Dziennik maratończyka - Escort

1
Czas spróbować. W ciszy, spokoju, w tej dziwnej otchłani.

Na forum ruch niewielki, jednak jakoś rozmyślałem czy by nie spróbować. Może nikt wielki nie zajrzy do środka, ale będę miał jakąś tam pamiątkę na przyszłość ;). Szczególnie, że w tym okresie już nagle jakby dział prawie umarł. Szeptem ktoś rzekł, że nic nie tracę. Trochę w tym racji, ale czasem, przyparty do muru, tracę wszystkie chęci i motywację. Nie lubię zawodzić siebie i innych.
Jako jeden z wielu, anonimowy dla większości jak nie dla wszystkich ;) użytkownik biorę się za pisanie. Tak jakby od środka, bo wcześniej już trochę napisałem. Ten miesiąc (od 12.02 do 12.03) ma zadziałać w ten sposób, by sprawdzić ile jestem w stanie napisać. Ale nie tylko. Szczegółowo o celach:
- pisać regularnie, nieważne ile znaków dziennie, bo potrafię ślęczeć nad stroną godzinami, a czasem idzie gładko, bo trafia się intensywny, ciekawy dialog i czuję, że cała akcja żyje. Dokładniej mówiąc będę pracował nad drugim tomem swojej powieści (aktualnie mam 119k znaków, 38 stron). Zobaczę ile w ciągu miesiąca regularnym pisaniem jestem zdolny wytworzyć.
- poprawiać pierwszy tom, który powstał na przestrzeni 2,5 roku. Raz potrafiłem pisać cały miesiąc, a potem odkładać powieść na trzy kolejne do zakurzonego folderu. Mimo że czytałem ją dwa razy i poprawiałem, po czasie odleżenia na pewno znajdą się błędy, które zauważę. Postaram się.
- zapisywać kolejne pomysły na fabuły, by za miesiąc wszystkie przeczytać i stwierdzić jaki procent się nadaje na powieści. Opowiadania odpowiadają... miewam rozbudowane pomysły.

Piszę dla przyjemności, nie mam jakichś ambitnych celów, bo bardziej zaliczyć mnie można do grafomanów. Piszę, bo lubię. Mam sporo pomysłów na fabuły i głównie na tym się opieram. Trenuję, ćwiczę, staram się, żeby każdy tekst wyglądał coraz lepiej. Nawet w moim przypadku widać jakiś postęp. Po kilku latach na pewno odrobina satysfakcji w postaci nikczemnego uśmiechu się pojawia ;).
PS Oby temat nie zadziałał na mnie demotywująco... miewam przewrotny charakter :).

2
Cieszę się strasznie, że też się zgłosiłeś :) Razem raźniej. Powodzenia!
Może nam się uda rozhulać dział.

3
Pewnie, że razem raźniej :P. Nie wiem jednak czy uda się zachęcić inne osoby, ale tak sobie myślę, że przecież wielu pisze... nie można podjąć się tego ciekawego wyzwania? :)

Dzień 1

Dziś udało się naskrobać 17k. W tym momencie mam pełne 42 strony, a akcja dopiero nabiera tempa. Wczoraj udało mi się jakoś wydostać z pułapki, którą niefortunnie stworzyłem jednemu z głównych bohaterów. Spryciarz z niego... Dziś myślałem, że uda mi się przeprowadzić trzy sceny z jednego miejsca, ale opisałem pierwszą akcję, rozpocząłem drugą i zauważyłem spory ubytek w czasie i naprawdę warto było przejść się do kuchni... ;). Oby jutro udało się dokończyć wyznaczony mały cel, tylko nie wiem kiedy...
Dobrze, że wena jest, motywacja w miarę jest, ale nie można jej nadużywać. Jutro bieganie na uczelni za papierkową robotą, a trzeba i książki zdać do biblioteki. Oby wieczorem nie ubyło nagle sił.
PS Lubię wyróżniać się z tłumu, czasami. Dlatego do każdego dnia będę załączał jakąś piosenkę, która towarzyszyła mi najdłużej i najbardziej odwzorowuje tekst, który danego dnia powstał, w sensie pasuje do klimatu. Zawsze miałem takie filmowe wyobrażenie odnośnie powieści. Wiem, że nikomu nie musi się podobać taka muzyka.

5
Dzień 2

Miałem okazać się turbokozakiem, ale jednak nie stać mnie na codzienne takie wyczyny, dlatego dziś jakimś cudem nastukałem 7k, zaledwie jedną niepełną scenę. Gdy napisałem zaledwie tych kilka zdań, jakbym stracił ochotę :/. Ale wszystko jest spowodowane zabieganiem, dziś zbieranie wpisów do obiegówki na uczelnię, jutro znów muszę jechać na uczelnię po zaświadczenia, do tego robić badania na magisterkę, w środę muszę czekać w domu na serwisantów... więc jeden dzień będę miał wycięty z życiorysu, może w środę mi się uda coś napisać? Nie sądzę, bo nie lubię, gdy mi coś ciąży... W czwartek bieganie po urzędach, robienie zdjęć do dyplomu, ble. Do piątku muszę złożyć dokumenty na uczelni, i zdjęcia. Naprawdę nie wiem jak to ogarnę. To znaczy już mam plan. Rozpisany. A wieczorami postaram się coś tam pisać. Choćby tyle co dziś.
Maraton na pewno pomoże zdecydowanie szybciej skończyć drugi tom i tu widzę jakieś światełko w tunelu.

6
Dzień 3

Pusto. Praktycznie nie było mnie w domu.

Dzień 4

Pusto. Masa spraw do załatwienia na uczelni i dla uczelni... a również odpoczynek po świętowaniu zdobytego tytułu inżyniera... ;). Wieczorem miałem trochę czasu, ale mózg nie pracował na odpowiednich obrotach, więc 150 znaków nie liczę. Usunąłem na dodatek, gdy przeczytałem te dwa zdania... ;).

Dzień 5

Dokończyłem trzeci rozdział, który dopiero powolnie kieruje do rozwinięcia sytuacji. Na razie spokój, udało się opisać trzy sceny w jednym miejscu, każda następowała po sobie, ale mam nadzieję, że potencjalny czytelnik łatwo się domyśli. Zresztą, kiedyś miałem te swoje łopatologiczne kwestie w pisaniu, jeszcze w czasach liceum, a odkrywając to forum zwalczyłem te wstawki :P. Czytałem wówczas cały dział "Jak pisać?" i naprawdę miałem kilka głupich podstawowych błędów. Zawarte tam tematy potrafią pomóc postawić pierwsze kroki przy pisaniu, potem już trzeba ćwiczyć. To ćwiczę, póki czas pozwala.
Dzisiejsze osiągnięcie to dopisanie trzeciego rozdziału, czyli 8k. Całkiem przyzwoicie, a z drugiej strony skromnie jak na 2 godziny ślęczenia nad tekstem, który na pewno będzie podlegał sprawdzeniu i poprawieniu jak pozostała reszta.
Może jeszcze dziś coś się uda dopisać, bo całą fabułę mam rozpisaną. Teraz wkroczyć na ścieżkę czwartego rozdziału. Na luzie, bez pośpiechu, bez stresu. Bo przecież jutro też jest dzień.

7
Dzień 6

To już szósty dzień... czas szybko leci, na pewno nie wyrobię się z zakończeniem drugiego tomu, a czy osiągnę magiczne 50%? Z takiego osiągnięcia z pewnością byłbym dumny. Dziś udało się naskrobać 8,5k. Zadanie należało do łatwiejszych, bo podczas podróży bohaterów wprowadziłem dialog i poszło gładko, a jeszcze chyba nie skończyłem... Nigdy nie nadużywam dialogów, ale w tym przypadku to chyba wskazane :). Tym bardziej jestem zadowolony, ale obawiam się o motywację i wenę w trakcie kolejnych dni. Oby starczyło mi sił, ale z drugiej strony nie chcę walczyć i siłowo pisać. Nadal pisanie ma sprawiać mi przyjemność.

