Gang The Best Dziewczyn (młodzieżowe, sporadyczne wulgaryzmy)

1
Opłaciło się poczekać, całe poprzednie dwa tygodnie, deszcz zacinał zawzięcie, jakby chciał swoimi ciężkimi od kropel biczami, bezlitośnie smagać wszelkie jestestwo, które wynurzy się ze swojego schronienia; ale dzisiaj było inaczej.
Jak na tę porę roku, nastał dzień bezwietrzny i wyjątkowo pogodny. Nawet rzeka płynęła wolniutko, leniwie niosąc na swoim grzbiecie łabędzie.

- Taś taś, wy białe skurwysyny! Szybciej! – Sara krzyknęła, po czym wyciągnąwszy z torebki niedojedzoną bułkę, pomachała nią ptakom na zachętę.
- Umiesz przemawiać do zwierząt – stwierdziłam, rozbawiona.
- Ostatnio, gdy tu byłam sama i bez żarcia, bezczelnie obsyczały mnie, a nawet chciały skubnąć za nogawki. Ledwo co im zwiałam, a przecież to był jeden jedyny raz, gdy przyszłam z pustymi rękoma.
- Racja, straszni z nich terroryści, a przyzwyczajanie do dobrego takich, widzisz, czym się kończy.
- Te dwa mniejsze, jeszcze jakiś czas temu były szare, a teraz niedługo oddzielą się od starych – oznajmiła.

Ptaki, wyciągając długie szyje, natychmiast upomniały się o swoje i w lot łowiły unoszące się na wodzie okruszki.

- Teraz ty, muszę przedstawić im nową członkinię gangu The Best Dziewczyn, teraz jest już dwuosobowy - stwierdziła dumnie.
Sara podała mi kawałek bułki. Poszarpałam pieczywo na kilka kawałeczków i zamaszyście rzuciłam je w stronę łabędzi.
- Chyba nie pogryzą ci nogawek, dobrze jest – skomentowała, zadowolona.

Opuściłyśmy lekcje. I obie wiedziałyśmy, dlaczego. Miesiąc temu, traf chciał, że wpadłyśmy na siebie w szkolnym radiowęźle. Od razu udało nam się znaleźć wspólny język – outsiderka stroniąca od ludzi i zbuntowana dredziara…
Czekałyśmy na ten dzień, gdy wzajemnie pokażemy sobie ulubione zakątki naszego malowniczego, choć nieco zaniedbanego miasteczka. Ten dzień miał być czymś w rodzaju chrztu rodzącej się między nami przyjaźni. I był.

