Plaga lemingów (tytuł roboczy) Powieść obyczajowa Baśka Sęk

1
Wieloraka dyskusja na temat "co autor chciał powiedzieć", prowadzona z pozycji autora broniącego tekstu i pozycji czytelniów wskazujących na niedociągnięcia tekstu, zachęciła mnie do jego przeczytania. Autorka broni tekstu jak lwica pomimo wyraźnych jego braków warsztatowych. To jest na jej korzyść - ma pazur, tylko na boga dlaczego go nie wykorzysta w kwestii bardziej realnej : w poprawie tekstu?
Co mam do zarzucenia? Postacie papierowe, bez charakteru, dowcipy nie wywołują uśmiechu i obrazy sytuacyjne z księżyca wzięte. Czytelnik nie jest bezwolnym odbiorcą słów - one muszą na nim czynić jakieś wrażenie, dobre lub złe - to już celewy zabieg autora jakie skojarzenia chce wymusić na czytelniku - ale nie może podawać nam na tacy bełkotu - w znaczeniu - jak nie rozumiesz, to tekst jest dla ciebie zatrudny, nie dorosłeś do niego.
Nie będę znów powtarzać tego, co podali tu inni - cytatów poszczególnych zdań, by wykazać ich nieudolność - to jest przy tym tekście bez sensu (zresztą to uczynili już inni), bowiem brak mu tych zarysów, które przyciągają uwagę, które zmuszają do zastanowienia.
Pisanie dla pisania raczej nie jest interesujące - interesujący jest przekaz: ja chcę wam coś przekazać, naświetlić problem. I wtedy braki wardztatowe schodzą na plan dalszy - je można poprawić, ale pozostaje to co najważniejsze - zainteresowanie. A tego mi przy tym tekście zabrakło. Czegoś interesującego, co przykuło by moją uwagę.
Więc doceniam autorkę, że broni swojego tekstu, ale czy warto?
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

2
Tekst na dłuższą metę po prostu musi bronić się sam. Bo pisarz nie jest w stanie stać nad każdym czytelnikiem i tłumaczyć na bieżąco niejasności. A na spotkanie autorskie przecież też wszyscy nie pójdą. Martwi mnie jednak jeszcze co innego - Baśka, nic personalnego - że takie podejście, konieczność "obrony" tekstu reprezentuje autorka już publikowana, z książką na koncie i półkach księgarń.
Zgadzam się z gebilis, że wszelkie frustracje i emocje lepiej wyładować na tekście - zazwyczaj z korzyścią dla tego ostatniego.
http://lubimyczytac.pl/autor/141613/nat ... czepkowska

3
WWWNie zgadzam się z gebilis, bo autorka nie broni jakości tekstu, ani przekazu, który sobie założyła, tylko precyzuje szczegóły lub wyjaśnia wątpliwości, które pojawiły się u czytelników.

WWWI tutaj się nie zgadzam z autorką (aa, staw w nadgarstku czy coś mi wyskoczył, ale boli), bo jakiekolwiek precyzowanie i tłumaczenie autora jest jego absolutną porażką. Nawet jeżeli autor przyjmie, że czytelnik jest głupi, to każdy autor musi rozumieć, że on też jest głupi, i tylko tekst ma tutaj nie być głupi. Jeśli tekst jest głupszy od autora oraz od czytelników to wtedy należy napisać nowy tekst, który będzie mądrzejszy od autora i być może od czytelników. Jeśli z kolei czytelnicy są zbyt mądrzy by czytać tekst, to znaczy, że są zbyt głupi by odczytać jakikolwiek tekst.

Koniec żartów jednak, bo sprawa jest poważna. Pytanie, po co tłumaczyć elementarne sprawy w tekście? Czy np. autor po wydaniu ksiażki zdobywał będzie numery i maile wszystkich czytelników i udzielał telefonicznych korepetycji z napisanego przez siebie tekstu? Może też zawrzeć w przedmowie wszelkie wskazówki. Nie znam na razie żadnej ksiażki z taką instrukcją.

Kolejna kwestia. Jeśli Barbara Sęk uznała, że czytelnicy nie zrozumieli tego co napisała, być może jest na tyle błyskotliwą autorką, że po prostu weryfikatorium to zbyt niska liga. Na szczęście jest liternet, gdzie poziom jest całkiem wysoki, i jeśli Barbara się nie boi, może tam wrzucić opowiadanie. Ale co jeśli i tam odbierze pociski?

Jedynym co może zrobić autor po wrzuceniu tekstu to podziękować za komentarze i odpowiedzieć na bezpośrednie pytania, jeśli zostały do niego skierowane. Może też się popłakać lub rozbić stopą szklane dzrzwi. Ale nie może bronić tekstu.

Powodzenia.
Obrazek

4
Ooo! No to się zdziwiłam. Teraz to już w ogóle muszę się tłumaczyć :). Tak na początek, rzecz najistotniejsza: jest różnica pomiędzy konstrukcją opowiadania a powieści. Mam dziwne wrażenie, że część z odbiorców fragmentu chciała wyciągnąć bardzo jasne, przejrzyste wnioski tak, by wyrazić całościową, spójną opinię. Natomiast z tego, co mnie wiadomo, wiedzę o bohaterze zdobywa się na każdej stronie powieści. Jeśli powie się za dużo już na samym początku i wyłoży kawę na ławę, nie jest za ciekawie. Oczywiście można też powiedzieć za mało albo zwyczajnie nie zaciekawić. I tutaj mam wrażenie, że właśnie do tego doszło. No cóż, bywa i nad tym wcale nie ubolewam. Mnie nie zaskakuje to, że tekst się nie podobał. Mnie bardziej zaskakuje to, że jest zły. A weryfikatorzy (może z mojej winy, choć nie sądzę, bo bywam na portalach i zwykle sobie dobrze radzę z krytyką) nie zdołali mnie do tego przekonać. dlaczego? też pojęcia nie mam. Na portalu, na którym pisałam poprzednią powieść jakoś ludzie dawali radę wyplenić we mnie to, co najgorsze i bez mrugnięcia okiem poprawiałam. Nie wiem, w czym tkwi problem, ale uważam po prostu te oceny za niesprawiedliwe.

I

Natalio,

właśnie dlatego coś takiego robię. Bo mam wiedzę o sobie. Jasne, że nieobiektywną, ale jakąś i to wykreowaną na podstawie opinii, zdobytych an innych portalach, recenzji itp. Zwyczajnie to mi dało poczucie własnej wartości. Może za duże? Może. Moim zdaniem jest różnica między recenzją negatywną a niesprawiedliwą. I wybaczcie, moim zdaniem miałam do czynienia z tą drugą. Natomiast bardzo Cię proszę, żebyś darowała sobie uwagi na temat frustracji. Niby to takie niepersonalne... dyplomatyczne :). Wybacz, nie znamy się i nie wie czy i ewentualnie co nas frustruje.

