Jak się idzie, to ubywa

16

Latest post of the previous page:

Bardzo Cię rozumiem. Mnie zawsze najlepiej pisze się na dworze.
„Styl nie może być ozdobą. Za każdym razem, kiedy nachodzi cię ochota na pisanie jakiegoś wyjątkowo skocznego kawałka, zatrzymaj się i obejdź to miejsce szerokim łukiem. Zanim wyślesz to do druku, zamorduj wszystkie swoje kochane zwierzątka.” Arthur Quiller-Couch

FB - profil autorski

Jak się idzie, to ubywa

17
iris pisze: (sob 29 maja 2021, 09:58) Bardzo Cię rozumiem. Mnie zawsze najlepiej pisze się na dworze.
:hug:

Dzisiaj całe przedpołudnie mi zeszło na mozolnym poprawianiu pierwszego rozdziału Meiji – bardzo, bardzo mozolnym... na przestawianiu akapitów, prostowaniu dialogów i innych takich. Ogólnie panika. Nabajdurzyło się, nabazgrało co ślina na język i atrament na pióro, a teraz trzeba to wszystko czyścić, żeby miało sens i gładko się czytało.

Na razie mam na czysto mniej więcej dwie trzecie pierwszego rozdziału, i jest tego ponad 3k słów – ponad 17.5k znaków. Chyba muszę przypilnować, żeby nie było więcej niż 5k słów na rozdział...

FL
"[...] niema tego rodzaju pisma, do którego język Polski nie byłby zdolnym." – Maria Wirtemberska Malwina, czyli domyślność serca, 1816

Jak się idzie, to ubywa

18
O jak dawno nie pisałam tutaj! Czyżby to cały tydzień minął?

Rozdział 1 Meiji po pierwszej edycji, poza kosmetycznymi drobiazgami typu "jaką co poniektórzy zjedli tempurę" albo "co tam jeszcze rosło za domem poza pokrzywami". Ponad 26k znaków (prawie 5k słów). Mam wrażenie, że to jakaś kosmiczna długość – i to mimo tego, że scenę końcową przesunęłam do następnego rozdziału. No nie jestem z tego zadowolona, czuję, że rozwalam spójną, okrągłą jednostkę. Z drugiej strony, może to i lepiej nie wpychać dwóch grzybów w barszcz... Zobaczę, jak to dalej pójdzie, bo Rozdział 2 jest tak gęsty, że łyżka staje.

Romans: Rozdział 1 zakończony i przejrzany, na dniach będzie się przepisywać.

:orcs-whip:

FL
"[...] niema tego rodzaju pisma, do którego język Polski nie byłby zdolnym." – Maria Wirtemberska Malwina, czyli domyślność serca, 1816

Jak się idzie, to ubywa

22
Hej! jagoda139, Czarna Emma, dziękuję za dobre słowa i otuchę i przepraszam za zniknięcie. :hug: <3 :hug: Zupełnie mnie zniszczyła olimpiada, i wakacje z maluchem w domu bez możliwości wyjazdu w środku którejś już z kolei fali epidemii, przy większości niezaszczepionej albo nie do końca zaszczepionej populacji. Jesień się zaczęła na dobre, więc wracam do pracy.

Do przeróbki były początkowe rozdziały – i to mi się udało zrobić – a poza tym rama całej opowieści, którą muszę dosztukować w miarę poprawiania. Wygląda to tak, że mój bohater siedzi w areszcie i opowiada pewnym dwóm dżentelmenom-orientalistom swoją wersję wydarzeń. Ta obstanowka, która jest sama w sobie oddzielnym wątkiem, wychodzi na jaw bardzo bardzo powoli, i wszystko jest hurtem w pierwszej osobie – ale po zasięgnięciu języka widzę jednak, że muszę to zmienić, żeby było jasne, co się naprawdę dzieje. Tak że pewnie będzie mieszanka narracji w 1-szej i 3-ciej osobie. No dobra. Do roboty, ująć młoty. Mam nadzieję, że u Was wszystko OK, w wolnej chwili zajrzę do Waszych dzienniczków.

:orcs-cheers:
"[...] niema tego rodzaju pisma, do którego język Polski nie byłby zdolnym." – Maria Wirtemberska Malwina, czyli domyślność serca, 1816
ODPOWIEDZ

Wróć do „Maraton pisarski”