"Rozmowa" [Obyczajowo-psychologiczne z nutką fant
: wt 12 maja 2009, 14:29
Zamieszczam drugi tekst. Mam nadzieję, że się spodoba i że po krytyce znów nauczę się czegoś nowego.
Rozmowa
Gdybym wiedział, jak to się skończy, może nie wstałbym lewą nogą, nie powiedziałbym tych ostrych słów i założyłbym cieplejszy sweter? Na pewno pobiegłbym wcześniej by spotkać się z kilkoma osobami. Powiedziałbym to, czego nie odważyłbym się normalnie powiedzieć. Zrobiłbym to, czego zapewne nigdy bym nie zrobił, gdyby później ktoś miał mnie jeszcze oglądać. No i w końcu, kochałbym się…
Tego dnia nie byłem w szkole i od rana czułem się źle. Stwierdziłem, że w głowie mam zbyt wielki burdel by jeszcze go powiększać wiedzą i problemami szkolnymi. Poszedłem to poukładać, a ławka w parku nad rzeką wydawała się do tego odpowiednim miejscem. Nie nazwałbym tego medytacją, a raczej wiosennymi porządkami. Takie, jak każą nam robić mamy w domu i na podwórku. Tyle, że grabkami w tym wypadku są retrospekcje, taczką - analiza, a łopatą - rachunek sumienia. Potrzebowałem czegoś, aby się lepiej skupić. Mam z tym niestety problemy. Moje myśli, co chwila uciekają naraz w różnych kierunkach i trudno mi się o jakąkolwiek z nich dłużej zaczepić. Takie myślowe ADHD.
Kupiłem więc paczkę papierosów. Ludzie palą bo są uzależnieni, dla towarzystwa, zaimponowania, lub tak jak ja - dla zabawy. Głęboko wciągam w płuca szary dym. Czuje przyjemne wirowanie w głowie. Wyobrażam sobie, jak nikotyna przechodzi przez kolejne części dróg oddechowych, od ust, przez przełyk, zatrzymując się w płucach. Nie na długo. Skurcz przepony powoduje przejście dymu w drogę powrotną . Później delikatnie wypuszczam go, często składając przy tym język w rurkę. Spoglądam na spokojnie wydobywający się obłok, który przybiera różne kształty. Przypomina mi to wlewanie mleka do kawy, które miesza się w specyficzny sposób. Paliłbym więcej, gdyby nie zapach. Nie znoszę go.
Wiecie, jak czuje się człowiek, który już ma zamiar coś zacząć i nagle orientuje się, że ktoś mu przeszkadza? U mnie głównym uczuciem jest irytacja. Z drugiej strony, jak można denerwować się, że ktoś niechcący krzyżuje nam plany? Przecież to nie jego wina, a jednak fakt ten irytuje jeszcze bardziej.
- Palenie szkodzi – usłyszałem spokojny, lekko zachrypnięty, kobiecy głos. Rozejrzałem się uważnie, gdyż byłem pewien, że jestem w parku sam. Niestety, myliłem się. Obok mnie usiadła starsza kobieta. Ta z rodzaju tych, na które zawsze mówi się „babcia”, niezależnie od tego czy w rzeczywistości nimi są, czy nie. Nie zdziwił mnie fakt, iż nie zauważyłem jej przybycia. Często nie mogę skupić swojej uwagi na jednej rzeczy i równie często potrafię zaabsorbować się pojedynczym aspektem, czy myślą, w taki sposób, że nie widzę nic po za nią. Babcie są różne, lecz ta wyglądała nadzwyczaj normalnie. Nie należała do żadnej subkultury; ani do moherowych beretów ani do ortodoksyjnych szlachcianek. Przynajmniej jeśli chodzi o wygląd. Wyobraźcie sobie najzwyklejszą dziewczynkę, która wychowała się na wsi. Później, gdy trochę dorosła, zamieszkała w mieście, gdzie dostała pracę w bibliotece, w bardzo spokojnym miejscu. Niedzielne msze w kościele pojawiały się w jej grafiku równie często, jak okres. Z mężczyznami w jej życiu również nie było najlepiej. Nie doczekawszy się księcia z bajki, poślubiła przyjaciela - mechanika. Oczywiście, jak to każda kobieta, doceniła go dopiero po latach. Niestety mąż zmarł, a dzieci rozeszły się własnymi drogami, zostawiając ją samą. W sercu nie czuje żalu, ani zawodu. Potrafi radzić sobie sama, a to co się dzieje uważa za zwykłą kolej rzeczy. Właśnie tak wyglądała.