gebillis

Czy bronię tekstu jak lwica? Nie, mylisz się. Ja nie bronię tekstu. Przypatrz się uważnie - dyskutuję. Zwróć uwagę, że nie napisałam: nie, nie zgadzam się, mylicie się. Każdemu z weryfikatorów napisałam, że wymieniam w poście tylko te kwestie, które rodzą moje wątpliwości (wiele z nich przyjęłam, śmiem nawet twierdzić, że w kwestii warsztatu zdecydowaną większość), co było zaproszeniem do rozmowy, chciałam, by mi je wytłumaczono. Carroll nie była w stanie przemówić mi do rozsądku i z nią zakończyłam dyskusję. Po prostu nasza rozmowa do niczego nie prowadziła, bo jej uwagi w dużej mierze (nie mam zamiaru się z tym skrywać) były dla mnie wyssane z palca i irracjonalne (choć przydatne też się pojawiły i je już wykorzystałam). Braki warsztatowe? Są. Są i u mnie i u weryfikatorów a nawet pewnie u Andrzeja Pilipiuka. Ale nadal uważam, że to braki kosmetyczne. Takie, które niweluje się przy drugim, trzecim poprawianiu, albo (daj Boże) przy pracy z redaktorem. Może jestem zbyt dumna, ale nie od dziś bywam na portalach literackich i jak słyszę o wyraźnych albo ewidentnych brakach warsztatowych w tym fragmencie, to włos mi się jeży na głowie. Ktoś może stwierdzić, że jestem snobem, popadam w samouwielbienie, (prawdę mówiąc, nie bardzo się tym przejmuję), ale jestem święcie przekonana, że stawiam na szali sympatie portalowe i stwierdzam: ten tekst jest dobry warsztatowo. Nie bardzo dobry, ale dobry. I tu już wyjdę na totalnego snoba: każdemu po dwóch latach pisania, życzę, by tak wyglądały jego teksty po jednej korekcie autorskiej. Sorry, bywam szczera. Nawet nazbyt szczera. A to, co Wy pewnie nazwiecie napuszeniem, ja nazywam: samoświadomością. Był czas pokory. W kwestii warsztatu już się skończył. Wiem, gdzie, jak popełniam błędy, ale wiem, że nie są rażące. i z tego, co widzę weryfikatorzy też takich nie wyłapali, więc, czy możemy mówić o ewidentnych? Z niektórych uwag nie skorzystałam, bo uważam, że nie są techniczne, a stanowią subiektywne odczucie czytelnika. Tyle. Je cedzę.

[ Dodano: Pon 08 Kwi, 2013 ]
Ooo! No to się zdziwiłam. Teraz to już w ogóle muszę się tłumaczyć :). Tak na początek, rzecz najistotniejsza: jest różnica pomiędzy konstrukcją opowiadania a powieści. Mam dziwne wrażenie, że część z odbiorców fragmentu chciała wyciągnąć bardzo jasne, przejrzyste wnioski tak, by wyrazić całościową, spójną opinię. Natomiast z tego, co mnie wiadomo, wiedzę o bohaterze zdobywa się na każdej stronie powieści. Jeśli powie się za dużo już na samym początku i wyłoży kawę na ławę, nie jest za ciekawie. Oczywiście można też powiedzieć za mało albo zwyczajnie nie zaciekawić. I tutaj mam wrażenie, że właśnie do tego doszło. No cóż, bywa i nad tym wcale nie ubolewam. Mnie nie zaskakuje to, że tekst się nie podobał. Mnie bardziej zaskakuje to, że jest zły. A weryfikatorzy (może z mojej winy, choć nie sądzę, bo bywam na portalach i zwykle sobie dobrze radzę z krytyką) nie zdołali mnie do tego przekonać. dlaczego? też pojęcia nie mam. Na portalu, na którym pisałam poprzednią powieść jakoś ludzie dawali radę wyplenić we mnie to, co najgorsze i bez mrugnięcia okiem poprawiałam. Nie wiem, w czym tkwi problem, ale uważam po prostu te oceny za niesprawiedliwe.

I

Natalio,

właśnie dlatego coś takiego robię. Bo mam wiedzę o sobie. Jasne, że nieobiektywną, ale jakąś i to wykreowaną na podstawie opinii, zdobytych an innych portalach, recenzji itp. Zwyczajnie to mi dało poczucie własnej wartości. Może za duże? Może. Moim zdaniem jest różnica między recenzją negatywną a niesprawiedliwą. I wybaczcie, moim zdaniem miałam do czynienia z tą drugą. Natomiast bardzo Cię proszę, żebyś darowała sobie uwagi na temat frustracji. Niby to takie niepersonalne... dyplomatyczne :). Wybacz, nie znamy się i nie wie czy i ewentualnie co nas frustruje.

