Dziennik godai'ego

1
No, cześć. Trochę to będzie oszustwo od początku, bo już zacząłem i już trochę mam.

Cel: książka pod roboczym tytułem "Upadek Imperatora". Na grudzień, żeby w styczniu toczyć boje z redakcją i w lutym oddać całość wydawcy (jeżeli w ogóle zechce).

Warunki progowe:

1) Główny tekst, min. 300.000 znaków
2) Dwa krótkie teksty dodatkowe, po 20-30.000 znaków każdy.
3) Mapa ;)

Zacząłem na początku września.

Stan prac na dziś:

Tekst główny: 75.000 znaków.
Jeden tekst dodatkowy: 24.000 znaków.

Cwany plan: rozdział na tydzień.

2
A jaki Imperator będzie upadał? Bo chyba nie ten w czarnym hełmie i długim płaszczu? :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
Nie, chociaż ten także jest mi niezwykle bliski.

Najkrócej mówiąc, postapokalipsa w Warszawie, prequel do mojego debiutu literackiego "Kompleks 7215". Rzeczony zresztą w debiucie ma mocną i wyrazistą rolę trzecioplanową.

Re: Dziennik godai'ego

4
godai pisze:Na grudzień, żeby w styczniu toczyć boje z redakcją i w lutym oddać całość wydawcy (jeżeli w ogóle zechce).
Chcesz skończyć w grudniu, a już w lutym wysłać tekst do wydawnictw? Aleś Ty pewny siebie.
Powodzenia ;)

5
Dziękuję.

Nie do końca jednak wiem, czego dotyczy pewność siebie - jeżeli tego, że tekst będzie się nadawał: liczę, że dwa miesiące na pracę z redaktorem i poprawki wystarczą. Jeżeli tego, że jakieś wydawnictwo będzie go chciało: chce, czeka :)

To dość prosty tekst, napisany transparentnym językiem, w dodatku większość "researchu" mam już odrobione przy poprzednim, więc teraz tylko detale. Odpada dużo pracy poza samym pisaniem. Historia z dawna wymyślona, teraz pozwalam jej się potoczyć.

6
Dobra, rozdział w tym tygodniu jest, nastukałem 18.5 tysiąca znaków. Zaliczam sobie cwany cel.

W sumie gotowe 93.5 / 300 tyś.

7
godai pisze:Dziękuję.

Nie do końca jednak wiem, czego dotyczy pewność siebie - jeżeli tego, że tekst będzie się nadawał: liczę, że dwa miesiące na pracę z redaktorem i poprawki wystarczą. Jeżeli tego, że jakieś wydawnictwo będzie go chciało: chce, czeka :)
Chodziło w sumie o jedno i drugie. Jeśli w ciągu dwóch miesięcy od napisania ktoś uważa, że zdoła wprowadzić wszelkie poprawki i będzie pewnym, że tekst jest dobry, muszę go nazywać pewnym siebie.
A jeśli jest dobre wydawnictwo, które na Ciebie czeka, tym bardziej dopieść ten tekst jak się da ;)

8
Jeśli w ciągu dwóch miesięcy od napisania ktoś uważa, że zdoła wprowadzić wszelkie poprawki i będzie pewnym, że tekst jest dobry, muszę go nazywać pewnym siebie.
To zależy po trosze od autora oraz od stylu pracy. Ja, kiedy piszę, poprawiam i cyzeluję tekst na bieżąco (między innymi dlatego pisanie zajmuje mi dużo czasu) i później poprawek czysto stylistycznych jest niewiele, a tekst nie potrzebuje długiego leżakowania. "W mocy wichru" było redagowane w tempie błyskawicznym, od ukończenia książki do premiery upłynęło mniej niż 2 miesiące, a książka ma ok. 900 tys. znaków. Więc da się :)
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

9
Ja liczę, że dwa miesiące wystarczą mi na wewnętrzną redakcję, potem praca z redaktorem wydawnictwa.

Dodatkowo, w chwilach, gdy nie piszę nowych fragmentów, często czytam, poprawiam i rozbudowuję stare, więc de facto redakcja trwa ustawicznie ;)

10
w chwilach, gdy nie piszę nowych fragmentów, często czytam, poprawiam i rozbudowuję stare
Tak, dokładnie, mam tak samo.

Sprawdziłam w swoim wątku maratonowym, jak dokładnie wyglądała praca nad "W mocy wichru", bo szczegóły już mi się trochę zatarły w pamięci. No więc było tak:
27 maja - skończony first draft, 870 tys. znaków ze spacjami
czerwiec-lipiec - beta-reading przez kilka zaprzyjaźnionych osób i przerabianie pierwszej wersji, dopisywanie scen, ostatecznie dobiłam do 940 tys. znaków
początek sierpnia - książka idzie do redakcji (i tę datę zapamiętałam jako datę ukończenia książki), potem jakoś we wrześniu dostałam plik po redakcji, do ustosunkowania się ASAP
6 listopada - premiera wersji papierowej

Czyli trwało to wszystko trochę dłużej niż mi się wydawało: 2 miesiące na beta-reading i poprawki własne, plus ok. półtora miesiąca, zanim dostałam z wydawnictwa wersję po redakcji. Uzgadnianie poprawek redakcyjnych zajęło góra tydzień. Gdyby nie to, że celem była premiera książki na Falkonie, wolałabym spokojniejsze tempo, ale tak czy inaczej - dwa miesiące na poprawki własne to zupełnie rozsądna ilość czasu, IMO.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

11
940 tysięcy...

A ja cierpię, bo żyję w czasach, gdzie ciężko publikuje się drukiem opowiadania.

940 tysięcy...

Madonno Tuneli, chyba nawet w czasach, jak pisałem porno, to nie zbliżyłem się do takiej objętości.

Czuję się zawstydzony moimi 300 + boki :D

12
Natomiast czasowo to się zgrywa, zostawiłem sobie dwa miechy od napisania do złożenia tekstu w wydawnictwie. Czyli da się.

13
Dzisiaj skromnie, 6.600 po tylko poprawki do prologu i pierwszego rozdziału. Ale jednocześnie o włos przekroczyłem 100.000 znaków, co mnie osobiście strasznie cieszy.

Wróć do „Maraton pisarski”