Przebudzenie. [fantastyka] takie krótkie, toksyczne coś.

1
trochę nie w moim stylu, nikogo nie mordują, nie zagryzają, nikomu głowy nie odgryzają.
romantycznie, dla odmiany :-D i kane'owo trochę :-D



Nie pamiętał, kiedy się pojawiła, ale gdy dostrzegł jej obecność, wiedział już, że z nim zostanie. Wędrowała obrazami po jego umyśle, szumem opadających liści, wspomnieniami. Tańczyła jak szmer deszczu wśród zagubionych odruchów. Dotykała jego duszy, szeptała słowa, od jakich nie potrafił się uwolnić. Zapamiętywała wszystko, co widział.

Każdy dzień, rozmowę.

To, jak biegł do tramwaju. Jak klął na kierowcę autobusu odjeżdżającego z przystanku, wiedząc, że spóźni się na spotkanie z kobietą. Jak siadywał nocą przed komputerem, próbując pisać i tworzyć nowy świat.

Obserwowała go każdego dnia, snując się niczym cień tuż przy nim, muskając palcami jego oczy, tak by widział to, co innym umykało.

A potem zmuszała, by pisał.
Siadywała wtedy na brzegu ciężkiego, drewnianego biurka w rogu pokoju, zakładała nogę na nogę, opierała się wygodnie o ścianę i patrzyła na mężczyznę ciemnymi oczyma Nieśmiertelnej.

Na początku irytowała go jej obecność.

Nie chciał jej. Potrzebował relaksu, odpoczynku po całym dniu, nóg na stole, papierosa żarzącego się na skraju popielniczki i chłodnej butelki piwa w dłoni, a jej bliskość wiązała go, odbierając spokój i zmuszając, by szukał nowych przestrzeni. Gdy pytała, odsuwał się, próbując zachować bezpieczny dystans. Nie chciał pozwolić jej na zbyt wiele. Nie miał ochoty angażować się w grę, w której ona była Mistrzem, a on tylko Pionkiem.

Więc uciekał z pokoju, odrzucał obecność.

Podbiegała wtedy bliżej. Wnikała w niego, dręcząc obrazami, kształtując słowa w umyśle, prześladując, aż wściekły i upokorzony wracał do pokoju. Siadał przy biurku, zaczynał pisać.

Wypełniał rolę, jaką mu narzuciła.

Robił, co chciała.

Zaczął odpowiadać na pytania, choć słowa grzęzły mu w gardle.

I pisał.

Z nią.

Potem, coraz bardziej, dla niej.

Nawet nie zauważył, gdy zajęła wszystkie jego myśli, związała ze sobą tak, że wieczór bez jej obecności był dla niego udręką. Śmiała się za każdym razem, gdy bezsilnie krzyczał, usiłując ją odnaleźć w pustym pomieszczeniu. Nie pozwalała się wtedy dostrzec, tańczyła gdzieś na skraju postrzegania, przemykała, jak pojedynczy cień wśród miraży.
Za każdym razem obecność była mocniejsza. Bardziej realna.

Aż do tego dnia, gdy stanęła przed nim, nie jak zwykle z boku.

Była tam, gdy uniósł głowę.
Wystraszyła go.

Drgnął, bo myślał, że jest sam. Próbował pisać, ale znów mu umknęła. Wściekły, walnął pięścią o ścianę, klnąc wulgarnie na cały głos.

A potem ją ujrzał.
Niewysoka, ciemnowłosa, z oczyma, które miały moc kształtować i zabijać w nim piękno.
Uśmiechała się.

Dziwnie.

Dwuznacznie.

Zmysłowo i tajemniczo. Z zimnym okrucieństwem igrającym w kącikach ust. Nie dostrzegł tego, zauroczony pięknem, słowami, jakie do niego kierowała. Prosto w duszę. Przeniknęła go, jak wiele razy przedtem, ale teraz mocniej, bezpośrednio wsuwając się w umysł, jak wąż do opuszczonego gniazda.

Czuł się jak idiota, gdy wyciągał ku niej ręce, pewien, że nie zdoła dotknąć alabastrowej skóry; ale była tam. Chłodna jak posąg z marmuru, doskonała. Jednocześnie bliska i odległa. Ciepła, pełna tolerancji dla jego emocji, i powściągliwa, opanowana. Była Chaosem i Ładem.