gebillis

Czy bronię tekstu jak lwica? Nie, mylisz się. Ja nie bronię tekstu. Przypatrz się uważnie - dyskutuję. Zwróć uwagę, że nie napisałam: nie, nie zgadzam się, mylicie się. Każdemu z weryfikatorów napisałam, że wymieniam w poście tylko te kwestie, które rodzą moje wątpliwości (wiele z nich przyjęłam, śmiem nawet twierdzić, że w kwestii warsztatu zdecydowaną większość), co było zaproszeniem do rozmowy, chciałam, by mi je wytłumaczono. Carroll nie była w stanie przemówić mi do rozsądku i z nią zakończyłam dyskusję. Po prostu nasza rozmowa do niczego nie prowadziła, bo jej uwagi w dużej mierze (nie mam zamiaru się z tym skrywać) były dla mnie wyssane z palca i irracjonalne (choć przydatne też się pojawiły i je już wykorzystałam). Braki warsztatowe? Są. Są i u mnie i u weryfikatorów a nawet pewnie u Andrzeja Pilipiuka. Ale nadal uważam, że to braki kosmetyczne. Takie, które niweluje się przy drugim, trzecim poprawianiu, albo (daj Boże) przy pracy z redaktorem. Może jestem zbyt dumna, ale nie od dziś bywam na portalach literackich i jak słyszę o wyraźnych albo ewidentnych brakach warsztatowych w tym fragmencie, to włos mi się jeży na głowie. Ktoś może stwierdzić, że jestem snobem, popadam w samouwielbienie, (prawdę mówiąc, nie bardzo się tym przejmuję), ale jestem o tym tak święcie przekonana, że stawiam na szali sympatie portalowe i stwierdzam: ten tekst jest dobry warsztatowo. Nie bardzo dobry, ale dobry. I tu już wyjdę na totalnego snoba: każdemu po dwóch latach pisania, życzę, by tak wyglądały jego teksty po jednej korekcie autorskiej. Sorry, bywam szczera. Nawet nazbyt szczera. A to, co Wy pewnie nazwiecie napuszeniem, ja nazywam: samoświadomością. Był czas pokory. W kwestii warsztatu już się skończył. Wiem, gdzie, jak popełniam błędy, ale wiem, że nie są rażące. i z tego, co widzę weryfikatorzy też takich nie wyłapali, więc, czy możemy mówić o ewidentnych? Z niektórych uwag nie skorzystałam, bo uważam, że nie są techniczne, a stanowią subiektywne odczucie czytelnika. Tyle. Je cedzę.

[ Dodano: Pon 08 Kwi, 2013 ]
polish

Naprawdę sądzisz, że masz do czynienia z autorką o aż takim poczuciu błyskotliwości, która przed dodaniem komentarzy do komentarzy :), nie konsultowała z nikim tego tekstu? Akurat źle trafiłeś, bo widzisz na liternecie jestem zarejestrowana od dwóch lat, może nawet więcej i tam publikowałam fragmenty pierwszej powieści. Warsztat był w takim stanie, że w życiu nie wydałabym książki, gdyby nie kilka osób, które w tej kwestii pomogły i bez żadnego "ale" przyjmowałam ich uwagi. I będę im do końca życia za to wdzięczna. Będę wdzięczna za to, że dzięki nim mogłam napisać tekst, w którym jedynymi powtarzającymi się nagminnie błędami są intencje psychologiczne, które nie dla wszystkich są jasne. No, ale właśnie: nie dla wszystkich. Wyjaśnij mi, dlaczego na liternecie ten tekst się dobrze przyjął? Dlaczego na stronie na fb, która gromadzi prozatorskie towarzystwo tego portalu się przyjął? Dlaczego tutaj Leszek Pipka zdołał odczytać z niego wszystko, co chciałam i w moim odczuciu - w dużej mierze - zawarłam? Gdyby nie ta opinia, wierz mi, że bym się tak nie zachowała, bo także uważam, że konieczność tłumaczenia tekstu to porażka autora. Ale do jasnej, ciasnej wiele osób go doskonale odebrało, choć nie zawsze uznało za dobry, interesujący, w swoim guście itd.

