Zwierzęta, nie ludzie [wulgaryzmy, drastyczne sceny]

1
Przed lekturą, uprzedzam. Tekst zawiera wulgaryzmy oraz opisy sytuacji, które co bardziej wrażliwych mogą odrzucać. Całość powstała całkowicie spontanicznie, domagając się napisania.

- Rzucił się na mnie, przysięgam! - Oskar zwrócił się do policjantów, zanim jeszcze zdążyli podejść. Dwójka mundurowych przystanęła, parę metrów od niego. Przyglądali się badawczo zastanej scenie. Trzeci, najmłodszy odszedł nieco dalej, zielony na twarzy. Trup leżał na ziemi, z nożem wbitym w szyję.
- Całe szczęście, że upadł tuż obok studzienki ściekowej. - Powiedział jeden z policjantów, zwracając się do kolegi. - Czyścić za bardzo nie trzeba będzie. Gorzej, że zwieracze puściły. Ja się go nie tykam. Nie ma mowy, Robert. Teraz twoja kolej, żeby próbki pobierać.
- No co ty, Stasiu. - drugi policjant spojrzał na rozmówcę z niewinną miną. - Przecież młodego musimy podszkolić. Marek, dawaj tutaj! - Krzyknął, machając ramieniem, zapraszając Młodego. - No, co taki niewyraźny? Uczyć się będziesz. Chciałeś przecież.
- A... A... Ale, panie kolego... Ja... Nie wiem... Nie-nie-niedobrze mi chyba. - jąkał się trzeci, głośno przełykając ślinę. - Nie dam rady.
- A tam, pierdolisz. Komendantowi się żalisz, że się wykazać nie dajemy, a jak przyjdzie co do czego, to co, ogon podwijasz i nazad chcesz iść? - Robert był wyraźnie ubawiony, mogąc się wyżyć na swoim współpracowniku. - Dobra, to chociaż wywiad przeprowadź. Pan pomoże, prawda, panie kochany? Nie chcesz pan przecież milczeć, na komendzie się tłumaczyć… Atmosfera tam taka, nie za bardzo do rozmów. - zwrócił się do Oskara, który kucał na palcach, podpierając się dłonią o chodnik. Od nadmiaru emocji kręciło mu się w głowie.
- Powiem. - Powiedział tylko, zaciskając wargi.
- Imię? - Młody wyciągnął notatnik, gotowy zapisać wszystko, co usłyszy.
- No co Ty, Maruś. To nie tak się robi, nie tak. - żachnął się Stasiu od razu. - Zapytaj się grzecznie, co się stało. Potem o dane wypytuj, jak służbistą chcesz być. No, co to się stało, żeście gościowi szyję rozharatali? Wiecie, że minimum osiem latek wam za to grozi?
- Zaatakował mnie. - Oskar spojrzał na zwłoki. - Nie miałem wyboru.
- Ale co się stało? - dopytywał Stasiek. - Szedł sobie ulicą i nagle się na ciebie rzucił? Nie klei się jakoś ta historyjka.
- On... To Krzysiek. Znajomy z dzieciństwa. Lata razem spędziliśmy. – Zerknął na niego znowu. Pociągnął nosem, zasmarkał się cały. Łzy leciały mu po policzkach.
- No już, w porządku. - Robert objął roztrzęsionego Oskara ramieniem. Pociągnął go w tył, żeby usiadł na ziemi. - Czemu go zabiłeś? O kasę wam poszło? Narkotyki jakieś?
- Nie tak. To wszystko nie tak. Musiałem to zrobić, nie przestałby inaczej.
- Nie przestałby czego? - Spytał Młody znad notesu, zapisując skrzętnie każde słowo. - Denat was nachodził?
- Kurde, Młody, wyczucia trochę! Toż to tragedia ludzka się stała, a ty tak bezosobowo. Niczego was w tej szkole nie nauczyli? - Odezwał się Robert. - Co ten Krzysiek zrobił, powiedzcie no, proszę.
- Ludzi torturował. Zabijał, znęcał się nad nami.
- Co robił? Nad nami, czyli nad kim? - Policjanci wytrzeszczyli oczy. - Stasiu, skuj pana. - Starszy mundurowy podszedł do Oskara, zakuwając mu ręce. Mężczyzna nie oponował. Siedział tylko, beznamiętnie.
- W szoku jest chyba. - Powiedział Stasiek.
- No przecież. Sam byś był. - Robert pokiwał głową, poprawił okulary.
- Musimy coś zrobić, bo nic nam nie powie.
- Sam dobrze wiesz, co.
- Pewny jesteś? W raporcie będzie trzeba ściemniać. - Ostatnie zdanie wyszeptał do ucha kolegi tak, żeby tylko on mógł je usłyszeć.
