31

Latest post of the previous page:

Mam 299 000, doszło 18 000, zostało 51 000.

I dostałam w końcu jedną opinię o pierwszych stu trzydziestu stronach:
"Masz łatwość pisania i to spójnego. Nie gubisz myśli, wszystko jest spójne - dobra kompozycja."

Jest też trochę czepiania się o zbyt formalne zwroty albo o niepłynne przejścia z tematu na temat, ale jakoś to przeżyję ;) Jeśli dożyję kolejnych 51 tysięcy.
Niechże mnie ktoś w końcu kopnie, bo z tak leniwym kuprem nie dociągnę.

32
anowi pisze: bo z tak leniwym kuprem nie dociągnę.
Dociągniesz. Obstawiam, że wystarczy Ci 10-12 dni. I nie wybrzydzaj na własny kuper, bo się obrazi i co wtedy zrobisz? :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

33
Thana pisze:
anowi pisze: bo z tak leniwym kuprem nie dociągnę.
Dociągniesz. Obstawiam, że wystarczy Ci 10-12 dni. I nie wybrzydzaj na własny kuper, bo się obrazi i co wtedy zrobisz? :)
10-12 dni? Chciałabym naskrobać te 50 tysięcy w ciągu kilku dni, w porywach do środy. Potem to już przydałoby się oddać do porządnej pierwszej redakcji. Za 12 dni to ja bym chciała już poprawiać po poprawkach. Ty mnie nie strasz ;)
No, chyba że przez najbliższy tydzień będę tak leniwa jak chociażby dziś. Ani jednego nowego znaku. Nic. Niente. Zerro.

Jak się może mój kuper własny na mnie obrazić? I co? Zostanie gdzieś beze mnie? Nic wielkiego. To znaczy, wówczas nie miałabym niczego wielkiego z tyłu. Wiesz - odchudzenie nagłe. Myślę, że takie rozwiązanie wiele kobiet uznałoby za przydatne. Ciekawe, jak wiele z nas nagle obrażałoby nasze kupry, by te z kolei obrażały się na nas? :D

35
Erythrocebus,
to dziwne kupry mamy, muszę powiedzieć. Jakieś takie obrażalskie nie w tę stronę, co powinny ;)

Przyszedł czas na kilka słów do konfesjonału:
Po dniu dzisiejszym:
- mam 318 tysięcy,
- doszło 19 tysięcy,
- zostały 32 tysiące.

I choćby mnie przypalali rozgrzaną patelnią, zła się nie ulęknę i pisać więcej nie będę. Tak mi dopomóżcie, bo się wypaliłam.
Pojutrze (bo jutro impreza wyjazdowa) zmartwychwstanę. Chyba ;)

36
No i jak tam w kwestii zmartwychwstania? Bo tak jakby już mamy pojutrze pojutrza popojutrza. Czy coś takiego...
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

38
Thana pisze:No i jak tam w kwestii zmartwychwstania? Bo tak jakby już mamy pojutrze pojutrza popojutrza. Czy coś takiego...
Ciężko. Chyba za dużo ran :P
Jak wyjechałam, tak dopiero wczoraj w nocy wróciłam. Taka praca to czasem coś pięknego, ale od czasu do czasu to jednak również przeszkoda w dążeniu do celu.
gebilis pisze:anowi jak postępy? Ile doszło znaków?
Postępy są, ale niewielkie.
W ciągu tych kilku dni dopisałam zaledwie 7 000. Wciąż zostało 25 tysi i poprawki. Postaram się nadrobić zaległości do końca weekendu. Przydałoby się w końcu skończyć to wiekopomne dzieło, męczone miesiącami. Czymajcie kciukasy ;)

39
anowi, nie przejmuj się - nie wszyscy mają tam na górze takie chody, żeby zmartwychwstawać już po trzech dniach ;)
Trzymamy, trzymamy :)
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

40
B.A.Urbański pisze:anowi, nie przejmuj się - nie wszyscy mają tam na górze takie chody, żeby zmartwychwstawać już po trzech dniach ;)
Trzymamy, trzymamy :)
:) Dzięki za otuchę.
Powoli bandażuję rany i kończę z umieraniem.

