Pierwszy gest niczym dreszcz, nagłe pożądanie. Jeszcze nie wiadomo, czy tańca, czy śmierci.
Ona - jasny płomień - w sukni pięknej jak krew, wiruje i nęci, drażni i pociąga, zbliża się pewnym krokiem, gotowa na dotyk.
On ma w oczach żar, i w ustach pragnienie. W myślach rodzi się grzech, już przyspiesza oddech, dłonie pewnym ruchem zakreślają przestrzeń. Krok i krok, coraz bliżej, zwodzi i zakręca, aż chwyta ją nagle, przyciąga do siebie - ona drży odchylona, czekając na pchnięcie.
Teraz już razem, z ekspresją i wdziękiem, jeszcze obrót, dwa, już mięśnie napięte gotowe na znak, na ostatnie brzmienie wysokiego dźwięku. Splecenie szczęściem.