W ciemności [miniatura] - Daniel Madej

1
Tekst jest tutaj: http://www.weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=8300

"Świetne, świetne, świetne..." - napisała o tym tekście Mamika6.

"(...)miniatura potrafi pobudzić wyobraźnię czytelnika. Takie drobiazgi, jak różowe rękawiczki czy żarzący się papieros tworzą cudowny klimacik..." - to opinia Ewik33.

A ja mam chyba wyobraźnię ślimaka i wrażliwość aligatora, bo w ogóle nie wiem, jak ten utwór interpretować. Albo wydaje mi się banalny, albo wszystko jest jakieś niejasne i skojarzenia prowadzą mnie w pole, na smętne manowce.

Facet robi dwie herbaty dla siebie. Niech będzie - jest samotny, więc robi dwie dla siebie, tak jak inni robią drugą dla kogoś. Ale czemu robi to po ciemku? Ciemność równa się samotność? Ale tam już w pierwszym akapicie jest mowa o tej samotności i to całkiem wprost! Może ta ciemność to coś innego?
Plac Zbawiciela. W rzeczywistości tam jest nocą dosyć jasno, bo kościół jest oświetlony, a w utworze mamy przygniatającą ciemność. Znowu metafora? Mam skojarzenie z filmem "Plac Zbawiciela" - z ludźmi, którzy bliskość wykorzystują do niszczenia, nie do wzajemnego wspierania. Słuszne skojarzenie?

Bohaterka ma rękawiczki. Znów dziwne skojarzenia: Izabela Łęcka? Rita Hayworth? Różowe. Słodycz? Dziewczynka? Dziecięca radość?
Łazi w nocy po mieście, paląc fajki i uwodząc (Rita Hayworth!) dziecięcą radością (róż!)?

Niby pasuje - ona potem rzuca kamykami w okna, jak nieznośny łobuziak...

Papieros to w ogóle jakiś ograny rekwizyt, ale to małe światełko papierosa wchodzi w dialog ze światełkiem diody u bohatera w mieszkaniu. Może w tym jego sens?

Dialog. No dobra, pogadali - już znajomi nieznajomi. W porządku. Po tej pogawędce i nocnym spacerze bohaterowi udało się zasnąć. Dlaczego właściwie? Uspokoiło go to? Mnie by taka wycieczka raczej podekscytowała...

I końcówka, której zupełnie nie rozumiem. "trzeba wreszcie zacząć wracać stałą drogą". Czyli co? Mieć dom? Mieć kogoś jednego, do kogo się wraca? No, jest to jakaś prawda, ale taka dość oczywista - w co drugim ogłoszeniu matrymonialnym można ją znaleźć. Za mało na zachwyt. Chyba chodzi tu o coś jeszcze, ale ja tego nie potrafię dostrzec. Proszę, pokażcie ślepemu kretowi jakąś fajną ścieżkę interpretacji tego tekstu - też bym się chciała zachwycić! ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Re: W ciemności [miniatura] - Daniel Madej

2
Thana pisze:Bohaterka ma rękawiczki. Znów dziwne skojarzenia: Izabela Łęcka? Rita Hayworth? Różowe. Słodycz? Dziewczynka? Dziecięca radość?
Łazi w nocy po mieście, paląc fajki i uwodząc (Rita Hayworth!) dziecięcą radością (róż!)?

Niby pasuje - ona potem rzuca kamykami w okna, jak nieznośny łobuziak...
Tak sprzeczne sprawy: różowe rękawiczki oraz rzucanie kamykami w okno, dla mnie wyrażają poszukiwanie własnego "ja". Bohaterka nie bardzo wie, gdzie pasuje, nie do końca wie kim jest. Sugeruje to wewnętrzne rozdarcie - nie dowie się kim jest, póki nie odnajdzie swojego miejsca w świecie (założenie rodziny).
Thana pisze:Papieros to w ogóle jakiś ograny rekwizyt, ale to małe światełko papierosa wchodzi w dialog ze światełkiem diody u bohatera w mieszkaniu. Może w tym jego sens?
Moim zdaniem tak. I moim zdaniem również tylko w ciemności mogli siebie zauważyć.
Thana pisze:Dialog. No dobra, pogadali - już znajomi nieznajomi. W porządku. Po tej pogawędce i nocnym spacerze bohaterowi udało się zasnąć. Dlaczego właściwie? Uspokoiło go to? Mnie by taka wycieczka raczej podekscytowała...
I znowu: moim zdaniem - cała ta "wycieczka" kładzie niejako kres samotności, niezupełnie, a jednak spotkanie drugiej osoby przemawia za tym, że mimo wszystko nie jesteśmy sami. Niesie to ze sobą spokój (położenie się do łóżka).
Thana pisze:I końcówka, której zupełnie nie rozumiem. "trzeba wreszcie zacząć wracać stałą drogą". Czyli co? Mieć dom? Mieć kogoś jednego, do kogo się wraca? No, jest to jakaś prawda, ale taka dość oczywista - w co drugim ogłoszeniu matrymonialnym można ją znaleźć. Za mało na zachwyt. Chyba chodzi tu o coś jeszcze, ale ja tego nie potrafię dostrzec. Proszę, pokażcie ślepemu kretowi jakąś fajną ścieżkę interpretacji tego tekstu - też bym się chciała zachwycić! ;)
Prawda oczywista, tak, jak najbardziej. A jednak sposób przedstawienia tej prawdy jest (i znowu: dla mnie) niezwykły. Symbolika nie wszystkich zachwyca. Mnie bardzo. Zwłaszcza, jeśli jest trafna i jeśli nie zmusza mnie do niewyobrażalnej gimnastyki umysłu. Jest wyważona, nieprzesadna, oczywista i... zachwycająca.
Dla mnie :)

