O mamusiu! Rzeczywiście! Duszę mi dali, pisarza, a ja nawet nie zauważyłem. Ale dżez!
DAF, wyjdziesz na zewnątrz? Załatwmy to jak mężczyźni! Co ja się zamachnę na jakiego fantastę, żeby go naprostować, to Ty wyskakujesz, niczym diabeł z pudełka i się ze mną wykłócasz :-P
Tumi1: dobra, nie byłem sympatyczny, przepraszam, nie traktuj tego osobiście. Mnie po prostu na ogół krew zalewa, jak widzę marnowanie czasu i potencjału na naśladownictwo czegoś, co nie jest takiego działania warte. Ze szczególnym uwzględnieniem fantastyki i aktualnych przebojów komercyjnych. Najbardziej nieporadne linijki, ale WŁASNE, ze SWOJEJ głowy są zawsze lepsze, niż rozdeptywanie cudzych ścieżek.
Godhand (Bóg zapłać, dobry człowieku :-P ) zwolnił mnie z niewdzięcznej pracy, polegającej na pokazywaniu, co (oprócz założenia - ale ono w dużym stopniu implikuje słabości tekstu) jest źle.
Pozostając z najwyższym szacunkiem dla samej idei pisania, której jesteś wyznawcą, podtrzymuję swoje stanowisko - natchnienia i tworzywa szukaj w sobie :-)
Powodzenia.
2
No i o to mi właśnie chodziłoGodhand pisze:Hej,
Po pierwsze gratulacje. Zajęcie piątego miejsca w konkursie, gdzie zapewne wpłynęło ponad sto prac jest zdecydowanie sukcesem, nie porażką.
Dlatego też uważam, że przy ocenianiu tego tekstu powinniśmy być wymagający.
No to jedźmy.

@Leszek Pipka Nie będę się czaił, zjeżyłem się trochę widząc Twój komentarz, bo dużo było w nim "flejmu", a mało konkretów. Rozumiem, że po prostu dałeś upust emocjom, ale dałeś w taki sposób, że i mi się nieco udzieliło. Osoby, które mnie tu może kojarzą, raczej wiedzą, że nie mam problemów z przyjmowaniem krytyki, o ile jest ona stonowana. Zresztą i tak poniosło mnie i przepraszam za to ironizowanie z tą "Duszą pisarza".
Jeszcze jedna sprawa - nie chciałem, żeby wzmianka o piątym miejscu brzmiała jak jakaś przechwałka, czy zapowiedź Wielkiej Literatury, dopiero teraz zauważyłem, że może to tak wyglądać. Szczerze mówiąc, poziom nie był zbyt wysoki, stąd może i całkiem niezła lokata.
Tak czy inaczej - dzięki Godhand za wytknięcie błędów, wszystko przeczytałem i co bardziej wartościowe rzeczy zapisałem w swoim folderze "Krytyka" xd Od lat w ten sposób udaje mi się w ten sposób poprawiać warsztat, co może mnie tylko cieszyć. W końcu wiesz jak to jest - jedna konstruktywna krytyka warta więcej niż jedna pusta...
Jeśli chodzi o wykorzystywanie cudzego pomysłu - szczerze mówiąc bardziej traktowałem to jako zabawę, sprawdzian własnych umiejętności. Na pewno napiszę jeszcze jedno opowiadanie na ten konkurs i raczej na tym skończę tworzenie kolejnych opowieści w UM 2033. Fajnie czasem dołożyć własną cegiełkę do ulubionej serii, ale czuję już nieco zmęczenie materiału i chętnie zająłbym się czymś innym, a najchętniej w ogóle wróciłbym do pisania powieści.
Czekam już tylko na weryfikatorów, choć mam wrażenie, że podpiszą się tylko pod Godhandem.
PS. ALE MI BRAKOWAŁO TEGO WPIER***U NA TYM FORUM

Bo lubię pisać.
