Ostatni
Karaluchy pod poduchy…
Właśnie o tym marzył mężczyzna. O wielkich, tłustych karaluchach kłębiących się pod cuchnącą, zrolowaną kurtką, na której spał. Chciał poczuć, jak poruszają się blisko jego głowy, pragnął, jak niczego innego na tym świecie, by malutkie odnóża owadów ocierały się o jego policzek...
Czy był wariatem?
Skądże znowu. On chciał po prostu poczuć, że nie jest jedynym żywym organizmem pozostałym na całej planecie.
Z początku było to nawet zabawne – cały świat należał do niego. Dosłownie. Mężczyzna cieszył się niczym nieograniczoną wolnością. Był panem i władcą opustoszałej w jedną noc planety. Obudził się pewnego ranka i był sam, na bezludnej ziemi. Żadnych zwierząt, żadnej żony trajkoczącej mu nad uchem, że mógłby spędzić trochę czasu z nią zamiast cały czas ślęczeć nad tymi swoimi durnymi książkami, żadnych wrzeszczących dzieci zakłócających jego skupienie osiągnięte z takim trudem!
Wielki, pusty świat stał przed nim otworem. Mężczyzna robił rzeczy, o których wcześniej mógł tylko marzyć – wchodził do sklepów i brał to, co akurat mu się spodobało; wkraczał niczym król i pan na włościach do cudzych mieszkań i plądrował je bezlitośnie, wynosząc z nich to, co akurat wpadło mu w oko i zjadając bezlitośnie zapasy byłych mieszkańców; śpiewał na głos i wrzeszczał, gdy tylko naszła go na to ochota; tańczył w deszczu; niszczył mienie publiczne i prywatne, gdy czasami władzę nad jego umysłem przejmował gniew; wędrował z miejsca na miejsce bez żadnych ograniczeń. Nigdzie nie znalazł absolutnie żadnych śladów jakiegokolwiek życia.
I w końcu znudziło mu się to. Przestał dbać o higienę – bo i po co? ktoś będzie go wąchał? dobre sobie! – i golić się. Nie zmieniał ubrania i spał pod gołym niebem, kładąc zmęczoną ciszą i pustką głowę na zrolowanej, śmierdzącej jego własnym potem kurtce, do której przyzwyczaił się jak do niczego innego. Miał ją jeszcze zanim wszyscy i wszystko poszło do diabła i czuł, że straciłby część siebie, gdyby tę kurtkę wyrzucił lub zgubił.
Po kilku tygodniach, gdy resztki jedzenia w jego brodzie zaczęły gnić, mężczyzna już nie uważał, że jest w zabawnej sytuacji. Już nie sądził, że jest szczęściarzem, do którego uśmiechnął się los, i niepodzielnym królem pustego świata. Cisza i pustka przerażały go teraz, napierały na niego zewsząd, grożąc, że połkną go, uczynią częścią siebie. Nie chciał zniknąć tak, jak zniknęli wszyscy inni, i dlatego ukrywał się przed Pustką i Ciszą w budynkach. Teraz traktował je jako żywe, świadome – i aktywnie wrogie – istoty. Starał się nie przebywać zbyt długo na otwartej przestrzeni, a gdy już musiał opuścić swoją aktualną kryjówkę, przemykał do nowego miejsca. Szybko, dyskretnie, bojąc się o swoje istnienie, ukrywając się przed wielkimi, groźnymi drapieżnikami.
Jak szczur, człowiek-szczur.
Albo jak karaluch…
Karaluchy pod poduchy...
Czytał kiedyś, że zagładę ludzkości przetrwają tylko karaluchy i że to one obejmą władanie nad światem po tym, jak homo sapiens znikną z powierzchni planety. Tekst dotyczył co prawda zagłady nuklearnej, ale mężczyzna nie przejmował się tym teraz. Zapragnął karalucha. Chciał spotkać karalucha, podnieść go delikatnie, niemalże czule, z ziemi, przyjrzeć się temu, jak stworzenie bezradnie przebiera nóżkami i uśmiechnąć się pod nosem, niczym ojciec dumny z pierwszej udanej przejażdżki rowerowej swojego dziecka. Potem uniósłby karalucha bliżej swojej twarzy, spojrzał mu w jego cudowne, złożone oczy... powąchałby go... nasycił się wonią owadziego ciałka, upoił się nią.
