ale zemdlałem, a oni później już do tego nie wrócili.
Co się zmieniło? W samej biografii bohatera, w sferze faktów, zupełnie nic. Nadal nikogo nie wydał, nadal niczego nie podpisał. Ale to nie tylko jego zasługa, w dużej mierze to zbieg okoliczności. Balonik został przekłuty. Miał chwilę słabości, przyznaje się do tego, przyznaje się też, że nie powiedział żonie całej prawdy, bo chciał, żeby widziała w nim bohatera. To ludzkie, męskie, zrozumiałe. I zarazem uwiarygadnia to, że on potrafi zauważać własne błędy.
2. Jeżeli możesz pozwolić czytelnikowi na jego własną interpretację i nie jest ważne, czy postać będzie odebrana jako sympatyczna, czy też nie, bo i tak zrobi, co ma zrobić, to zostawiasz jak jest. I luz.
Ja kiedyś napisałam bohatera, który robi brzydkie rzeczy i umotywowałam to tak, że jest on ofiarą przemocy i mści się za krzywdy. Ale zrobiłam to za pomocą delikatnych sugestii i czytelnicy kompletnie to zignorowali. Uznali, że bohater to psychopata i dlatego robi to, co robi. Dla mnie motywacja typu: ktoś coś robi, bo jest psychopatą, jest okropnie toporna i świadomie bym jej nie użyła. Ale czytelnikom taka pasowała, taką sobie dopowiedzieli i innej nie chcieli. Gdyby dla całości tekstu było istotne, jaka ta motywacja jest, to musiałabym ją poprawić, uczynić bardziej widoczną i wyraźną. Ale to akurat niczego nie zmieniało, więc zostawiłam i niech sobie czytelnicy czytają taką historię, jaka im się podoba.
Swoją drogą: zastanawiałam się, jakie możliwości daje taka postać, jak ten pan od herbaty. Co, gdyby był sympatyczny i co, gdyby nie. W obu wariantach może wyjść ciekawie.
1. Postać niesympatyczna.
Ów pan, którego ja, czytelniczka, uznałam już za narcyzowatego bufona, wychodzi z kawiarni i znajduje kociaka, który nie umie zejść z drzewa. Z dużym wysiłkiem (to starszy człowiek przecież!) włazi na pobliski płot, rozdziera spodnie, kaleczy się w łokieć, ale jakoś kotka ściąga. Z poświęceniem, lecz bezskutecznie szuka właściciela, a ponieważ go nie znajduje, przygarnia kotka. A w następnej scenie chwali się tym u cioci na imieninach w swoim starym, dobrym, bufonowatym stylu.
Wychodzi postać trochę jak bohater "Głodu" Hamsuna - męczący, irytujący, ale oderwać się od niego nie można. Czytelnik już sam nie wie, czy go lubi, czy nie, a recenzent pisze: Autorka doskonale oddaje złożoność i sprzeczności natury ludzkiej.
2. Postać sympatyczna.
Kreacja postaci nie pozostawia najmniejszych wątpliwości: pan jest miły, sympatyczny i szlachetny. (Tu dygresja: szlachetność jest trudna - jeśli Jan Lityński rzuca się ratować swojego tonącego psa i ginie, to jedni nazwą to czynem szlachetnym, a inni - głupotą. I tak ze wszystkim). W kolejnej scenie dowiadujemy się, że wykonuje nietypowy zawód. Nie, nie jest płatnym mordercą - to by było banalne. Jest makijażystą zwłok. Wykonuje pracę potrzebną, jest dobrym człowiekiem, ale my, czytelnicy, czujemy się dziwnie, kiedy razem z nim idziemy szminkować usta nieboszczykom. A recenzent pisze coś o doskonałej metaforze ludzkiego losu.
A jak będzie u Ciebie, Luizo?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Perspektywa starszego pana od gorzkiej herbaty ;)
7Posłuchaj mnie uważnie, Thano,Thana pisze: (sob 02 mar 2024, 08:43) Luizo, ale tu w ogóle nie chodzi o definicję narcyzmu. Ja z pełną świadomością użyłam neologizmu narcyzowaty, zamiast normalnego przymiotnika narcystyczny, żeby uniknąć dyskusji o zaburzeniu narcystycznym, bo to jednak (wbrew pozorom) jest forum literackie, a nie psychiatryczne. Nie chodzi też o to, czy jakaś etykietka do bohatera pasuje, czy nie.
Myślę, że nie ma znaczenia, jakie to forum. Stwierdzasz, że narcyzowaty to nie to samo co narcystyczny. Jednakże określając jak widzisz te jego narcyzowate zachowania użyłaś cech definiujących zachowania narcystyczne i dałaś mu takie etykietki:
„Bo ja do wyższych celów jestem stworzony! Rozumiem, co jest naprawdę ważne, jestem lepszy niż ten cały motłoch dookoła.”
„Ach, jaki ja jestem genialny!”
„Powymądrzam się trochę, bo lubię. Ponauczam maluczkich z wyżyn mądrości swej.”
A więc trzymam się tu definicji płynącej z podanych przez ciebie odczuć.
Gdybyś natomiast wyjaśniła niesympatyczność jako zgorzkniałość, zawód kondycją ludzka, brak wiary w ludzi, poirytowanie i rozżalenie nimi, takie trochę uwieszenie się na dziecku swoim – ona kotwiczy mnie w tym życiu, bo nawet samotnik nie umie być całkiem samotny tak ekstremalnie, czyż nie? Czy o tę niewypowiedzianą prawdę mu chodziło? Mój bohaterze, tak było?