3
No Leszku, pozostaje mi tylko zadać sakramentalne pytanie: szable, czy pistolety? :wink:
A tak na serio, to w dużej mierze się z tobą zgadzam, ale też czuję się w obowiązku chwytać za broń, gdy na fantastów nastają. Nawet takich, co zamiast z trzewi i od siebie, kalkują co bardziej poczytne i na fali. Skoro autor czuje taka potrzebę, to po co na niego krzyczeć? Nie każdy musi szturmować Parnas.
A tak na serio, to w dużej mierze się z tobą zgadzam, ale też czuję się w obowiązku chwytać za broń, gdy na fantastów nastają. Nawet takich, co zamiast z trzewi i od siebie, kalkują co bardziej poczytne i na fali. Skoro autor czuje taka potrzebę, to po co na niego krzyczeć? Nie każdy musi szturmować Parnas.
5
Wiem, że to nieładnie, ale chciałbym odnieść się do idei konkursów wszelakich, a nie do tekstu, i to bardziej ogólnie, niż szczegółowo.
Tumi szepnął na początku, że tekst został napisany na konkurs, a przecież każdy konkurs ma jakieś założenia/ramy, w których poruszają się uczestnicy. W czym jest gorszy konkurs Insignis od innych, np Wolsung czy te wszystkie drewniane-świetlane-kauczukowe Pióra? Nagrodą jest publikacja pod szyldem wydawnictwa (elektroniczna), więc dlaczego nie powalczyć? Nie uważam, by udział w tym konkursie (lub jakimkolwiek innym) był marnowaniem energii lub talentu.
Na WM często pada stwierdzenie, że przy ocenianiu własnych tekstów nie możemy polegać na zdaniu mamy, siostry lub dziewczyny - prawdziwym testem jest opinia czytelników spoza kręgu znajomych. Konkurs to idealna okazja do sprawdzenia własnych umiejętności - zakładamy bezstronność, czasami otrzymujemy odpowiedź zwrotną, nabieramy doświadczenia i pewności siebie. A jeżeli się nie uda, to przynajmniej możemy potem przeczytać zwycięskie prace - to też cenna lekcja.
Nie popieram pisania hurtowo fanfików - poza pracą nad warsztatem (duporoboczogodziny przed kompem) korzyść z nich niewielka. Natomiast udział w konkursie, gdzie jest określony cel (publikacja) jak najbardziej.
Świat Metro to uniwersum jak każde inne - rządzi się własnymi prawami, ma określone dekoracje i typ bohaterów. Przeczytałem tylko pierwszą książkę z cyklu i cóż, było średnio (lub raczej nijako) - dlatego resztę zdecydowanie odpuściłem.
Ogólnie, to teksty pisane w narzuconych dekoracjach mają jedną wspólną wadę - maksymalne wykorzystanie sztafażu (odnoszę wrażenie, że autorzy stają na głowie, by przemycić jak najwięcej szczegółów/nawiązań do oryginału). Zmieniają się tylko nazwy potworów/lokacji/bohaterów, natomiast cała reszta jest kalką. Z tekstem Tumiego jest podobnie - nihili novi. Ale żeby być szczerym, muszę dodać, że ostatnio pisałem tekst na inny konkurs o podobnej tematyce (Stalker) i wyszło podobnie, czyli słabo
Poległem, ale po ciężkiej walce - był konkurs, wziąłem w nim udział, teraz zajmuje się innymi rzeczami.