- Biorę to na siebie. - Usłyszał odpowiedź.
- Dobra. W porządku.
- Młody, leć po termos. - Zakomenderował Robert. Chłopak chciał coś powiedzieć, sprzeciwić się jakoś. Otworzył już usta, umilkł jednak, napotykając stalowe spojrzenie przełożonego. Schował notes w kieszonkę na piersi i ruszył do radiowozu. Wrócił za chwilę, niosąc termos pod pachą. - Proszę. - Podał Oskarowi kubek, do którego wlał przezroczysty płyn.
- Okej, słuchaj mnie teraz uważnie. - Robert ujął twarz Oskara, zwracając ją ku sobie. Patrzył mu prosto w oczy. Zmienił ton głosu na bardziej poważny.- Musisz się uspokoić. Napij się tego, policz do dziesięciu i powiedz, co dokładnie się stało. Musimy to wiedzieć, to bardzo, mówię to serio, naprawdę bardzo ważne. Wiem, że jesteś w nerwach, ale proszę cię o to, mimo wszystko. Kim był ten Krzysiek? Co zrobił? Czemu go zabiłeś?
Oskar pociągnął nosem. Wziął w ręce kubek, popatrzył chwilę, powąchał. Wódka. Wypił ją na raz, przełykając szybko. Oczy mu się zaszkliły. Rozkasłał się, zaślinił cały. Wypuścił powietrze, nabrał je z powrotem.
- Krzysiek. On oszalał. Martę zabił. Pociął na kawałki. Zwierzę, nie człowiek. Potwór prawdziwy. - Wyrzucił z siebie w końcu. - Wiecie co z nią zrobił? Zeżarł ją, kurwa! Jeszcze nam kazał. Nożem wygrażał. Jednego pociął. Żyły mu potem zszywaczem naprawiał.
- Co zrobił?! - Starsi policjanci spojrzeli na siebie. Młody dalej notował, blady coraz bardziej. - Ja pierdolę, chłopie. Wiesz, co to oznacza? Lata dochodzenia.
- Miał takie stowarzyszenie, "Ubogich przyodziać". Zbierał fundusze na ubrania dla biednych. Rozdawał je potem, spotkania robił. Ludzie go kochali. Pomagać chciał innym. Mówił, że wszyscy będziemy zbawieni, jak tak dalej pójdzie. Pamiętam, jak mówił : Oskar, naprawdę, dusza twoja, razem z moją, do nieba już leci. Co chwilę to powtarzał. Ale potem... Potem coś się zmieniło. On się zmienił. Twarz taka sama, wygląd podobny, oczy tylko jakieś puste mu się zrobiły. Zaczął mówić, że jest zesłańcem, który posługę ma czynić na Ziemi. Fundację zamienił na "Wniebowstąpienie" i zamiast zbiórek, msze postanowił zorganizować. Jak pastor jakiś amerykański, czy cholera wie co.
- Sektę założył? - Robert przestąpił z nogi na nogę. - No, no, ładne ziółko. Co dalej było?
- Nie chcę o tym mówić. - Oskar spuścił wzrok, wgapiając się w buty.
- Dobrze, powiesz o tym prokuratorowi. - Stasiek skinął głową na pozostałych. - Zawijamy go.
- Nie, panowie, zaraz! - Zaoponował. - Powiem.
- Czekamy.
- No, wynajął magazyn stary jakiś, za bezcen. Na kościół przerobił. Ambonę skądś przywlókł, nie wiem nawet skąd. Ulotki rozdawał na mieście, na pierwszym zebraniu już zbawienie ludziom obiecywał. Przyszło do niego parę świrów. Ja też, w końcu to przyjaciel. Zaczęło się niewinnie. Drinki przy wejściu rozdawał, osobiście wręczając. Patrzył tylko, czy aby kto nie pije. Morały nam kazał, mówił, że trzeba być dobrym dla innych, pieniądze mu dawać, bo on dobry pożytek z nich zrobi. Ogólnie moralizował co chwilę. Potem zaczął mówić, że z kometą tu zleciał, żeby dobro na świecie móc czynić. Nie z tego świata, ma się rozumieć. Nagadał ludziom, że on zna drogę, jedyną taką, która duszę uwalnia, wniebowstąpienie zapewnia za życia. Myślałem, że żartuje, ale gdzie tam. Przyklaskiwały mu jeszcze te świry, wierząc mu totalnie. Potem przywołał Martę na środek, koleżankę naszą. Mówił, że na przykładzie pokaże, jak dusza ma ciało opuszczać. Poszła, bez życia jakoś. Nie wiem, czy ją naćpał, czy o co chodziło, ale oczy takie same jak on miała, puste, bez wyrazu. - Przerwał na chwilę, rozkleił się znowu. Policjanci wsłuchiwali się uważnie w każde jego słowo, zerkając od czasu do czasu na zwłoki. Nawet Młody przestał pisać.
