Mały biały konik w małej białej budce w ten piękny jasny dzień ostatni
1Codziennie rano przechodzę obok niedużej łączki, na której pasie się biały kucyk. To chyba klacz. Nie znam się na koniach. Kolorek by się zgadzał, bo w moim zafałszowanym obrazie konia, białe są li tylko klacze. A zatem, powtórzę raz jeszcze, kolorek by się zgadzał oraz piękne duże oczy, jej oczy. I właściwie niczego więcej tam nie ma, to znaczy niczego ciekawego, oprócz bieli owego urokliwego szczegółu na tle zielonej resztki ogółu. A kiedy co dzień tędy przechodzę, kucyk, jak gdyby nigdy nic, wynurza się ze swej małej budki na śniadanko. Do tego porannego rytuału zdążyłem się już przyzwyczaić tak bardzo, że przestałem zwracać uwagę na zwierzątko. Ale dzisiejszego dnia stworzenie nie wyszło z domku, co od razu rzuciło się w oczy. Pierwszy raz od kiedy tędy chodzę klacz nie podreptała na żer, lecz – przeciwnie – została u siebie na czymś w rodzaju posłania-klepiska. Widziałem przez otwór wejściowy prowadzący do budki, jak leży z otwartymi szeroko oczkami i pewnie się zastanawia: „Gdzie jest moja mama? Czy w ogóle mam mamę? I gdzie są inne koniki? Czy kiedyś je zobaczę czy też już do końca będę tkwiła w zamknięciu w budce z drewna sześć na dziewięć dla notorycznych samotników? Po co mi takie życie, no po co, skoro nikt do mnie nie zagląda i się ze mną nie bawi?”. I mnie samemu jakiś bliżej nieokreślony smutek czy też ból egzystencjalny się udzielił, choć przecież skąd miałbym to wiedzieć, co akurat koń myśli i czuje i czy w ogóle myśli. Dość powiedzieć i na tym poprzestać, że na małej łączce w jasny od żaru dzień słoneczny czerwcowy w niepozornej budce wylegiwał się oto malutki konik, który swe troski, błahostki chował przed całym światem. Albo – inaczej – to świat krył się przed nim, a raczej nią, zawstydzony brutalnością i bezdusznością. A napis na budce głosił imię nieboraka Vedo i Morti, które zwracało uwagę niepospolitością. Zastanawiałem się przeto, czy nie jest to aby jakaś mądrość ludowa albo przepowiednia? I kiedy tak szedłem rozmyślając i zwierzając się dyktafonowi, nagły pisk opon uzmysłowił mi, że moja trasa krzyżuje się z samochodówką. Na ucieczkę spod rozpędzonych kół było już jednak za późno!