[ Dodano: Pon 08 Kwi, 2013 ]
Przepraszam, w jednym miejscu powtórnie wkleiłam tą samą partie tekstu. Sorrki!
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.

5
Aż przeczytałem tekst z ciekawości :) Moim zdaniem nie jest tragicznie, ale do dobrego warsztatu sporo brakuje. Przede wszystkim narracja jest niespójna, a prowadzenie jej z punktu widzenia mężczyzny - niewiarygodne. Do tego niezręczności w tekście. Może nie jakieś ewidentne błędy, ale na pewno dałoby się pewne kwestie sformułować lepiej. Co oznacza "ton pełen rozkoszy"? Kto nazywa w myślach swoją żonę "partnerką"? Takich kwiatków jest sporo. Konkludując - tekst do gruntownej przeróbki. I nie mam tu na myśli redakcji, bo to za mało. IMO rzecz jasna ;)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

6
Nie ma jak wywołać u siebie burzę ;). Nieważne, czy pozytywną, czy negatywną ;).
Jedno pytanko: narracja prowadzona z perspektywy mężczyzny przez kobietę jest z założenia niewiarygodna, czy bohater taki według Ciebie jest?
Co do partnerki, zgoda.
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.

7
Baśka Sęk pisze:Jedno pytanko: narracja prowadzona z perspektywy mężczyzny przez kobietę jest z założenia niewiarygodna, czy bohater taki według Ciebie jest?
Twój bohater jest niewiarygodny. Mimo, że prowadzisz narrację jako mężczyzna, piszesz jak kobieta. Np. rozważania na temat dziecka są typowo kobiece. Faceci zupełnie inaczej do tego podchodzą. Inna rzecz, że pisanie z pozycji narratora odmiennej płci jest bardzo trudne. Niektórym się to udaje, innym - nie. Nie wiem czy sam bym się podjął czegoś takiego. Tzn. napisałem kiedyś jeden tekst z punktu widzenia kobiety, ale to było opowiadanie, nie powieść. Krótszy tekst łatwiej kontrolować.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

8
Nie wiem, Baśka, czy mogę, bo pewnie zależy Ci na opinii Navajero, ale to o co pytasz, łączy się ze sobą. Narracja pierwszoosobowa jest konstrukcją bohatera - to on jest pośrednikiem pomiędzy odbiorcą a światem. W tym tekście mamy złożony problem: patrzysz na mężczyznę (bohatera) jako kobieta, to Ty go skonstruowałaś z bardzo kobiecego punktu widzenia. I przez to wyszedł ...dziwny, kiedy patrzymy jego oczami na świat i na samego siebie, bo on jest... kobietą (gdy patrzy na siebie)

[ Dodano: Pon 08 Kwi, 2013 ]
to ja.... echo, echo ... :)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

9
O to mniej więcej mi chodziło. Może nie byłbym taki kategoryczny jak Natasza, bo ten bohater - momentami - jest jednak męski, niestety, dużo częściej - kobiecy.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

10
Navajero pisze: Może nie byłbym taki kategoryczny jak Natasza,
jestem kategoryczna z powodu traumatycznych osobistych doświadczeń - w uwagach do moich prób narracji męskoosobowej brzmiało to ... całkowicie po męsku, bo na PW. Do dziś to sobie powtarzam, kiedy patrzę na świat oczami mężczyzny - działa.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

11
WWW
Jeśli dobrze przyjęło się wszędzie tylko nie tu, to znaczy, że osoby, które skomentowały twoje opowiadanie się mylą.