Kurcze, właśnie naszła mnie myśl, że napisałem bdp* w obronie konkursów wszelakich tylko po to, by na końcu polec, i napisać, że antologie pokonkursowe nie mają najwyższych notowań u czytaczy spoza danego uniwersum. I to jest klucz! Bo nawet pisząc na konkurs, trzeba odrzucić dekoracje i pisać tak, jakby jutro miał być potop
* bardzo długi post
Tumi szepnął na początku, że tekst został napisany na konkurs, a przecież każdy konkurs ma jakieś założenia/ramy, w których poruszają się uczestnicy. W czym jest gorszy konkurs Insignis od innych, np Wolsung czy te wszystkie drewniane-świetlane-kauczukowe Pióra? Nagrodą jest publikacja pod szyldem wydawnictwa (elektroniczna), więc dlaczego nie powalczyć? Nie uważam, by udział w tym konkursie (lub jakimkolwiek innym) był marnowaniem energii lub talentu.
Na WM często pada stwierdzenie, że przy ocenianiu własnych tekstów nie możemy polegać na zdaniu mamy, siostry lub dziewczyny - prawdziwym testem jest opinia czytelników spoza kręgu znajomych. Konkurs to idealna okazja do sprawdzenia własnych umiejętności - zakładamy bezstronność, czasami otrzymujemy odpowiedź zwrotną, nabieramy doświadczenia i pewności siebie. A jeżeli się nie uda, to przynajmniej możemy potem przeczytać zwycięskie prace - to też cenna lekcja.
Nie popieram pisania hurtowo fanfików - poza pracą nad warsztatem (duporoboczogodziny przed kompem) korzyść z nich niewielka. Natomiast udział w konkursie, gdzie jest określony cel (publikacja) jak najbardziej.
Świat Metro to uniwersum jak każde inne - rządzi się własnymi prawami, ma określone dekoracje i typ bohaterów. Przeczytałem tylko pierwszą książkę z cyklu i cóż, było średnio (lub raczej nijako) - dlatego resztę zdecydowanie odpuściłem.
Ogólnie, to teksty pisane w narzuconych dekoracjach mają jedną wspólną wadę - maksymalne wykorzystanie sztafażu (odnoszę wrażenie, że autorzy stają na głowie, by przemycić jak najwięcej szczegółów/nawiązań do oryginału). Zmieniają się tylko nazwy potworów/lokacji/bohaterów, natomiast cała reszta jest kalką. Z tekstem Tumiego jest podobnie - nihili novi. Ale żeby być szczerym, muszę dodać, że ostatnio pisałem tekst na inny konkurs o podobnej tematyce (Stalker) i wyszło podobnie, czyli słabo

Kurcze, właśnie naszła mnie myśl, że napisałem bdp* w obronie konkursów wszelakich tylko po to, by na końcu polec, i napisać, że antologie pokonkursowe nie mają najwyższych notowań u czytaczy spoza danego uniwersum. I to jest klucz! Bo nawet pisząc na konkurs, trzeba odrzucić dekoracje i pisać tak, jakby jutro miał być potop

* bardzo długi post
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!
6
Na kanwie tekstu tumiego zrobiła nam się całkiem inna wymiana poglądów, istotnie – by być w zgodzie z zapisami regulaminu – należałoby ją przenieść do działu Dyskusje o tekstach. Państwo Moderatorzy zadecydują, czy to nastąpi.
Najpierw DAF. Jakie tam szable i pistolety? U nasz na dyskotece w remizji załatwia się sprawy prosto, bez narzędzi. Ty, ja, gołe pięści, byki i kujawiaki dozwolone :-P
Widzisz, mnie nauczyli, że jak coś robić, to dobrze, starannie, najlepiej, jak się umie, a jak się nie umie, to z przyłożeniem się do wysiłku, żeby się douczyć. Czyli jednak szturmowanie Parnasu, bo tylko wysokie cele dają nam napęd, wyzwalają najlepsze. W motywacji – „dla fanu” (a bo tak!) - niczego zdrożnego nie widzę, jednak ona z definicji zakłada zachowanie rezultatów dla siebie, bez wystawiania na publiczny ogląd. Ten „ekshibicjonistyczny” aspekt przeszkadza mi w Twoim rozumowaniu. O podążaniu za modą w ogóle nie warto mówić, bo to moneta jest fałszywie brzęcząca.
