Latest post of the previous page:
Mój błąd. Chylę sombrero.1982
Nosisz sombrero? Bosko!
A co do ilości i długości pisania. Różewicz w "Matka odchodzi", w części wspomnień o umieraniu matki napisał, (nie zacytuje dosłownie, nie mam pod ręką) że na ilość czasu spędzonego przed kartką papieru powinien mieć zrobione o wiele więcej, o wiele więcej napisane niż ma. Pisał, ze nie ma nawet czasu pobawić się z synami, odseparowuje się od rodziny i ... niekoniecznie coś z tego wychodzi. A jednak "Wielkim poetą jest". Ilość czy jakość?
A co do ilości i długości pisania. Różewicz w "Matka odchodzi", w części wspomnień o umieraniu matki napisał, (nie zacytuje dosłownie, nie mam pod ręką) że na ilość czasu spędzonego przed kartką papieru powinien mieć zrobione o wiele więcej, o wiele więcej napisane niż ma. Pisał, ze nie ma nawet czasu pobawić się z synami, odseparowuje się od rodziny i ... niekoniecznie coś z tego wychodzi. A jednak "Wielkim poetą jest". Ilość czy jakość?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
1983
zależy.Walikij pisze: Ile godzin dziennie winno iść na pisanie? Wiem, że gdzieś coś o tym poprzednio pisałeś, ale przeraża mnie perspektywa zmarnowania więcej niż dwóch godzin na szukanie igły w stogu, jak to się mówi.
Jeśli ma to być hobby to 2 godziny bedize aż nadto.
Jeśli ma to być zawód to i 12 godzin dziennie może być mało.
1984

Nie zgadzam się z Andrzejem. Pisać należy tyle aby cały czas było przyjemnością a nie niewolnictwem.
Andrzej Żuławski napisał kiedyś: " Trzeba dbać aby pisarz nie był jak fabryka nocników. Pisarz lub reżyser który uważa, że musi w roku napisać lub nakręcić dwie książki kub filmy, jest postacią osobliwą. To ludzie którzy zakładają, że coś jest ważniejsze niż oni sami. To nie jest tworzenie ale produkcja. W moim życiu najważniejsza jest zgodność tego, co myślę z tym co robię. Zgodność z samym sobą, a nie wytwarzaniem tematów."
Tak mniej więcej to brzmiało, jak ktoś się uprze to poszukam dokładnie, bo dostałem to aby wyrazić swoje zdanie i gdzieś mam w swoich szpargałach. :wink:

Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz
1986
To było w jego ostatniej książce, która miała się ukazać w kwietniu. Jedna ze znajomych z wydawnictwa przysłało mi kilka rozdziałów z prośbą o ocenę. To się chyba nazywa "Ostatnie słowo" czy coś takiego.
W każdym razie chodziło o to, że pisanie dla samego pisania nie ma sensu, bo człowiek w pogoni za uznaniem zapomina o sobie i swoim życiu, podporządkowując się swoje pisania chęcią zaistnienia.
W każdym razie chodziło o to, że pisanie dla samego pisania nie ma sensu, bo człowiek w pogoni za uznaniem zapomina o sobie i swoim życiu, podporządkowując się swoje pisania chęcią zaistnienia.
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz
1987
to znaczy jak?Naturszczyk pisze:
Nie zgadzam się z Andrzejem. Pisać należy tyle aby cały czas było przyjemnością a nie niewolnictwem.
jeśli pisanie to nie zawód, mozesz machnąc x znaków i walnąc się w kojo z poczuciem dobrze spełnionego obowiazku, jeśli masz za literki, które wklepiesz w kompa utrzymać rodzinę, pojawia sie przymus dokładnie taki, jak koniecznosc wstawania dzień w dzień o 6:30, żeby się wykluc do kopalni na 8:30 (ish).
wtedy nie ma bata - przyjemnosć czy nie, wstajesz i jedziesz.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
1988
Nie rozumiemy się... Z niewolnika nie ma pracownika. Jakbym codziennie wstawał aby koniecznie napisał 3 strony to po paru latach dostałbym świra albo to co napisałem byłoby wtórne. Piszę kiedy mam potrzebę i mam co pisać, a nie dlatego że muszę.
Pisać muszą dziennikarze którym płacą za literówki i jest to ich jedyne źródło utrzymania. W młodości uważa się, że wszystko co się napisze jest świetne i mądre, a później człowiek się wstydzi tej czy innej książki. Nie jestem już młody i nie muszę pisać aby zaistnieć, a medal stachanowca literatury nigdy mnie nie interesował.
