Był człowiek i był rower. Pewnego marcowego poranka na wypełniającej się z wolna ludźmi ulicy, gdy słońce
- Ryszard!!! - rozległ się za nim rozpaczliwy kobiecy głos. - Ryszard, wracaj!!!
- Jestem Dupens - odkrzyknął Dupens nie odwróciwszy się. - James Dupens i jestem zdysocjowany!
Emerytowany nauczyciel języków wjechał w szpaler rozkołysanych drzew. Niektóre zazieleniły się już odrobinę. Słońce, dotąd przykryte szarą warstwą obłoczną, teraz wyjrzało śmielej. Dupens dał gazu do dechy - jeśli możemy się tym określeniem posłużyć w przypadku rowerzysty - i to go zgubiło.
Wyrżnął doszczętnie.
Ale nic się nie stało. Wstał, otrzepał się i poszedł dalej. Pieszo. Kradzież jest zła, a karma też jest zła, ale działa.