- Wiem i potrafię czytać – odpowiedziałem bardziej agresywnie niż zamierzałem. W gruncie rzeczy nie chciałem być niemiły.
- Uważam, że jakby o tym nie trąbili wszędzie, i jakby znikły z paczek ostrzegawcze napisy, to liczba palaczy znacznie by zmalała. Choćby dlatego, że większość z nich szybciej by umarła – dodałem nieco spokojniej.
- Oby nie. Miałabym wtedy więcej roboty.
„Jakiej roboty?” pomyślałem, lecz nie ciągnąłem więcej tego tematu. Czyżby zbierała niedopałki albo filtry po wypalonych papierosach? Kiedyś słyszałem, że i to ludzie (szczególnie ci bezdomni) próbują sprzedać W końcu na starość człowiekowi często przewraca się w głowie. Stwierdziłem, że im mniej będę mówił, tym szybciej babcia sobie pójdzie. Nie miałem ochoty rozmawiać.
- Czemu nie jesteś w szkole? Wszyscy twoi rówieśnicy o tej porze właśnie tam się znajdują – wyjęła z torby okruszki chleba, które zaczęła rzucać na ziemię.
No tak, jeszcze gołębi mi brakowało.
- Szkoła nie jest zła, lecz czasami są ważniejsze rzeczy niż nauka.
- Na przykład wiosenne porządki?
- Właśnie.
Zgasiłem papierosa i wciągnąłem głęboko powietrze. Poczułem świeży przypływ tlenu, od którego lekko zakręciło mi się w głowie. Było go stanowczo za dużo. W parku zapadła cisza. Nie była niezręczna. Należała do tych nic nie znaczących, jakie często pojawiają się w autobusach, gdzie znajduje się wielu, zupełnie sobie obcych ludzi. Nikt nie przejmuje się tym, że rozmowa się nie klei.
- Czy pani czyta w myślach? – zaciekawiłem się. W końcu „wiosenne porządki” pojawiły się tylko w mojej głowie i na pewno przypadkiem o tym nie zaśpiewałem.
- Nie, oczywiście, że nie – uśmiechnęła się lekko.
- No bo ja właśnie sobie pomyślałem…
- Uważasz, że jesteś jedyny, który przychodzi tutaj pomyśleć i jedyny, który nazwał to w ten sposób?
- Tak – sfrustrowany spojrzałem na pobliskie drzewo. Nie wiem dlaczego, ale chciałem ukryć swój wzrok przed starszą kobietą. Czyżbym się wstydził?
- Często pani tu przychodzi? – zmieniłem temat, mając nadzieję, że nie zauważyła moich czerwonych policzków.
- Jeśli chodzi o ten park, to owszem. Dosyć często – spojrzała w moją stronę w taki sposób, że, pomimo wszelkich uników, nasz wzrok spotkał się. Jej oczy były wielkie, nawet z opadającymi ze starości powiekami. Ich kolor był mieszanką szarości i błękitu, przypominający srebrny księżyc w pełni. Kiedy się w nie wpatrywałem, wydawało mi się, że przez ułamek sekundy zobaczyłem w nich całe życie. Ciężkie narodziny (najtrudniejszą chwile w życiu człowieka, po której powinni rozdawać ordery odwagi i gwiazdy weteranów, gdyż w osiemdziesięciu procentach przypadków jest to rzeczywiście najniebezpieczniejsza chwila w całym ludzkim życiu), wątpliwe dorastanie i teraźniejszość. Dziwne; w jej oczach – moje życie. Oderwałem od niej wzrok i szybko poszukałem innego punku zaczepienia. Wszystko, tylko nie jej oczy.
- Czy wiesz, że na świecie, co cztery sekundy ktoś umiera? Nie wliczając w to żadnych większych kataklizmów czy, jak ostatnio jest popularnym, ataków terrorystycznych.
- Skąd pani to wie?
- Można powiedzieć, że jednym z obowiązków w mojej pracy jest prowadzenie statystyk.
- Dosyć dziwne statystyki.
- Dosyć dziwna praca – schowała woreczek po okruszkach, które rozsypała na ziemi. Modliłem się w duchu, by nie pojawiły się żadne gołębie czy inne ptaki i chyba tym razem bogowie mnie wysłuchali. Szkoda, że nie zauważają moich bardziej ambitnych i wygórowanych potrzeb, takich, jak cudowna miłość lub szczęście. Czasami zastanawiam się czy ci, co nas stworzyli to rzeczywiście niczym nie przejmujące się gnojki, które spełniają jedynie błahe życzenia oraz (tutaj dałbym sobie palec uciąć) wysłuchują nigdy nie pojawiających się modlitw o nieszczęście, które rekompensują sobie i tak zsyłaniem ich na ludzi. Swoją drogą zawsze chciałem poznać kogoś, kto modliłby się o pech w życiu, bo szczęścia ma już dosyć.