Pisać muszą dziennikarze którym płacą za literówki i jest to ich jedyne źródło utrzymania. W młodości uważa się, że wszystko co się napisze jest świetne i mądre, a później człowiek się wstydzi tej czy innej książki. Nie jestem już młody i nie muszę pisać aby zaistnieć, a medal stachanowca literatury nigdy mnie nie interesował.
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz
1989
alez rozumiemy się: doładnie tak - ja to twoja praca, to musisz, jak nie traktujesz tego stricte zarobkowo, a bardziej jako mozliwosć spelnienia pasji i przy okazji dorobienia kilku groszy, mozesz pozwolić sobie na luz i pracę w porywach natchnienia.
si?
edit - a tak w ogóle, co wyscie tu nawyrabiali?
jakiś zbiorowy pms czy co?

si?
edit - a tak w ogóle, co wyscie tu nawyrabiali?
jakiś zbiorowy pms czy co?

Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
1990
Proponuję zmienić link, bo tu powinny być pytanie do Andrzeja, ale pozwolę sobie na jedną uwagę. Nie wiem co to jest natchnienie i wcale tego nie oczekuję. Piszę gdy czuję, że mam wszystko poukładane i mam coś do przekazania, wtedy zawsze dobrze mi się pisze, a jeszcze lepiej poprawia to co już napisałem
A teraz spadamy z tego linka, bo przyjdzie Andrzej i nas wyrzuci
jak gajowy wszystkich w sobotę.

A teraz spadamy z tego linka, bo przyjdzie Andrzej i nas wyrzuci

Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz
1991
Wrzucam przemyślenia pożegnalne.
Nie oczekuję odpowiedzi.
o.T.Rydzyk zauważył kiedyś słusznie że myśl jest bronią. Lenin pisał: „rewolucja jest dziełem dziennikarzy”. Ta myśl mimo upływu 120 lat jest nadal przerażająco aktualna. Niezależnie od swoich sympatii politycznych każde z Was zauważy że po drugiej stronie barykady są ludzie którzy służą piórem tej czy innej sprawie.
Książka jest bronią potencjalnie silniejszą niż bomba wodorowa. Przypomnijcie sobie proszę Rachel Carson i jest dzieło pt. „Silent Spring”. Efektem publikacji tej książki był światowy zakaz stosowania DDT i śmierć 50-100 milionów ludzi (głównie dzieci).
W każdym kraju zarówno demokratycznym jak i totalitarnym arsenały broni masowego rażenia są starannie zabezpieczane przed niepowołanymi, a sekrety technologii jej produkcji trzymane w ścisłej tajemnicy. Ostatnia dyskusja pokazała mi naocznie że popełniłem poważny błąd. Przekazałem część dokumentacji technologicznej broni w ręce ludzi „wartościujących inaczej” - wyznających diametralnie odmienny i wrogi mi system wartości. Byłem najwyraźniej stary a głupi. Otrzymawszy na dwu różnych forach solidne kopniaki od buractwa i nierogacizny, stwierdzam dziś że popełniłem grzech nieprzezorności.
Mój stosunek do świata był nazbyt idealistyczny, cechowała mnie nadmierna otwartość i życzliwość. Cóż – kwestia wychowania i doświadczenia. Byli w moim życiu ludzie którzy mogli mi pomóc ale nie pomogli. Chciałem być od nich lepszy. Byli ludzie którzy nie bardzo byli w stanie ale poświęcili swój czas, pieniądze, znajomości i mi pomogli – chciałem im dorównać i spłacić dług. Wszystko co w życiu osiągnąłem zawdzięczam życzliwości innych ludzi. Parę naprawdę fajnych projektów runęło w skutek podkładania świni przez tych których uważałem za przyjaciół lub sojuszników. Życie...
Startowałem od zera i bez grosza przy duszy. Przepisywałem pierwsze artykuły i opowiadania bo sąsiad widząc potrzebę udostępnił mi gratis swego kompa. Robiłem zdjęcia do artykułów bo dostałem używany aparat od kumpla. Zaszedłem daleko i skoczyłem wysoko. Zrobiłem to uczciwie – choć dostawałem parę razy konkretne propozycje zarobienia piórem kasy o jakiej wielu z Was nigdy się nawet nie śniło. Odrzuciłem je bo były dla mnie niehonorowe.
