Pieśń o Cyprianie

1
Żab Cyprian wyczuł silne drgnięcie lustra wody. Kolejne krótkie fale muskały jego receptory na skórze głowy, oczy automatycznie obróciły się w kierunku źródła ruchu. To musiało być coś dużego, coś, co rozpaczliwie szamotało się, próbując oderwać skrzydła od pułapki. Ruszył powoli, wystawiając tylko swe czujne oczy nad powierzchnię. Kilkanaście ostrożnych ruchów i zobaczył ją: Księżniczkę Nocy, już przemoczoną, trzepoczącą rozpaczliwie skrzydłami. Zadziałał instynkt, nie jakieś strategiczne działanie, nurkowanie, czy zachowawcze podpływanie od strony odwłoku. Kopnął nogami, wręcz skoczył do przodu i chap, już miał ją w gębie.
- Mniam, jaka pyszna ta ćma! – Pomyślał. - Delikates!
Zdobycz próbowała się jeszcze wyrwać z uścisku, ale nie, nie miała szans na ucieczkę, nie u Cypriana. Połknął ją od razu, zmrużył oczy w ekstazie, gdy zadrgała jeszcze kilka razy w jego przełyku i żołądku. W końcu zadowolony z siebie i pełnego brzucha popłynął leniwie w stronę kryjówki pod dużym, płaskim kamieniem. Może zaśnie na kilka dni, albo raczej popłynie o świcie na drugi koniec świata, skąd w każdy wieczór słychać było inną kolonię. Czasem głos pewnej młodej żaby wybijał się śpiewem ponad monotonny rechot samców, wtedy jego ciało przebiegał silny dreszcz i czuł dziwne mrowienie między palcami. Teraz, po takiej zdobyczy, będzie jeszcze silniejszy i piękniejszy. Ślicznotka z drugiego brzegu na pewno mu się nie oprze, już widział w myślach jak skrzek otacza ją, migocząc w świetle księżyca...
Rozłożył się wygodnie na mulistym podłożu i planował swoją podróż. Miał na tę wyprawę nieskończenie dużo czasu. Widywał zresztą nieopodal nawisu kilka młodych samic, które na jego widok dostawały dziwnych drgawek, nie musiał więc płynąć od razu. Mógł poczekać na ciepły deszcz, albo na dzień, kiedy słońce będzie bardzo wysoko i jego promienie ogrzeją mu skórę na grzbiecie podczas drogi. Tylko ten głos, wzywający jakby właśnie jego już teraz, w tej chwili.
Zdecydował się. Natura, jak zawsze wygrała. Było bezpiecznie, późnym wieczorem już ten długonogi potwór nie zaczajał się przy brzegu przeczesując dno swoim czerwonym dziobem. Płynął więc, pewny siebie, trenując dla frajdy dokładność klasycznego stylu, gdy nagle coś pacnęło znienacka wokół niego. Szarpnął się, chciał schować się w głębinie, zaplątując się w jakąś siatkę z drobnymi okami. Coś uniosło go w górę, wyjęło z wody i położyło na trawie. Spojrzał rozpaczliwie w górę i zobaczył ludzi.
*
Marek i Jakub ucieszyli się, że tak szybko udało im się złowić wielką żabę. Ktoś tam mówił, że w czasie pełni nie mają szans, no ale przecież była wiosna, a rechot niósł się wokół stawu chyba na kilometr.
- Co z nią zrobimy? – zapytał Jakub, dwa lata młodszy od kolegi.
- Nadmuchamy i zobaczymy jak pływa! – odparł Marek, uśmiechając się złośliwie ze swojego genialnego pomysłu. – Widziałeś kiedyś nadmuchaną żabę?
- Eee, w filmie chyba.
- Zobacz – powiedział Marek wyciągając pogiętą słomkę z kieszeni i trzymając mokrą śliską zdobycz w drugiej dłoni. – Tu wkładasz, od tyłu, nabierasz powietrza no i wiesz, jakbyś dmuchał balon. Tylko nie pociągnij, bo ci, ten, no wiesz…
- Dobra, dawaj! – Zdecydował się Jakub chcąc udowodnić, że jest wart koleżeństwa.
Chwycił żabę i wepchnął słomkę.
- No nie bój się maleńka, zaraz będziesz mieć silnik odrzutowy – powiedział jeszcze i pocałował ją w głowę.
Trzymana w dłoni żaba nagle zaczęła rosnąć, zwiększając wagę. Jakub upuścił ją przestraszony.
- Co robisz? – wrzasnął Marek, nie dostrzegając w pierwszej chwili problemu. – Jeszcze nam ucieknie!
Żaba jednak ani myślała uciekać. Pęczniała na ich oczach i zaczęła się zmieniać w coś dziwnego.
- To ten! Obcy! – krzyknął jeszcze Jakub, cofając się o kilka kroków.
Transformacja obcej żaby zakończyła się po kilkunastu sekundach. Trochę oszołomiony, za to ze zdecydowaną nienawiścią w oczach wstał w końcu z trawy młodzieniec. Wprawdzie miał zielonkawy kolor skóry i błonę między palcami, ale zdecydowanie wyglądał na człowieka. Spojrzał na nich dzikim, wręcz zwierzęcym wzrokiem.
- Zaklęcie zdjąłeś, co prawda, ale za to, że chciałeś mnie wydymać, nie daruję – zwrócił się do młodszego chłopaka. - Zaraz zobaczysz, jaka to przyjemność! Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie!
Marek zaczął się nagle śmiać. Śmiał się na cały głos, wprowadzając młodszego kolegę i odmienionego księcia w zdumienie.
- Ale czym chcesz, chi chi chi, – nie mógł się opanować, – czym chcesz, chi chi, to zrobić, żabi chu…, chi chi chi, żabi chu.. chi chi, niebinarny?!! – Pokazał palcem na krocze gołego Cypriana.
Ten spojrzał w dół i zdębiał. Zamiast właściwego sobie męskiego przyrodzenia miał wciąż żabią skórę, naciągniętą i absolutnie nieludzką.
Chłopcy uciekli, zanosząc się śmiechem, zostawiając go samego nad brzegiem stawu. A on stał, najpierw klnąc na starą wiedźmę, która rzuciła na niego urok, bo nie chciał się z nią kochać, a potem ruszył w świat, na poszukiwanie antidotum.
Chodził więc od wsi do wsi testując zioła i różne medykamenty. Czasem gonili go widłami, czasem szczuli psami, aż w końcu poradzili mu, żeby poszedł do Weryzamku. Tam jest wprawdzie bezkrólewie, mówili, ale za to życzliwi ludzie tam są i pomogą mu odnaleźć swoje ja w tym dziwnym świecie. A może i dziurkę jakąś zrobią, i kolor zmienią zaklęciem na bardziej różowy, który niewątpliwie lepiej by mu pasował do wątłej budowy ciała. Na pewną też pomogą uwierzyć w siebie, choć czasem, a jakże, szczególnie na początku, może spodziewać się chóralnego rechotu…