Tumi: z punktu widzenia Autora flejm jest jednoimienny, jednak to, co zań uznałeś (pomijając oczywistą napastliwość z mojej strony, którą wyjaśniłem) miało w zamyśle pełnić rolę soli trzeźwiących, po zażyciu których daje się zobaczyć szerszy wycinek literackiej rzeczywistości, niż przyjęty arbitralnie punkt odniesienia (w tym przypadku Uniwersum Metro i fantastyka w ogóle). Przejrzałem Twoje opowiadania i widzę, że poruszasz się – jako twórca – w obszarze kingowsko-sapkowsko-mcarthy’owskim, to jest jednak obszar dość ograniczony. Nawiązując do przykładu Filipa; zastanawia mnie choćby to, ilu piszących na konkurs Stalkera zechciało przeczytać Strugackich i obejrzeć Tarkowskiego, wmyślić się, jakie pytania postawili tamci, a jakie ten i jakich udzielili odpowiedzi. Tak, jak porządne humanistyczne wykształcenie zaczyna się od greki i łaciny, jak matematyka zaczyna się od tabliczki mnożenia, tak pisanie musi mieć jakieś „wiedzowe” (oczytanie w różnościach) podstawy. Przykład? Za wzór ukochanego przez młodych pisarzy postapo uchodzi „Droga” – moim zdaniem całkiem średnie pisanie przyozdobione mającym wstrząsnąć czytelnikiem motywem kanibalizmu. Ja zaś pamiętam żuchwę w okolicy pasa po lekturze ramoty pod tytułem „Ostatni brzeg”, gdzie sposób wejrzenia w psychologię człowieka skazanego na zagładę jest o niebo bardziej przejmujący. I pewnie są inne książki o podobnej lub większej głębi, które mógłby przytoczyć ktoś bardziej ode mnie oczytany.
Powyższe rozumowanie absolutnie nie wyklucza wystrzału geniuszu, który jest „sam z siebie”, jednak odrobina samoświadomości powinna zapalić czerwone światełko, kiedy o takim przypadku zaczynamy myśleć w kontekście własnej osoby (to jest refleksja ogólna, nie personalna! :-) )
Filip: z praktykiem nie ośmielę się dyskutować, wydaje mi się tylko, że istotnie, jeśli konkursy traktuje się jak okazję do szlifowania warsztatu (zadany temat), konfrontacji własnych umiejętności z umiejętnościami innych, ma się dystans do własnych marzeń i oczekiwań (taa… podziw tłumów, uściski, fanki – no wiem, rozumiem, podzielam), to rzeczywiście nic złego w takim doświadczeniu nie ma, ba, widać same plusy dodatnie :-) Gorzej, jeśli nagroda jest celem samym w sobie. A najgorzej, jeśli wpadnie się w kanał ograniczeń swobody myślenia, skupiając się na przedstawieniu i ignorując możliwości, które kryją się w rzeczy samej. To po prostu nie jest twórcze! I o tym była moja piosenka ;-) wygląda na to, że finałowy refren odśpiewalim w duecie :-)
Najpierw DAF. Jakie tam szable i pistolety? U nasz na dyskotece w remizji załatwia się sprawy prosto, bez narzędzi. Ty, ja, gołe pięści, byki i kujawiaki dozwolone :-P
Widzisz, mnie nauczyli, że jak coś robić, to dobrze, starannie, najlepiej, jak się umie, a jak się nie umie, to z przyłożeniem się do wysiłku, żeby się douczyć. Czyli jednak szturmowanie Parnasu, bo tylko wysokie cele dają nam napęd, wyzwalają najlepsze. W motywacji – „dla fanu” (a bo tak!) - niczego zdrożnego nie widzę, jednak ona z definicji zakłada zachowanie rezultatów dla siebie, bez wystawiania na publiczny ogląd. Ten „ekshibicjonistyczny” aspekt przeszkadza mi w Twoim rozumowaniu. O podążaniu za modą w ogóle nie warto mówić, bo to moneta jest fałszywie brzęcząca.