Zapewne gdyby nie piractwo miałbym już spłacone mieszkanie, może zdołałbym wykorzystać szansę przed sześciu lat i miałbym dziś gdzie prowadzić letnie warsztaty. Parę lat wcześniej zakończyłbym zbieranie informacji do kolejnego projektu. Album o Wojsławicach też byłby już wydany. Długo by o tym, a i tak nie zrozumiecie.
Komuna pozostawiła Wam fatalny spadek mentalny, kalectwo moralne – skrajną pazerność połączoną z kompletną niefrasobliwością w samowolnym dysponowaniu cudzą własnością. Bezrefleksyjnością działań.
Moderatorów forum miniona epoka nauczyła relatywizmu moralnego, cenzurowania dyskusji gdy ktoś mówi niewygodne prawdy, zamiatania śmieci pod dywan zamiast wywalania ich do zsypu. Udawania że w zasadzie nic się nie stało.
Obrałem inną drogę przez życie. Gdy mnie boli – mówię o tym. Gdy mnie zaczepiają – bronię się. S(----)two też nazywam po imieniu. Zbyt wiele bydła miałem wokół siebie gdy byłem młody. Za dużo naużerałem się w życiu z rozmaitymi świniami. Teraz nie musze. Szukam towarzystwa normalnych ludzi, normalnego środowiska. Myślałem że to tutaj. To już trzecia fatalna pomyłka... Net jest mało szczelny.
Do wszystkiego doszedłem ciężką pracą. Wymyśliłem sobie zajęcie. 10 lat wtopiłem by nauczyć się fachu. 15 kolejnych lat budowałem jakś tam pozycję. Bywało ciężko, bywało wręcz tragicznie. Dziś zarabiam na siebie, pomagam innym, z mojej pisaniny żyją inni ludzie. Chciałbym tylko aby mi nie przeszkadzano.
Praca jest formacją duchową. Człowiek który napisze pierwszych parę książek, który wklepie pierwsze dwa - trzy miliony znaków w klawiaturę mimowolnie uczy się szacunku dla pracy cudzej. Życzę Wam byście kiedyś doszli do tego etapu rozwoju moralnego. Do etapu gdy pragnąc dóbr zarabia się na ich zakup a nie kradnie. Ewentualnie w wersji minimum do tego etapu świadomości gdy zaczyna się rozumieć że kradzież to buractwo którym normalny człowiek publicznie się nie chwali, ani go publicznie nie pochwala.
Napisanie książki to pół miliona uderzeń w klawisze. Skopiowanie to dwa lub trzy uderzenia. Podstawy które zapewniają mi egzystencję są delikatne i łatwe do zniszczenia. Świat jest kruchy. Napisanie książki to 500-1000 godzin roboty. Czasem więcej. Nie potraficie tego uszanować, nie jesteście w stanie tego choćby pojąć, bo nie pracowaliście nigdy tyle co ja.
Opisałem jak piraci prawie wyłożyli ni sprzedaż powieści. Jakiś „geniusz” zauważał tu że jak zabrakło kasy powinienem był iść do pracy. To jest miarą tego jakie g... niektórzy mają w miejscu mózgu. Pisania książek w ogóle nie uznawał za pracę. I nie rozumiał że ja te pieniądze wypracowałem ale nie zarobiłem bo zostały mi ukradzione...
Zrozumiecie zapewne że nie będę więcej udzielał żadnych rad ludziom którzy mnie okradli lub „tylko” entuzjastycznie zaaprobowali kradzież i szukali dla niej ideologicznych i filozoficznych usprawiedliwień. Jestem ze wsi. Dla mnie czarne jest czarne a białe jest białe. Nienawidzę sofistyki a filozofię w ogóle uważam za nowotwór myśli ludzkiej. Zapewne skutkiem tego doświadczenia przestanę też definitywnie udzielać rad komukolwiek. Sparzyłem się o jeden raz za dużo. Przekonałem ze w necie nie można ufać. Nikomu. Stanęliście na uszach ale dopięliście swego. Uczyniliście mnie nieufnym. Zamkniętym. Zgorzkniałym. Przestraszonym. Zmęczonym i zniechęconym. Uczyniliście mnie GORSZYM.
Nie znajduję żadnego usprawiedliwienia dla postawy Luki. Nie napisała przecież „mam książkę na kompie, głupi błąd nastolatki, przepraszam, już kasuję” tylko wydźwięk jej posta od którego zaczęła się awantura był raczej w stylu „ukradłam, mam i co mi zrobisz? Przecież nie odważysz się zbluzgać”. Dążyła do konfrontacji od początku. Świadomie. Bezczelnie. Po co? Zapewne aby się dowartościować. Liczyła że zdobędzie poklask w necie jak ci którzy wrzucają filmiki na których topią szczenięta. I nie pomyliła się. Znaleźli się dewianci z odchyłem od norm społecznych którzy utwierdzali ją w przekonaniu że jest cool.