Poza dorobkiem pisanym trochę ślęczałem nad pierwszym tomem, jak pierwsze 20 stron poprawiane było nie tylko przeze mnie, ale i przez humanistkę dawno, dawno temu, tak dziś doszedłem do 75 strony. Przeczytałem od początku. Poprawiałem zauważalne błędy stylistyczne, powtórzenia... po tym wszystkim, stwierdziłem, że akcja dopiero zawiązuje się od 50 strony, a do tego czasu mogę czytelnika zniechęcić. Nie ma tam nudy raczej, a po prostu przejście w klimat, zapoznanie i uroki środowiska, może niezbyt w pełni odwzorowane z rzeczywistością, a bazujące na wybujałej wyobraźni, zaledwie filmowym spojrzeniu. Póki co, jedna koleżanka przypadkowo otrzymała (tj. na prośbę) powieść, ale nie sądzę, by klimaty sensacyjne s-f w jakikolwiek sposób ją kręciły. Po trzech rozdziałach nie napisała do mnie już nic. To było do przewidzenia ;). Gdyby powieść przeczytał ktoś znajomy, uznałby mnie za oszołoma. Za przemądrzałego dzieciaka. A może by klepnął po ramieniu i stwierdził, że jednak fabuła się do czegoś nadaje (bo jednak z pisaniem u mnie... ciężko, pokażę komuś tekst i łatwo wyłapać błędy stylistyczne, przez które robię się cały czerwony - wtedy czuję, że ktoś niepotrzebnie zmarnował swój czas, a wyszło jak zwykle na moje o byciu grafomanem)?

Co i tak nie zmienia faktu, że kilku znajomym wysłałem powieść ze względu na pewne czynniki. Jedni mnie zignorowali, a jeszcze inni po prostu nie lubią czytać. Takie czasy :). Wracam do poprawiania, by mniej się wstydzić niż zwykle.
Do jutra.

8
Dzień 7

Napisałem 2k, a z każdą godziną dopadało mnie osłabienie. Choroba bez litości. Rozłożyło mnie i...

Dzień 8

I nic nie zdołałem napisać przez kolejny dzień.

Dzień 9

A dziś nie potrafię zmotywować do pisania. Chyba znakomity pierwszy dzień i kilka kolejnych przeciętnych w kratkę pokazało, że nie potrafię regularnie pisać, a motywacja w postaci maratonu miesięcznego działa na mnie zdecydowanie demotywująco, bo organizm odczuwa jakąś presję. Nie lubię presji i wszelkich deadlinów.
Gdy miałem wyznaczoną obronę czy wcześniej sesje egzaminacyjne to aż chciało się pisać ;). Zobaczymy, może dziś jeszcze zdołam coś wytworzyć, ale gdy otwieram plik z wordem, szybko mnie zniechęca, a i nie potrafię żadnego dobrego zdania napisać.

9
Escort pisze:gdy otwieram plik z wordem, szybko mnie zniechęca, a i nie potrafię żadnego dobrego zdania napisać.
Nie szkodzi. Pisz złe. Można poprawić.

Polecam pod rozwagę (zwłaszcza końcówkę):

https://zycierednacza.wordpress.com/201 ... -savileem/
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

10
Thana - dzięki, może i budujące, z początku :). Ale potem się zastanawiam, że taki pisarz może i tworzyć trzy lata, ale jest zdecydowanie większe prawdopodobieństwo, że utworzy coś znakomitego ;) w moim przypadku na pewno tak nie będzie (i nie jest to żaden pesymizm, a realizm i odpowiednia ocena tego co potrafię :/). Ale gdy nachodzi mnie taka myśl i totalne zniechęcenie do pisania to się zastanawiam w dalszej kolejności czy rzeczywiście lubię pisanie? Taka walka potrafi potrwać od kilku do kilkunastu dni i można śmiało powiedzieć, że lubię pisać, tworzyć coś z niczego, przelewać pomysły na papier ze swoją wizją ;) tylko posługiwanie się słowem pisanym jest dla mnie cholernie ciężkie i wychodzi co najwyżej przeciętnie dla potencjalnego czytelnika...

Dzień 10

Spędziłem go na poprawianiu pierwszego tomu powieści. Przeczytałem kilka rozdziałów, poprawiłem powtórzenia, poczytałem dialogi na głos, żeby wyłapać głupie stwierdzenia i zdania, które na pewno nikt normalny by nie powiedział, bo brzmiałyby bardziej sztucznie niż w polskim serialu. Mogę być nawet zadowolony, bo mam za sobą już 50% powieści (czyli 130 stron, a zazwyczaj stawałem na 20 stronach i stwierdzałem, że wszystko jest do kitu). Co nie zmienia faktu, że tekst raczej nie widział prawdziwej korekty ;). Czasami staram się wyjść z założenia (mylnego), że mam swój styl i raczej go nie zmienię. Pokazuję jakiś fragment - 'jest ciekawie, ale rzeczywiście, słabo dysponujesz słowem pisanym, sporo tych błędów stylistycznych, momentami nie da się tego czytać'. Ok. Poprawiam, ale dopiero po jakimś czasie, bo poprawianie z dnia na dzień wprowadza mnie w obłęd i z nerwów chyba usunąłbym tekst :D. Do końca maratonu muszę poprawić pozostałe 50%.
Nachodzi refleksja: po co to poprawiasz, skoro nikt tego nie przeczyta? Po chwili nasuwa mi się odpowiedź: żeby czytało mi się lepiej jak do tego wrócę. Matka mi mówiła, że po tylu latach co przeżyła, chętnie poczytałaby co tam tworzyła w młodym wieku, a dziś tego nie ma i bardzo żałuje. Postaram się, żeby nie popełnić tego samego 'błędu'. ;)