- Prowadzę też podobne statystyki dla roślin i zwierząt.
- Interesująca praca. Zapewne jakiś urząd statystyczny, ale czy nie powinna pani mówić w czasie przeszłym? Przecież…
- Jestem stara? – dokończyła dalszą część zdania, które chciałem ująć w mniej dobitne słowa.
- Na emeryturę przechodzi się, gdy tego pragniemy, nie gdy nam każą.
- Prawda. Chociaż uważam, że nie powinno się długo i kurczowo trzymać starych tożsamości, starych twarzy i masek.
- Moje twarze są różne – uśmiechnęła się.
Próbowałem ją sobie wyobrazić w młodości i pomimo bardzo rozwiniętej wyobraźni, nie potrafiłem. Chociaż wcześniej zdawało mi się, że wiedziałem, jak mogłaby wyglądać. Jej oblicze zawsze będzie miało zmarszczki, a jej palce zawsze będą lekko wykręcone. Znów zapadła cisza, podczas której przyleciał jeden biały gołąb i zaczął wydziobywać okruchy leżące na ziemi. Wyglądał dosyć ładnie, o ile ładnym można nazwać coś, co je, grucha i spuszcza z nieba płynne odchody.
- Czy dasz odprowadzić się starszej kobiecie do swego domu? – dodała cicho i z troską, jakby rozmawiała ze skrzywdzonym dzieckiem lub umierającym starcem.
- Jeśli już muszę – wciągnąłem powietrze głęboko w płuca, wstrzymując je bardzo długo, jakbym miał już nigdy więcej go nie poczuć. Było mi smutno, gdyż nie zrobiłem tego, co zaplanowałem, a świadomość, że nie będę miał już więcej do tego okazji nie pocieszyła mnie zbytnio.
- Musisz.
Wstaliśmy i ruszyliśmy kamienistą drogą wiodącą przez park. Jeszcze na chwilę odwróciłem się w stronę ławki, na której wcześniej siedzieliśmy. Teraz znajdował się tam dziwny chłopak, którego nie mogłem rozpoznać. Wydawało mi się, że śpi.
„Dobranoc.” pomyślałem i poczułem wszechogarniający stan błogości.
Rozmowa
Gdybym wiedział, jak to się skończy, może nie wstałbym lewą nogą, nie powiedziałbym tych ostrych słów i założyłbym cieplejszy sweter? Na pewno pobiegłbym wcześniej by spotkać się z kilkoma osobami. Powiedziałbym to, czego nie odważyłbym się normalnie powiedzieć. Zrobiłbym to, czego zapewne nigdy bym nie zrobił, gdyby później ktoś miał mnie jeszcze oglądać. No i w końcu, kochałbym się…
Tego dnia nie byłem w szkole i od rana czułem się źle. Stwierdziłem, że w głowie mam zbyt wielki burdel by jeszcze go powiększać wiedzą i problemami szkolnymi. Poszedłem to poukładać, a ławka w parku nad rzeką wydawała się do tego odpowiednim miejscem. Nie nazwałbym tego medytacją, a raczej wiosennymi porządkami. Takie, jak każą nam robić mamy w domu i na podwórku. Tyle, że grabkami w tym wypadku są retrospekcje, taczką - analiza, a łopatą - rachunek sumienia. Potrzebowałem czegoś, aby się lepiej skupić. Mam z tym niestety problemy. Moje myśli, co chwila uciekają naraz w różnych kierunkach i trudno mi się o jakąkolwiek z nich dłużej zaczepić. Takie myślowe ADHD.
Kupiłem więc paczkę papierosów. Ludzie palą bo są uzależnieni, dla towarzystwa, zaimponowania, lub tak jak ja - dla zabawy. Głęboko wciągam w płuca szary dym. Czuje przyjemne wirowanie w głowie. Wyobrażam sobie, jak nikotyna przechodzi przez kolejne części dróg oddechowych, od ust, przez przełyk, zatrzymując się w płucach. Nie na długo. Skurcz przepony powoduje przejście dymu w drogę powrotną . Później delikatnie wypuszczam go, często składając przy tym język w rurkę. Spoglądam na spokojnie wydobywający się obłok, który przybiera różne kształty. Przypomina mi to wlewanie mleka do kawy, które miesza się w specyficzny sposób. Paliłbym więcej, gdyby nie zapach. Nie znoszę go.