- Co było dalej? - Zapytał.
- Nóż wyjął, słowo daję, nie wiem skąd. Wielki był jak przedramię. Dźgnął ją prosto w serce, złapał ją za głowę i położył zaraz. Ludzie się przerazili, uciekać zaczęli próbować, ale nie wiem, drzwi jakoś zamknął, że wyjść się nie dało. Sam w nie waliłem jak powalony. Paru z tych świrów podeszło bliżej do Marty, wgapiali się w nią z jakąś fascynacją niezdrową. A Krzysiek... Krzysiek śpiewać zaczął.
- Co zaczął robić?! - Stasiek pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Śpiewał. Czysty miał głos, piękny bardzo, hipnotyzujący. Jak on to zrobił, do teraz w głowę zachodzę. Przestaliśmy panikować, uwagę na nim skupiając. Kiedy przestał śpiewać, każdy się w niego wpatrywał. Cicho było okropnie, prawie że oddychać żeśmy przestali. Powiedział, że każdy, kto spróbuje ciała z Marty skrojonego, część jej duszy otrzyma. Tak dokładnie powiedział, pamiętam. Tymi samymi słowami. Szaleństwo, naprawdę. Kto by czegoś takiego posłuchał? A jednak słuchali go ludzie, charyzmę nieludzką miał w sobie. Podchodzili karnie, jeden po drugim, kroili ją i pchali to mięso zakrwawione, do ust. Rzygać mi się chciało, ale przestać sam też nie mogłem. Stałem z nimi, w kolejce, jak bydło na rzeź prowadzone. Jadłem ją z nimi. Koszmar. Jak przez mgłę to pamiętam. Nie wiem, co z nami zrobił. Chyba w tych drinkach musiało coś być, no bo jak inaczej...
-Nie chcę dalej słuchać. - Urwał Robert, podnosząc Oskara. Wrzucił go do radiowozu, ciskając, mocniej, niż zamierzał. Stanęli na zewnątrz, patrząc na skutego mężczyznę. Płakał ciągle i smarkał, zalewając koszulę.
- Musimy to zgłosić. Najlepiej od razu. - Młody był pierwszym, który się odezwał.
- I co dalej zrobisz? Zabił tego śmiecia, przecie. Kanibalizm, morderstwo, naćpany czymś, ewidentnie. Nie jego wina do końca. Do psychiatryka go wezmą i wyjdzie za chwilę, innych mordować.
- Dadzą mu wyrok. Zamknijmy go.
- I co sąd powie? Przecież nie chciał tego zrobić. Zmuszony był. - Stasiek nie zgadzał się z Młodym. - Mówię Ci, roku nawet nie przesiedzi.
- Ale po to jesteśmy. Zamykamy ludzi. A co sąd powie? Nie moja sprawa. Prawo jest prawo. - Młody sięgał już po krótkofalówkę. - Zgłaszam zdarzenie, potem będziemy się martwić. Nacisnął na przycisk. - Podkomisarz Maruszkiewicz melduje zatrzymanie niebezpiecznego osobnika, lat około 35. Podejrzany o morderstwo, jedziemy na komendę.
Robert wyciągnął z kabury pistolet. Wymierzył, nacisnął na spust. Poprawił jeszcze. Dwa strzały w klatkę, jeden w głowę. Młody nie mógł tego przeżyć. Zwalił się na ziemię, bezgłośnie. Oskar szarpał za klamkę, próbując wydostać się z radiowozu. Stasiek, stojący najbliżej auta, otworzył drzwi. Mężczyzna wybiegł, pędząc przed siebie, z rękami skutymi na plecach. Huknęły strzały, trzykrotnie znowu. Ciało walnęło z łomotem, zwalając się na pobliski samochód.
- Kurwa, kajdanki. - Stasiek rzucił się, żeby rozkuć zabitego mężczyznę. - Po coś to zrobił?! - Wykrzyczał. Od strzałów piszczało mu w uszach.
- Nie było tematu. Uprzątniemy tu jakoś. Melduj. Funkcjonariusza na służbie we dwóch zaatakowali, ze skutkiem śmiertelnym. Reagować trzeba było.
- W co myśmy się wpakowali, Robert... - Stasiek sięgnął po krótkofalówkę. - Artykuł 223. Maruszkiewicz nie żyje. Sprawcy zabici, w samoobronie. Przyślijcie ekipę, szybko.
- Zwierzęta, nie ludzie. Po co ma żyć takie. A Młody? On by zakapował, na pewno. Zbyt niewinny na ten świat przyszedł.
Usiedli na masce radiowozu, patrząc gdzieś przed siebie. Czekali. W oddali zaryczały syreny.