Jak odmrożone dłonie w gorącej wodzie.

Aż zasyczał z bólu.
Odskoczył od niej.

- Nie chcę – powiedział, gdy uśmiechnęła się po raz pierwszy.

Skinęła głową.

- Nie wedrę się w twoje życie – obiecała. – Jestem mirażem na końcu pustynnej wędrówki. Wystarczy słowo i odejdę. Zniknę. Chcesz tego?

- Nie – przyznał, zafascynowany jej obecnością. – Zostań.

- Zdradzisz swoje imię, człowieku?

Zawahał się. Niepewny, zagubiony między realnym światem, a jej obecnością. Wolał zatrzymać swoją tożsamość w tajemnicy, tak było bezpieczniej. Dla nich obojga.
Ale przecież to tylko imię.
Imię.

- Kiedyś nazwano mnie Synem Gromu – powiedział cicho.

- To bardzo stare imię. – Uśmiechnęła się z kpiną. – Masz nowsze.

- Znaczy to samo.

- Wolę to drugie.

- Dobrze. Mam na imię Sant.

Roześmiała się. Wesoło. Swobodnie. Zadowolona z jego uległości.
Podeszła bliżej, uniosła głowę, ciekawie zaglądając mu w oczy.

- Łączą nas tylko słowa, nie musisz się mnie bać, nie zniszczę twojego życia.

- Nie pozwoliłbym na to. – Uśmiechnął się słabo. Cofnął o krok, unikając bliskości. – Nie mogę dać ci wszystkiego.

Roześmiała się.

- Oczywiście.

Zbliżyła się, wsuwając w jego ramiona.
Przez chwilę chciał się wycofać, odsunąć od niej, ale zanim podjął decyzję, zaczęła mówić. Magia otoczyła go ciasnym kokonem erotyki, wkradła się między bariery umysłu, jakimi starał się chronić przed jej wpływem. Delikatnymi aluzjami rozsunęła szczelnie zamknięte drzwi woli. Cichy tembr głosu przemknął po skórze, gdy przytuliła policzek do jego piersi, z rozmysłem wsuwając zimne dłonie pod podkoszulek.

Drgnął.

Nie, nie z zimna.
Przeszedł go mocny dreszcz pożądania.
Gwałtowny, upajający.

Czarne oczy zalśniły rozbawieniem, zamigotały hipnotyczną głębią wiedzy starszej niż ludzka świadomość. Przylgnęła do niego niezbadanymi sekretami, których tylko ona była świadoma, spod wpółprzymkniętych powiek obiecując uchylenie rąbka tajemnicy.
Nowej, jednej z wielu, jakich jeszcze nie ujawniła żadnemu śmiertelnikowi.

- Musisz tylko podążyć za mną w mrok. Daj nam szansę, razem stworzymy dzieło, które zmieni świat.

- Nie mogę zostawić tego, co znam – zaoponował bezradnie, czując chłodne palce igrające na jego skórze. Podniecenie tętniło mu w uszach, szumiało w głowie echem bijącego serca. Pulsujące pożądanie spłynęło w dół, narastając, więżąc wolę w jednym pragnieniu.

- Nie musisz wchodzić w moją rzeczywistość, wpuść mnie w swoją. Poza ten pokój. Niczego więcej nie pragnę. Zostanę twoją strażniczką. U-way-kyat. Duchem-towarzyszem.

- Nie.

Cofnęła dłonie.

- Kochanką – szepnęła. – A’nn-som-nya? - Uniosła się. Przesunęła palcami po jego policzku.

Skinął głową.
Objął ją, złapał za włosy, długie, błyszczące jak bezksiężycowa noc. Pociągnął w tył, odchylając jej głowę. Przywarł ustami do warg, wdarł się w nią językiem. Głęboko, zachłannie, chłonąc jej chłodny smak, wtulając się w oszałamiającą miękkość skóry.

Nagle odepchnęła mężczyznę z siłą, która go zupełnie zaskoczyła. Uniosła ręce, ciemne ubranie drgnęło, zafalowało delikatnie, jak poruszone powiewem nierzeczywistego wiatru.

