Drwal [psychologiczne] opowiadanie

1
Leżę obok mojego drwala i słucham pociągów nawołujących się tęsknie wśród nocy. To jedyny znak istnienia czegoś poza nami i tą krainą zamkniętą w granicach bezpieczeństwa, o zastałym powietrzu i nostalgicznym pułapie nieba. Ta noc jest ciemna, jedynie bardzo odległe, zimne igiełki gwiazd muskają szronem szczyty jodeł. Tu, w sypialni, pomimo otwartego okna, jest duszno, jakby cała materia i nie-materia tego świata napierała na klatkę piersiową i wciskała się do nozdrzy.
Bardzo rzadko zasypiam razem z drwalem. Częściej rzucam się w gorącej pościeli, próbując wygonić ze skołatanej głowy obrazy przeszłości i czekam na stan sprzedświtania, kiedy to lepkie oniręce przybywają, by odgarnąć mi pot i cienie ze skroni. Niedługo potem przychodzi świt, a drwal się budzi. Zostawia mnie, bladą i sponiewieraną przez noc, w tym starym, dębowym łożu i idzie robić obchód swych włości. Kiedy wraca, ja czekam z kawą bez mleka i jajecznicą na króliku, jak przykładna żona. Czy byłam kiedyś żoną? Nie pamiętam.
Potem on znów wychodzi, na cały dzień. Całuje mnie w policzek i patrzy mi w oczy tym naglącym, trochę błagalnym wzrokiem, a ja uśmiecham się i całuję go w usta, pomimo że jego broda drapie. Patrzę jak wychodzi przez rozchwiane w zawiasach drzwi krokiem człowieka nieśmiałego i nieco niezdarnego, jakby zbytnio urósł przez noc i nie mógł przyzwyczaić się do barczystych pleców i długich, mocnych kończyn. Wiem, że ten sam krok prowadzi go na codzienną królewską ścieżkę (kiedyś z ciekawości poszłam za nim), gdzie wita się z całym stworzeniem swej krainy, cudownie nieświadom, że każda z traw, wiewiórek i malin kłania mu się w pas, milcząco ofiarowując swoje życie. On do dziś nie wie o tym. Ma wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy potrzebujemy mięsa i musi wyjść z fuzją na polowanie.
To dziwne. Pamiętam, że kiedyś rozpaczliwie chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej – byłam wtedy przekonana, że kochać można tylko to, co się zna od podszewki, tak jak on poznał mnie (wtedy na zimnym bruku rozkrzyczanego miasta). A on nie mówił wiele. Moje pytania pozostawały bez odpowiedzi – tylko ten nieśmiały, zbłąkany uśmiech. Poszłam wypytywać świerków i leśnych jagód, zaskrońców w trawie i tych błyszczących żuków. Już prawie zrezygnowałam, kiedy to leśny strumień zupełnie spontanicznie odkrył przede mną przeszłość. Nagle woda spłynęła krwią. Już wiedziałam, że życie mojego drwala było naznaczone śmiercią.
Tego dnia wrócił do domu bardzo nieswój, a w nocy prześladowały go koszmary. Obudziłam go i tak długo gładziłam po splątanych włosach, aż wyznał mi wszystko, wypowiadając słowa mocno, jakby wyzywając, bym go osądziła.
Nie przeraziłam się. Mój drwal zabił, ratując własne życie. Chociaż wszystkie sądy świata uznałyby go niewinnym, nadal uciekał – przed prawem, przed sobą, przed tamtą wściekłością i strachem.
Dlatego czasem mam ochotę mu wytknąć – zabiłeś człowieka, a boisz się strzelać do królików. Ale nie robię tego. Nie chcę karmić demonów, które już wystarczająco spasły się na jego lękach.
Nie odeszłam wtedy. Chyba nadal byłam wdzięczna za wyrwanie mnie ze świata półnagich mężczyzn o miękkich głosach i z bronią za pasem, ze świata zszarganej kobiecości i zaprawionego krwią macierzyństwa. Czułam się przy nim tak cudownie bezpieczna i ciepła, a codzienna rutyna powoli goiła moje rany. Nie odeszłam wtedy.
Czemu więc robię to teraz? Żegnam go codziennym pocałunkiem, wiedząc, że gdy powróci o zmierzchu, zastanie ciemny i pusty dom, i gładki blat stołu nieobciążony pełnym żalu listem. Może po kilku tygodniach znajdzie gdzieś między deskami podłogi złotą obrączkę, którą wsunął mi niegdyś na palec, zwracając godność. Może kiedyś wyruszy, by mnie odnaleźć, a ja, choć tak bardzo tego chcę, zrobię wszystko, by mu się nie powiodło. Wciąż siebie nie rozumiem. To były najpiękniejsze dni mojego życia. Jednak chory umysł każe gnać naprzód, zagubić się w krzyku i blasku ordynarnych emocji, zapomnieć o ogniu na palenisku, miękkich pocałunkach i silnych ramionach.
Nie będę mogła wrócić. Czułabym się jak intruz, który odrzucił piękno tego świata i arogancko żąda jego zwrotu. Dlatego spisuję ten krótki epizod, Senne Spotkanie Sprzed Świtu, aby pamiętać, że nie musiało tak być. Że mogłam zostać.
"Asymilacja i dysymilacja. CO2, H2O,
i światło, światło, światło,
przemiana materii w materię, wzrost i dojrzewanie
w płaskim dysku falującej Galaktyki."