Ja mylę się z kolei w tym, że nie skomentowałem tego opowiadania. Nie skomentowałem go jednak bo nie miałem na to dużej ochoty, co jest w sumie nieważne, dla was czytających te słowa. Ale jak może być ważne dla kogokolwiek, skoro i dla mnie jest nieważne.

Tak serio, to trudno kontynuować tę rozmowę, bo wiesz dobrze, że musielibyśmy w końcu dojść do wniosku, za który dostalibyśmy ostrzeżenie (dla mnie skończyłoby się banem).

Ale powiedzmy, że rozmawiamy dalej. Wiem jak to się skończy. Zacznie się czytanie brewiarza. O gustach, że nikt nie każe przyjmować krytyki, i inne tym podobne frazesy, którymi niektórzy lubią kończyć dyskusję, albo utwierdzać się w przekonaniu.

Z kolei do ataków personalnych na ciebie nie będę się odnosił bezpośrednio, ale każdy chyba widzi, że są one żałosne, słabe i żałośnie słabe.

W każdym razie nie przejmowałbym się tym, że zdissowali to opowiadanie. Chyba nie potrzebujesz propsów na każdym portalu.
Obrazek

12
Dobra, to tak, Natasza twierdzi, że bohater jest niemęski, Navajero, że "ma męskie momenty". Które to są? Mógłbyś wskazać? Dźwięczna będę.

Natasza

Okay, wiem, o co Ci chodzi. Choćbym chciała to zrobić nie wiadomo jak profesjonalnie i próbowała się wyzbyć kobiecości i patrzenia na mężczyznę przez jej pryzmat, to się nie uda. Oki, rozumiem. Mimo wszystko, harda jestem :). Do dzieła!

[ Dodano: Pon 08 Kwi, 2013 ]
polish

Żartowałeś, no nie? Z tym, że skoro w innych miejscach ten fragment został dobrze przyjęty, to komentujący się mylili? Naprawdę użytkownicy WM mają monopol na prawdę? Bo wybacz, ale ja nie stwierdziłam, że chybili userzy WM, tylko zapytałam, z czego to wynika. I wcale nie zakładam, że ktokolwiek miał pełną rację. Nie sądzę, abym ja, Ty, użytkownicy liternetu, WM mieli monopol na prawdę. To trzeba wypośrodkować. Znaleźć wspólne mianowniki stale powtarzających się zastrzeżeń. Próbuję dociec, z czego to wynika, bo bynajmniej nie bywam tylko tam, gdzie mnie chwalą. Wręcz przeciwnie. Zwróć uwagę na ciekawą kwestię: gdyby mi zależało na dobrym PR, naprawdę prowadziłabym taką dyskusję? Przecież właśnie go rujnuję. Nie bywam tam, gdzie się podoba. Własnie dlatego zjawiłam na Wm, bo na liternecie brakuje takich komentarzy, jakie kiedyś pojawiały się pod tekstami Jak się bardzo postarasz, zobaczysz, jakie gromy leciały na mnie na licie za warsztat. pozwolisz, że nie będę wklejać linków, bo z pewnych przyczyn nie powinnam.

[ Dodano: Pon 08 Kwi, 2013 ]
polish

Sorry, dokonałam nadinterpretacji, bo wcale nie napisałeś kto konkretnie się mylił :D.
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.

13
Całość dyskusji podsumowuje ten fragment twojej wypowiedzi.
Baśka Sęk pisze:Sorry, bywam szczera. Nawet nazbyt szczera. A to, co Wy pewnie nazwiecie napuszeniem, ja nazywam: samoświadomością. Był czas pokory. W kwestii warsztatu już się skończył. Wiem, gdzie, jak popełniam błędy, ale wiem, że nie są rażące.
I co więcej nie jesteś pierwsza na tym forum, która w taki sposób "dyskutuje" o swoim tekście. Wrzuciłaś do tu wrzuć proszę bardzo dostałaś odpowiedzi, ale skoro ich tak naprawdę nie potrzebujesz to po co go wrzucałaś.
Wiele można powiedzieć o weryfikatorach ale na pewno nie to, że są niesprawiedliwi w swoich osądach. Co więcej te sam uwagi, do których miałaś zarzut u weryfikatorów bez problemu przyjmujesz i zgadzasz się jeżeli wygłosi ci to fioletowy.