Czarne, głębokie jak wieczność oczy zalśniły skupieniem.

Żarówka w żyrandolu zamigotała nierówno i zgasła, jak świeca zdmuchnięta gwałtowną falą powietrza. Pokój zalała ciemność. Dziwna, głębsza niż mogłaby na to wskazywać pora dnia. Wieczór za oknem przeistoczył się w noc, pustą, bezgwiezdną, pozbawioną jakiegokolwiek blasku.

A on przestał widzieć realny świat.

A’nn-som-nya uśmiechnęła się zmysłowo. Wokół zawirowały cienie, przywarły do jej ciała, potem łagodnie rozchyliły się, odkrywając złotą, delikatną skórę.

Sant patrzył zauroczony i oszołomiony jej pięknem.

Była marzeniem każdego mężczyzny. Niewysoka, sięgała mu do połowy ramienia, miała doskonałe ciało. Pełne piersi unosiły się spokojnie w rytm oddechu, wąska talia łagodnie przechodziła w foremnie zaokrąglone biodra i zgrabne, smukłe nogi.
Przechyliła nieznacznie głowę. W jej oczach zamigotał cień ironicznego rozbawienia.

- Na co czekasz? – Spytała cicho, odwracając się od niego.

Ściągnął podkoszulek, podszedł do kobiety, delikatnie przesunął palcami po aksamitnej skórze pleców, znów czując dziwny, ciepło-zimny dreszcz. Jego dłonie otoczyły jej ramiona, przemknęły po barkach na kark.

Delikatną pieszczotą badał każdą linię jej ciała, przesunął palcami wzdłuż kręgosłupa i objął dziewczynę, przyciągając do siebie tak, by oparła się o jego tors. Sięgnął w dół, objął dłońmi pełne piersi, pieszcząc je, czując jak pod jego dotykiem twardnieją sutki. Delikatnie drażnił je palcami, zatoczył małe kółka, wnętrze dłoni objęło szczyty. Zacisnął palce na miękkim ciele, napierając na nią biodrami. Przechyliła głowę na lewe ramię, odsłaniając szyję, a on przywarł wargami do chłodnej, pachnącej skóry. Musnął językiem płatek ucha.

Przylgnęła do niego, pochylił się, pocałował wilgotne usta wkradając się w nią językiem.

Spokojnie, leniwie badał każdy zakątek, czując jak pożądanie pulsuje w nim w regularnym rytmie bicia serca.

Wtedy, nagle, z oszałamiającą siłą, wyślizgnęła się z jego ramion, jakby pragnęła uciec. Ale została, oparła się o ścianę, wyciągając ku niemu dłonie.

- Chcesz mnie? – Spytała cicho, kusząco.

Chciał.

- Bardzo? – Szepnęła.

Skinął głową.

- Więc mnie wpuść!

Nawet się nie zawahał.

- Wejdź – poprosił.

Odrzuciła głowę w tył, roześmiała się. Radośnie, z energią i mocą, które go na chwilę wystraszyły. Trochę kpiąco. Jakby z błyskiem ironicznego rozbawienia. A potem objęła go ramionami, zamknęła w uścisku, który był gorący i zimny jednocześnie. Niósł straszliwy ból i wszechogarniąjącą rozkosz.

Sant zakrzyczał głośno, rozdarty między tymi uczuciami i, po raz pierwszy odkąd ją poznał, dostrzegł, że oczy A’nn-som-nya lśnią zimno, okrutnie, jak woda w zapomnianej studni.

Nie zabiła go tej nocy, ani żadnej innej. Dała sławę i potęgę, odebrała przyjaciół i miłość.
I pozostała na zawsze, jak chłodny, wilgotny cień w rogu pustego pokoju.
Ostatnio zmieniony pt 30 mar 2012, 12:26 przez ravva, łącznie zmieniany 3 razy.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

2
Bardzo przyjemny tekst, miło mi się czyta i robi na mnie wrażenie. :) Zgrabne opisy, niebanalne słownictwo. I ten motyw, że każdy zawsze sam i na własne życzenie wpuszcza do siebie wampira... Mógłby to być ciekawy wstęp do książki, gdyby tylko całość także została poprowadzona w ten inteligentny sposób.