Julia Fiedorczuk "Ramię Oriona"

2
Leżę obok mojego drwala i
słucham pociągów
nawołujących się tęsknie wśród
nocy.
That's good. jakby proza poetycka to jest- powszechnie masakrowana w internecie- udało Ci się. Ma to ręce i nogi.
To jedyny znak istnienia
czegoś poza nami i tą krainą
zamkniętą w granicach
bezpieczeństwa, o zastałym
powietrzu i nostalgicznym
pułapie nieba.
ok. Tu przesadziłaś. Co te jest nostalgiczny pułap nieba?
Ta noc jest
ciemna,
Raczej standard.
jedynie bardzo odległe,
zimne igiełki gwiazd muskają
szronem szczyty jodeł.
Ależ wiem, że to pięknie brzmi ale... nie no dobra, w porównaniu z innymi tekstami, które była wanna be piękne, Twój jest zaskakująco sprawny. Mi się to akurat aż tak nie spodobało ale niektóre laski będą piszczaly czytając ten fragment ;)
Tu, w
sypialni,
Lubię takie "tu teraz" "i wtedy tam, obok tu, tu teraz właśnie"
W tekście pisanym sprawnie to jest dobre. Twój tekst jest solidny na razie, dlatego OK.
pomimo otwartego
okna, jest duszno, jakby cała
materia i nie-materia tego
świata napierała na klatkę
piersiową i wciskała się do
nozdrzy.
Tu utnij opis świata, przestrzeni czy innych dziwnych rzeczy i zrób jakąś akcje, dialog, monolog.