Tumi: z punktu widzenia Autora flejm jest jednoimienny, jednak to, co zań uznałeś (pomijając oczywistą napastliwość z mojej strony, którą wyjaśniłem) miało w zamyśle pełnić rolę soli trzeźwiących, po zażyciu których daje się zobaczyć szerszy wycinek literackiej rzeczywistości, niż przyjęty arbitralnie punkt odniesienia (w tym przypadku Uniwersum Metro i fantastyka w ogóle). Przejrzałem Twoje opowiadania i widzę, że poruszasz się – jako twórca – w obszarze kingowsko-sapkowsko-mcarthy’owskim, to jest jednak obszar dość ograniczony. Nawiązując do przykładu Filipa; zastanawia mnie choćby to, ilu piszących na konkurs Stalkera zechciało przeczytać Strugackich i obejrzeć Tarkowskiego, wmyślić się, jakie pytania postawili tamci, a jakie ten i jakich udzielili odpowiedzi. Tak, jak porządne humanistyczne wykształcenie zaczyna się od greki i łaciny, jak matematyka zaczyna się od tabliczki mnożenia, tak pisanie musi mieć jakieś „wiedzowe” (oczytanie w różnościach) podstawy. Przykład? Za wzór ukochanego przez młodych pisarzy postapo uchodzi „Droga” – moim zdaniem całkiem średnie pisanie przyozdobione mającym wstrząsnąć czytelnikiem motywem kanibalizmu. Ja zaś pamiętam żuchwę w okolicy pasa po lekturze ramoty pod tytułem „Ostatni brzeg”, gdzie sposób wejrzenia w psychologię człowieka skazanego na zagładę jest o niebo bardziej przejmujący. I pewnie są inne książki o podobnej lub większej głębi, które mógłby przytoczyć ktoś bardziej ode mnie oczytany.
Powyższe rozumowanie absolutnie nie wyklucza wystrzału geniuszu, który jest „sam z siebie”, jednak odrobina samoświadomości powinna zapalić czerwone światełko, kiedy o takim przypadku zaczynamy myśleć w kontekście własnej osoby (to jest refleksja ogólna, nie personalna! :-) )
Filip: z praktykiem nie ośmielę się dyskutować, wydaje mi się tylko, że istotnie, jeśli konkursy traktuje się jak okazję do szlifowania warsztatu (zadany temat), konfrontacji własnych umiejętności z umiejętnościami innych, ma się dystans do własnych marzeń i oczekiwań (taa… podziw tłumów, uściski, fanki – no wiem, rozumiem, podzielam), to rzeczywiście nic złego w takim doświadczeniu nie ma, ba, widać same plusy dodatnie :-) Gorzej, jeśli nagroda jest celem samym w sobie. A najgorzej, jeśli wpadnie się w kanał ograniczeń swobody myślenia, skupiając się na przedstawieniu i ignorując możliwości, które kryją się w rzeczy samej. To po prostu nie jest twórcze! I o tym była moja piosenka ;-) wygląda na to, że finałowy refren odśpiewalim w duecie :-)
7
Pomijając już kwestie kiedy, gdzie i przy użyciu czego (może być za remizją, nie myśl, ze ja taki z miasta;) to napiszę tak; masz rację, podejście, o którym piszesz jest moim zdaniem słuszne, ale bywasz szalenie napastliwy - nie wiem, może kubeł zimnej wody i "opierdol" działa na niektórych, w moim odczuciu lepiej jest spokojnie tłumaczyć i pozwalać błądzić. Skrobnąłeś kiedyś dłuższy tekst a'propos, że nie trzeba tylko o elfach i magach i w ogóle można zupełnie o czym innym, ale tak to napisałeś, jakby ci co o tych elfach piszą to było dno i cielęta bez własnego spojrzenia na świat. To był bardzo dobry i potrzebny tekst, ale trzeba aż tak brutalnie? Może jestem za delikatny człowiek, ale takie traktowanie z trepa, nawet jeśli przemyślane i po coś, jakoś mnie jeży.
Poza tym nie oszukujmy się, fantastyka to w większości pulpa. Jest oczywiście w jej zakresie masa dobrej literatury, ale większa masa to czytadła bez przesadnej ambicji. Rzeczony King np. czasem ma pierwszorzędne kawałki, ale czasem wali ramoty, że zęby bolą, a w ogólnym rozrachunku dobrze zarabia, robi co lubi, ludzie czytają są zadowoleni, ergo: szafa gra bez szarżowania Parnasu. Ja wiem, że odwoływanie się do starego wyjadacza przy tekście nowicjusza to nie to o co Polska walczyła, ale nawet głupi fanfik można pisać na sto procent. Po co ludzie takie rzeczy piszą to naprawdę nie mam zielonego pojęcia, ale robią. Chyba nie każdy musi być artystą?
No i nie wiem dlaczego czepiasz się Drogi. Tam czytelnikiem wstrząsnąć może tylko jedno: pomysł na którym zasadza się tekst - nieuchronna przegrana ojca, próbującego ocalić dziecko. Nieodmiennie jest to dla mnie smutne. A kanibalizm to tylko element dekoracji.
No, i tym optymistycznym akcentem kończę tego przydługiego posta.
Poza tym nie oszukujmy się, fantastyka to w większości pulpa. Jest oczywiście w jej zakresie masa dobrej literatury, ale większa masa to czytadła bez przesadnej ambicji. Rzeczony King np. czasem ma pierwszorzędne kawałki, ale czasem wali ramoty, że zęby bolą, a w ogólnym rozrachunku dobrze zarabia, robi co lubi, ludzie czytają są zadowoleni, ergo: szafa gra bez szarżowania Parnasu. Ja wiem, że odwoływanie się do starego wyjadacza przy tekście nowicjusza to nie to o co Polska walczyła, ale nawet głupi fanfik można pisać na sto procent. Po co ludzie takie rzeczy piszą to naprawdę nie mam zielonego pojęcia, ale robią. Chyba nie każdy musi być artystą?
No i nie wiem dlaczego czepiasz się Drogi. Tam czytelnikiem wstrząsnąć może tylko jedno: pomysł na którym zasadza się tekst - nieuchronna przegrana ojca, próbującego ocalić dziecko. Nieodmiennie jest to dla mnie smutne. A kanibalizm to tylko element dekoracji.
No, i tym optymistycznym akcentem kończę tego przydługiego posta.
8
Ja nie kojarzę. I powiem coś jeszcze gorszego - nie muszę wiedzieć co to takiego. Są na tym świecie biliony rzeczy do kojarzenia i dla mnie Metro 2033 do nich nie należy.tumi1 pisze:Szczerze mówiąc nie przypuszczałem, żeby ktoś na tym forum nie kojarzył projektu Uniwersum Metro 2033.

"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
12
DAF, wielce zasmuciła mnie Twoja opinia o tym, jakobym był Brutalnym Leszkiem. Choć akurat w kontekście wyjaśniania sobie różnicy zdań przy pomocy argumentów o charakterze czysto fizycznym martwić się nie powinienem :-P
Będąc z natury powolnym w myśleniu i spokojnym w działaniu, nie osiągnąłem wszakże poziomu uważnej otwartości charakterystycznego dla pobłogosławionych wytrenowaną, wyższą świadomością tybetańskich mnichów. Dlatego ciągle jeszcze zdarza mi się zapowietrzyć z irytacji, spowodowanej zadufaniem kandydatów na pisarzy. Owo zadufanie skutkuje zakłóceniem równowagi inside – outside w sensie komunikatów wydawanych i przyjmowanych. Mówiąc po ludzku: gdyby adepci zechcieli NAJPIERW poczytać innych, zobaczyć, jakie popełniają oni błędy i jak są one komentowane, zamiast pchać się dawno otwartymi drzwiami w przekonaniu, że mają coś bardzo ważnego do powiedzenia, byłoby to z wielkim pożytkiem dla ich twórczości.