- No i jak, ogarnęłaś już wszystkich w klasie?
- Tak, w podstawówce było podobnie – kujonki, gwiazdeczki, wredne małpy, milsze dziewczyny, ale wolące zadawać się z innymi…
- Jakie, znowu, milsze? Chodzi ci o kategorie "praktyczne” - niby kolegują się z każdym, ale dopóki nie awansują do którejś z intratnych grup. A jak chłopaki w twojej klasie?
- Są i tacy spoko, ale bywają też złośliwe dupki, bufony, pupile nauczycielek, czarusie chcący poderwać wszystko, co się rusza… Zwisają mi chłopaki! - burknęłam, dość gniewnym tonem, dopiero po fakcie zdając sobie sprawę.
- A co ty tak się obruszyłaś?
- Chcesz zarwać do jakiegoś mojej klasy? Który, niby, cię kręci? – utkwiwszy w niej badawczy wzrok, spytałam bez ogródek.
- Nie, no co ty? Z ciekawości pytam. Wyluzuj, ty moja antyspołeczna świrusko.
- Wybacz.
- Spokojnie, nie jestem z tych debilek, co udają najlepszą kumpelę, a tak serio, interesują ją koledzy rzekomej psiapsiółki.
- Wydaje mi się, że… - nagle zaczęłam, ale natychmiast straciłam odwagę do kontynuowania wywodu.
- Że co? - spytała z zaciekawianiem.
- Że jeśli na kimś będzie mi zależeć to… nie będę się chciała dzielić z nikim tą osobą.
- To raczej normalne, tu nie Afryka, że chłopak ma pięć narzeczonych, a potem żon.
- Nie o to chodzi, ja… nie potrzebuję paczki, ale jeśli ktoś będzie dla mnie ważny, to boję się, że ja tę osobę osaczę i…
- I zamkniesz w piwnicy? – roześmiała się.
- No prawie.
- Jejku! Już rozumiem, w takim razie nie pytam o chłopaków, bo nie chcę się narazić na zamknięcie w piwnicy. A tak serio, to co czujesz, jest normalne. Nie masz rodzeństwa, twój stary, z tego co mówiłaś, zapracowany wraca późno do domu…
- Jestem dość osobliwa, dziwna, serio – stwierdziłam, utkwiwszy wzrok w czubkach swoich butów.
- Jakbyś miała mnóstwo fajnych znajomych, którzy szanowaliby cię, a ojciec poświęcałby ci czas i nadal chciałabyś kogoś zamknąć w piwnicy, albo nawet pokroić go na kawałki jeszcze… To wtedy byłabyś dziwna! – roześmiała się.
- Może masz rację, ale wczoraj nieźle nadepnęłam na odcisk dziewczynom z klasy.
- Którym?
- Wszystkim. No wiesz, miałyśmy mieć w-f, a one chciały w szatni siedzieć i uprosiły nauczycielkę, a ja… No wparowałam do kantorka i pytam się, czemu nie ćwiczymy. Babka zdębiała, a ja stwierdzam, że nie po to jest w-f, żeby tkwić bezczynnie w szatni. Kobita się wnerwiła i nazwała mnie… wrednym gnojem.
- Grubo, co było dalej?
- Taka naburmuszona wyciągnęła zdębiałe laski z szatni i miałyśmy w-f.
- Twoja antyspołeczność mi imponuje – uśmiechnęła się.
- No nie wiem, dlaczego to zrobiłam… Może chodzi o to, że zawsze inni muszą się podporządkowywać grupie klasowych księżniczek, a ja chcę im pokazać, że nie każdy, jak na zawołanie, robi to, co one chcą, a poza tym serio lubię w-f. Najbardziej, jak babka zabiera nas na siłownię, ale szkoda, że nie można podnosić sztangi, a tylko te małe hantle.
- Nieźle, u mnie, w domu prym wiedzie, mój genialnie uzdolniony starszy braciszek, i to matka, wpatrzona w synusia jak obraz, zawsze śpiewa, jak jej zagra. Póki co, moim największym buntem są te kłaki – już ci opowiadałam, jak stara prawie z domu mnie wyrzuciła, każąc natychmiast pozbyć się tych, jak to nazwała: paskudnych, sklejonych glutów?
- Mówiłaś. I wcale to nie są gluty, to jest sztuka tworzona z włosa – karkołomnie podsumowałam, ale na te słowa, twarz Sary pojaśniała jeszcze bardziej.
- Matka nie wiedziała, że jedynym wyjściem na zmianę fryzury u mnie, jest łysa pała… Biedna załamała się, że nie przypominam jej genialnego Dominisia z równo uczesanymi loczkami. Dominisia, dajesz wiarę? On ma już siedemnaście lat, a tak go nazywa. Ale, żeby kiedyś do mnie powiedziała: Saruniu kochana…
- Dopóki twój brat jest grzecznym chłopcem, startującym w olimpiadach, twoja stara interesuje się nim, ale gdyby tylko opuścił się w nauce i przestał być dumą mamusi… Faworyzowanie to ukryty koszmar przymusu zaspakajania narcystycznych aspiracji rodzica.
- Jezu, masz rację! Gadasz jak naukowiec jakiś, a nawet nie znasz mojej starej, ale jest taka, jak mówisz. Jak ty to ogarnęłaś?!
- Lubię zbierać informacje, kategoryzując ludzi ze względu na motywacje ich działania, tak jakbym tworzyła algorytm… Kilka lat już czytam psychologiczne książki, no wiesz, poradniki, ale też takie z zakresu psychiatrii.
- Nieźle, moja świrusko, ty chcesz czytać ludzi jak książkę, ale czemu tak robisz? Pragniesz nad nimi panować?
- Nie. Tata powtarza, że ludzie są niebezpieczni, trzeba ich wyprzedzać o krok. Spokojnie, nie zamierzam wykorzystywać tego do czynienia innym krzywdy, a jedynie do obrony. Wiem, jestem dziwna. Bywam też niemiła.
- Nie, to raczej… - nagle urwała.
- No, powiedz.
- Nie chciałabym urazić cię.
- A jednak uważasz, że jestem dziwna! – odparłam z wyrzutem.
- Nie, nie ty, twój tata.
- On się martwi o mnie. Myślę, że przed laty, trochę mu odwaliło. Bardzo kochał mamę, a ona… odeszła.
- Przykro mi. Masz z nią jakiś kontakt?
- Z mamą? Nie, mnie chodziło o to, że umarła.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj, nic się nie stało.
- Wiesz co, Kaśka?
- Co?
- Nie jesteś dziwna i nie jesteś niemiła, po prostu jesteś szczera i prawdziwa, ale niektórzy mają ci to za złe. Nie przejmuj się i nigdy nie zmieniaj. Obiecaj, że jak już będziemy stare, takie po trzydziestce, i z mężami oraz dziećmi, to nadal pozostaniesz sobą.
- Przysięgam.
- Jezu, nie rycz, świrusko!
- Wiesz, podziwiam cię za ten dredowy bunt przeciwko matce – stwierdziłam, usiłując bezskutecznie ukryć napływające do ocz łzy.
- To nic wielkiego.
- Ja, za cholerę, nie miałabym odwagi przeciwstawić się w czymkolwiek ojcu. Tak, czy owak jestem mu wdzięczna, że po prostu stara się, tak jak umie. On też wiele w swoim życiu przeszedł – nerwowo uśmiechnęłam się.
- Rozumiem. Wiesz, o czym teraz myślę? O czarnych paznokciach. Matka się wścieknie.
- Chcesz, żeby cię zauważyła, a nie tylko tego kujona? Przepraszam. Nie chciałam tak bezpośrednio, często zwracano mi uwagę, że wpieprzam się w nieswoje sprawy.
- Kaśka, jak jeszcze raz za coś, kurwa, przeprosisz, to nie ręczę za siebie. I jasne, że z tymi paznokciami to chcę wkurwić starą, skoro tylko wtedy mnie widzi… Ale dzięki temu, tworzę siebie, a nie obrazek do jej zasranego idealnego albumu!
- Tak trzymaj.

Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Łabędzie, upewniwszy się, że "stołówka, na dziś, już więcej nie ma do zaoferowania”, odcumowały gęsiego od brzegu, dumnie wypływając na środek rzeki.
Wpatrzona w przystrojone ciepłymi kolorami niebo, czułam się tak, jakby ten dzień stanowił coś w rodzaju wrót do nowego wymiaru, innego życia. Wcześniej nie wiedziałam, jak to jest mieć kogoś tak bardzo ci bliskiego, a teraz mogłam powiedzieć jedno: wreszcie rozumiem, jak wygląda szczęście - jest oryginalne, niepodrabialne wręcz, ma fascynujące dredy i niewyparzoną buzię - klnie jak szewc, a do tego każe mi nigdy się nie zmieniać.

Muzyka dla klimatu:

Gang The Best Dziewczyn (młodzieżowe, sporadyczne wulgaryzmy)

2
Najpierw wyrywkowo:
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) Opłaciło się poczekać, całe poprzednie dwa tygodnie, deszcz zacinał zawzięcie, jakby chciał swoimi ciężkimi od kropel biczami, bezlitośnie smagać wszelkie jestestwo, które wynurzy się ze swojego schronienia; ale dzisiaj było inaczej.
Strasznie zawiły początek ze zbędnymi słowami, nadmiarowymi przecinkami i dziwnymi określeniami (np. wszelkie jestestwo). Gdyby uprościć: Przez całe dwa tygodnie deszcz zacinał zawzięcie, bezlitośnie smagając ciężkimi od kropel biczami wszystko, co odważyło się wynurzyć ze schronienia. Opłaciło się poczekać; dzisiaj było inaczej.
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) - Umiesz przemawiać do zwierząt – stwierdziłam, rozbawiona.
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) - Te dwa mniejsze, jeszcze jakiś czas temu były szare
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) (...) dobrze jest – skomentowała, zadowolona.
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) I obie wiedziałyśmy, dlaczego
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) Miesiąc temu, traf chciał
Zbędny przecinek.
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) Ten dzień miał być czymś w rodzaju chrztu rodzącej się między nami przyjaźni. I był.
Moim zdaniem niepotrzebne dopowiedzenie.
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) - Jakie, znowu, milsze?
Zbędne przecinki.
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) Który, niby, cię kręci? – utkwiwszy w niej badawczy wzrok, spytałam bez ogródek.
Który niby cię kręci? -- spytałam bez ogródek, uktwiwszy w niej badawczy wzrok.
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) - Twoja antyspołeczność mi imponuje – uśmiechnęła się.
Jeśli już: -- Twoja antyspołeczność mi imponuje. -- Uśmiechnęła się.
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) u mnie, w domu prym wiedzie, mój genialnie uzdolniony starszy braciszek, i to matka (...) Póki co, moim największym buntem są te kłaki
Luiza Lamparska pisze: (czw 15 cze 2023, 04:40) - Ja, za cholerę, nie miałabym odwagi przeciwstawić się w czymkolwiek ojcu
Niepotrzebne przecinki.