Zatem lansowała się jak umiała. W kolejnych postach chwaliła się że dzięki temu zaoszczędziła to 27 zł na zakupie nietrafionej książki, to znów że żal jej było 2 zł na bilet do biblioteki. Błędność poglądów w delikatnych słowach wyjaśniało jej trzech dorosłych pisarzy, każdy z bogatym dorobkiem literackim i publicystycznym. Dotarło do niej? Gdzie tam.
Odebrałem to jak publiczne plucie w twarz. Pluła, odskakiwała pluła jeszcze raz ku coraz większej radości gawiedzi. Wedle najlepszych wzorów medialnych promujących bezrefleksyjne chamstwo i pomiatanie innymi. Postawiłem ultimatum. (nie żaden szantaż – ale właśnie ultimatum). To chyba normalne? Prosty wybór: Ja albo ona. Postawiłem ultimatum przyparty do muru. Wielokrotnie opluty. Kto z Was by na moim miejscu nie postawił? Miałem udawać że deszcz pada? Mogłem jeszcze bez słowa trzasnąć drzwiami – ale sądziłem że mogę się tu jeszcze przydać więc osłaniając się przed plwocinami szukałem dróg rozwiązania konfliktu.
Moderator jak widzę wykasował tamtą dyskusję. Wybielił plamę, przypudrował, wylał flakonik perfum w wychodku, zacerował cnotę. Ale są tacy którzy pamiętają. JA pamiętam.
Co do roli naszej (teraz już waszej...) administracji. Zaproszono mnie tu jako eksperta. Jak w fabryce robol pluje pod nogi ściągniętemu z zagranicy inżynierowi to nahajką przeciąga go majster lub kierownik zmiany. Natychmiast i boleśnie – po prostu aby znał swoje miejsce. Zaproszono mnie tu jako eksperta. Przez 5 lat usprawniałem Wam produkcję. Za darmo, kosztem swojego czasu wolnego... Niestety w tej fabryce zabrakło majstra z nahajką... Gdy w fabryce robol okradnie racjonalizatora produkcji dzięki któremu są szanse na większe zyski „dla wsjech” czeka go nieuchronna kocówa od kumpli z wydziału. W chwili próby kolektyw zawiódł.
Ultimatum zostało gremialnie odrzucone, zarówno przez użytkowników, jak i administrację. Luce też zabrakło przyzwoitości by się z forum wycofać – zatem muszę być konsekwentny. Nie mam żadnego obowiązku prawnego pomagać komukolwiek. Wy wspólnym wysiłkiem zwolniliście mnie też z obowiązku moralnego.
Luka jest Weryfikatorem – zatem niech ona Was teraz uczy. Na razie ze swych krynic mądrości i doświadczenia przekazała Wam cenną radę jak kosztem zbędnego honoru i elementarnej przyzwoitości zaoszczędzić 2 zł. Zaiwanicie 50 książek - to na biletach zaoszczędzicie całego stówaka. Cool
No cóż l.maleszka (T.W. „Ketman”) też w wybiórczej nauczał pseudodziennikarski narybek...
ps. nie wiem jak się pisze tamto słowo. Jestem z kresów – po wymowie przyjąłem że chodzi o samo „h”. Może źle usłyszałem – od kiedy nie mieszkam na Pradze obracam się w środowisku które nie operuje tym wyrazem. Zwisa mi ten problem ortograficzny. Nie będę patrzył do słownika – nie sądzę żebym potrzebował. Jeśli nie zauważyliście – zazwyczaj nikogo nie obrażam i nie używam wulgaryzmów ani w życiu ani w prozie. Nigdy. Z tym jednym wyjątkiem. Nie znałem innego słowa które równie mocno oddałoby moją abominację.
Nie oczekuję odpowiedzi.
o.T.Rydzyk zauważył kiedyś słusznie że myśl jest bronią. Lenin pisał: „rewolucja jest dziełem dziennikarzy”. Ta myśl mimo upływu 120 lat jest nadal przerażająco aktualna. Niezależnie od swoich sympatii politycznych każde z Was zauważy że po drugiej stronie barykady są ludzie którzy służą piórem tej czy innej sprawie.