Pieśń o Cyprianie

2
Najpierw łapanka, potem parę słów ogólniejszych...
Miras pisze: (wt 20 paź 2020, 00:19) Kolejne krótkie fale muskały jego receptory na skórze głowy, oczy automatycznie obróciły się w kierunku źródła ruchu.
Czegoś jest mi w tym zdaniu za dużo, ale przyznam, że nie umiem do końca powiedzieć czego. Chyba takiego doprecyzowania: że fale są krótkie i kolejne, że muskane są "jego receptory na skórze głowy" zamiast po prostu "receptory na głowie"/"skórę" czy coś. Poza tym przeskok od podmiotu, który jest, że tak powiem, zewnętrzny względem bohatera ("fale") do czegoś, co jest jego kawałkiem (ale opisane jest jakby zachowywało się niezależnie) "oczy" jakoś mi zazgrzytało.
Miras pisze: (wt 20 paź 2020, 00:19) Zadziałał instynkt, nie jakieś strategiczne działanie,
"Zadziałał instynkt, nie działanie" - coś tu mocno nie wyszło. Całe zdanie jest zabałaganione, jakby sklejone z dwóch. "Zadziałał instynkt. Zamiast działać strategicznie - nurkować, podpływać zachowawczo - Cyprian kopnął mocno nogami i chap, jak miał ją w gębie" - coś w tym kierunku (niekoniecznie słowo w słowo, bo tu jeszcze powtórzenie "działania" zostaje) bym sugerowała,
Miras pisze: (wt 20 paź 2020, 00:19) Czasem głos pewnej młodej żaby wybijał się śpiewem ponad monotonny rechot samców, wtedy jego ciało przebiegał silny dreszcz i czuł dziwne mrowienie między palcami.
Jak dla mnie za bardzo lubisz przeskakiwać między podmiotami. Mamy jedno zdanie, dość prostą rzecz opisujące i nie jakieś bardzo długie, a mamy w nim trzy podmioty - najpierw głos, potem dreszcz, a potem (domyślnie) samego Cypriana.
Miras pisze: (wt 20 paź 2020, 00:19) dziwnych drgawek,
Te drgawki z punktu widzenia Cypriana są dziwne? Czy on wie, co one oznaczają? Całą narrację prowadzisz mocno przyklejoną (póki co) do jego punktu widzenia, więc jeśli dla Cypriana drgawki samic nie są dziwne, to nie używałabym tego określenia.
Miras pisze: (wt 20 paź 2020, 00:19) Zdecydował się. Natura, jak zawsze wygrała. Było bezpiecznie, późnym wieczorem już ten długonogi potwór nie zaczajał się przy brzegu przeczesując dno swoim czerwonym dziobem. Płynął więc, pewny siebie, trenując dla frajdy dokładność klasycznego stylu, gdy nagle coś pacnęło znienacka wokół niego. Szarpnął się, chciał schować się w głębinie, zaplątując się w jakąś siatkę z drobnymi okami.
Trochę za dużo "się" na tyle zdań. Znaczy, oczywiście ostatnie robi tu najgorszą robotę". Pocięłabym też trochę zdania na krótsze i ograniczyła imiesłowy, bo brzmi to wszystko niestety dość topornie.
Problem z "się" i wszelkimi "-ąc" jest zresztą też w dalszym fragmencie.
Miras pisze: (wt 20 paź 2020, 00:19) uśmiechając się złośliwie ze swojego genialnego pomysłu
raczej "śmiejemy się z czegoś" niż "uśmiechamy się z czegoś".