Na przyszłość jeżeli chcesz tylko opinii o swoim tekście to wrzuca się go do hyde parku lub jeżeli uważasz że jest bez rażących błędów to od razu ślij do wydawnictw.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

14
Baśka Sęk pisze:Dobra, to tak, Natasza twierdzi, że bohater jest niemęski, Navajero, że "ma męskie momenty". Które to są? Mógłbyś wskazać? Dźwięczna będę.
Niewiele tego jest, przykładowy:

Niemal zamyka mi drzwi przed nosem, co doprowadza mnie do szewskiej pasji. Nie znoszę, gdy publicznie okazuje niezadowolenie, gniew. Nienawidzę, gdy robi ze mnie potwora w obecności osób trzecich. Nawet jeśli rzeczywiście nim jestem.
Mocno pcham drzwi, by tuż za nią wkroczyć do gabinetu.


To męska reakcja i męski sposób rozumowania. Niestety wcześniejszy i następny fragment tekstu są już "kobiece". Generalnie nie widzę czegoś, co mógłbym dodać, a czego nie pisali wcześniej moi poprzednicy ( szczególnie Natasza) choć pewnie nie byłbym tak kategoryczny.

Grimzonie, jest rzeczą oczywistą, że łatwiej łykamy uwagi osób które coś już osiągnęły w danej dziedzinie, niż takie same spostrzeżenia osób aspirujących do tych osiągnięć. Ty sam zajmujesz się historyczną szermierką, mam rozumieć, że traktowałbyś na równi uwagi amatora i zawodowca? Nie to, żebym się sadził na jakiegoś guru, Natasza jest np. mocniejsza ode mnie w teorii literatury i potrafi uzasadnić pewne kwestie lepiej niż ja ( ja je rozumiem bardziej intuicyjnie). Ma także bardzo dobry warsztat. Analiza tegoż - w pewnych aspektach - przyniosła mi całkiem wymierne korzyści.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

15
Baśka Sęk pisze:Nie znoszę, gdy publicznie okazuje niezadowolenie, gniew. Nienawidzę, gdy robi ze mnie potwora w obecności osób trzecich.
Oprócz myślenia, czyli relacji i reakcji na świat - jest jeszcze kwestia języka płci. On jest, istnieje jako odmiana języka - socjolekt. Polecam pracę Arabskiego "Płeć języka" (on jest redaktorem prac pokonferencyjnych - w tytule jest coś jeszcze). Bodaj tam znalazłam informację, że w języku mężczyzn rzadko pojawia się otwarcie wypowiedzi określeniem emocji - okazanie emocji świadczy o niepewnym argumencie (niezależnie od pewności rzeczywistej). Nie chodzi o regułę, bo takiej nie ma - ale o natężenie "niemęskoosobowych zachowań językowych" w Twojej, Baśka, narracji.

W tekście:
fikuśne molochy poprzedzały porównanie statusów społecznych (materialnych) i dlatego to jest niezgodne ze standardem psychologicznym - a że rzecz miała miejsce na początku tekstu - odebrała wiarygodność (płci i emocji) narratorowi. Kobieta zaaferowana nawet setką innych czynności dostrzeże fikuśność - facet, który idzie, żeby badali go, czy jest pełnowartościowym samcem alfa - nie dostrzeże, a na pewno tak nie nazwie. Gdybym była facetem i szła, to bym na wszelki wypadek porykiwała na innych samców (może się uda), a nie obserwowała fikuśność męskości moich rywali.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
Zablokowany

Wróć do „Rozmowy o tekstach z 'Tuwrzucia'”

cron