Zwierzęta, nie ludzie [wulgaryzmy, drastyczne sceny]

2
Niestety, nie kupuję tego tekstu kompletnie.

Od samego początku sytuacja jest jakoś tak kreowana na siłę i w pośpiechu.
Jak ci policjanci tam spadli? Patrząc po tym, że na koniec wciskają swoim jakiś kit, to wysłani do zdarzenia nie byli. Czyli wygląda na to, że jakiś randomowy patrol trafił na trupa i mordercę...

... i zamiast ogarnąć gościa i zabezpieczyć miejsce zdarzenia zaczynają coś pierniczyć o zwieraczach, po czym chcą, żeby policjant, który tego nie umie robić, zbierał jakieś próbki? To przecież nie polega na zapakowaniu trupa do worka, tylko jest masą precyzyjnych czynności (zwłaszcza, jak chcą daktyloskopijne czy biologiczne ślady zabezpieczyć, a nie zepsuć). Młody to tam może chyba co najwyżej na szybko zdjęcia porobić.
Ani nie trzymają się procedur, ani nie łamią ich w sposób, który zdradzałby jakikolwiek cel.
I teraz tak - może każdy z tych elementów z osobna da się obronić. Może da się znaleźć sytuację, w której tak by się to toczyło. Ale bez żadnego tła, zebrane na szybko w jeden obrazek to się nie broni. Trudno uwierzyć w te postaci, zrozumieć, do czego zmierzają, po co coś robią itd. Na początku myślałam, że to będzie banda przebierańców, wkręcająca z jakichś powodów zabójcę :lol: No ale nie.