Wiedziałby wtedy, że żyje i nie zwariował; miałby pewność, że to, co znajduje się dookoła nie jest tylko wytworem jego wyobraźni.
Musiał poczuć życie małego owada, wijące się i skręcające w jego palcach, żeby ostatecznie nie postradać zmysłów.
A potem… potem chciał przytrzymać karalucha nieruchomo i włożyć jego główkę do ust... poczuć, jak czułki bezradnego stworzenia muskają delikatnie jego język. Kto wie, może owad ugryzłyby go nawet? O tak, chciałby, żeby karaluch porządnie go ukąsił – potem przecież mógłby odpłacić pięknym za nadobne... zacisnąłby zęby, powoli, delikatnie, choć nieubłaganie, na główce owada i stopniowo, kawałek po kawałeczku, oddzieliłby ją od tułowia istotki.
Wspaniały smak owadziej posoki na języku i ten wyborny kąsek wędrujący powoli do przełyku! I niżej, do żołądka i jelit... tak sycący, tak wspaniały! Ach, jakże on pragnął karalucha!
Mężczyzna wiedział, że karaluch nie umarłby po utracie głowy, co to to nie. Te wspaniałe, cudowne stworzenia mogą żyć nawet bez głowy i giną dopiero, gdy dopadnie je okrutna śmierć głodowa. Zamknąłby bezgłowe ciałko w słoiku, zrobił dziurki w pokrywce i nosił swe trofeum wszędzie ze sobą, niczym talizman chroniący przez Pustką i Ciszą. Wtedy... tak, wtedy już nie bałby się wyjść na zewnątrz i spojrzeć dumnie w niebo. Przestałby być szczurem i stał się… bogiem.
A gdy ciałko w słoiku w końcu znieruchomiałoby, mężczyzna odszukałby następnego karaluszka. Ponownie poczułby życie drgające w jego palcach, ponownie polizałby owadzi pancerz, jeszcze raz skosztowałby karaluszej krwi, odgryzłszy istocie głowę... ach, gdybyż tak znaleźć całe gniazdo... cóż to byłaby za uczta!
To właśnie słodka myśl o gnieździe pełnym karaluchów przewinęła się przez głowę mężczyzny, gdy zasypiał, wdychając ciepły, mokry odór własnej kurtki. Leżał w piwnicy, twarzą do ziemi, i wydawało mu się, że, na samiutkiej granicy słyszalności, wyłapuje chrobotanie. Tak, to na pewno karaluszki, klekocząc swoimi szczękami, pędzą ochoczo do niego. Myślał o karaluchach…
… a karaluchy myślały o nim.
Siedem miliardów istot ludzkich na całym świecie leżało w ciemnościach, śniąc o tym, ze są ostatnimi żywymi istotami na ziemi – i ten sen z początku im się podobał. Dopiero potem stawał się koszmarem.
Wystarczyło jedno ukąszenie i ofiara zapadała w sen, głęboki, podobny śpiączce. Dzięki temu, że procesy życiowe nie ustały, pożywienia wystarczy jeszcze na długo.
Po ciałach śpiących ludzi krzątały się malutkie istoty opancerzone w chitynę. Ich czas w końcu nadszedł, gwiazdy ułożyły się w odpowiednim porządku.
Karaluchy pod… poduchy.
[ Dodano: Pią 09 Gru, 2011 ]
Wybaczcie brak akapitów. Próbowałem i nie umiem ich wstawić. :(
Ostatni [karaluszkowata miniaturka]
1
Ostatnio zmieniony śr 04 sty 2012, 10:12 przez Mich'Ael, łącznie zmieniany 3 razy.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?