Mam 333 000, więc brakuje 17 000.
Dziś dopisałam 8 000. Nie jest to imponujący wynik, ale to już dopisywanie fragmentów w miejscach, w których wcześniej wstawiałam krzaczki typu: "opis domu", "grubszy ucieka pierwszy" albo (takich nienawidzę najbardziej) "owce, krowy" (nie pytajcie). I weź tu człowieku, który ledwie parę tygodni temu wyzbyłeś się obrzydzenia do opisów, stwórz takich kilka (naście) naraz. Nie da się. A nawet jeśli, nie powstaną pod moimi paluchami.

Jeszcze troszku, jeszcze chwilunia, jeszcze momento i koniec ;)

41
To już sama końcówka. I co potem?
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

42
Urbański,
potem oddam do poprawy siostrze (redaktorce), która znowu będzie na mnie krzyczeć, że jestem cembał, bo nie znam zasad pisowni i nie wiem, co to przecinek.
Gdy ze mną skończy, znowu sama przelecę tekst, potem ona znowu go przeleci i... Chciałabym, by znalazł się ktoś jeszcze, ale nie kojarzę nikogo, kto by zechciał czytać 250 stron niewydanego tekstu i kto na koniec nie powiedziałby "Faaajne", mimo że usnął w trakcie, ale nie może mi o tym powiedzieć, by mnie nie ranić ;)
Tak czy siak, jeśli wszystko się uda, wyślę książkę na konkurs :)

43
Nieźle, brawo.
Osobiście nie zostawiam elementów na koniec tylko piszę w jednym ciągu nie rozbijając scen czasowo, mimo że w głowie układają się w niechronologiczny sposób. Potem właśnie zostają najgorsze kąski, czyli takie opisy. Zawsze wolę po drodze przebrnąć, przełknąć trudniejsze momenty i na koniec mieć je z głowy. Tak jak udowodnione jest, że nauka jest najbardziej produktywna na początku i na końcu, tak pewnie podobnie jest z pisaniem - początek pełen pasji i pomysłów. Gdy zbliża się koniec, kolejna porcja dodatkowej energii, która pozwala dokończyć powieść ;).
Pisarz miłości.

44
Escort pisze:Nieźle, brawo.
Osobiście nie zostawiam elementów na koniec tylko piszę w jednym ciągu nie rozbijając scen czasowo, mimo że w głowie układają się w niechronologiczny sposób. Potem właśnie zostają najgorsze kąski, czyli takie opisy. Zawsze wolę po drodze przebrnąć, przełknąć trudniejsze momenty i na koniec mieć je z głowy.
Escort, dziękówka, choć to jeszcze nie koniec. Na pewno nie koniec końców ;)
Rzecz polegała na tym, że napisałam wszystko po kolei, po Bożemu. Z opisami mi nie wyszło, bo jeszcze ze dwa miesiące temu obrzydzał mnie sam dźwięk słowa "opis". Chyba że było to zdarzenie, nie drzewo, pies czy budynek :)
Poza tym - niekoniecznie wiedziałam, jak na przykład wygląda plac w centrum miasta, w którym nigdy nie byłam. A właśnie to miasto było mi potrzebne. Na szczęście wiedziałam, że znajomy się w nim urodził, w nim mieszkał wiele lat i że będzie mógł mi wyjaśnić dokładnie, gdzie co się znajduje i jak wygląda.
Podczas pisania zaznaczałam w takich fragmentach ogólny zarys tego, co ma się w opisie znaleźć, zaś teraz, gdy wiem, z której strony rosną drzewa, a z której jest ulica, prowadząca do jeziora, potrafię to uzupełnić. Chyba ;)

45
Mam 341 000 na liczniku, co oznacza, że do końca świata zostało 9 000.
Dopiszę dziś ostatni fragment i zacznę poprawiać. Jeśli uda mi się dziś, jutro wydrukuję, bo jednak ekran to kłamczuszek ;)

46
Dokonałam tego.
350 000, które za chwilę poprawię, czyli miesięczne maratony mają sens.
Hell yea ;)

Do końca grudnia chciałabym polecieć z dwoma, innymi projektami konkursowymi, o których wcześniej nie wspominałam. Nie wiem tylko czy o nich wspominać, bo męczarnie nad nimi widzę jednak dużo marniej niż prace nad skończoną powieścią :D

Wróć do „Maraton pisarski”

cron