Siedemdziesiąt sześć piętnaście

1
- Nogi do góry, pani Emilko.
- Siedemdziesiąt sześć piętnaście.
- Idealnie.
- Widzi pani ekran?
Kiwam głową.
- Proszę wytrzymać pełne pierwsze okrążenie.
Uśmiecham się. Po tylu tygodniach znam zasady. Technicy ustawiają coś w komputerze po czym wychodzą z sali. Nade mną błękitne niebo ustrojone w puchate chmury, w radio rozmowa o nadchodzących wyborach. Szkoda, wolę muzykę. Elekta buczy i piszczy, zbierając się do pracy. Patrzę na monitor. Żółta kreska przyczaiła się w górnym rogu i drga nieśmiało.
- Proszę nabrać powietrza – instruuje mnie przez interkom miły kobiecy głos.
Wstrzymuję oddech i patrzę, jak linia zielenieje i przesuwa się na środek białego prostokąta. Teraz moim zadaniem jest jak najdłużej ją tam utrzymać. Jak w starej grze komputerowej. Tylko zamiast joysticka - płuca. Dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć…
*
Jedenaście…
Maszyna z lekkim trzaskiem kończy obrót i zastyga.
- Pani Emilko, to była ostatnia sesja. Wszystkiego dobrego, dużo zdrowia! – Życzy głos z interkomu.
Znowu się uśmiecham. Zdejmuję ręce z uchwytu i czekam aż technicy wysuną łóżko. Potem dziękuję i wychodzę. Tu na koniec każdy unika "do widzenia".

Siedemdziesiąt sześć piętnaście

2
Dobry tekst, ale dla wtajemniczonych. Zrozumiałam, o czym jest, kiedy sprawdziłam, co to jest Elekta. Ale nadal nie rozumiem początku. Dlaczego nogi do góry i co to znaczy siedemdziesiąt sześć piętnaście?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Siedemdziesiąt sześć piętnaście

3
Ja – niestety – zrozumiałam od razu. Chyba każdy, kto miał styczność z tematem, rozpozna sytuację. Zgadzam się, że dla osoby "niewtajemniczonej" tekst jawi się jako niezrozumiała scenka. I trzeba tłumaczyć, co znaczą poszczególne frazy.

Ostatnie zdanie jest według mnie najbardziej dobitne i najmocniej naprowadzające. – Podoba się mi najbardziej z całego tekstu.

Chociaż mam takie małe "ale", co do zachowania realiów – sympatyczna atmosfera oraz życzliwość obsługi to kwestia bardziej szczęścia niż standardu. Bo wszędzie pracują po prostu ludzie, którzy miewają gorszy dzień albo są już po latach pracy tak znieczuleni na sytuację, że nie znajdują w sobie empatii. Albo chociaż ją udają. Brak różnorodności reakcji otoczenia daje posmak sztuczności oraz wrażenie odrealnienia. Główna bohaterka zdaje się przez to wchodzić w kontakt z manekinami albo robotami, a nie innymi osobami.
𝓡𝓲

Siedemdziesiąt sześć piętnaście

4
A. A. Raven pisze: (wt 21 maja 2024, 18:51) Główna bohaterka zdaje się przez to wchodzić w kontakt z manekinami albo robotami, a nie innymi osobami.
A może to właśnie są roboty? Może to AI ją leczy, nie ludzie?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Siedemdziesiąt sześć piętnaście

5
Dziękuję Thano i A.A. Raven za komentarze!
@Thana Przed naświetlaniem pacjent unosi nogi do góry i personel układa na łóżku klin. Z kolei liczby to współrzędne pozwalające ułożyć chorego dokładnie tam gdzie leżeć powinien. Pomagają w tym małe, wytatuowane wcześniej na ciele kropki.
@A.A. Raven Zastanawiałam się nawet nad tym, bo faktycznie brzmi trochę nierealnie, ale w stolicy Podlasia tak właśnie bywa. Nie zawsze. Za to wystarczająco często :).

Siedemdziesiąt sześć piętnaście

6
Pierwsza Sekretarz pisze: (wt 21 maja 2024, 19:23) Pomagają w tym małe, wytatuowane wcześniej na ciele kropki.
Może o tych kropkach też warto w tekście wspomnieć? One później zostają? Przypominają człowiekowi o tym, co przeszedł? Czy się je usuwa?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Siedemdziesiąt sześć piętnaście

8
Ostatnie zdanie pozwala od razu się domyślić, o co ogólnie chodzi, nawet jak ktoś należy do takich szczęśliwców, jak ja, którzy jeszcze z tematem styczności nie mieli. Żeby zrozumieć cokolwiek ze szczegółów już musiałam się nagooglać. Zakładam, że taki był zamiar - żeby to było "tylko dla wtajemniczonych".
Z swojej niewtajemniczonej perspektywy mogę tylko powiedzieć, że jest to na tyle dobrze napisane, że mimo powierzchownego "no tak, onkohistoria" chce się włożyć wysiłek i dowiedzieć więcej.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”