3
ona nie jest wampirem
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

4
w takim razie tym bardziej wskazana byłaby kontynuacja, bo dokładnie takie wrażenie odniosłam po przeczytaniu tego fragmentu :)

5
kontynuacji nie bedzie.

dzięki za komentarz, pzdr.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

6
Bardzo mi się podobało ukazanie weny jako takiego bezdusznego zimnego tworu na kształt sukuba. Uważam, że jakakolwiek rozbudowa dalszych poczynań bohatera, mijałaby się z celem. Oddał się wenie, zabrała ciepło, a dała geniusz. Jak dla mnie nic dodać nic ująć
Styl, treść Bardzo mi się podobało. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Chyba, że ja też źle coś zrozumiałam :)

8
nenek, blackwolf - przyznam, ze mnie deko zgięło, gdy wypłynęła kwestia wampira ;-)
macie rację - muza, mroczna troszkę ;-)

dzięki za komentarze,

pzdr.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

9
Klimatyczne. Podobało mi się :)

Co nie oznacza, że nie będzie paru drobnych uwag (od razu zastrzegam, że mocno widzimisiowych).

Niektóre określenia, wyrażenia jakoś mi nie grały.
ravva pisze:Więc uciekał z pokoju, odrzucał obecność.
To pogrubione brzmi dla mnie hmmm... Poetycko, ale trochę beztreściowo.
ravva pisze:Wtedy, nagle, z oszałamiającą siłą, wyślizgnęła się z jego ramion,
Tutaj wydaje mi się, że jeśli z oszałamiającą siłą to raczej się wyrwała czy coś... Z wyślizgiwaniem się to prędzej skojarzymy zręczność, zwinność, gibkość, coś w tę stronę bardziej.
ravva pisze:z oczyma, które miały moc kształtować i zabijać w nim piękno.
A tu znowu te bezokoliczniki mnie ugryzły... To jest poprawne, ale jakoś tak koślawo pobrzmiewa.

W paru miejscach miałam wrażenie, że się powtarzasz. Jakbyś miała pewne ulubione określenia, frazy. To niby nic złego, ale w krótkim tekście może się rzucić w oczy.
Na przykład:
ravva pisze:W jej oczach zamigotał cień ironicznego rozbawienia
ravva pisze:Jakby z błyskiem ironicznego rozbawienia
ravva pisze:wdarł się w nią językiem.
ravva pisze:wkradając się w nią językiem
(przy okazji tam ten drugi język jest powtórzeniem z poprzedzającym go zdaniem)

Czasem też tyczyło się to nieco obszerniejszych fragmentów - jakbyś mi jakieś szersze informacje powtarzała, aczkolwiek to tylko sygnalizuję, bo przy spokojnym przejrzeniu tekstu nie umiałam wskazać konkretnych miejsc (pozostało tylko ogólne wrażenie, jakbym momentami czytała kilkukrotnie tę samą myśl).

Ostatecznie jednak wszystko złożyło się na dobry klimat.

Tekst jest plastyczny, wciągający. Na tle różnych personifikacji muz/natchnień/wen wypada ciekawie. Poza wszystkim lubię takie klimaty - trafiłaś w moje gusta i do tego super to wykonałaś. Ode mnie bardzo pozytywna ocena.

Pozdrawiam,
Ada


(seksowna laska i słowo Nieśmiertelność = wampir :P)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

10
Adrianna pisze:Klimatyczne. Podobało mi się :)
dziękuję uprzejmie.
adrianna pisze:Co nie oznacza, że nie będzie paru drobnych uwag (od razu zastrzegam, że mocno widzimisiowych).
to zrozumiałe i do przyjecia. ;-)
adrianna pisze:
ravva pisze:Wtedy, nagle, z oszałamiającą siłą, wyślizgnęła się z jego ramion,
Tutaj wydaje mi się, że jeśli z oszałamiającą siłą to raczej się wyrwała czy coś... Z wyślizgiwaniem się to prędzej skojarzymy zręczność, zwinność, gibkość, coś w tę stronę bardziej.
nie wspominając, ze chwilę później (hm, albo wcześniej)zdarza się jej ten sam manewr po raz wtóry, co mnie jakos ostatnio wq_wia na maxa.
az dziw, ze ci nie przeszkadzało.