Bardzo rzadko zasypiam razem z
drwalem.
No niech będzie.
Częściej rzucam się w
gorącej pościeli, próbując
wygonić ze skołatanej głowy
obrazy przeszłości i czekam na
stan sprzedświtania, kiedy to
lepkie oniręce przybywają, by
odgarnąć mi pot i cienie ze
skroni
Kursywą. O LOL! Miazga. Czuje jakby przejechał po mnie czołg oniryzmu. No ok poza tym da się to ogarnąć i komuś może się to podobać. Technicznie nie jest źle.
Niedługo potem
przychodzi świt, a drwal się
budzi. Zostawia mnie, bladą i
sponiewieraną przez noc,
Wybacz mi grubiaństwo ale co to za facet a drwal to już w ogóle, co mu noc żonę poniewiera? To ON ją powinien sponiewierać i zostawić bladą a nie noc.
Kiedy wraca, ja czekam z kawą
bez mleka i jajecznicą na króliku,
jak przykładna żona. Czy byłam
kiedyś żoną? Nie pamiętam.
Byłoby ostro gdyby nocą coś się wydarzyło. Chyba, że jesteś taka subtelna że niby noc ale nie noc.
Całuje mnie w
policzek i patrzy mi w oczy tym
naglącym , trochę błagalnym
wzrokiem, a ja uśmiecham się i
całuję go w usta, pomimo że
jego broda drapie.
Klan.
Wiem, że ten sam krok
prowadzi go na codzienną
królewską ścieżkę (kiedyś z
ciekawości poszłam za nim),
gdzie wita się z całym
stworzeniem swej krainy,
cudownie nieświadom, że każda
z traw, wiewiórek i malin kłania
mu się w pas, milcząco
ofiarowując swoje życie
ok nie lubię za bardzo tego autora ale czy czasem nie jesteś po lekturze Las coś tam Nienackiego? Tam też las, miłość, seks, zbrodnia, agent wywiadu prl. Całkiem niezła książka tak swoją drogą. Twoja jest wymuskana i grzeczna. Gdybym miał wybierać, wybrałbym Nienackiego. I proszę: mniej opisów. Daje trzy punkty za sprawny język i pół punktu za klimat który kreśliłaś na początku bardzo fajnie. 3.5
Obrazek

Re: Drwal [psychologiczne] opowiadanie

3
Madison pisze: Nie odeszłam wtedy. Chyba nadal byłam wdzięczna za wyrwanie mnie ze świata półnagich mężczyzn o miękkich głosach i z bronią za pasem, ze świata zszarganej kobiecości i zaprawionego krwią macierzyństwa.
Nie umiem dokładnie wyjaśnić dlaczego, ale nie podoba mi się to zdanie. Ta zszargana kobiecość brzmi mocno, zbyt wyraziście wobec tajemniczego opisu półnagich mężczyzn. Raz, gdy to czytałam, poczułam się wręcz trochę... moralizowana :D.
Madison pisze: Jednak chory umysł każe gnać naprzód, zagubić się w krzyku i blasku ordynarnych emocji, zapomnieć o ogniu na palenisku, miękkich pocałunkach i silnych ramionach.
Słowo "ordynarny" wydaje mi się być za mocne. Na tyle, że zgrzyta: po cholerę gdzieś iść, gdzie jest ordynarność! Po co pchać się na dresa! Gdyby te emocje były jeszcze brutalne, dzikie, spocone i brudne - przyjęłabym je.
Ładny klimat, jest ciekawie. Uroczy czuły drwal, który w mojej wyobraźni ma gładkie czułe dłonie, niepokryte drzazgami. Kobieta, dla której ta sielanka nie jest spełnieniem marzeń. Bardzo ładne. Podoba mi się.

4
"Drwal" - psychologiczne - w pierwszej chwili brzmi jak groteska ;P

A teraz na poważnie. Trochę mnie zaczarowałaś. Bardzo dobrze zbudowałaś klimat (chociaż za chwilę do paru kwestii jeszcze się przyczepię) - czuje się tę noc, chatę w lesie, ciepło palenisko i nawet nieco poplątane emocje bohaterki - brawo.
Jest kilka zdań, które naprawdę pokazują, że paroma słowami można wiele przekazać
Madison pisze:Może po kilku tygodniach znajdzie gdzieś między deskami podłogi złotą obrączkę, którą wsunął mi niegdyś na palec, zwracając godność.
Chociażby to. Niby nic, a wyobraźnia pracuje.