Książka jest bronią potencjalnie silniejszą niż bomba wodorowa. Przypomnijcie sobie proszę Rachel Carson i jest dzieło pt. „Silent Spring”. Efektem publikacji tej książki był światowy zakaz stosowania DDT i śmierć 50-100 milionów ludzi (głównie dzieci).
W każdym kraju zarówno demokratycznym jak i totalitarnym arsenały broni masowego rażenia są starannie zabezpieczane przed niepowołanymi, a sekrety technologii jej produkcji trzymane w ścisłej tajemnicy. Ostatnia dyskusja pokazała mi naocznie że popełniłem poważny błąd. Przekazałem część dokumentacji technologicznej broni w ręce ludzi „wartościujących inaczej” - wyznających diametralnie odmienny i wrogi mi system wartości. Byłem najwyraźniej stary a głupi. Otrzymawszy na dwu różnych forach solidne kopniaki od buractwa i nierogacizny, stwierdzam dziś że popełniłem grzech nieprzezorności.
Mój stosunek do świata był nazbyt idealistyczny, cechowała mnie nadmierna otwartość i życzliwość. Cóż – kwestia wychowania i doświadczenia. Byli w moim życiu ludzie którzy mogli mi pomóc ale nie pomogli. Chciałem być od nich lepszy. Byli ludzie którzy nie bardzo byli w stanie ale poświęcili swój czas, pieniądze, znajomości i mi pomogli – chciałem im dorównać i spłacić dług. Wszystko co w życiu osiągnąłem zawdzięczam życzliwości innych ludzi. Parę naprawdę fajnych projektów runęło w skutek podkładania świni przez tych których uważałem za przyjaciół lub sojuszników. Życie...
Startowałem od zera i bez grosza przy duszy. Przepisywałem pierwsze artykuły i opowiadania bo sąsiad widząc potrzebę udostępnił mi gratis swego kompa. Robiłem zdjęcia do artykułów bo dostałem używany aparat od kumpla. Zaszedłem daleko i skoczyłem wysoko. Zrobiłem to uczciwie – choć dostawałem parę razy konkretne propozycje zarobienia piórem kasy o jakiej wielu z Was nigdy się nawet nie śniło. Odrzuciłem je bo były dla mnie niehonorowe.
Zapewne gdyby nie piractwo miałbym już spłacone mieszkanie, może zdołałbym wykorzystać szansę przed sześciu lat i miałbym dziś gdzie prowadzić letnie warsztaty. Parę lat wcześniej zakończyłbym zbieranie informacji do kolejnego projektu. Album o Wojsławicach też byłby już wydany. Długo by o tym, a i tak nie zrozumiecie.
Komuna pozostawiła Wam fatalny spadek mentalny, kalectwo moralne – skrajną pazerność połączoną z kompletną niefrasobliwością w samowolnym dysponowaniu cudzą własnością. Bezrefleksyjnością działań.
Moderatorów forum miniona epoka nauczyła relatywizmu moralnego, cenzurowania dyskusji gdy ktoś mówi niewygodne prawdy, zamiatania śmieci pod dywan zamiast wywalania ich do zsypu. Udawania że w zasadzie nic się nie stało.
Obrałem inną drogę przez życie. Gdy mnie boli – mówię o tym. Gdy mnie zaczepiają – bronię się. S(----)two też nazywam po imieniu. Zbyt wiele bydła miałem wokół siebie gdy byłem młody. Za dużo naużerałem się w życiu z rozmaitymi świniami. Teraz nie musze. Szukam towarzystwa normalnych ludzi, normalnego środowiska. Myślałem że to tutaj. To już trzecia fatalna pomyłka... Net jest mało szczelny.
Do wszystkiego doszedłem ciężką pracą. Wymyśliłem sobie zajęcie. 10 lat wtopiłem by nauczyć się fachu. 15 kolejnych lat budowałem jakś tam pozycję. Bywało ciężko, bywało wręcz tragicznie. Dziś zarabiam na siebie, pomagam innym, z mojej pisaniny żyją inni ludzie. Chciałbym tylko aby mi nie przeszkadzano.
Praca jest formacją duchową. Człowiek który napisze pierwszych parę książek, który wklepie pierwsze dwa - trzy miliony znaków w klawiaturę mimowolnie uczy się szacunku dla pracy cudzej. Życzę Wam byście kiedyś doszli do tego etapu rozwoju moralnego. Do etapu gdy pragnąc dóbr zarabia się na ich zakup a nie kradnie. Ewentualnie w wersji minimum do tego etapu świadomości gdy zaczyna się rozumieć że kradzież to buractwo którym normalny człowiek publicznie się nie chwali, ani go publicznie nie pochwala.