adrianna pisze:W paru miejscach miałam wrażenie, że się powtarzasz. Jakbyś miała pewne ulubione określenia, frazy. To niby nic złego, ale w krótkim tekście może się rzucić w oczy.
mam. przyznaję.
efekt fascynacji szkłami kontaktowymi - ostatnio mam takie zarąbiste zielone tęczówki...

a serio - wiem, mam swoje maniery, jedną z nich jest pisanie na opak.

adrianna pisze:Czasem też tyczyło się to nieco obszerniejszych fragmentów - jakbyś mi jakieś szersze informacje powtarzała, aczkolwiek to tylko sygnalizuję, bo przy spokojnym przejrzeniu tekstu nie umiałam wskazać konkretnych miejsc (pozostało tylko ogólne wrażenie, jakbym momentami czytała kilkukrotnie tę samą myśl).
repetitio est...

możesz, proszę, podać jakiś przyklad?
adrianna pisze:(seksowna laska i słowo Nieśmiertelność = wampir :P)
pokłosie zmierzchu :-/ shit happens, jak to mawia najkulturalniejszy naród świata ;-)

edit: btw - czemu tytuł się zrobił niebieski?
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

11
ravva pisze:możesz, proszę, podać jakiś przyklad?
Jak już pisałam - pozostało to jako wrażenie, trudno mi było odnaleźć konkretne fragmenty. Teraz, po powtórnym przejrzeniu, mam wrażenie, że najmocniej mi się powtarzała ta myśl, że "ona go zmuszała". Niby na różne sposoby powiedziane, ale w niedługim fragmencie wyskakiwało, jak dla mnie, zbyt często.
ravva pisze:A potem zmuszała, by pisał.
Siadywała wtedy na brzegu ciężkiego, drewnianego biurka w rogu pokoju, zakładała nogę na nogę, opierała się wygodnie o ścianę i patrzyła na mężczyznę ciemnymi oczyma Nieśmiertelnej.

Na początku irytowała go jej obecność.

Nie chciał jej. Potrzebował relaksu, odpoczynku po całym dniu, nóg na stole, papierosa żarzącego się na skraju popielniczki i chłodnej butelki piwa w dłoni, a jej bliskość wiązała go, odbierając spokój i zmuszając, by szukał nowych przestrzeni. Gdy pytała, odsuwał się, próbując zachować bezpieczny dystans. Nie chciał pozwolić jej na zbyt wiele. Nie miał ochoty angażować się w grę, w której ona była Mistrzem, a on tylko Pionkiem.

Więc uciekał z pokoju, odrzucał obecność.

Podbiegała wtedy bliżej. Wnikała w niego, dręcząc obrazami, kształtując słowa w umyśle, prześladując, aż wściekły i upokorzony wracał do pokoju. Siadał przy biurku, zaczynał pisać.

Wypełniał rolę, jaką mu narzuciła.


Robił, co chciała.
Przy czym mówię, to już jest czystej wody czepialstwo. Po prostu miałam odczucie, jakby czegoś było za dużo. I chyba właśnie tego. Ale to już Twoja kwestia, jak chcesz to komponować.
ravva pisze:edit: btw - czemu tytuł się zrobił niebieski?
Oznaczenie dla ułatwienia życia weryfikom. Niebieskie teksty to te, które już mają jedną weryfikację.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

12
ponoć nie można prowadzić dyskusji w takich tematach, a jedynie jednorazowo komentować... Ale skoro w każdym kolejnym poście pojawia się nawiązanie do mojego wpisu, to czuję się zobowiązana.

Nie miej do ludzi pretensji, że odbierają to, co napisałaś tak, jak to napisałaś, a nie tak, jak to wyglądało w twoim umyśle. Zmierzchu nigdy nie czytałam, nie oglądałam i nawet za dobrze nie wiem o co w nim wchodzi, poza tym, co wszyscy wiedzą. Kreujesz twór w taki sposób, wykorzystując zabiegi, jakie od lat są stosowane w kreacji wampirów, a teraz wielkie zdziwienie, jak ktoś mógł mieć takie skojarzenie! Jak widać na forum nie siedzą sami wrażliwi do bólu, patrzący tak głęboko, że niemal we wnętrze twej duszy. A jeśli tak drażni cię interpretacja inna od tego, co ty dokładnie miałaś na myśli, to nie wiem czy dobrym pomysłem jest wystawianie tekstu na opinię publiczną.