Do tego interpunkcja mocno szaleje, ale tego już nie wypisywałam.

Ogólnie, cóż... Na początku nawet się uśmiechnęłam nad tym żabem jako głównym bohaterem. Jakoś do momentu schwytania go przez chłopców, mimo zgrzytów stylistycznych, czytało mi się nieźle. Ciekawa byłam, co z tego konceptu wyciągniesz, podobały mi się szczególiki jak odczucia towarzyszące pochwyceniu ćmy czy rozkminy wokół żaby z innej kolonii.
Potem zrobiło się gorzej. Język dalej nie porywał, a te żarciki z dmuchaniem żab i odmienionym Cyprianem bez genitaliów niespecjalnie były w moim guście. No ale przynajmniej zaskakujące nieco i myślałam, że jeszcze jakąś puentę zobaczę. Ale niestety, ten doklejony na koniec Weryzamek moim zdaniem kompletnie tekst dobił.
Więc, niestety, jak dla mnie, tym razem Ci nie wyszło. I językowo do szlifu i opowieść nijaka. Powodzenia w dalszej pracy :)

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Pieśń o Cyprianie

3
Taaak..
Adrianna pisze: (śr 28 paź 2020, 15:40) Ogólnie, cóż...
Dziękuję Adrianno za wypunktowanie stylistyki.
Mam wrażenie, że oszczędzono mi tutaj łomotu.
Tekst ma trzy części, rzeczywiście zaplanowałem sobie taki układ, wiem, że temat zabawy jest taki sobie, ale byłem świadkiem takich i podobnych genialnych pomysłów w dzieciństwie, tak mi się skojarzyło. Miałem nadzieję, że zostanę zjechany za tematykę, chciałem wyciągnąć od czytelników informację co najbardziej razi (zabawa chłopców, czy temat "bi"). Praktyczny brak reakcji (oprócz Twojej, jeszcze raz dziękuję) trudno mi do końca zinterpretować. Czy to z powodu generalnego przestoju na Wery, czy całość tej miniatury jest jak ta słomka. Trudno. To też nauka. Trzeba po prostu pisać ciekawe teksty, a nie wstawiać testy na logikę i wrażliwość (choć ciekawe było, że jak wstawiłem taką zagadkę na logiczne myślenie w miniaturze Reset, to nikt nie załapał, że całość jest bez sensu, mimo szerszego "feedbacku").
Jeszcze raz dzięki, wrócę znów do normalnych tekstów, jak czas mi pozwoli.
[tutaj chciałem wstawić emotikonkę z czerwoną błyskawicą ale nie ma... :( ]

Pieśń o Cyprianie

4
Najbardziej mnie razi to, że nie widzę w tym głębi. Ot, lekka prowokacja, będąca celem sama w sobie. Nie mówię, że wszystko tę głębie mieć musi, po prostu nie czuję emocji, które chciałeś wywołać. Nie sądzę, że jest to kwestia złego pomysłu, raczej niedopracowanego wykonania. Na moje oko pisane na szybko. Sam tak często robię.
Sam temat "dmuchania żaby" nie jest nieciekawy, myślę, że ma potencjał, żeby go rozwinąć, czy to w zabawnym, czy bardziej poważnym tonie. Uważam, że za bardzo skupiłeś się na tym, co chcesz opisać, pomijając nieco to, jak chcesz to zrobić.
Wrzuciłeś za to ciekawe mrugnięcie okiem do czytelnika, Weryzamek. Brzmi źle, ale widać, do kogo chciałeś się zwrócić w swoim tekście, tym samym wywołałeś mój uśmiech na twarzy.
Za innych się nie wypowiem, mogę sam za siebie : Brak mojej reakcji podyktowany był nadmiarem pracy, która uniemożliwiała mi skutecznie robienie czegokolwiek poza nią samą i spaniem. No, ale od czego mamy te kwarantanny. 😉
Spróbuj poprawić ten tekst, póki co jest zbyt "płaski".

Pieśń o Cyprianie

5
Sonas pisze: (wt 03 lis 2020, 13:02) Spróbuj poprawić ten tekst, póki co jest zbyt "płaski".
W punkt. Całość przez dłuższy czas nie intrygowała, choć przyznaję, że twist z reakcją dzieciaków na przemienionego Cypriana udał się Tobie.
Miras pisze: (wt 20 paź 2020, 00:19) Trochę oszołomiony, za to ze zdecydowaną nienawiścią w oczach wstał w końcu z trawy młodzieniec.
Coś mi tutaj nie gra w tym zdaniu. Jak przeczyta się całość na głos, to ma się wrażenie, że można byłoby je przemontować.

Takie tam luźne przemyślenia, jeszcze nie umiem w feedback ;)
Gwiazdy nie spadną. Trzeba po nie sięgnąć.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron