Leżę obok mojego drwala i słucham pociągów nawołujących się tęsknie wśród nocy. To jedyny znak istnienia czegoś poza nami i tą krainą zamkniętą w granicach bezpieczeństwa, o zastałym powietrzu i nostalgicznym pułapie nieba. Ta noc jest ciemna, jedynie bardzo odległe, zimne igiełki gwiazd muskają szronem szczyty jodeł. Tu, w sypialni, pomimo otwartego okna, jest duszno, jakby cała materia i nie-materia tego świata napierała na klatkę piersiową i wciskała się do nozdrzy.
Bardzo rzadko zasypiam razem z drwalem. Częściej rzucam się w gorącej pościeli, próbując wygonić ze skołatanej głowy obrazy przeszłości i czekam na stan sprzedświtania, kiedy to lepkie oniręce przybywają, by odgarnąć mi pot i cienie ze skroni. Niedługo potem przychodzi świt, a drwal się budzi. Zostawia mnie, bladą i sponiewieraną przez noc, w tym starym, dębowym łożu i idzie robić obchód swych włości. Kiedy wraca, ja czekam z kawą bez mleka i jajecznicą na króliku, jak przykładna żona. Czy byłam kiedyś żoną? Nie pamiętam.
Potem on znów wychodzi, na cały dzień. Całuje mnie w policzek i patrzy mi w oczy tym naglącym, trochę błagalnym wzrokiem, a ja uśmiecham się i całuję go w usta, pomimo że jego broda drapie. Patrzę jak wychodzi przez rozchwiane w zawiasach drzwi krokiem człowieka nieśmiałego i nieco niezdarnego, jakby zbytnio urósł przez noc i nie mógł przyzwyczaić się do barczystych pleców i długich, mocnych kończyn. Wiem, że ten sam krok prowadzi go na codzienną królewską ścieżkę (kiedyś z ciekawości poszłam za nim), gdzie wita się z całym stworzeniem swej krainy, cudownie nieświadom, że każda z traw, wiewiórek i malin kłania mu się w pas, milcząco ofiarowując swoje życie. On do dziś nie wie o tym. Ma wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy potrzebujemy mięsa i musi wyjść z fuzją na polowanie.
To dziwne. Pamiętam, że kiedyś rozpaczliwie chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej – byłam wtedy przekonana, że kochać można tylko to, co się zna od podszewki, tak jak on poznał mnie (wtedy na zimnym bruku rozkrzyczanego miasta). A on nie mówił wiele. Moje pytania pozostawały bez odpowiedzi – tylko ten nieśmiały, zbłąkany uśmiech. Poszłam wypytywać świerków i leśnych jagód, zaskrońców w trawie i tych błyszczących żuków. Już prawie zrezygnowałam, kiedy to leśny strumień zupełnie spontanicznie odkrył przede mną przeszłość. Nagle woda spłynęła krwią. Już wiedziałam, że życie mojego drwala było naznaczone śmiercią.
Tego dnia wrócił do domu bardzo nieswój, a w nocy prześladowały go koszmary. Obudziłam go i tak długo gładziłam po splątanych włosach, aż wyznał mi wszystko, wypowiadając słowa mocno, jakby wyzywając, bym go osądziła.
Nie przeraziłam się. Mój drwal zabił, ratując własne życie. Chociaż wszystkie sądy świata uznałyby go niewinnym, nadal uciekał – przed prawem, przed sobą, przed tamtą wściekłością i strachem.
Dlatego czasem mam ochotę mu wytknąć – zabiłeś człowieka, a boisz się strzelać do królików. Ale nie robię tego. Nie chcę karmić demonów, które już wystarczająco spasły się na jego lękach.
Nie odeszłam wtedy. Chyba nadal byłam wdzięczna za wyrwanie mnie ze świata półnagich mężczyzn o miękkich głosach i z bronią za pasem, ze świata zszarganej kobiecości i zaprawionego krwią macierzyństwa. Czułam się przy nim tak cudownie bezpieczna i ciepła, a codzienna rutyna powoli goiła moje rany. Nie odeszłam wtedy.
Czemu więc robię to teraz? Żegnam go codziennym pocałunkiem, wiedząc, że gdy powróci o zmierzchu, zastanie ciemny i pusty dom, i gładki blat stołu nieobciążony pełnym żalu listem. Może po kilku tygodniach znajdzie gdzieś między deskami podłogi złotą obrączkę, którą wsunął mi niegdyś na palec, zwracając godność. Może kiedyś wyruszy, by mnie odnaleźć, a ja, choć tak bardzo tego chcę, zrobię wszystko, by mu się nie powiodło. Wciąż siebie nie rozumiem. To były najpiękniejsze dni mojego życia. Jednak chory umysł każe gnać naprzód, zagubić się w krzyku i blasku ordynarnych emocji, zapomnieć o ogniu na palenisku, miękkich pocałunkach i silnych ramionach.
Nie będę mogła wrócić. Czułabym się jak intruz, który odrzucił piękno tego świata i arogancko żąda jego zwrotu. Dlatego spisuję ten krótki epizod, Senne Spotkanie Sprzed Świtu, aby pamiętać, że nie musiało tak być. Że mogłam zostać.
Drwal [psychologiczne] opowiadanie
1"Asymilacja i dysymilacja. CO2, H2O,
i światło, światło, światło,
przemiana materii w materię, wzrost i dojrzewanie
w płaskim dysku falującej Galaktyki."
Julia Fiedorczuk "Ramię Oriona"
i światło, światło, światło,
przemiana materii w materię, wzrost i dojrzewanie
w płaskim dysku falującej Galaktyki."
Julia Fiedorczuk "Ramię Oriona"