Dzień 11

Znów pracowałem nad poprzednim tekstem, którego napisanie trwało dobre 2,5 roku. Czasem mogę się zastanawiać na cholerę to komu, ale to taki oczywisty dowód, że lubię pisać. Jakby to nie wyglądało, po jakimś tam czasie na przestrzeni powieści widzę postęp. Bardzo ciekawe i pocieszające zjawisko:
1-20 stron - kiepsko, po kilku czytelnikach nie dziwię się, że ich odrzuciło, ale...
50-100 stron - jest postęp względem początku, sytuacja zaczęła się rozwijać i fabuła jakby nabierała tempa, opisy też coraz lepsze.
100-150 stron - opisy zdarzeń lepsze niż na początku, lepsze panowanie słowem, momentami fabuła całkiem dobra, potencjalny czytelnik może w końcu postawić pytanie (a co będzie dalej?), chyba ;) takie odniosłem wrażenie. Postępy widać nawet z taką drobną różnicą stron (w międzyczasie pisałem również inne rzeczy, czytałem, więc można skromnie stwierdzić, że się rozwijałem).

Poza tym dziś trochę pisałem. 4k to tak skromnie, ale chyba jest ok. Mam jeszcze kilka minut to spróbuję jakoś odpowiednio spożytkować ten czas :).

PS Wychodzi jak gorzkie żale, dlatego z góry przepraszam potencjalnych czytelników mini-kącika :P.

11
Dzień 12, 13

Nie służy mi pisanie regularne, ponieważ odczuwam jakieś znudzenie fabułą - mam wszystko rozpisane i praktycznie zero zaskoczenia, choć wprowadzałem poboczne sceny w ogóle niezaplanowane. Coś jest nie tak, za miesiąc wróciłbym do powieści znów pełen energii i motywacji. Pomysł mi się przejadł w pewien sposób, choć muzyka, a do tego jakieś dobre seriale i ochota wraca na jakiś czas. Wczoraj siadłem i poprawiałem kolejne rozdziały z pierwszego tomu, ale potem napisać nic mi się nie udało, niestety. Dziś zaciskam zęby :) aby szczęka potem nie bolała.

12
Dzień 14

Udało się zmobilizować. Siadłem, naskrobałem 9k, wprowadzając niezaplanowaną scenę. Od razu poczułem powiew świeżości :). Jednak pozostałe wątki jak i ten główny, muszą potoczyć się już zgodnie z zaplanowaną fabułą. Jednak taka malutka przygoda dodała mi większych chęci. Działałem na wyobraźni, żadnych ograniczeń, tylko pierwsze myśli i zachowania bohaterów. Ucieczka trwa dalej...

13
Nie wytrwałem. Zawiodłem. Niestety, maraton na dłuższą metę okazał się przymusem, przyciśnięciem do ściany, co poskutkowało utratą chęci na pisanie. Mam nadzieję, że bez takiego 'obciążenia' bez żadnej presji będzie lepiej. Pracowałem nad pierwszym tomem intensywnie, ale żeby coś napisać w ramach drugiego było coraz ciężej... To by było tyle z mojej strony.

14
Fajnie jest wrócić do tematu i poczytać jak człowiek zawiódł samego siebie. Cele były wyznaczone na miesiąc, a rozeszły się w czasie. Choć nie miałem w planach kończyć powieści, bo byłoby to nierealne w miesiąc. W miesiąc to można napisać co najwyżej pracę dyplomową ;). Spróbuję drugi raz, ale tym razem nie wiem czy warto notować, że chcę pisać do 27 stycznia. Chcę pisać dłużej. Będę zapisywał tylko dni, w które pisałem. Szkoda się rozwodzić nad tym, że tego dnia i tego nie pisałem. Nie chcę tym razem odczuwać żadnej presji. Będzie dobrze szło - będę wpisywał się do dziennika.