13
To nie moje klimaty (nie podchodzi mi literaturze wszelaki pierwiastek magiczny), ale odczucia miałem podobne i podobał mi się ten motyw w tekście Ravvy. Wena i Lilith to fajne połączenie - taka personifikacja jest bardzo plastyczna. Gdyby jeszcze na końcu zabrała swej ofierze wszystko (miłość i inne głupoty) i nie dała nic w zamian, to byłbym zachwycony.

Jeżeli tekst można różnie interpretować, to chyba dobrze świadczy o autorze - bo nie ma nic gorszego w literaturze niż wyłożyć kawę na ławę (i to na wszelki wypadek wielokrotnie). Można też różnie interpretować i iść w kierunku nie zamierzonym przez autora - to też dobrze, bo każdy może brać z tekstu to, co chce. Nie ma o co kruszyć kopii.

14
Pilif pisze:To nie moje klimaty (nie podchodzi mi literaturze wszelaki pierwiastek magiczny), ale odczucia miałem podobne i podobał mi się ten motyw w tekście Ravvy.
thx :-) ad. klimaty - moje to też nie są, nie wiem, co mnie poniosło, zwykle trup sciele się gęsto, wokół banda psychopatów, krew się leje, sex i inne takie... to jest, jak na mnie, dziwne dosc.
pilif pisze:Wena i Lilith to fajne połączenie - taka personifikacja jest bardzo plastyczna. Gdyby jeszcze na końcu zabrała swej ofierze wszystko (miłość i inne głupoty) i nie dała nic w zamian, to byłbym zachwycony.
wena to suka - sami przyznacie - ale czasem daje coś w zamian. temu pisarzowi dała, nie wiem, jak reszcie ;-)
poza tym nie mam w zwyczaju, w przeciwieństwie do pewnego Autora, hurtowo wykańczać głownych bohaterek, mimo ustawicznych petycji fanek o milosierdzie i jaki-taki happy end :-P
pilif pisze:Jeżeli tekst można różnie interpretować, to chyba dobrze świadczy o autorze - bo nie ma nic gorszego w literaturze niż wyłożyć kawę na ławę (i to na wszelki wypadek wielokrotnie).
mi to nie przeszkadza, ja marnie aluzje łapię ;-)

neta - pretensji nie mam, wiem, co jest w tekście, nie twoja wina, że ostatnio wokół dominuje motyw wampiryczny, siłą rzeczy wymuszajac skojarzenia.
dziękuję ci bardzo za opinię, serio :-)

edit: ada - dzięki, paniała :-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

15
Gdy pytała, odsuwał się, próbując zachować bezpieczny dystans.
ta zabawa w niedopowiedzenia idzie ci świetnie, ale w tym momencie następuje surowa interakcja między Weną a bohaterem - i brakuje mi tu skonkretyzowania tych pytań, czegoś namacalnego.
Wypełniał rolę, jaką mu narzuciła.
rola to homonim - w tym przypadku rolę się odgrywa, nie wypełnia.
Nie pozwalała się wtedy dostrzec, tańczyła gdzieś na skraju postrzegania, przemykała, jak pojedynczy cień wśród miraży.
górnolotne, ale trafne i piękne.

Doskonały wytwór wyobraźni przejmujący kontrolę nad umysłem, będący weną ale posiadająca materialną cielesność: zestaw rzadki i piękny zarazem. Podobał mi się język, urzekło mnie prowadzenie scen i ta iskra życia, jaką wepchnęłaś w doskonałą postać w wyobraźni człowieka. A także to, jak ją materializujesz wraz z upływem tekstu, trącając delikatnie przedmioty zwyczajne dla każdego człowieka - ta mieszanka daje namacalne poczucie obcowania z Santem i kobietą. Co jednak mi się nie podobało to konstrukcja - rozrzucone zdania, potargane z ciągłości, jakbyś na siłę chciała pokazać emocje - ale to zbędne, gdyż one są w tekście. Wystarczyły zwykłe akapity, zwykła narracja i całość była by świetna dla oka i duszy.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Najlepsze z prozy”

cron