I ratowanie kotków, ani szminkowanie ust nieboszczykom wybacz, ale to no nie przystaje tu do niczego. Nie możesz mi narzucać bohatera, którego ty byś polubiła, którego ty masz wizję. Bo takiego możesz napisać sama. U siebie.
Według mnie to zbyt pochopnie przylepiłaś mu pewne dość na wyrost etykietki – „czuje się geniuszem, lepszym od całego motłochu itd”, a potem miałaś problem z wycofaniem się z tego, gdy udowodniłam ci, że obiektywnie one wcale z tekstu nie wynikają. Stosunek realnych przesłanek do tych projektowanych jest mniej więcej taki, jakbym ja widząc uśmiechnięta i idącą pewnym krokiem kobietę w spódniczce przed kolana stwierdziła: WIEM CO ONA SOBIE MYSLI jaka ona jest: zarozumiała! Myśli sobie, że jej nogi są najpiękniejsze, a pozostałe kobiety uważa za kaszaloty, co to zgrabnością jej do pięt nie dorastają.
Na ogół nie zgadzam się z twoim podejściem do pisania, w którym twierdzisz, że trzeba prozę ciąć jak najbardziej i wyrzucać z niej praktycznie wszystko, co się tylko da, bo, jak dla mnie, solidne cięcia i operowanie minimalizmem to domena poezji.
Ale tutaj podane przez ciebie dopowiedzenie jednak bym usunęła:
Zachował się bohatersko. I nie trzeba dodawać, że prawie idealnie mu to wyszło, ale drobna rzecz nie do końca, ale właściwie to prawie jakby do końca. Wybacz, ale to jest zbędne zapętlanie się.Thana pisze: (sob 02 mar 2024, 08:43) tego zbuntowanego chłopaka, który roznosił ulotki, a przyskrzyniony nikogo nie wsypał. Nie wiedziała, że kiedy mnie bili, byłem już gotowy podpisać lojalkę, ale zemdlałem, a oni później już do tego nie wrócili.
No i cóż, chyba jak na razie tyle, dyskusja myślę, że ciekawa, trochę o niezrozumieniu się wzajemnym, ale temat jak widać potrzebny.
Perspektywa starszego pana od gorzkiej herbaty ;)
8Moim zdaniem bardzo fajne wejście do głowy ojca i opisanie powtórnie kawiarnianej sytuacji, tym razem z jego perspektywy. Wcześniej było z perspektywy córki. Myślę, że to świetne ćwiczenie i wymaga sporej dozy wyobraźni i dystansu do siebie - zwłaszcza, że to najbliższa osoba.
Mimo to, mając już przeczytaną pierwszą wersję, mocno widzę w tym opisie osobę autorki. Ojciec jest jej odbiciem. Zbyt podobnym. Jego myśli płyną kobiecym rytmem. Łagodnym. Pełnym nostalgii. Klimat w zasadzie taki sam, jak w opowieści córki. A nawet tam była bardziej "męska" akcja z pijakiem napastującym sprzedawczynię i były rozmowy o kobietach. Brakuje mi tutaj jakiegoś męskiego "zadziora". Jakiegoś "wku...wu" na rzeczywistość, na jej brutalność. Jakiegoś lęku o przyszłość córki czy własną. Trochę senna i "miękka" ta męska postać moim zdaniem. A wydaje się, że kiedyś miał jaja, co sam wspomina.
A i jeszcze dodam, że ten facet, to nie jest jeszcze taki dziadek chyba. Gdzieś między 45-55 chyba. A styl myślenia dałaś mu trochę już dziadkowy.
Mimo to, mając już przeczytaną pierwszą wersję, mocno widzę w tym opisie osobę autorki. Ojciec jest jej odbiciem. Zbyt podobnym. Jego myśli płyną kobiecym rytmem. Łagodnym. Pełnym nostalgii. Klimat w zasadzie taki sam, jak w opowieści córki. A nawet tam była bardziej "męska" akcja z pijakiem napastującym sprzedawczynię i były rozmowy o kobietach. Brakuje mi tutaj jakiegoś męskiego "zadziora". Jakiegoś "wku...wu" na rzeczywistość, na jej brutalność. Jakiegoś lęku o przyszłość córki czy własną. Trochę senna i "miękka" ta męska postać moim zdaniem. A wydaje się, że kiedyś miał jaja, co sam wspomina.
A i jeszcze dodam, że ten facet, to nie jest jeszcze taki dziadek chyba. Gdzieś między 45-55 chyba. A styl myślenia dałaś mu trochę już dziadkowy.
Perspektywa starszego pana od gorzkiej herbaty ;)
9Oczywiście, że jest, jeśli całe życie spędziła głównie z nim i przyjmowała jego nawyki i jego sposób myślenia i ma jego połowę genów.
Bazując na twoim opisie, można wysnuć niepisany wniosek, że największe jaja i najwięcej męskości ma pan pijak z poprzedniego opowiadania, ale chyba nie o to ci chodziło, ale doceniam starania komentatorskie.Jakub2024 pisze: (ndz 28 kwie 2024, 11:14)
Brakuje mi tutaj jakiegoś męskiego "zadziora". Jakiegoś "wku...wu" na rzeczywistość, na jej brutalność. Jakiegoś lęku o przyszłość córki czy własną. Trochę senna i "miękka" ta męska postać moim zdaniem. A wydaje się, że kiedyś miał jaja, co sam wspomina.
Dzięki za komentarz.