Niechęć do komunikatów inside dotyczy także czytania literatury, poza wąskim zakresem fantastyki i fantasy. Jakiej jakości przekaz może wydać z siebie ktoś, kto ma w sobie pustkę (boć młodym jest na ogół, więc o doświadczeniu życiowym trudno mówić) – lub wspomnianą przez Ciebie, przemieloną pulpę? Nie jestem zagorzałym wrogiem fantastyki, jestem tylko nieprzychylnie nastawiony do byle jakiego pisania wspartego byle jakim myśleniem, co przejawia się zarzuceniem byle jakimi tekstami Tuwrzucia. Akurat większość z nich jest na fantazyjnym silniku.
DAF, skala JEST istotna. Mistrz w Internetowym Klubie Twórców Opowiadań o Orkach rzadko kiedy jest mistrzem W OGÓLE. O dorzuceniu czegoś odkrywczego do puli ludzkiej kultury nie warto nawet dyskutować, bo nie jesteśmy na tym poziomie. Ale zastanowić się czasem – warto.
A tumi na Wery nie jest nowicjuszem, zapewne miał czas, żeby to i owo poczytać. Wyszło mu, że warto zajmować się Metrem – jego prawo. Moim jest prawo krytyki takiego podejścia. Przyzwoity przyczynek do odpowiedzi na pytanie - dlaczego? dał Aq swoją rysunkową wrzutką. Metro moskiewskie, metro warszawskie - porównanie skali daje w efekcie masywną dawkę komizmu.
Brutalna końcówka, z trepa:
„Drogi” się nie czepiam. Dzieł Kinga też nie. Są przyzwoitymi reprezentantami gatunku. Rzecz w tym, że początkujący twórcy traktują literaturę, jakby zaczęła się jakie 10 lat wstecz, a wymienieni byli bezwzględnymi arcymistrzami. I to też jest zrozumiałe (na wszystko przychodzi swój czas, również na poszerzenie czytelniczych horyzontów), ale nie oczekuj, że będę entuzjastycznie podzielał ten pogląd :-(
Będąc z natury powolnym w myśleniu i spokojnym w działaniu, nie osiągnąłem wszakże poziomu uważnej otwartości charakterystycznego dla pobłogosławionych wytrenowaną, wyższą świadomością tybetańskich mnichów. Dlatego ciągle jeszcze zdarza mi się zapowietrzyć z irytacji, spowodowanej zadufaniem kandydatów na pisarzy. Owo zadufanie skutkuje zakłóceniem równowagi inside – outside w sensie komunikatów wydawanych i przyjmowanych. Mówiąc po ludzku: gdyby adepci zechcieli NAJPIERW poczytać innych, zobaczyć, jakie popełniają oni błędy i jak są one komentowane, zamiast pchać się dawno otwartymi drzwiami w przekonaniu, że mają coś bardzo ważnego do powiedzenia, byłoby to z wielkim pożytkiem dla ich twórczości.
Niechęć do komunikatów inside dotyczy także czytania literatury, poza wąskim zakresem fantastyki i fantasy. Jakiej jakości przekaz może wydać z siebie ktoś, kto ma w sobie pustkę (boć młodym jest na ogół, więc o doświadczeniu życiowym trudno mówić) – lub wspomnianą przez Ciebie, przemieloną pulpę? Nie jestem zagorzałym wrogiem fantastyki, jestem tylko nieprzychylnie nastawiony do byle jakiego pisania wspartego byle jakim myśleniem, co przejawia się zarzuceniem byle jakimi tekstami Tuwrzucia. Akurat większość z nich jest na fantazyjnym silniku.
