Ooo! No to się zdziwiłam. Teraz to już w ogóle muszę się tłumaczyć

. Tak na początek, rzecz najistotniejsza: jest różnica pomiędzy konstrukcją opowiadania a powieści. Mam dziwne wrażenie, że część z odbiorców fragmentu chciała wyciągnąć bardzo jasne, przejrzyste wnioski tak, by wyrazić całościową, spójną opinię. Natomiast z tego, co mnie wiadomo, wiedzę o bohaterze zdobywa się na każdej stronie powieści. Jeśli powie się za dużo już na samym początku i wyłoży kawę na ławę, nie jest za ciekawie. Oczywiście można też powiedzieć za mało albo zwyczajnie nie zaciekawić. I tutaj mam wrażenie, że właśnie do tego doszło. No cóż, bywa i nad tym wcale nie ubolewam. Mnie nie zaskakuje to, że tekst się nie podobał. Mnie bardziej zaskakuje to, że jest zły. A weryfikatorzy (może z mojej winy, choć nie sądzę, bo bywam na portalach i zwykle sobie dobrze radzę z krytyką) nie zdołali mnie do tego przekonać. dlaczego? też pojęcia nie mam. Na portalu, na którym pisałam poprzednią powieść jakoś ludzie dawali radę wyplenić we mnie to, co najgorsze i bez mrugnięcia okiem poprawiałam. Nie wiem, w czym tkwi problem, ale uważam po prostu te oceny za niesprawiedliwe.
I
Natalio,
właśnie dlatego coś takiego robię. Bo mam wiedzę o sobie. Jasne, że nieobiektywną, ale jakąś i to wykreowaną na podstawie opinii, zdobytych an innych portalach, recenzji itp. Zwyczajnie to mi dało poczucie własnej wartości. Może za duże? Może. Moim zdaniem jest różnica między recenzją negatywną a niesprawiedliwą. I wybaczcie, moim zdaniem miałam do czynienia z tą drugą. Natomiast bardzo Cię proszę, żebyś darowała sobie uwagi na temat frustracji. Niby to takie niepersonalne... dyplomatyczne

. Wybacz, nie znamy się i nie wie czy i ewentualnie co nas frustruje.
gebillis
Czy bronię tekstu jak lwica? Nie, mylisz się. Ja nie bronię tekstu. Przypatrz się uważnie - dyskutuję. Zwróć uwagę, że nie napisałam: nie, nie zgadzam się, mylicie się. Każdemu z weryfikatorów napisałam, że wymieniam w poście tylko te kwestie, które rodzą moje wątpliwości (wiele z nich przyjęłam, śmiem nawet twierdzić, że w kwestii warsztatu zdecydowaną większość), co było zaproszeniem do rozmowy, chciałam, by mi je wytłumaczono. Carroll nie była w stanie przemówić mi do rozsądku i z nią zakończyłam dyskusję. Po prostu nasza rozmowa do niczego nie prowadziła, bo jej uwagi w dużej mierze (nie mam zamiaru się z tym skrywać) były dla mnie wyssane z palca i irracjonalne (choć przydatne też się pojawiły i je już wykorzystałam). Braki warsztatowe? Są. Są i u mnie i u weryfikatorów a nawet pewnie u Andrzeja Pilipiuka. Ale nadal uważam, że to braki kosmetyczne. Takie, które niweluje się przy drugim, trzecim poprawianiu, albo (daj Boże) przy pracy z redaktorem. Może jestem zbyt dumna, ale nie od dziś bywam na portalach literackich i jak słyszę o wyraźnych albo ewidentnych brakach warsztatowych w tym fragmencie, to włos mi się jeży na głowie. Ktoś może stwierdzić, że jestem snobem, popadam w samouwielbienie, (prawdę mówiąc, nie bardzo się tym przejmuję), ale jestem święcie przekonana, że stawiam na szali sympatie portalowe i stwierdzam: ten tekst jest dobry warsztatowo. Nie bardzo dobry, ale dobry. I tu już wyjdę na totalnego snoba: każdemu po dwóch latach pisania, życzę, by tak wyglądały jego teksty po jednej korekcie autorskiej. Sorry, bywam szczera. Nawet nazbyt szczera. A to, co Wy pewnie nazwiecie napuszeniem, ja nazywam: samoświadomością. Był czas pokory. W kwestii warsztatu już się skończył. Wiem, gdzie, jak popełniam błędy, ale wiem, że nie są rażące. i z tego, co widzę weryfikatorzy też takich nie wyłapali, więc, czy możemy mówić o ewidentnych? Z niektórych uwag nie skorzystałam, bo uważam, że nie są techniczne, a stanowią subiektywne odczucie czytelnika. Tyle. Je cedzę.
[ Dodano: Pon 08 Kwi, 2013 ]
Ooo! No to się zdziwiłam. Teraz to już w ogóle muszę się tłumaczyć

. Tak na początek, rzecz najistotniejsza: jest różnica pomiędzy konstrukcją opowiadania a powieści. Mam dziwne wrażenie, że część z odbiorców fragmentu chciała wyciągnąć bardzo jasne, przejrzyste wnioski tak, by wyrazić całościową, spójną opinię. Natomiast z tego, co mnie wiadomo, wiedzę o bohaterze zdobywa się na każdej stronie powieści. Jeśli powie się za dużo już na samym początku i wyłoży kawę na ławę, nie jest za ciekawie. Oczywiście można też powiedzieć za mało albo zwyczajnie nie zaciekawić. I tutaj mam wrażenie, że właśnie do tego doszło. No cóż, bywa i nad tym wcale nie ubolewam. Mnie nie zaskakuje to, że tekst się nie podobał. Mnie bardziej zaskakuje to, że jest zły. A weryfikatorzy (może z mojej winy, choć nie sądzę, bo bywam na portalach i zwykle sobie dobrze radzę z krytyką) nie zdołali mnie do tego przekonać. dlaczego? też pojęcia nie mam. Na portalu, na którym pisałam poprzednią powieść jakoś ludzie dawali radę wyplenić we mnie to, co najgorsze i bez mrugnięcia okiem poprawiałam. Nie wiem, w czym tkwi problem, ale uważam po prostu te oceny za niesprawiedliwe.
I
Natalio,
właśnie dlatego coś takiego robię. Bo mam wiedzę o sobie. Jasne, że nieobiektywną, ale jakąś i to wykreowaną na podstawie opinii, zdobytych an innych portalach, recenzji itp. Zwyczajnie to mi dało poczucie własnej wartości. Może za duże? Może. Moim zdaniem jest różnica między recenzją negatywną a niesprawiedliwą. I wybaczcie, moim zdaniem miałam do czynienia z tą drugą. Natomiast bardzo Cię proszę, żebyś darowała sobie uwagi na temat frustracji. Niby to takie niepersonalne... dyplomatyczne

. Wybacz, nie znamy się i nie wie czy i ewentualnie co nas frustruje.
gebillis
Czy bronię tekstu jak lwica? Nie, mylisz się. Ja nie bronię tekstu. Przypatrz się uważnie - dyskutuję. Zwróć uwagę, że nie napisałam: nie, nie zgadzam się, mylicie się. Każdemu z weryfikatorów napisałam, że wymieniam w poście tylko te kwestie, które rodzą moje wątpliwości (wiele z nich przyjęłam, śmiem nawet twierdzić, że w kwestii warsztatu zdecydowaną większość), co było zaproszeniem do rozmowy, chciałam, by mi je wytłumaczono. Carroll nie była w stanie przemówić mi do rozsądku i z nią zakończyłam dyskusję. Po prostu nasza rozmowa do niczego nie prowadziła, bo jej uwagi w dużej mierze (nie mam zamiaru się z tym skrywać) były dla mnie wyssane z palca i irracjonalne (choć przydatne też się pojawiły i je już wykorzystałam). Braki warsztatowe? Są. Są i u mnie i u weryfikatorów a nawet pewnie u Andrzeja Pilipiuka. Ale nadal uważam, że to braki kosmetyczne. Takie, które niweluje się przy drugim, trzecim poprawianiu, albo (daj Boże) przy pracy z redaktorem. Może jestem zbyt dumna, ale nie od dziś bywam na portalach literackich i jak słyszę o wyraźnych albo ewidentnych brakach warsztatowych w tym fragmencie, to włos mi się jeży na głowie. Ktoś może stwierdzić, że jestem snobem, popadam w samouwielbienie, (prawdę mówiąc, nie bardzo się tym przejmuję), ale jestem o tym tak święcie przekonana, że stawiam na szali sympatie portalowe i stwierdzam: ten tekst jest dobry warsztatowo. Nie bardzo dobry, ale dobry. I tu już wyjdę na totalnego snoba: każdemu po dwóch latach pisania, życzę, by tak wyglądały jego teksty po jednej korekcie autorskiej. Sorry, bywam szczera. Nawet nazbyt szczera. A to, co Wy pewnie nazwiecie napuszeniem, ja nazywam: samoświadomością. Był czas pokory. W kwestii warsztatu już się skończył. Wiem, gdzie, jak popełniam błędy, ale wiem, że nie są rażące. i z tego, co widzę weryfikatorzy też takich nie wyłapali, więc, czy możemy mówić o ewidentnych? Z niektórych uwag nie skorzystałam, bo uważam, że nie są techniczne, a stanowią subiektywne odczucie czytelnika. Tyle. Je cedzę.
[ Dodano: Pon 08 Kwi, 2013 ]
polish
Naprawdę sądzisz, że masz do czynienia z autorką o aż takim poczuciu błyskotliwości, która przed dodaniem komentarzy do komentarzy

, nie konsultowała z nikim tego tekstu? Akurat źle trafiłeś, bo widzisz na liternecie jestem zarejestrowana od dwóch lat, może nawet więcej i tam publikowałam fragmenty pierwszej powieści. Warsztat był w takim stanie, że w życiu nie wydałabym książki, gdyby nie kilka osób, które w tej kwestii pomogły i bez żadnego "ale" przyjmowałam ich uwagi. I będę im do końca życia za to wdzięczna. Będę wdzięczna za to, że dzięki nim mogłam napisać tekst, w którym jedynymi powtarzającymi się nagminnie błędami są intencje psychologiczne, które nie dla wszystkich są jasne. No, ale właśnie: nie dla wszystkich. Wyjaśnij mi, dlaczego na liternecie ten tekst się dobrze przyjął? Dlaczego na stronie na fb, która gromadzi prozatorskie towarzystwo tego portalu się przyjął? Dlaczego tutaj Leszek Pipka zdołał odczytać z niego wszystko, co chciałam i w moim odczuciu - w dużej mierze - zawarłam? Gdyby nie ta opinia, wierz mi, że bym się tak nie zachowała, bo także uważam, że konieczność tłumaczenia tekstu to porażka autora. Ale do jasnej, ciasnej wiele osób go doskonale odebrało, choć nie zawsze uznało za dobry, interesujący, w swoim guście itd.
[ Dodano: Pon 08 Kwi, 2013 ]
Przepraszam, w jednym miejscu powtórnie wkleiłam tą samą partie tekstu. Sorrki!
SĘK w tym, aby pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata.