Po wyjściu z pociągu Kraków wyglądał normalnie, przynajmniej jak na obecne czasy: maseczki, bez zbędnego tłoku, ludzie spokojnie zajęci swoimi sprawami. Pierwszą zmianę dostrzegłem dopiero w przejściu podziemnym. Młoda kobieta przystanęła na środku, szukała czegoś w torebce łokciem przyciskając do ciała tekturową planszę: prostą, brązową, słowa na niej były wypisane czerwonym flamastrem. Minąłem ją bez słowa, rzucając tylko okiem na hasło, którego się spodziewałem.
Na plantach byłem już bardziej uważny. Niby nic się nie zmieniło: centrum dużego miasta, jesienny zmrok, liczne grupki przechodniów, a jednak atmosfera wydawała się zupełnie inna i nie tak beztroska. Wieczór, dochodziła szósta.
Bijąc się z myślami skręciłem w prawo, nadłożę nie więcej niż pięć minut. W głowie tylko powtarzałem niedawną rozmowę:
- Uważaj na siebie.
- Będę szedł spokojnie, z założoną maseczką i omijając tłumy. Co niby policja może mi zrobić?
- No właśnie nie wiem.
Bijąc się z myślami skręciłem w prawo, nadłożę nie więcej niż pięć minut. W głowie tylko powtarzałem niedawną rozmowę:
- Uważaj na siebie.
- Będę szedł spokojnie, z założoną maseczką i omijając tłumy. Co niby policja może mi zrobić?
- No właśnie nie wiem.
Za Mariackim, w luźnym kole, stała grupka dziewczyn, przedstawiały się sobie, wymieniły imię kolejnej na którą czekały. Przed bazyliką stał jeden policyjny van. Na rynku nie było typowego tłumu, ot wiele małych grupek: na płycie, pod Adasiem, przed dawnym Empikiem, pewnie też po drugiej stronie Sukiennic - w jednej z nich wysoki skin - czy to coś znaczy, czy tylko wyobraźnia dopowiada nieistniejące historie, zmusza oczy do wyszukiwania detali, które zwykle zostałyby przeoczone i nieważne. Kilkadziesiąt metrów dalej odnalazłem załogę samochodu. Dwóch funkcjonariuszy stało między pięcioma osobami, a jeden coś mówił "Ale z takim transparentem... zachować dystans...", lecz szybko ich minąłem. Ruszyłem w swoją stronę, z dala od rynku, patrząc na mijających mnie ludzi, których większość zdawały się stanowić młode kobiety. Może to normalne wieczorem, dzień przed zamknięciem barów i restauracji? Grupka dziewczyn. Uśmiechnięta para, ktoś z tęczową torebką. Kilku stojących chłopaków. Samotna kobieta, pewnie w moim wieku, idąca przed siebie szybkim krokiem. W ręku ściska duży, czarny parasol, zza maseczki nie widzę wyrazu jej twarzy. Odbiłem w stronę Starowiślnej zjeść coś po podróży, napić się herbaty i spłukać nią kwaśny posmak wstydu i winy.
Bo bliscy będą się martwić.Bo to nie czas na duże zgromadzenia.
Bo jestem tu tylko przejazdem.
Bo przecież głosowałem, a to przy urnie zmienia się władzę. Nie na proteście.
Bo nawet nie wziąłem parasola.
Przecież wszyscy mówili, że to tylko chmury, a padać nie będzie.