A że ta praca bywa często bardzo frustrująca, dla higieny umysłu postanowiłam wrócić do jednej z porzuconych powieści - "Kolarskich Wdów", do których chyba nigdy nie usiadłam naprawdę na poważnie. "Wdowy" są w sumie na tyle specyficznym tekstem, że kiedy już przebrnie się przez górę planowania, wymyślania nazw, nazwisk i ślęczenia nad mapami Francji, stają się bardzo przyjemne do pisania. Stąd pomysł, żeby zająć się nimi w ramach NaNoWriMo, poświęcić październik na przygotowania i od listopada pracować już nad samym tekstem. W międzyczasie cały czas mieć w głowie pierwszą powieść i starać się ją pisać regularnie.
Stan na dzisiaj (chociaż wstyd się przyznawać): 0 w pierwszym i 1201 w drugim (bo to co napisałam w pierwszym do tej pory jest, z różnych względów, w całości do wyrzucenia). "Wdowy" mają prolog, który wymaga poprawy, a skala tych poprawek zależy przede wszystkim od tego co zadecyduję w kwestii narracji. Planuję 27/28 rozdziałów, zależy mi na rozdziale na dzień akcji, ale też muszę jeszcze przemyśleć czy to na pewno dobry pomysł.
Rozleniwiłam się koszmarnie, utonęłam w researchu i planowaniu, ale koniec z tym. Czekają na mnie puste notesy

Plan na dzisiaj:
1: napisać przynajmniej 3000 słów
Wdowy: zadecydować o kolejności Pirenejów i Alp i poszukać map do których mogłabym się odnieść. Tegoroczna byłaby dobra, ale nie chcę za mocno do niej nawiązywać. I muszę pogodzić się wreszcie z tym, że nie da się upchnąć wszystkiego w trzy tygodnie i zachować przy tym jako takiego realizmu, bo bez tego nie mam szans, żeby ruszyć dalej