Wiecie, jak czuje się człowiek, który już ma zamiar coś zacząć i nagle orientuje się, że ktoś mu przeszkadza? U mnie głównym uczuciem jest irytacja. Z drugiej strony, jak można denerwować się, że ktoś niechcący krzyżuje nam plany? Przecież to nie jego wina, a jednak fakt ten irytuje jeszcze bardziej.
- Palenie szkodzi – usłyszałem spokojny, lekko zachrypnięty, kobiecy głos. Rozejrzałem się uważnie, gdyż byłem pewien, że jestem w parku sam. Niestety, myliłem się. Obok mnie usiadła starsza kobieta. Ta z rodzaju tych, na które zawsze mówi się „babcia”, niezależnie od tego czy w rzeczywistości nimi są, czy nie. Nie zdziwił mnie fakt, iż nie zauważyłem jej przybycia. Często nie mogę skupić swojej uwagi na jednej rzeczy i równie często potrafię zaabsorbować się pojedynczym aspektem, czy myślą, w taki sposób, że nie widzę nic po za nią. Babcie są różne, lecz ta wyglądała nadzwyczaj normalnie. Nie należała do żadnej subkultury; ani do moherowych beretów ani do ortodoksyjnych szlachcianek. Przynajmniej jeśli chodzi o wygląd. Wyobraźcie sobie najzwyklejszą dziewczynkę, która wychowała się na wsi. Później, gdy trochę dorosła, zamieszkała w mieście, gdzie dostała pracę w bibliotece, w bardzo spokojnym miejscu. Niedzielne msze w kościele pojawiały się w jej grafiku równie często, jak okres. Z mężczyznami w jej życiu również nie było najlepiej. Nie doczekawszy się księcia z bajki, poślubiła przyjaciela - mechanika. Oczywiście, jak to każda kobieta, doceniła go dopiero po latach. Niestety mąż zmarł, a dzieci rozeszły się własnymi drogami, zostawiając ją samą. W sercu nie czuje żalu, ani zawodu. Potrafi radzić sobie sama, a to co się dzieje uważa za zwykłą kolej rzeczy. Właśnie tak wyglądała.
- Wiem i potrafię czytać – odpowiedziałem bardziej agresywnie niż zamierzałem. W gruncie rzeczy nie chciałem być niemiły.
- Uważam, że jakby o tym nie trąbili wszędzie, i jakby znikły z paczek ostrzegawcze napisy, to liczba palaczy znacznie by zmalała. Choćby dlatego, że większość z nich szybciej by umarła – dodałem nieco spokojniej.
- Oby nie. Miałabym wtedy więcej roboty.
„Jakiej roboty?” pomyślałem, lecz nie ciągnąłem więcej tego tematu. Czyżby zbierała niedopałki albo filtry po wypalonych papierosach? Kiedyś słyszałem, że i to ludzie (szczególnie ci bezdomni) próbują sprzedać W końcu na starość człowiekowi często przewraca się w głowie. Stwierdziłem, że im mniej będę mówił, tym szybciej babcia sobie pójdzie. Nie miałem ochoty rozmawiać.
- Czemu nie jesteś w szkole? Wszyscy twoi rówieśnicy o tej porze właśnie tam się znajdują – wyjęła z torby okruszki chleba, które zaczęła rzucać na ziemię.
No tak, jeszcze gołębi mi brakowało.
- Szkoła nie jest zła, lecz czasami są ważniejsze rzeczy niż nauka.
- Na przykład wiosenne porządki?
- Właśnie.
Zgasiłem papierosa i wciągnąłem głęboko powietrze. Poczułem świeży przypływ tlenu, od którego lekko zakręciło mi się w głowie. Było go stanowczo za dużo. W parku zapadła cisza. Nie była niezręczna. Należała do tych nic nie znaczących, jakie często pojawiają się w autobusach, gdzie znajduje się wielu, zupełnie sobie obcych ludzi. Nikt nie przejmuje się tym, że rozmowa się nie klei.
- Czy pani czyta w myślach? – zaciekawiłem się. W końcu „wiosenne porządki” pojawiły się tylko w mojej głowie i na pewno przypadkiem o tym nie zaśpiewałem.
- Nie, oczywiście, że nie – uśmiechnęła się lekko.
- No bo ja właśnie sobie pomyślałem…
- Uważasz, że jesteś jedyny, który przychodzi tutaj pomyśleć i jedyny, który nazwał to w ten sposób?
- Tak – sfrustrowany spojrzałem na pobliskie drzewo. Nie wiem dlaczego, ale chciałem ukryć swój wzrok przed starszą kobietą. Czyżbym się wstydził?