3
Mamiko, świetny klucz! Właściwie dwa klucze: to, że ona nie wie, kim jest, i że tylko w ciemności mogli się spotkać. Przyznam, że w takiej interpretacji ta miniatura podoba mi się o wiele bardziej. :)
Tak, masz rację - ja, widząc w tym różu dziecięcość, poszłam raczej w stronę radości, beztroski. A przecież być dzieckiem to oznacza także być niedojrzałym, mieć jeszcze nieukształtowaną do końca tożsamość. Żeby się dowiedzieć, kim jesteśmy, musimy wejść w interakcję z innymi.
Dobry, bardzo dobry trop!
Przy takim odczytaniu tekstu, ta ciemność oznaczałaby gotowość, otwartość. Zgodę na pewne ryzyko, bo nie wiemy, czy ktoś nam nie rozwali szyby kamieniem, nie wiemy, co nas spotka, gdy będziemy spacerować nocą i rzucać kamykami w okna. Ale tylko nocą te wątłe światełka będą widoczne i tylko nocą jest na tyle cicho, żeby usłyszeć, że kamyk uderza w szybę. Trzeba zaryzykować, że ten ktoś wcale nie zejdzie albo przeciwnie: zejdzie i zrobi awanturę czy wręcz zadzwoni na policję. A druga strona musi mieć w sobie gotowość, żeby porozmawiać, a nie dzwonić na policję.
Jeśli to opowieść o szukaniu siebie dzięki otworzeniu się na innych, to i ta droga, o której jest mowa na końcu, nabiera innego sensu - to jest po prostu dojrzałość. Ona nie będzie musiała już błądzić, bo po prostu wybierze jedną drogę - swoją własną.
Ładnie to wszystko się układa i domyka przy takiej interpretacji.
Tylko jedno nadal mi nie pasuje: to jego zaśnięcie.
Wraca, zamyka komputer - to zrozumiałe. Okręt, na który czekał, już przypłynął, więc latarnia morska nie jest już potrzebna.
Ale uczucia... on w takiej sytuacji powinien czuć się jak Robinson, gdy ujrzał ślad stopy na piasku - mieszanina euforii, nadziei, lęku... To nie są uczucia, przy których można zasnąć.
A on zasypia. Wcześniej nie mógł, bo czekał. Teraz zasypia, a budzą go dopiero kościelne dzwony. Coś tu jeszcze tkwi ukrytego, ale co?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

4
Thana pisze:Coś tu jeszcze tkwi ukrytego, ale co?
Mam wrażenie, że dokonujesz nadinterpretacji. Zdanie po zdaniu rozbierasz tekst na czynniki pierwsze, szukasz odniesienia do każdego elementu, a potem ubierasz wszystko w znaczenia. No tak, chcesz ustalić jak rozumieć tę miniaturę, ale czy to aby nie jest tak, że ilu czytających tyle interpretacji? Szczególnie, że autor jasno napisał:
Daniel Madej pisze:Lubię pozostawiać czytelnikowi dużo miejsca, dawać wieloznaczne wskazówki.
Gdyby iść tym tropem, do każdej sytuacji moglibyśmy dopisać dziesiątki kombinacji i może o to właśnie chodziło? A może niektóre partie tekstu, jak choćby to bezproblemowe zasypianie głównego bohatera, są po prostu niedopracowane? (Autorze, nie czuj się urażony, ja tu tylko 'gdybam') Bo gdyby to zmienić, wszystko pasowałoby do twojego klucza. A może... [tu wstaw swoje przypuszczenie]

Ja odebrałam tekst na swój sposób, inny niż mamika, ty (przez pryzmat interpretacji mamiki lub swój własny) czy ewik33.

