***(Dziennik +P)
1Buchająca pewność siebie i siła nie z tej ziemi. To dziś przysłania mi świat. Może zbyt wyimaginowane to wszystko i nierealne, ale chcę się czuć przy mężczyźnie tak jak czuję się z sobą. Mam mocno ugruntowaną pewność siebie, która jest nie do złamania. Tego nauczyła mnie choroba, patrzenia na rzeczywistość z perspektywy kogoś wielkiego. Być może to jest chorobowe i powinnam spuścić z tonu ale nie potrafię. Jestem jak zawieszona ponad wszystko i małe rzeczy mnie nie dotyczą. Nie zaprzątają mi głowy. Choć wiem że z małych rzeczy składają się wielkie i respektuję je. Kiedy pochylam się nad tekstem widzę blask, widzę moc i umiejętność zrobienia tylko tego o czym zamarzę. Mogę słowami sprawić że wszystko mi się powiedzie i będzie dokładnie tak jak chciałabym aby było. Wiem że mam tę siłę. I na próżno opisywanie jej i roztrząsanie bo ona wiedzie wprost do mojej głowy. Głowy która dziś szwankuje. Kryłam to zbyt długo uważając siebie za naturalnie wprost predysponowaną do normalności. Choroba jednak zmieniła mój mózg. I do tego pozostawiła go z jasnością. Zaciemniła synapsy a pogląd na swój temat rozjaśniła. Nie sposób teraz tego wyjaśnić. Mam trudności z analizowaniem, interpretowaniem, dedukcją. Czuję się jak przy ścianie za którą nie mogę się wychylić. I chociaż próbuję nic z tego nie wynika. Nie mogę rozwikłać co myśli drugi człowiek, czego oczekuje. Jestem jak zaślepiona tym blaskiem i to wygląda tak jakbym nie zauważała konturów, tylko pojedyńcze, rozlane plamy. Wiem że gdzieś któraś z plam występuje ale nie jestem w stanie przybliżyć jej dokładnego miejsca, krawędzi, linii. Brodzę po tej mapie, po omacku. Małych plam w ogóle nie dostrzegam. Są zlane w jedno z większymi. To moje pole widzenia rzeczywiście może mnie ograniczać. Ale jak coś sobie rozpiszę to już to rozumiem. Jak mam czas na długie przemyślenie. Wtedy wyostrzam wzrok i widzę lepiej. Mam gdzieś zawieszoną tą jasność, gdzieś jest ze mną i przy mnie. Czuję potężna energię i prześwietla ona drugiego człowieka. Widzę siebie wyżej aniżeli wszelkie społeczeństwo. I choć doświadczam straty nie wpływa ona na mój obraz siebie. Wiem że mogę mieć największych. Patrzę realnie na swój obraz. Jest wielki, ponad wszystko co znam. I mimo potknięć wstaję i idę dalej. To jeszcze nie był odpowiedni czas. Nie byłam zbyt skupiona. Muszę aktywować własny umysł, muszę precyzyjniej się namyślać. Widzieć najmniejsze szczegóły, muszę to zrobić żeby zwyczajnie przeżyć. W innym wypadku szczęznę i nikt nawet nie wspomni o mnie ciepło. Nikogo nie będzie obchodził marniejący umysł, który się stacza przez wzgląd na swoją chorobę. Choroba rzeczywiście zmienia mózg. Niby nie odczuwamy żadnej zmiany ale tak po prawdzie zmiany są kolosalne. Z całym swoim doświadczeniem widzę jak upadam i to z swojej winy. Muszę stać się jeszcze silniejsza, nie wiem jak to zrobię ale chcę być niezłomną twierdzą. Bardziej zapobiegliwą, emocjonalnie najwyższą. Nauczyć się czytać na nowo emocje ludzkie, żeby być krok przed innymi. Tak jak to było kiedyś. Kiedyś miałam siłę i nie zastanawiałam się nad nią. Ona po prostu była i kasowała wszystkich. Dziś zelżałam, poluźniłam swoje granice. Dopuszczam wiele z tego o czym kiedyś nie było mowy. I bywam lekka.