Kontynuują gadanie (o którym zaraz), po czym wpadają na takie piękne pomysły:
Sonas pisze: (wt 03 lis 2020, 13:30) Podkomisarz Maruszkiewicz melduje zatrzymanie niebezpiecznego osobnika, lat około 35. Podejrzany o morderstwo, jedziemy na komendę.
A co z trupem? Zostawią go na ulicy? Nie podają żadnej lokalizacji, nie wzywają techników?

Potem przechodzą do pomysłu ze zrobieniem krwawej jatki, co już zupełnie nie wiadomo, czemu ma służyć (poza trafieniem do pierdla, bo przecież ich pomysł na wykręcenie się nie ma kompletnie sensu). Bohaterowie chyba też nie wiedzą, czemu i po co to zrobili. Rzucają niby jakieś bon moty o tym, jacy to mordercy źli, a młody naiwny i kapuś, ale to słaba podbudowa do ich wcześniejszych działań.

Zeznania też nie pomagają. Opowieść Oskara ma być wstrząsająca/odrażająca czy co tam jeszcze, ale trudno się zaangażować w rozmowę czterech gadających głów, z których jedna próbuje wykazywać charakter przerysowanego zblazowanego gliny, a reszta w ogóle charakteru nie ma. Trochę trudno zrozumieć motywacje obu stron i tak jak u zabójcy dużo można wytłumaczyć szokiem, tak znowu gliniarze zdają się nie wiedzieć, do czego chcą dotrzeć. No bo gdyby chcieli poznać, co zaszło, to spoko, ma sens, ale... Ostatecznie przerywają przesłuchanie przed dojściem do morderstwa. Więc wiemy tylko, co denat zrobił kiedyś tam, ale nie, co się stało tutaj. Do marudzenia, że sądy robią nie to, co trzeba, nie była konieczna cała ta rozbudowana historia.

Ostatecznie więc zostaje poczucie, że motywacją bohaterów jest "bo autor tekstu tak chciał". No i to się nie broni.

Do tego dochodzi problem trochę drewnianych dialogów (zwłaszcza ten zblazowany glina brzmi jakby naoglądał się seriali o policjantach i rozpaczliwie próbował wpasować się w jakąś kliszę) i błędów w ich zapisie. Zwykle jak gdzieś wpadnie kropka czy wielka litera nie tak jak trzeba, to macham ręką. Ale w tekście, który w 90% składa się z dialogu warto by było zadbać o poprawny zapis (całkiem dobrze rozpisane reguły masz na przykład tutaj: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/ja ... c-dialogi/ ).

Z drobniejszych rzeczy - lubisz formę "robił [...], -ąc". To oznacza równoczesność dwóch czynności, czy chociaż jakieś się ich przeplatanie. Tutaj wyskakują takie kwiatki:
Sonas pisze: (wt 03 lis 2020, 13:30) - Powiem. - Powiedział tylko, zaciskając wargi.
Mówił zaciskając wargi? To chyba mogło być ciężkie. Raczej powiedział coś, a potem zacisnął wargi.
Sonas pisze: (wt 03 lis 2020, 13:30) Starszy mundurowy podszedł do Oskara, zakuwając mu ręce.
"Podszedł zakuwając" brzmi jakby gość by szedł i w drodze skuwał faceta. To nie za bardzo działa. "Podszedł i zakuł" jak już.

Jeszcze to wzbudziło moje wątpliwości:
Sonas pisze: (wt 03 lis 2020, 13:30) Siedział tylko, beznamiętnie.
Zgrzyta mi to "beznamiętne siedzenie". Zwłaszcza, że tutaj gość raczej wpada w jakąś katatonię niż jest obojętny.