Napisanie książki to pół miliona uderzeń w klawisze. Skopiowanie to dwa lub trzy uderzenia. Podstawy które zapewniają mi egzystencję są delikatne i łatwe do zniszczenia. Świat jest kruchy. Napisanie książki to 500-1000 godzin roboty. Czasem więcej. Nie potraficie tego uszanować, nie jesteście w stanie tego choćby pojąć, bo nie pracowaliście nigdy tyle co ja.
Opisałem jak piraci prawie wyłożyli ni sprzedaż powieści. Jakiś „geniusz” zauważał tu że jak zabrakło kasy powinienem był iść do pracy. To jest miarą tego jakie g... niektórzy mają w miejscu mózgu. Pisania książek w ogóle nie uznawał za pracę. I nie rozumiał że ja te pieniądze wypracowałem ale nie zarobiłem bo zostały mi ukradzione...
Zrozumiecie zapewne że nie będę więcej udzielał żadnych rad ludziom którzy mnie okradli lub „tylko” entuzjastycznie zaaprobowali kradzież i szukali dla niej ideologicznych i filozoficznych usprawiedliwień. Jestem ze wsi. Dla mnie czarne jest czarne a białe jest białe. Nienawidzę sofistyki a filozofię w ogóle uważam za nowotwór myśli ludzkiej. Zapewne skutkiem tego doświadczenia przestanę też definitywnie udzielać rad komukolwiek. Sparzyłem się o jeden raz za dużo. Przekonałem ze w necie nie można ufać. Nikomu. Stanęliście na uszach ale dopięliście swego. Uczyniliście mnie nieufnym. Zamkniętym. Zgorzkniałym. Przestraszonym. Zmęczonym i zniechęconym. Uczyniliście mnie GORSZYM.
Nie znajduję żadnego usprawiedliwienia dla postawy Luki. Nie napisała przecież „mam książkę na kompie, głupi błąd nastolatki, przepraszam, już kasuję” tylko wydźwięk jej posta od którego zaczęła się awantura był raczej w stylu „ukradłam, mam i co mi zrobisz? Przecież nie odważysz się zbluzgać”. Dążyła do konfrontacji od początku. Świadomie. Bezczelnie. Po co? Zapewne aby się dowartościować. Liczyła że zdobędzie poklask w necie jak ci którzy wrzucają filmiki na których topią szczenięta. I nie pomyliła się. Znaleźli się dewianci z odchyłem od norm społecznych którzy utwierdzali ją w przekonaniu że jest cool.
Zatem lansowała się jak umiała. W kolejnych postach chwaliła się że dzięki temu zaoszczędziła to 27 zł na zakupie nietrafionej książki, to znów że żal jej było 2 zł na bilet do biblioteki. Błędność poglądów w delikatnych słowach wyjaśniało jej trzech dorosłych pisarzy, każdy z bogatym dorobkiem literackim i publicystycznym. Dotarło do niej? Gdzie tam.
Odebrałem to jak publiczne plucie w twarz. Pluła, odskakiwała pluła jeszcze raz ku coraz większej radości gawiedzi. Wedle najlepszych wzorów medialnych promujących bezrefleksyjne chamstwo i pomiatanie innymi. Postawiłem ultimatum. (nie żaden szantaż – ale właśnie ultimatum). To chyba normalne? Prosty wybór: Ja albo ona. Postawiłem ultimatum przyparty do muru. Wielokrotnie opluty. Kto z Was by na moim miejscu nie postawił? Miałem udawać że deszcz pada? Mogłem jeszcze bez słowa trzasnąć drzwiami – ale sądziłem że mogę się tu jeszcze przydać więc osłaniając się przed plwocinami szukałem dróg rozwiązania konfliktu.
Moderator jak widzę wykasował tamtą dyskusję. Wybielił plamę, przypudrował, wylał flakonik perfum w wychodku, zacerował cnotę. Ale są tacy którzy pamiętają. JA pamiętam.
Co do roli naszej (teraz już waszej...) administracji. Zaproszono mnie tu jako eksperta. Jak w fabryce robol pluje pod nogi ściągniętemu z zagranicy inżynierowi to nahajką przeciąga go majster lub kierownik zmiany. Natychmiast i boleśnie – po prostu aby znał swoje miejsce. Zaproszono mnie tu jako eksperta. Przez 5 lat usprawniałem Wam produkcję. Za darmo, kosztem swojego czasu wolnego... Niestety w tej fabryce zabrakło majstra z nahajką... Gdy w fabryce robol okradnie racjonalizatora produkcji dzięki któremu są szanse na większe zyski „dla wsjech” czeka go nieuchronna kocówa od kumpli z wydziału. W chwili próby kolektyw zawiódł.