Czytałam niedawno "Chłopaków Anansiego" N. Geimana i pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, kiedy przeczytałam "różowe rękawiczki" to właśnie Anansi w swoich cytrynowożółtych rękawiczkach - czarujący obibok i skory do żartów bóg-pająk (w skrócie).
Daleko idące skojarzenie, zapewne, ale zarysowało w mojej wyobraźni bohaterkę, która robi dziwne rzeczy (nocne spacery, czy rzucanie kamieniami w okna) po prostu dla przyjemności. I przyznam, że samotności w niej nie dostrzegłam. Za to wypowiedziane przez nią słowa "Skąd, dokąd, czy to ważne?" i ostatnie zdanie podpowiedziały mi, że dla niej nie liczą się punkty na trasie, ale sama droga.
Głębiej się nad tym nie zastanawiałam, taka interpretacja mi wystarczyła. Czy to świadczy o mojej ignorancji? Może...
Pozdrawiam
eM

5
malika pisze:Mam wrażenie, że dokonujesz nadinterpretacji.
Nie. Nadinterpretacja byłaby wtedy, gdybym "wyczytała" w tym tekście coś, czego tam nie ma. Na przykład: rzucanie kamieniami w okna jest wyrazem poszanowania norm społecznych przez bohaterkę - to by była nadinterpretacja, bo nic w tekście nie wskazuje, żeby tak było.
malika pisze:Zdanie po zdaniu rozbierasz tekst na czynniki pierwsze, szukasz odniesienia do każdego elementu, a potem ubierasz wszystko w znaczenia.
Tak. Bo ja czytam przez lupę. ;) Co nie znaczy, że nie można czytać inaczej.
malika pisze:No tak, chcesz ustalić jak rozumieć tę miniaturę, ale czy to aby nie jest tak, że ilu czytających tyle interpretacji?


Ależ oczywiście! To jest tak: możemy ten tekst przeczytać dosłownie. I wtedy wszyscy się pewnie zgodzimy, że miniatura opowiada o pewnej dziewczynie, która rzuciła kamieniem w okno nieznajomego faceta, potem kazała się odprowadzić do metra i wróciła do domu, a wtedy on też wrócił i poszedł spać.

Możemy też potraktować ciemność, światło, rzucanie kamykami, drogę, sen itd. jako symbole. Symbole z istoty swej są niejednoznaczne, więc każdy zinterpretuje je po swojemu i zrozumie tę historię po swojemu. Każdy trochę inaczej, bo każdy ma swój własny punkt widzenia i własne skojarzenia. Nie ma i nie może być jednej "właściwej" interpretacji. Ale ja lubię poznawać inne punkty widzenia, przyglądać się tekstom z różnych stron, szczególnie wtedy, kiedy coś jest dla mnie niejasne albo wydaje mi się, że coś mi umyka.

Przy pierwszym czytaniu nie znalazłam takiej interpretacji, która by mi się podobała, dlatego zapytałam, jak ten tekst widzą inni. Z której strony spojrzeć na tę miniaturę, żeby zobaczyć w niej coś ciekawego albo ładnego? Mamika zwróciła uwagę na dwa elementy, które mi zupełnie umknęły. Opierając się na nich, znalazłam całkiem inny sposób odczytania tego tekstu i w tej interpretacji spodobał mi się o wiele bardziej. Ale to nie oznacza, że tak "należy" go czytać. Można. A można też całkiem inaczej i wtedy jeszcze całkiem co innego z tej historii wyniknie.

Na przykład, można tak jak Ty:
malika pisze:zarysowało w mojej wyobraźni bohaterkę, która robi dziwne rzeczy (nocne spacery, czy rzucanie kamieniami w okna) po prostu dla przyjemności. I przyznam, że samotności w niej nie dostrzegłam. Za to wypowiedziane przez nią słowa "Skąd, dokąd, czy to ważne?" i ostatnie zdanie podpowiedziały mi, że dla niej nie liczą się punkty na trasie, ale sama droga.
Ciekawa jestem, jak patrząc z takiego punktu widzenia, interpretujesz zakończenie? Po co ona miałaby zacząć wracać tą samą drogą?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