Są też fragmenty, kiedy przeginasz. Zwykle nie tyle emocje, co opisy. Za dużo, zbyt łzawie:
Madison pisze: jedynie bardzo odległe, zimne igiełki gwiazd muskają szronem szczyty jodeł.
Madison pisze: by odgarnąć mi pot i cienie ze skroni.
Tam cały fragment jest mocno dziwaczny, ale można go zrzucić na pewną konkretną wizję. Natomiast to "odgarnianie potu" zgrzyta i to ostro. Nawet na tle specjalnie udziwnionego tekstu wygląda jak błąd.

Czyta się całkiem przyjemnie - można odpłynąć za narracją. Samej psychologii to dla mnie tu dość mało. Pojechanie po wymaglowanym temacie, że komuś z traumą tak jest dobrze, że aż źle. Szkoda, że tego nie umotywujesz oryginalnie, nie poszukasz serio takich sprzecznych stanów w ludzkiej psychice. Bo tak to mamy liryczny opis, ale to nie jest psychologia. Tylko oddanie pewnego motywu.
Oddanie, według mnie, bardzo ładne. Na tym ten tekst się broni - warstwa językowa.

Na marginesie:
polishbritpoper pisze:
Niedługo potem
przychodzi świt, a drwal się
budzi. Zostawia mnie, bladą i
sponiewieraną przez noc,

Wybacz mi grubiaństwo ale co to za facet a drwal to już w ogóle, co mu noc żonę poniewiera? To ON ją powinien sponiewierać i zostawić bladą a nie noc.
Też w pierwszej chwili naszły mnie takie myśli ;) .

Nie jestem za tym, żeby akcję koniecznie "wzmacniać" i ubarwiać dialogami, wydarzeniami. Tekst się broni w swojej obecnej formie. Ale pewne elementy są już może nazbyt liryczne...? Pozostawiam do przemyślenia.

Mnie się podobało.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

5
Madison pisze:Wiem, że ten sam krok prowadzi go na codzienną królewską ścieżkę (kiedyś z ciekawości poszłam za nim)
Madison pisze:tak jak on poznał mnie (wtedy na zimnym bruku rozkrzyczanego miasta)
Nie stosuj nawiasów. Takie wtrącenia są rodem z publicystyki, nie pasują do Twojej prozy, tym bardziej, że to, co w nawiasach, po drobnej przeróbce zdań znakomicie daje się włączyć w tok opowiadania.
Madison pisze:wyrwanie mnie ze świata półnagich mężczyzn o miękkich głosach i z bronią za pasem
Obraz jak z filmu z lat międzywojennych, z jakiejś „Branki w jasyrze”, albo „Niewolnicy Orientu”. Chociaż – czemu nie? Czas Twojego opowiadania jest czasem baśni, więc wszystko możliwe.
Madison pisze:ze świata zszarganej kobiecości i zaprawionego krwią macierzyństwa
Każde macierzyństwo jest zaprawione krwią, niezależnie od tego, czy kobiecość została zszargana, czy wyniesiona na piedestał. Ale, oczywiście, to nie jest zarzut wobec Twojej metafory.

Masz skłonność do stosowania mocnych metafor, do przerysowywania, czasem trochę jakby wbrew wewnętrznej logice tekstu. Jak tutaj:
Madison pisze:każda z traw, wiewiórek i malin kłania mu się w pas, milcząco ofiarowując swoje życie.
Taka sytuacja pasowałaby mi raczej do jakiegoś świątobliwego pustelnika, który każde źdźbło uszanuje, z jelonkiem pogada, wiewiórkę wyleczy, niż do drwala, który – było nie było – w tej leśnej gęstwinie jest intruzem niosącym śmierć.
Moi poprzednicy wyłapali inne przykłady, więc nie będę rozwijać tego wątku.

Tekst czytało mi się całkiem przyjemnie, choć zarysowany tu konflikt wewnętrzny - rzucam kogoś, kto mnie wyrwał z poniewierki i z kim jest mi dobrze, by wrócić do dawnego życia - nie jest ani szczególnie oryginalny, ani nie został pogłębiony. Nadałaś mu jednak ładną, baśniową oprawę, a to się liczy.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Najlepsze z prozy”