Na koniec jeszcze. Chyba czuję, co tu miało czytelnika uderzyć, ale jak dla mnie utonęło to gdzieś w masie nielogiczności i rozwleczonych, prowadzących donikąd dialogach.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Zwierzęta, nie ludzie [wulgaryzmy, drastyczne sceny]

3
Adrianna,
Dziękuję Ci bardzo za podesłanie odnośnika do poradnika o dialogach. Przyda się :)
Mogłabyś, proszę, rozwinąć, co sprawia, że dialogi wypadają drewnianie? Proszę z czystej ciekawości. 😁
Miło z Twojej strony, że mimo tego, że tekst totalnie nie trafia, postanowiłaś wypunktować, co jest z nim nie tak.
Jak najbardziej się zgadzam z Twoją perspektywą. Chciałem, żeby to było bardzo przerysowane, trochę komiksowo. Robert miał być w zamyśle główną postacią, która nie posiada motywu do zabijania. Jak tylko poczuje, że ktoś się "męczy w życiu", po prostu zabija, nie myśląc o tym za dużo.
Nadal nie czuję, dlaczego totalnie wszystkie z postaci, które służą za tło muszą mieć "charakter".

Dzięki za wycisk!

Zwierzęta, nie ludzie [wulgaryzmy, drastyczne sceny]

6
Tam jest duzo więcej takich kwiatków, ale coś źle wcisnąłem i wyszedł komentarz widmo. Potem przeczytałem komentarz Ady i chyba nie ma sensu już cię bardziej stresować vel pouczać or zmieniać twej wizji artystycznej.
Tak czy siak; pracuj nad stylem, przyczyna - skutek, sens i logika wydarzeń.
Moja rada - Traktuj te komentarze, zwłaszcza negatywne, pouczające i ogólnie złe dla ciebie jako dobro, które spadło za darmo z Nieba. Naucz się komentarza Ady na pamięć( poważnie), a gdy bedziesz pisał kolejny tekst, to wtedy zobaczysz ile w nim wiedzy i doświadczenia.

Zwierzęta, nie ludzie [wulgaryzmy, drastyczne sceny]

7
Sonas pisze: (wt 10 lis 2020, 19:04) Nadal nie czuję, dlaczego totalnie wszystkie z postaci, które służą za tło muszą mieć "charakter".
Czy "totalnie wszystkie" i czy zawsze "muszą"? Zapewne nie. W pisaniu w ogóle rzadko są jakieś reguły, które zawsze i wszędzie... Ale.
Będę twierdzić, że w tekście COŚ musi być. I teraz, jeśli fabuła się sypie, język po prostu jest (nie tak piękny, by czytało się dla niego samego), a bohaterowie są papierowi, to tekst się zwyczajnie nie broni.
Tu moim zdaniem aż się prosi o charaktery, bo 90% tekstu opiera się na gadaniu czterech gości, które samo w sobie jakieś porywające nie jest i na ich reakcjach, które nie za bardzo mają sens. (charaktery mogłoby tym działaniom jakiś sens nadać chociażby). Na pewno można by zastosować i inne remedium, ale tak czy tak jakieś jest potrzebne.

Tutaj jeszcze uwaga. Nawet bohater, któremu chciałeś dać jakiś charakter sprawia wrażenie raczej kliszy i tego, co chciałeś o nim powiedzieć moim zdaniem nie powiedziałeś.
Sonas pisze: (wt 10 lis 2020, 19:04) Robert miał być w zamyśle główną postacią, która nie posiada motywu do zabijania.
Motywu do zabijania nie posiada, owszem, ale nie za bardzo był dla mnie "główną postacią", bo zlewał się ze Staśkiem.
Sonas pisze: (wt 10 lis 2020, 19:04) Jak tylko poczuje, że ktoś się "męczy w życiu", po prostu zabija, nie myśląc o tym za dużo.
Nie sposób się domyślić, że on uznał, że ktoś "się męczy w życiu" (zwłaszcza w odniesieniu do młodego, który po prostu zamierzał robić swoje i mieć martwienie się sądami gdzieś).

Co do drewna w dialogach to trudniejsze pytanie, bo bardziej to "drewno" czuję niż umiem rozłożyć na czynniki pierwsze. Tu by pewnie Chii mogła więcej pomóc. :hm: Ale spróbuję rozwinąć myśl.

Pierwsze, co sądzę, że wywołało moje odczucie, to wrażenie, że postaci nie tyle rozmawiają, co odgrywają role.
Robert i Stasiek to tacy typowi, zblazowani gliniarze, więc walą jakieś pseudowyluzowane tekściki:
Sonas pisze: (wt 03 lis 2020, 13:30) Pan pomoże, prawda, panie kochany? Nie chcesz pan przecież milczeć, na komendzie się tłumaczyć… Atmosfera tam taka, nie za bardzo do rozmów.
Sonas pisze: (wt 03 lis 2020, 13:30) Toż to tragedia ludzka się stała, a ty tak bezosobowo. Niczego was w tej szkole nie nauczyli?
Sonas pisze: (wt 03 lis 2020, 13:30) - No co Ty, Maruś. To nie tak się robi, nie tak.
Młody jest oczywiście spiętą ofermą, więc albo się jąka i maże, albo spina i jedzie jak z kartki.
Oskar też ma zastaw typowych odpowiedzi, reakcji na groźby itd.
To sprawia, że dialog się usztywnia. Nie widać w nim żywych ludzi, tylko jakieś kartonowe szablony.

Druga rzecz, na którą zresztą naprowadził mnie komentarz Tomka powyżej to didaskalia. I nie chodzi mi nawet o ich dopasowanie do wypowiedzi, bo na to, przyznam, nie zwróciłam uwagi, ale ich liczba. Prawie każda wypowiedź jest czymś opatrzona. "zwrócił/powiedział/spojrzał/krzyknął/jąkał się/był ubawiony/powiedział/wyciągnął notatnik/żachnął się/spojrzał/dopytywał" to zbiór z pierwszych 17 linijek uwzględniający tylko to, co wyskakuje wprost po wypowiedzi. Przy czterech bohaterach, sporej liczbie czasowników opisujących do tego ich czynności itd. sprawia to wrażenie, że dialog jest "posiekany". Nie idzie go płynnie, naturalnie przeczytać w głowie, bo narrator do najprostszej nawet wypowiedzi musi nam wytłumaczyć, jak została powiedziana/co jej towarzyszy, no i upewnić się, że wiemy, kto ją wypowiedział. Wiem, że przy czterech postaciach, które nie różnią się sposobem mowy nie jest łatwo unikać atrybucji dialogów, ale trochę jednak się da i tu by się przydało.

Tyle chyba w tym temacie umiem od siebie wyjaśnić.

Na koniec tylko jeszcze.
tomek3000xxl pisze: (wt 10 lis 2020, 21:55) Moja rada - Traktuj te komentarze, zwłaszcza negatywne, pouczające i ogólnie złe dla ciebie jako dobro, które spadło za darmo z Nieba. Naucz się komentarza Ady na pamięć( poważnie), a gdy bedziesz pisał kolejny tekst, to wtedy zobaczysz ile w nim wiedzy i doświadczenia.
Moja rada - nie ucz się broń Boże mojego komentarza na pamięć! Wyciągnij z niego, co Ci się przyda, co Ci przeszkadza odrzuć. Jak bardzo bym się nie starała, komentując, na pewno nie zawsze, nie dla każdego moja rada będzie dobra :)

Pozdrowienia :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Zwierzęta, nie ludzie [wulgaryzmy, drastyczne sceny]

8
Adrianna pisze: (czw 12 lis 2020, 17:15) Moja rada - nie ucz się broń Boże mojego komentarza na pamięć!
No tak, jak zwykle powiedziałem coś, co nie miało tak zabrzmieć. Mówiąc; naucz się na pamięć, miałem na myśli, że każdy tekst posiada wiele aspektów nad którymi warto i trzeba się zastanowić. Pewnie, że każdy piszący ma swoją wizję opowiadanej historii i widzi to inaczej, ale jeżeli osoba doświadczona jak Ada pokazuje czarno na białym, że to czy tamto nie gra, to trzeba coś z tym zrobić. Ucząc się jej komentarza na pamięć masz okazję zobaczyć, jakie rzeczy w twoim tekście są nie halo. Pisanie to taka wredna suka, że zanim ją posiądziesz, to musisz wiele razy ją spalic, pożreć i przerzuć wykazując się twardym dupskiem i silnym charakterem, a konstruktywne i wnikliwe komentarze( zwaszcza te negatywne, bo chwalenie w niczym ci nie pomoże) tylko pomoga nabrać odpowiedniego szlifu i ogładu w pisaniu. Tak własnie chciałem powiedziec w ten chaotyczny i gimnazjalny sposób :hm:
Nauczyć się na pamięć - wnikliwie studiować dobrze napisany komentarz, który poczatkowo rzuca nas pod stół i powoduję płacz, ale po roku, pięciu czy nawet po dziesięciu latach, zaprowadzi nas do stołu przy którym siedzi redaktor podpisujący zgodę na druk Twojej książki :)