6
Thana pisze:Ciekawa jestem, jak patrząc z takiego punktu widzenia, interpretujesz zakończenie? Po co ona miałaby zacząć wracać tą samą drogą?
O bohaterce wiemy tylko, że nosi różowe rękawiczki, pali 'slimy' (bo inne papierosy mi tu nie pasują) i przemierza miasto nocą. Jest raczej tajemnicza. Może być kimkolwiek: kelnerką w barze wracającą z nocnej zmiany, kierowcą autobusu, albo duchem wędrującym po świecie (wybaczcie, we wszystkim doszukuję się elementów fantastycznych ;) ). A jeśli jest tym ostatnim, w dodatku dobrym duchem, to samo spotkanie z nią może przynieść jakieś ukojenie, ulgę w kłopotach (to rozwiązałoby problem zasypiania), ale jedna noc może nie wystarczyć, żeby uleczyć duszę, dlatego musi zacząć wracać tą samą trasą, bo w końcu znalazł się ktoś, komu może pomóc.

Hmm... moja teoria jest mocno naciągana, trzeba trochę przymrużyć oczy, żeby to zobaczyć, ale to dlatego, że nie rozmawiamy o tekście, który jest idealny. Są nieścisłości, wspomniane przez Ciebie w pierwszym poście skojarzenia prowadzące donikąd, sprawiające, że tekst jest niespójny. Jednak gdyby tu i ówdzie odrobinę skorygować, wprowadzić małe poprawki, zmienić słowa, można by zrobić tekst pasujący do każdego ww. klucza.

7
Maliko, zacznę od końca:
malika pisze:nie rozmawiamy o tekście, który jest idealny. Są nieścisłości, wspomniane przez Ciebie w pierwszym poście skojarzenia prowadzące donikąd, sprawiające, że tekst jest niespójny. Jednak gdyby tu i ówdzie odrobinę skorygować, wprowadzić małe poprawki, zmienić słowa, można by zrobić tekst pasujący do każdego ww. klucza.
Ja przy tego rodzaju tekstach jestem bardzo ostrożna. Wolę pięć razy pomyśleć, zanim uznam coś za błąd. Jeżeli opowieść jest jednoznaczna, wtedy łatwo wychwycić coś, co nie pasuje. Jeżeli jednak jest wieloznaczna, jak ta, można się pomylić.

Historie jednoznaczne są jak monologi - autor opowiada, my słuchamy. Jeśli coś nie gra, to najczęściej jest to błąd autora. Wieloznaczne opowieści są jak dialogi - autor daje nam tylko szkielet, a resztę dopowiadamy my. W zależności od tego, co do tej historii włożymy, to potem coś innego wyjmiemy.

Może tutaj te niepasujące elementy, to są takie wystające drzazgi, haczyki, na które mamy się złapać? Może to one nas zatrzymują przy tej historii, każą się zastanawiać nad drugim dnem? A może jednak to niedoróbki? Siedź czytelniku i myśl... ;)

Twoja interpretacja jest bardzo ciekawa. Kluczem jest tutaj uznanie bohaterki za postać nie całkiem realną. To też nie przyszło mi wcześniej do głowy, no bo skoro jeździ metrem, pali, rzuca kamykami... Ale przecież poltergeisty też rzucają przedmiotami! Że pali? Skoro był pewien duch śmierdzący rybami, to czemu nie mógłby być duch palący? Można tak tę historię odczytać i wtedy będzie brzmiała jak wstęp do urban fantasy w stylu Gaimana. Duch w różowych rękawiczkach jeżdżący metrem, rozrabiający i przynoszący spokój duszy... ładne! :)

Korzystając z tego samego klucza (odrealnienia bohaterki) i wyciągając na pierwszy plan problem bezsenności/zaśnięcia, wymyśliłam jeszcze jedną interpretację (choć przyznaję, że trochę naciąganą): A może ten facet przeżył jakąś traumę, w wyniku której nie może spać i sięga po różową tabletkę nasenną? A dziewczyna jest uosobieniem tej tabletki i jeśli zacznie wracać tą samą drogą, to on się po prostu uzależni? W takim ujęciu miniatura mogłaby być wstępem do opowieści o walce z bezsennością, a potem z nałogiem. Taka proza psychologiczno-halucynacyjna...
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

8
Kurcze, nie było mnie na Weryfikatorium bardzo, bardzo długo. Teraz wracam, tak naprawdę przypadkiem, bo googlując swój tekst i spotyka mnie taka miła rzecz - widzę bogatą dyskusję o swoim tekście. Serdecznie wszystkim dziękuję, gro interpretacji bardzo trafionych. Zważcie, że pisanie jest w wielkiej mierze intuicyjne, nie myśli się "a tu umieszczę to, bo to symbol tego i owego". Pozdrawiam
przedystansowany
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rozmowy o tekstach z 'Tuwrzucia'”