- Często pani tu przychodzi? – zmieniłem temat, mając nadzieję, że nie zauważyła moich czerwonych policzków.
- Jeśli chodzi o ten park, to owszem. Dosyć często – spojrzała w moją stronę w taki sposób, że, pomimo wszelkich uników, nasz wzrok spotkał się. Jej oczy były wielkie, nawet z opadającymi ze starości powiekami. Ich kolor był mieszanką szarości i błękitu, przypominający srebrny księżyc w pełni. Kiedy się w nie wpatrywałem, wydawało mi się, że przez ułamek sekundy zobaczyłem w nich całe życie. Ciężkie narodziny (najtrudniejszą chwile w życiu człowieka, po której powinni rozdawać ordery odwagi i gwiazdy weteranów, gdyż w osiemdziesięciu procentach przypadków jest to rzeczywiście najniebezpieczniejsza chwila w całym ludzkim życiu), wątpliwe dorastanie i teraźniejszość. Dziwne; w jej oczach – moje życie. Oderwałem od niej wzrok i szybko poszukałem innego punku zaczepienia. Wszystko, tylko nie jej oczy.
- Czy wiesz, że na świecie, co cztery sekundy ktoś umiera? Nie wliczając w to żadnych większych kataklizmów czy, jak ostatnio jest popularnym, ataków terrorystycznych.
- Skąd pani to wie?
- Można powiedzieć, że jednym z obowiązków w mojej pracy jest prowadzenie statystyk.
- Dosyć dziwne statystyki.
- Dosyć dziwna praca – schowała woreczek po okruszkach, które rozsypała na ziemi. Modliłem się w duchu, by nie pojawiły się żadne gołębie czy inne ptaki i chyba tym razem bogowie mnie wysłuchali. Szkoda, że nie zauważają moich bardziej ambitnych i wygórowanych potrzeb, takich, jak cudowna miłość lub szczęście. Czasami zastanawiam się czy ci, co nas stworzyli to rzeczywiście niczym nie przejmujące się gnojki, które spełniają jedynie błahe życzenia oraz (tutaj dałbym sobie palec uciąć) wysłuchują nigdy nie pojawiających się modlitw o nieszczęście, które rekompensują sobie i tak zsyłaniem ich na ludzi. Swoją drogą zawsze chciałem poznać kogoś, kto modliłby się o pech w życiu, bo szczęścia ma już dosyć.
- Prowadzę też podobne statystyki dla roślin i zwierząt.
- Interesująca praca. Zapewne jakiś urząd statystyczny, ale czy nie powinna pani mówić w czasie przeszłym? Przecież…
- Jestem stara? – dokończyła dalszą część zdania, które chciałem ująć w mniej dobitne słowa.
- Na emeryturę przechodzi się, gdy tego pragniemy, nie gdy nam każą.
- Prawda. Chociaż uważam, że nie powinno się długo i kurczowo trzymać starych tożsamości, starych twarzy i masek.
- Moje twarze są różne – uśmiechnęła się.
Próbowałem ją sobie wyobrazić w młodości i pomimo bardzo rozwiniętej wyobraźni, nie potrafiłem. Chociaż wcześniej zdawało mi się, że wiedziałem, jak mogłaby wyglądać. Jej oblicze zawsze będzie miało zmarszczki, a jej palce zawsze będą lekko wykręcone. Znów zapadła cisza, podczas której przyleciał jeden biały gołąb i zaczął wydziobywać okruchy leżące na ziemi. Wyglądał dosyć ładnie, o ile ładnym można nazwać coś, co je, grucha i spuszcza z nieba płynne odchody.
- Czy dasz odprowadzić się starszej kobiecie do swego domu? – dodała cicho i z troską, jakby rozmawiała ze skrzywdzonym dzieckiem lub umierającym starcem.
- Jeśli już muszę – wciągnąłem powietrze głęboko w płuca, wstrzymując je bardzo długo, jakbym miał już nigdy więcej go nie poczuć. Było mi smutno, gdyż nie zrobiłem tego, co zaplanowałem, a świadomość, że nie będę miał już więcej do tego okazji nie pocieszyła mnie zbytnio.
- Musisz.
Wstaliśmy i ruszyliśmy kamienistą drogą wiodącą przez park. Jeszcze na chwilę odwróciłem się w stronę ławki, na której wcześniej siedzieliśmy. Teraz znajdował się tam dziwny chłopak, którego nie mogłem rozpoznać. Wydawało mi się, że śpi.
„Dobranoc.” pomyślałem i poczułem wszechogarniający stan błogości.