Zwierzęta, nie ludzie [wulgaryzmy, drastyczne sceny]

9
Piszesz, że miało być skrótowo i komiksowo, ale taka stylizacja to tylko forma. Jeden z wielu możliwych sposobów opowiedzenia historii.

Z gotowania zupy można zrobić jedno zdanie i opadłe tomiszcze, napisać wulgarnie i elegancko, gwarą i po łacinie, ale to cały czas będzie ta sama zupa.

U Ciebie wlaśnie z zupą jest problem. Forma nie jest tragiczna, jest parę kiksów, błędny zapis dialogów i nienaturalna, nierówna stylizacja dialogów, ale powiedzmy, że czuję skrótowość i dynamikę. Gdyby tekst był bardziej przejrzysty, to nawet by działało.

Tylko zupa nie działa. Ta historia po prostu nie mogłaby się wydarzyć. W mieście działa groźna sekta, a policja dowiaduje się o tym przypadkiem natknąwszy się na trupa na ulicy. Wysłuchawszy absolutnie niewiarygodnej historii bez zająknięcia biorą ją w 100% na serio i postanawiają sami na miejscu rozwiązać problem. Oskar opowiada historię kij wie po co, bo raczej nie uznałby przypadkowych krawężników za panów jego losu, przed którymi powinien się wytłumaczyć. No i końcówka - spiętrzenie absurdu, ale nie tego fajnego, w którym błyska nowatorstwo i iskra szaleństwa, tylko tego rodem ze złych filmów opartych na założeniu, że nie ma takiego nonsensu w scenariuszu, którego nie zamaskuje dobry pirotechnik.

Żeby podsumować: komiksowy skrót moim zdaniem to niezły pomysł. Jeśli wymyślisz dobrą historię, to możliwe, że przekonasz też i do formy.

Zwierzęta, nie ludzie [wulgaryzmy, drastyczne sceny]

10
Naprawdę ciężko mi wyrazić, jak jestem Wam wdzięczny, drogie dobre dusze 😁
Spróbuję przeredagować tę historię i zmienić ją nieco, żeby jakoś wyglądała. Brzmi jak ciekawe zadanie. Spokojnie, Adrianna, nie będę się uczył odpowiedzi na pamięć - po prostu powrócę do niej za każdym razem, gdy zajdzie taka potrzeba. W końcu jeszcze chwilę nasze posty będą wisiały na forum. Tak całkiem poważnie pisząc : zauważyłem, że podobne didaskalia zaraz po wypowiedzi wrzucam praktycznie za każdym razem, gdy piszę jakieś dialogi. Próbowałem bez tego, ale jakoś mi wtedy tak "łyso" i nie wiem, czy czytelnik połapałby się w tym, co kto mówi. Szczególnie, jeśli wypowiadają się osoby tej samej płci. Muszę sięgnąć do książek i bardziej się zaznajomić z tą wersją tekstu pisanego. Bardzo dziękuję, że zwróciliście mi na to uwagę, bo to bardzo, bardzo ważne dla mnie.
A teraz trochę mniej poważnie. Czyli tak, podsumowując Wasze uwagi, Adrianna, , tomek3000xxl, ,MargotNoir, , wystarczy, że zmienię postacie, dialogi i przedstawianą historię i powinno być lepiej?
No, to idę pisać, do dzieła😂
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”