Mając lat siedem albo nieco więcej (bo ledwo czytając), u cioci na imieninach, na półce znalazłam ową książkę. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy nie było tam żadnych obrazków przedstawiających koty. Ani jednego, więc lekturę porzuciłam i zapomniałam.
Dopiero po prawie czterdziestu latach, szukając tytułu do książki o... A jakże o kotach. Przypomniało mi się tamto zdanie, które szybko wyguglałam. I znowu rozczarowanie, bo tytuł już zajęty

Stąd pomysł na roboczy tytuł historii o niezwykłym kocie. Bo może być taki, prawda. Prawda?
Pomysł na czytadło jest, główny bohater jest, chęci są. Nie ma tylko motywacji do klepnięcia na czterech literach i pisania, bo kto by chciał czytać o wrednym futrzaku.
Chociaż ponoć, jeśli jest historia znajdzie się też czytelnik. Tyle żeby ten czytelnik nie oślepł i nie popękało mu szkliwo.
Tego sobie życzę

I jeszcze tego żeby skończyć całe przedsięwzięcie. Nie wypalić się po kilku rozdziałach.
Dlatego zakładam ten motywacyjny wpis, gdzie będę informowała o postępach i oczywiście co jakiś czas wrzucę coś o kocie.
Jeszcze jedno. Skoro komuś, tytuł książki miota się po głowie, przez blisko czterdzieści lat to, albo jest świetny, albo trzeba książkę przeczytać.