Ultimatum zostało gremialnie odrzucone, zarówno przez użytkowników, jak i administrację. Luce też zabrakło przyzwoitości by się z forum wycofać – zatem muszę być konsekwentny. Nie mam żadnego obowiązku prawnego pomagać komukolwiek. Wy wspólnym wysiłkiem zwolniliście mnie też z obowiązku moralnego.
Luka jest Weryfikatorem – zatem niech ona Was teraz uczy. Na razie ze swych krynic mądrości i doświadczenia przekazała Wam cenną radę jak kosztem zbędnego honoru i elementarnej przyzwoitości zaoszczędzić 2 zł. Zaiwanicie 50 książek - to na biletach zaoszczędzicie całego stówaka. Cool

ps. nie wiem jak się pisze tamto słowo. Jestem z kresów – po wymowie przyjąłem że chodzi o samo „h”. Może źle usłyszałem – od kiedy nie mieszkam na Pradze obracam się w środowisku które nie operuje tym wyrazem. Zwisa mi ten problem ortograficzny. Nie będę patrzył do słownika – nie sądzę żebym potrzebował. Jeśli nie zauważyliście – zazwyczaj nikogo nie obrażam i nie używam wulgaryzmów ani w życiu ani w prozie. Nigdy. Z tym jednym wyjątkiem. Nie znałem innego słowa które równie mocno oddałoby moją abominację.
1992
Mnie tylko zastanawia, jaka logika kieruje administracją.
Żaden serwis poświęcony np. grom, nie uzyska jakiegokolwiek wsparcia ze strony producentów, jeśli toleruje (nie: popiera, toleruje!) piractwo. I nawet, jeśli ktoś to robi, to nie odważy się napisać głośno, bo dostanie bana.
Podejrzewam, że podobnie jest z motoryzacją i złodziejami samochodów.
I nawet, jeśli zjawisko istnieje (bo istnieje) to w imię klasy wszyscy udają, że nie. Bo mówiąc o nim, tylko się je wspiera.
Tutaj do piracenia przyznała się osoba z administracji. Niedobrze. Następnie gówniara nie umiała po prostu przeprosić, tylko się kłóciła i relatywizowała. Na dodatek zabrakło kogoś, kto umiałby spór załagodzić, więc wymknął się spod kontroli. Bardzo źle. No i na koniec nikt nie ma jaj poświęcić laski, bo przecież to forum jest popularne dzięki jej obecności, nie pisarzy...
Nie mam słów.
Abstrahuję tu od tonu i retoryki Andrzeja, które były przesadne. Luka zachowywała się jeszcze gorzej i na przykład ja, choć święty nie jestem, byłem zniesmaczony.
Od siebie dodam, że mentorstwo w internecie to moim zdaniem i tak strata czasu, więc może to lepiej dla Andrzeja, że sobie darował.
Przyznam natomiast, że jego uwagi odnośnie rynku wydawniczego zawsze uważałem za cenne i będzie mi ich szkoda. Pragnę Ci również za nie Andrzej podziękować.
Notabene wszyscy chcielibyśmy chyba, żeby moc książki była tak wielka jak ją tu opisałeś. Szkoda, że to juz bardziej twór fantazji.
Żaden serwis poświęcony np. grom, nie uzyska jakiegokolwiek wsparcia ze strony producentów, jeśli toleruje (nie: popiera, toleruje!) piractwo. I nawet, jeśli ktoś to robi, to nie odważy się napisać głośno, bo dostanie bana.
Podejrzewam, że podobnie jest z motoryzacją i złodziejami samochodów.
I nawet, jeśli zjawisko istnieje (bo istnieje) to w imię klasy wszyscy udają, że nie. Bo mówiąc o nim, tylko się je wspiera.
Tutaj do piracenia przyznała się osoba z administracji. Niedobrze. Następnie gówniara nie umiała po prostu przeprosić, tylko się kłóciła i relatywizowała. Na dodatek zabrakło kogoś, kto umiałby spór załagodzić, więc wymknął się spod kontroli. Bardzo źle. No i na koniec nikt nie ma jaj poświęcić laski, bo przecież to forum jest popularne dzięki jej obecności, nie pisarzy...
Nie mam słów.
Abstrahuję tu od tonu i retoryki Andrzeja, które były przesadne. Luka zachowywała się jeszcze gorzej i na przykład ja, choć święty nie jestem, byłem zniesmaczony.