DAF, skala JEST istotna. Mistrz w Internetowym Klubie Twórców Opowiadań o Orkach rzadko kiedy jest mistrzem W OGÓLE. O dorzuceniu czegoś odkrywczego do puli ludzkiej kultury nie warto nawet dyskutować, bo nie jesteśmy na tym poziomie. Ale zastanowić się czasem – warto.
A tumi na Wery nie jest nowicjuszem, zapewne miał czas, żeby to i owo poczytać. Wyszło mu, że warto zajmować się Metrem – jego prawo. Moim jest prawo krytyki takiego podejścia. Przyzwoity przyczynek do odpowiedzi na pytanie - dlaczego? dał Aq swoją rysunkową wrzutką. Metro moskiewskie, metro warszawskie - porównanie skali daje w efekcie masywną dawkę komizmu.
Brutalna końcówka, z trepa:
„Drogi” się nie czepiam. Dzieł Kinga też nie. Są przyzwoitymi reprezentantami gatunku. Rzecz w tym, że początkujący twórcy traktują literaturę, jakby zaczęła się jakie 10 lat wstecz, a wymienieni byli bezwzględnymi arcymistrzami. I to też jest zrozumiałe (na wszystko przychodzi swój czas, również na poszerzenie czytelniczych horyzontów), ale nie oczekuj, że będę entuzjastycznie podzielał ten pogląd :-(
13
Choć należę do fanów fantastyki, uniwersum metra mi się wybitnie nie podoba. Owszem, daje ono pewne pole do popisu, wystarczy znaleźć jakieś ocalałe podziemie i rozpisać na kilkaset stron odchodzenie ludzkości w niebyt, ale to mnie akurat w powieściach postapokaliptycznych nie nie kręci, za dużo dołowania, pesymizmu i powtórek z rozwodnionego egzystencjalizmu. Opowieści o odrodzeniu cywilizacji są zdecydowanie ciekawsze.
Np. powieść "Korzenie niebios" zaprzecza tezie, by ramy uniwersum były wąskie, w oryginale nie pojawiają się dywagacje o naturze i ewolucji religii oraz spotkaniu z dość rozmownym, a zarazem rozumnym i zagadkowym obcym. Rzecz w tym, że przesłanie tych powieści koniec końców jest na jedno kopyto. Bo jakby się człek nie wysilił, ludki dalej siedzą w metrze albo w czymś podobnym.
Np. powieść "Korzenie niebios" zaprzecza tezie, by ramy uniwersum były wąskie, w oryginale nie pojawiają się dywagacje o naturze i ewolucji religii oraz spotkaniu z dość rozmownym, a zarazem rozumnym i zagadkowym obcym. Rzecz w tym, że przesłanie tych powieści koniec końców jest na jedno kopyto. Bo jakby się człek nie wysilił, ludki dalej siedzą w metrze albo w czymś podobnym.
14
Sratatata. Wybaczcie, ale chodziło mi to po głowie przez cały czas czytania tej dyskusji. Abstrahując od Metra i jakości napisanego do niego teksu (nie czytałam, nie wypowiadam się). Pisanie fanficków nie jest twórcze? Jasne. Były książki wydawane, będące pierwotnie fanfickami - tak bardzo były autonomiczne. Znam dużo fanficków, które przyjmują kanon jako jedynie punkt wyjścia do stworzenia czegoś zupełnie nowego. Kolejna rzecz, że autor zwyczajnie może lubić taplać się w danym świecie przedstawionym. Just for fun. Patrzenie w sposób "jakie da mi to korzyści" jest zaprzeczeniem ideii pisania w ogóle. Poza tym nawet tworząc coś niby całkowicie swojego, można zrobić zwyczajną kalką. Przypadków jest multum. I na ostatek, są autorzy, którzy piszą książki, ale też fanficki. Im szlifowanie warsztatu zbędne, więc w czym rzecz?