Widzę, że miałem dobre dni na początku w lutym. A do tego te 38 stron i 119k... zabawnie :). Dziś mam 248 stron i 790k drugiego tomu powieści. Cieszy mnie to, bo prawdopodobnie w rok napiszę powieść. Jeśli nic mnie nie dopadnie. Już człowiek w głowie ma pomysł na trzecią część, bo po cichu kolega mi podpowiada, żeby zrobić trylogię, ale ja nie mam nawet wielkiej ochoty. Pomysł już jest rozpisany, bo lubię się bawić w tworzenie fabuły, mam wiele pomysłów w głowie.

Aktualna powieść też jest rozpisana na drobne elementy, ogólne sceny i wydarzenia. Podczas pisania wchodziły kolejne poprawki czy 'lepsze ujęcia'. Ale ogólny zarys się nie zmienił. Bohaterów kilkukrotnie zaskoczyłem, ale chyba wybrnęli. Tak czy siak, nadal muszą sobie jakoś radzić.

Główny cel to skończyć drugi tom powieści. Zakończenie jest zaplanowane dokładnie i otwiera furtkę na trzecią część, a jednocześnie może sprawić, że w ten sposób zakończą się przygody bohatera. Pozostało zaledwie kilka scen, może jakieś 150k, trudno teraz określać. Myślałem, że powieść będzie miała koło 900k, ale to były jakieś plany przed napisaniem, będzie nieco dłuższa od pierwszej części, może w okolicach 300 stron A4 się zamknie. Wyzwanie jest na teraz, nie chcę z tym pędzić, ale to, że zbliżam się powoli do końca, napędza mnie :).

Miałem już skupić się na pracy magisterskiej, ale... te rzeczy mnie mało interesują. Nawet, jeśli bardzo to zawsze znajdzie się jakaś odskocznia. Drugi cel: zamierzam zacząć drugą powieść. Całkowicie odmienną, mam pomysł, który powstał rok? półtora? roku temu, czyli kawał czasu. Przespałem się z nim, czytałem go kilkukrotnie, trochę poprawiałem, nie sprawił, że go wyrzuciłem, więc wychodzę z założenia, że będzie całkiem ok, jeśli chodzi o fabułę i świat przedstawiony. Zresztą - można mi zarzucić trochę ściąganie. Pisanie traktuję jako trening i polepszanie warsztatu, jeśli znajdują się jacyś tam czytelnicy, to bardzo miłe. Lubię też poczytać czyjeś amatorskie dzieła, porozmawiać trochę o fabule :). W pisaniu jestem słaby, ale co mi pozostało, skoro to lubię ;). Strasznie odszedłem od tematu... spróbuję zacząć nową powieść. Jest wzorowana na TES: Morrowind i na Skyrim, ale tak mi te światy się spodobały, że spróbuję je wykorzystać :). Z własnymi bohaterami.

Trzeci cel, poboczny, stworzenie nowej fabuły do jeszcze lepszej powieści. Tam gdzieś piszę cały czas science-fiction, po drodze w planach zamiar stworzenia wyimaginowanego fantasy, a teraz w głowie roi się kompletny pomysł na powieść w kosmosie. Czyli w sumie też science-fiction, ale zdecydowanie bardziej odległe od aktualnie powstającej powieści. W głowie coś tam już jest, teraz spisać fabułę i kreację postaci, przespać się z tym porządnie i stwierdzić czy się nadaje :).

Miałem też cichy plan, od jakiś dwóch lat? napisanie powieści wojskowej. Może aktualnej, a może wymyślony konflikt zbrojny, dziejący się w niedalekiej przyszłości. Plan odkładam na dalekie lata, bo niewiele na te tematy wiem.

Dzień 1

Tak się rozpisałem, że wątpię czy ktoś to przeczyta, choć na tym forum bywają dłuższe posty :D (i ciekawsze ;)). Dziś tylko 3,5k, ale to zawsze coś. Szczególnie, że człowiek ma czasem inne problemy na głowie. Albo po prostu dokucza brak weny. I brak czasu. Idę do przodu, teraz trochę wolnego czasu i spróbuję go dobrze spożytkować.

Wróć do „Maraton pisarski”