Od siebie dodam, że mentorstwo w internecie to moim zdaniem i tak strata czasu, więc może to lepiej dla Andrzeja, że sobie darował.
Przyznam natomiast, że jego uwagi odnośnie rynku wydawniczego zawsze uważałem za cenne i będzie mi ich szkoda. Pragnę Ci również za nie Andrzej podziękować.
Notabene wszyscy chcielibyśmy chyba, żeby moc książki była tak wielka jak ją tu opisałeś. Szkoda, że to juz bardziej twór fantazji.
1993
Dziękuję Andrzeju,bo mam nadzieję,że tak mogę się do Ciebie zwracac, za czas,który tu poświęciłeś. Ja zaglądałem tu rzadko,ale gdy już,to zaczynałem i kończyłem na tematach autorów. To Twoje i ich rady, to Wasza zachęta do ciężkiej pracy dodawała mi otuchy,dawała nadzieję,że w Polsce są ludzie życzliwi,po prostu przyzwoici. Że nie wszędzie jest słynne polskie bagienko,piekiełko. Jak zwał,tak zwał. Odwalałeś tu kawał świetnej roboty, w imię...no właśnie.W imię czego?
Szkoda.Decyzję rozumiem ja i myślę,że wielu,jeśli nie większośc forumowiczów. Mam nadzieję,że reszta pisarzy jednak zostanie. Tak czy siak, dzięki Andrzej za wszystkie Twoje rady i przemyślenia,którymi dzieliłeś się na forum. Powodzenia!
Szkoda.Decyzję rozumiem ja i myślę,że wielu,jeśli nie większośc forumowiczów. Mam nadzieję,że reszta pisarzy jednak zostanie. Tak czy siak, dzięki Andrzej za wszystkie Twoje rady i przemyślenia,którymi dzieliłeś się na forum. Powodzenia!
1994
Odwiedzam Weryfikatorium głównie po to, by czytać wypowiedzi Andrzeja, Romka, Stefana i innych osób obeznanych w tematach pisania i wydawania. Teraz będę zaglądał tu jeszcze rzadziej, bo już nie natknę się na jeden z długich postów Andrzeja z gatunku tych, które można sobie wydrukować i powiesić nad biurkiem (i czytać od czasu do czasu, żeby coś mądrego w głowie zostało). Cóż.
Gratulacje dla administracji.
Najpierw wymiękłem jako weryfikator (swego czasu nim byłem, ale wysiłek zbyt często okazywał się pretekstem do tego, żeby autor robił z siebie mądrzejszego), teraz wymiękam jako zwykły użytkownik
Świat poszedł naprzód prawie jak u Kinga.

Gratulacje dla administracji.
Najpierw wymiękłem jako weryfikator (swego czasu nim byłem, ale wysiłek zbyt często okazywał się pretekstem do tego, żeby autor robił z siebie mądrzejszego), teraz wymiękam jako zwykły użytkownik

Andrzej Pilipiuk pisze:Luka jest Weryfikatorem – zatem niech ona Was teraz uczy.

Sam jego ostatni post, dość mocny i jednoznaczny, też pewnie zostanie potraktowany tutaj jak kazanie zadufanego w sobie pseudointelektualisty i zdewociałego idealisty. A szkoda, bo to jedynie przejaw walki o sprawiedliwość i elementarną przyzwoitość.TadekM pisze:Od siebie dodam, że mentorstwo w internecie to moim zdaniem i tak strata czasu, więc może to lepiej dla Andrzeja, że sobie darował.
1996
Pijesz? Czasem? Twojemu zdrowiu marzy się, byś zwrócił mu stan sprzed upojenia. Świat nie jest sprawiedliwy: jedni umierali za wartości, inni dla wartości. Biała farba nie na co dzień bywa biała. Nie musisz malować policzków na odcień sprawiedliwości. Widzowie doskonale wiedzą, co dzieje się dookoła, tylko czasem wolą skupić się na patrzeniu w chmury niż sprawdzeniu stanu własnych sznurowadeł. Nie obserwuj nieba - wiąż sznurówki. Będą się z ciebie śmiać, ale nie szydzić.arturborat pisze:Marzą mi się czasem czasem różne rzeczy. Na przykład że autorzy mający się za bógwico, których książki, zmanipulowany różnymi recenzyjkami i szumem medialnym, kupiłem za własne ciężko zapracowane pieniądze i które to książki po lekturze okazały się wielkim g...m, oddają mi kasę...