Także podsumowując te wyrywki, głównie przecinki w dziwnych miejscach. Ponownie nie gra mi też to, że tekst składa się praktycznie z samych dialogów i kilku suchych atrybucji dialogowych. Lubię historie o przyjaźni, zwłaszcza między kobietami, ale tutaj właściwie nie było historii - dziewczyny już się zapoznały i polubiły i teraz tylko opowiadają sobie różne rzeczy, udzielając bezwarunkowego wsparcia. No i właśnie wszystkie zdarzenia są tylko opowiadane i to w dodatku w dialogu (sytuacja rodzinna, lekcja w-fu, standardowe szkolne łatki), więc brakowało mi konfliktu, napięcia, jakiejś niepewności, refleksji i tak dalej. A no i ptaków nie karmi się chlebem, nie słyszały? :D

Gang The Best Dziewczyn (młodzieżowe, sporadyczne wulgaryzmy)

3
Tak, w tym początku są zbędne słowa, zaimkoza lekka. Pośpiech robi swoje. Tam dalej są niedomknięte przecinkiem końcowym wtrącenia, po uśmiechnęła z dużej, bo niewmówione- owszem. Kwestia "utkwiwszy w niej badawczy wzrok, spytała" i jej podobne - w dowolnej kolejności.
ledwo pisze: (czw 15 cze 2023, 19:45) dziewczyny już się zapoznały i polubiły i teraz tylko opowiadają sobie różne rzeczy, udzielając bezwarunkowego wsparcia.
Nie do końca - one zauważają u siebie zalety i mocne strony, wzmacniają je oraz dopingują się. Taka jest rola prawdziwej przyjaźni. Przyjaciel widzi więcej niż "zwykli" ludzie.
ledwo pisze: (czw 15 cze 2023, 19:45) No i właśnie wszystkie zdarzenia są tylko opowiadane i to w dodatku w dialogu (sytuacja rodzinna, lekcja w-fu, standardowe szkolne łatki), więc brakowało mi konfliktu, napięcia, jakiejś niepewności, refleksji i tak dalej. A no i ptaków nie karmi się chlebem, nie słyszały?
To jest miniatura, nie bez powodu.
Miniatury nie są od budowania historii. Nie będzie tu pokazany tzw. "proces tworzenia się relacji", bo na to potrzeba co najmniej kilku scen, a tu jest jedna.
Mamy tu raczej skupienie się na tzw. "stanie przejścia" - pewnym momencie lub zmianie - tutaj, z koleżanek stają się one przyjaciółkami, jest uchwycony ten moment, a jednocześnie starłam się zarysować obraz środowisk rodzinnych, co w tak krótkim tekście jest też trudne do zrobienia.

Tutaj nośnikiem poziomu zaawansowania relacji nie jest opis jej zacieśniania się, ale sposób komunikacji - one już bardzo dużo sobie mówią, intymne rzeczy - swoje problemy, sytuację rodzinną, kompleksy, a także potrafią dostrzec w sobie to, co najlepsze, z czego mogą być dumne.

O tych ptakach to chyba zaledwie kilka lat temu zrobiło się halo, jeśli chodzi o niekarmienie chlebem.

Dziękuję za odwiedziny
:)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron