Fragment "SKY" - Martinius

1
Herman EDIT: Cóż, rozmowa zaczęła schodzić na różne strony, dlatego podzieliłem temat.

Tak się składa że jestem instruktorem szermierki ... No jakoś tak się złożyło i moja krytyka będzie tylko o koncepcji i tematyce tego utworu.
Wybacz ale cała filozofia fechmistrza i jego nauk ma się nijak do fechtunku. Założenia walki są zgoła 180' od tego co piszesz. Rozumiem fanstasy ale jak przeczytałem ten tekst, wyobraziłem sobie kilku ludzi ala larp, próbujących posmyrać się kijami. Fantasy, fantastyką ale jeśli o czymś się pisze, to trzeba mieć o tym "czymś" jeszcze jakieś pojęcie. Inaczej wychodzą flaki z olejem i co najwyżej zobaczysz uśmiech na twarzy czytelnika który jest w temacie.
Dlatego też tak samo jak lubię si-fi to tak samo obawiam się pisać coś z tego gatunku, bo bez dobrego przygotowania to można pisać jedynie do własnej poduszki.
Ostatnio zmieniony pn 21 mar 2011, 22:17 przez BlackHeart, łącznie zmieniany 1 raz.

2
BlackHeart pisze:Wybacz ale cała filozofia fechmistrza i jego nauk ma się nijak do fechtunku. Założenia walki są zgoła 180' od tego co piszesz.
Dobrze, wiemy już że jest źle, a teraz może napiszesz parę słów dlaczego... Ja chętnie dowiedziałbym się od źródła jak to wygląda. Swego czasu kilkadziesiąt godzin zajęło mi przygotowanie się do opisu jednej walki, bo musiałem zrozumieć taktykę walki Wikingów z użyciem miecza lub topora oraz dużej tarczy. I przyznam, że jeśli ktoś spodziewa się w takim starciu szermierczej finezji, to może się niewąsko zawieść ;-)

3
Bohater nie jest fechmistrzem. Nie ma pojęcia o walce. Dlatego to, co robi, ma niewiele wspólnego z szermierką...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Elaborat mam napisać na temat szermierki?
Wskaż co dokładnie Cię interesuje to chętnie odpowiem na pytania:)
Wszystkich zainteresowanych odsyłam na stronę vladius.pl. Większość założeń jest mojego autorstwa, wynikają one z 10 letniego studiowania fechtunku a co bardziej wnikliwych zapraszam na treningi szermierki w Poznaniu. Po około 2-3 latach myślę, że sam zainteresowany będzie w stanie odnieść fikcję literacką mniej lub więcej do rzeczywistości. Nie twierdzę że jestem autorytetem ale od początku mojego zainteresowania tematem fantasy (na dzień dzisiejszy to już dosłownie wzbiera mnie na mdłości od tego gatunku :) ) starałem się analizować przebieg walki pod kątem literackiego opisu. Wszelkie próby pseudo włoskich opisów typu staccato (w szermierce jest to paradoksalna przerwa), parada "srada trada" nijak wzbudzają w czytelniku odwzorowanie realnej walki. Żeby to zrozumieć przeciętny zjadacz chleba musiałby zapoznać się z włoskimi i niemieckimi traktatami fechtunku. Swego czasu nabijając się z Sapkowskiego, mnie i kilku moich kolegów zaproszono - paradoksalnie - do wykonania pokazów walk; miecz kontra młot, podczas wywiadu Torbickiej z Żebrowskim i odpowiadając na pytanie Zamachowskiego wobec realności opisów walki w Wiedźminie, mogliśmy jedynie pokiwać głowami, dając do zrozumienia, że nawet charakteryzator walk w filmie, jedyne co mógł zrobić wobec interpretacji słowa pisanego, sformułowanego de facto jako ala włoski styl, to wy-charakteryzować Wiedźmina jako ala samuraja. Bo czymże innym jest sposób jego walki w filmie jak nie KENJUTSU. Tak właśnie polskie "hollywood" widzi i interpretuje słowa Sapkowskiego. W książce Wiedźmin "paraduje" z mieczem wręcz z elfią gracją i finezją. Co tu zrobić z tym fantem pyta się fechmistrz hollywood, przecie to nie wykonalne. ktoś obronił zabójcę potworów, że przecież dlatego jest Wiedźminem. Na to kolo z branży filmowej zrobił z Żebrowskiego coś bardziej realnego i możliwego do odbioru. Można? Można, po przecież George R.R. Martin i jego słynna (w moich kręgach) postać Bronna (najemnik - co się nie pierdoli) jest opisana w bardzo dobry sposób.
Jak chcecie opisywać walkę weźcie na warsztat - wizualny - walkę Hiszpana z Tygrysem w filmie Gladiator. Podjęliśmy z kolegami próbę interpretacji tej walki i doszliśmy do wniosku, że jest jak najbardziej realna. Znaczy się naturalna.
Po latach prób opisywania walki na miecze, doszedłem do wniosku, że najbardziej racjonalną drogą jest minimalizm w opisie, proste słowa i dokładna wcześniejsza charakteryzacja pojedynku. Oczywiście ten kto nie nosi blizn po mieczu, nie bardzo będzie w stanie zrozumieć czym na prawdę była walka na miecze.

ps jako ciekawostkę podam, że znamienici w naszych wyobrażeniach rycerze to byli nic innego jak ostatnie szumowiny, łotry i bandyci, którzy w imię praw swojego seniora zachowywali się niczym żołnierze mafii.

Co do Wikingów oraz każdej innej nacji, nadrzędną rolę w technice walki miał miecz. Jego kształt, waga, wyważenie, miały istotny jak nie kluczowy wpływ na sposób walki. O technice walki i jej zmianom czasowo technologicznym można by napisać cały cykl powieści "cegłówek". :)
Jestem kurde Kmiotkiem
O kurde, zarodkuje na pisarza

5
Ekhm. Na razie jesteś mistrzem w mówieniu o niczym. W którym miejscu (i dlaczego) moje wizje - dodam, bardzo skromne w opisach (celowo) są źle przedstawione? I z mieczem mam coś do czynienia (z bronią wszelką, poza łukami) i dlaczego, skoro są złe, bohater nie potrafiący walczyć je źle wykonuje? Do teraz widzę, że czytanie ze zrozumieniem stanowi dla ciebie większe wyzwanie, niż dla mnie opis walki... Odpowiedź proszę podesłać na PW, albo założyć stosowny temat w stosownym dziale.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
Drogi autorze, zrób z tą krytyką co chcesz. Jak dla mnie możesz ją równie dobrze zignorować a riposta odnosząca się do mojego braku zrozumienia tego tekstu przeczy idei jego publikacji na tym forum. Sam o tym dobrze wiesz.

[ Dodano: Pon 21 Mar, 2011 ]
Martinius pisze:
Historia opowiada losy płynącego pod prąd pijaczyny, którego zaciągnęli do zamku celem nauki fechtunku wojska królowej...
Dla mnie to jasne przesłanie. Do póki nie ma wzmianki że gość jest nikim, z tekstu wynika że ktoś wziął go za fechmistrza. Pisz co chcesz w ripoście ale zważ na to co piszesz w teksie do oceny!


   Stali, psia mać, w idealnie równym rzędzie, uczniowie moi, młodzi jak ja dziesięć lat temu, tylko z gęb bardziej poukładani. Oczywiście, otrzymali identyczny strój i te same drewniane miecze.
Następne potwierdzenie mojej tezy. Pijak też kiedyś miał podobny ekwipunek, czyli był żołnierzem a skoro był żołnierzem, był co najmniej przeszkolony.


Przypomniałem sobie wczorajszą walkę z mistrzami, i to, że poszło mi nazbyt łatwo, i dumałem chwilę, co też mam pokazać tej grupce, mającej misję „uczenia się” fechtunku.
Wygrał z mistrzami? Czyżby czyżyk? Czy może jest jednak fechmistrzem?



„naucz ich siekać”... naucz..., naucz...
No naucz, do jasnej ciasnej :)


Po krótkiej, acz wyjątkowo nudnej chwili, kiedy stali naprzeciw siebie, jeden wykonał atak oburącz: proste cięcie z góry.
Zaczęło się...

Drugi zastawił skośny blok,
Wybacz przyjacielu ale spróbuj wykonać cos takiego na moim treningu, skończy się to przełamaniem bloku i dostaniesz w czambo.

odwiódł miecz przeciwnika,
Że niby wykonał blok dynamiczny i uderzył wykorzystując siłę ciosu przeciwnika?
przełożył swoją broń z powrotem na prawo i zaatakował skosem na szyję.
Eeee, jeśli byłby to blok dynamiczny to broń byłaby po lewej stronie a gdyby miała być z powrotem na prawej --- uuu, to już z pewnością fantasy :)

Pierwszy wykonał swój blok, parując cios, i dla odmiany wyprowadził atak od dołu, z lewej.
Nieźle jak na początkującego. Znają zasadę odwrotności bloku do ciosu inaczej to trochę trudno to wykonać :)
Znowu blok... Co to ma być? To jakiś pokaz tańców? Żeby oni chcieli się zabić, zrozumiem, ale zamiast tego, głaszczą drewno bez wyraźnego celu. Wyszkolona hołota!
Hmm, głaszczą drewno. Normalnie powiedziałbym, że wykonują dość skomplikowane ruchy. Bloki dynamiczne, zejścia, odwrotności. Niezły jest ten twój mistrz jak taką technikę uważa za banalną :)
   — Przestańcie – rozdzieliłem ich rękami – to jest okropne, chłopaki. Łypali na mnie szeroko otwartymi ślepiami, jakbym obraził ich matkę. – To jest ładne, te kocie mizi mizi, ale wy macie mieć w ogień w oczach, żar w łapie i pustkę w mózgu.
Jeden z moich ulubionych fragmentów tej "opowieści". Ogień w oczach. Uuu aż strach się bać, a ja myślałem, że szermierz powinien zachować spokój. Żar w łapie - chyba chodziło o miękki nadgarstek i przyspieszenie ciosu pod koniec uderzenia. Pustkę w mózgu. Chyba to jest defekt muzgó, bo z tego co ja wiem, szermierz jedyne ruchy jakie wykonuje odruchowo to kroki podczas walki :)
Walczycie z instynktem, jakbyście mieli tylko mrugnięcie okiem na przeżycie, czasu nie marnujecie na machanie, tylko wykonujecie jeden cios, góra dwa. Jeszcze raz.
Uwielbiam szermierzy walczących instynktem, tak szybko odchodzą :). Ale Twój miszczunio próbuje namówić ich na odruchowe działanie. Od kiedy szermierka to bezmyślna bijatyka. Instynktownie to Ty możesz uciec jak wyjdę na pole przeciw Tobie :).
Jeden cios góra dwa. Tu już w końcu piszemy o walce a nie o szermierce - plus.
   Ziewnąłem, widząc wyuczone kombinacje powtarzające się w nieskończoność.
Dziwne, ten fragment dobrze rozumiem. Też bierze mnie na ziewanie :)


Nie wiedzieć czemu, zawsze patrzyłem na dłonie każdego napotkanego mężczyzny – ten miał solidny chwyt, pełen determinacji.
Solidny chwyt pełen determinacji. To nasz mistrz uważa za zaletę. Super. Łatwo będzie mu wytrącić broń z ręki.

wykonałem pchnięcie w lewy bark.
Mistrzu, właśnie odsłoniłeś swoją lewą stronę. Wykonując pchnięcie na bark nie wykonujesz ciosu z lini centralnej. Jest on słaby, wolny i ponadto jak wspomniałem odsłania Cie. Poza tym łatwy do uniknięcia. Tak mistrzu nie uczy rekruta. Uczenie go akcji które są bez sensu to porażka edukacyjna. No ale to tylko pijak :)

   — Pierwsze, co musicie opanować, to wolę walki – przemówiłem, chcąc wytłumaczyć ów zabieg – ponieważ, prawdziwa jatka zawsze kończy się śmiercią, i nie ma w niej układów. Przeciwnik, kiedy znajdzie się przed wami, ma być przegranym z miejsca, trupem nie wiedzącym o swoim losie.
Ideologia fajna... Jak na bezrozumnego berserkera. Prawdziwa jatka jest zawsze ale nie zawsze kończy się naszą smiercią. Nie w niej układów - plus. Przeciwnik jest martwy tylko w tedy gdy nazywa się "słup treningowy" w innym przypadku nie wolno uczyć rekruta o swojej wyższości. Szacunek do przeciwnika nakazuje walczyć bez emocji. Jasne, wygram i zabije go ale nigdy nie pozwalam sobie siebie nakręcać na myśl o mojej wyższości. Tak wielu mistrzów przegrało swoje pojedynki.

Wy wypełniacie tylko tę lukę, pomiędzy życiem i śmiercią.
To jest obóz dla żołnierzy czy jeźdźców apokalipsy?
   Doskok z pchnięciem zaskoczył go do tego stopnia, że po prostu upadł, jakby potknął się o własne nogi.
No teraz to pokazałeś mistrzu, takie numery to są dobre w koncerzu a nie w mieczu!
Wujek powtarzał w kółko „szermierkę masz we krwi”, i tyle.

Ho ho, po tym co przeczytałem to uważam wujek tego pijaka był totalnym moczymordą.:)
dzisiaj przemawiał prze nią majestat, ponurość i chłód mogący zmrozić pustynię.
Czy tylko królowa uważała, że poziom całego tego pokazu szermierki był jakiś nie tegens?

Coś jeszcze mam coś skomentować? Rozumienie tekstu? Czy jest jakiś inny fragment który przeoczyłem?
Piszesz człowieku tak nie inaczej i nie wciskaj mi kitu że jest inaczej.
Koniec, ja tu więcej komentować nie będę. Chcecie to piszcie te banialuki o szermierce. Starałem się tylko zwrócić uwagę na przygotowanie merytoryczne.

[ Dodano: Pon 21 Mar, 2011 ]
Teraz jak ja to widzę. Co by nie pisać po próżnicy, bo łatwo jest krytykować a napisać coś samemu ciężko. Dla mnie jasno wynikało z tego tekstu że Twój bohater pijaczyna jest fechmistrzem! I tak właśnie odniosłem swoje poprawki. Nie są doskonałe, bo pisane na szybko ale mniej więcej odnoszą się do rzeczywistości. Chodzi mi o spojrzenie z nieco innej perspektywy a jeśli uważasz dalej że twój pijaczyna cały walił ściemę i nie umiał fechtować to trzeba było to napisać na samym początku, bo jak wspomniałem, tekst temu przeczy.


Historia opowiada losy płynącego pod prąd pijaczyny, którego zaciągnęli do zamku celem nauki fechtunku wojska królowej...Człowiek ten niegdyś był mistrzem miecza ale alkohol wyprał mu mózg tak solidnie jak ostanie lanie które dostał w karczemnej bijatyce.

Całość to bardzo lekkie fantasy, z zamierzonym humorem. Miłego czytania!



   Stali, psia mać, w idealnie równym rzędzie, uczniowie moi, młodzi jak ja dziesięć lat temu, tylko z gęb bardziej poukładani. Oczywiście, otrzymali identyczny strój i te same drewniane miecze. Przypomniałem sobie wczorajszą walkę z mistrzami, i to, że poszło mi nazbyt łatwo, i dumałem chwilę, co też mam pokazać tej grupce, mającej misję „uczenia się” fechtunku. Zgodnie ze słowami generała, jeśli zostali wybrani, muszą się nauczyć, dlatego żadna moja wina, jeśli zawiodą – pocieszałem się, nie specjalnie wierząc we własne przypuszczenia.
   Wykonali skłon w tej samej chwili. Jasna..., kłaniać mi się będą... Szum dochodzący z kierunku balkonu podpowiedział wyraźnie, kto idzie, i że nie mi słali pokłony. Spode łba wypatrzyłem królową: usiadła w cieniu baldachimu, przybierając dumającą pozę i beznamiętnie patrzyła na wydarzenia. Oj, wynudzi się dziewucha!
   Dobra, trzeba zacząć działać, zanim się zorientują, że to bez sensu. Stanąłem na środku placu, trzymając kij w łapie i pragnąłem opanować sztukę znikania do perfekcji należnej prawdziwemu czarodziejowi. Co tu gadać? Jakbyśmy siedli przy kielichu, w pierwszej lepszej karczmie, to zrazu posłałbym ich do bitki, a tu trochę sztywno było, żeby nie powiedzieć czegoś gorszego...
   Rozmowny nie jestem, zadaję mało pytań, nic mnie nie interesuje i wolę po prostu posłuchać ludzi, zamiast wciskać im własne myśli, dlatego powiedzenie czegokolwiek w tej chwili sprawiało niebotyczną trudność, porównywalną z uniesieniem słonia o własnych siłach. Skupiłem się na zadaniu, powtarzając „naucz ich siekać”... naucz..., naucz...
   — Ty i Ty – wskazałem dwóch ze skraju szeregu – pokażcie, jak walczycie.
   — Rozkaz, mistrzu! – ryknęli chórem. Zemdliło mnie.
Po krótkiej, acz wyjątkowo nudnej chwili, kiedy stali naprzeciw siebie, jeden wykonał atak oburącz: proste cięcie z góry. Drugi uniósł miecz do bloku, ustawiając klingę poziomo i lekko przed siebie. Cios zablokował na samej końcówce sztychu pozwalając klindze agresora zsunąć się po swoim mieczu. Siła ciosu lekko ugięła miecz obrońcy ale było to zamierzone działanie gdyż natychmiast nadał swojej klindze nowy tor zakręcając nim nad głową, jednocześnie przesuwając ciało lekko w bok. Siła ciosu agresora nie inaczej jak tylko rozpędziła miecz obrońcy by ten gładko mknął na skos w stronę szyi przeciwnika.
- dobra robota pomyślałem, chłopak ma pojęcie o wykorzystaniu siły przeciwnika


Niestety kontratak spotkał się z natychmiastowym blokiem.
Jednak nie dość szybki - dodałem w duchu.
Niedoszły agresor parując skośny cios swojego przeciwnika, zaskoczył go atakiem od dołu, wyprowadzając cios z lewej.
Znowu blok... Co to ma być? To jakiś pokaz tańców? Żeby oni chcieli się zabić, zrozumiem, ale zamiast tego, głaszczą drewno bez wyraźnego celu. Gdzie tu wejście w dystans i stworzenie realnego zagrożenia? Wyszkolona hołota!
   — Przestańcie – rozdzieliłem ich rękami – to jest okropne, chłopaki. Łypali na mnie szeroko otwartymi ślepiami, jakbym obraził ich matkę. – To jest ładne, te kocie mizi mizi, a wy macie wykonywać spokojne i przemyślane ruchy, lekkość w łapie i czujne oko. Rozumiecie? – Pokiwali głowami, ni to na „tak”, ni to na „nie”. Puknąłem się w czoło. – Tutaj rodzi się wszystko, i wszystko umiera. Walczcie z instynktem, choć pamiętajcie, że macie tylko mrugnięcie okiem na przeżycie, czasu nie marnujcie na machanie, tylko wykonujcie jeden cios, góra dwa. Jeszcze raz.
   Ziewnąłem, widząc wyuczone kombinacje powtarzające się w nieskończoność. Mógłbym pójść na obiad, wrócić, a oni dalej wytwarzaliby wiatr w czterech ścianach. Przynajmniej byli sobie równi pod względem umiejętności marnowania energii.
   — Dobra, skończcie... – Rozesłałem ich z powrotem do szeregu. – Ty, chodź walczyć – zawołałem spokojnie wyglądającego młodzieńca. Nie wiedzieć czemu, zawsze patrzyłem na dłonie każdego napotkanego mężczyzny – ten miał solidny chwyt, pełen determinacji. Spięty jest ten chłopak a kołek na treningu jest dobry tylko do lania.
   — Zaatakuję twoje prawe ramię i je rozgruchotam na ości – powiedziałem, gdy stanął przede mną. Nie dając mu chwili na przemyślenie ruchu, wykonałem cios sieczny w lewy bark. Upadł, zanim uniósł kij. Durnota okropna, żeby próbować wykonać blok na zapowiedziane ciosy.
Nic z tego nie będzie – stwierdziłem smutno, patrząc na zdumione twarze. Czemu się tak na mnie gapią? Ach, oszustwo...
   — Pierwsze, co musicie opanować, to wolę o przeżycie i spokój na polu walki – przemówiłem, chcąc wytłumaczyć ów zabieg – pamiętajcie, że prawdziwa jatka nie zawsze kończy się waszą śmiercią ale nie ma w niej układów. Przeciwnik, kiedy znajdzie się przed wami, na wasz widok ma srać po gaciach. Stanie się tak jeśli pokażecie tym psom, że nic nie wyprowadzi was z równowagi. Nawet kiedy wam łapy odrąbią, nie pokażecie, że zrobiło to na was wrażenie. Spokój i dyscyplina wypełni tę lukę, pomiędzy życiem i śmiercią. – Skąd mi to przyszło do głowy, sam siebie zadziwiłem. – Jeszcze raz – skierowałem drewniany miecz na chłopaka.
   Znów cios sieczny na skos w stronę jego lewego barku tym razem z lekkim doskokiem i wejściem w półdystans. Zaskoczył go do tego stopnia, że po prostu upadł, jakby potknął się o własne nogi. Odczekałem, aż się pozbiera, i znowu wywinął orła. Jeszcze jeden taki manewr, a uderzy w ścianę. Nerwy mi zaczęły puszczać. Jakich słów użyć, aby trafiły w sedno, pokazały właściwą drogę, jeżeli mi ich poskromiono? Wujek powtarzał w kółko „szermierkę masz we krwi”, i tyle. Zacząłem chodzić w tę i z powrotem po placu, próbując przywołać jakieś obrazy krótkiej nauki, lecz wciąż brakowało mi pomysłu, jak je przekazać. Mentorem byłem równie kiepskim, co kłamcą.
   Zmęczony tym dumaniem uznałem za odpowiednie zakończyć dzisiejszą lekcję, aby przemyśleć pewne „sprawy”, co też oznajmiłem królowej. Rozgoniła towarzystwo i odeszła w asyście posągów, pozostawiając mnie samego z generałem. Jeśli wczoraj widziałem w tej kobiecie fajną babkę to albo byłem na rauszu, albo podmienili królową – dzisiaj przemawiał prze nią majestat, ponurość i chłód mogący zmrozić pustynię.
   Mężczyzna o obliczu mędrca wwiercał we mnie oczy.
   — Ruch godny pochwały – rzekł tajemniczo, podchodząc. Oczywiście, dłonie trzymał za plecami. – Strategia wpajania błędów mających za cel naukę na nich stanowi esencję ludzkiej natury.
Kiego? O czym on gada? Aż spojrzałem chyłkiem za jego plecy, czy nie wystaje jakiś kij z tyłka, bo sztywny był strasznie. Udałem, robiąc głupkowaty uśmiech, zrozumienie tych jakże ważnych słów.
   — Podziwiam kunszt wojownika z krwi i kości, którego mamy zaszczyt oglądać w naszym pałacu – kontynuował bełkot – a Jej Wysokość Yaneth jest wielce rada na zmiany. – Zaraz mu przyłożę! – Wieczór jest do pana dyspozycji, Hmarze. Życzę przyjemnego popołudnia.
   Odszedł wolno w stronę bramy, zza której wyszła znajoma dziewczyna, ta od pilnowania mnie. Na imię miała... pal licho, po co mi to widzieć, jeśli jutro, a najdalej pojutrze, będę daleko stąd. Pozostało mi wdrożenie planu w życie, żeby zająć się czymkolwiek.[/quote]
Jestem kurde Kmiotkiem
O kurde, zarodkuje na pisarza

7
Przypomniałem sobie wczorajszą walkę z mistrzami
Zgodnie ze słowami generała
Jeśli odnosisz się do danej osoby/osób to moim zdaniem powinno to być napisane wielką literą. Bo nie jakiśtam generał, tylko Generał, który mnie uczył czy cuś.
nie specjalnie wierząc
Niespecjalnie
Jasna..., kłaniać mi się będą...
O ile się nie mylę te kropeczki maskują wulgaryzmy. Preferowałbym jednak standardowy zapis: d**a, ch**e itp:)
Spode łba wypatrzyłem królową
A może ,,kątem oka"?
beznamiętnie patrzyła na wydarzenia
obserwowała wydarzenia
a tu trochę sztywno było, żeby nie powiedzieć czegoś gorszego...
trochę wyrzucamy
nie było tylko jest
zamiast tego kawałka po przecinku wrzuciłbym jakieś porównanie
zamiast wciskać im własne myśli
narzucać im...
w tej chwili sprawiało(mi) niebotyczną trudność
„naucz ich siekać”...
,,naucz ich siekać..."
Rozkaz, mistrzu! – ryknęli chórem
Dwuosobowy chór;D
rozdzieliłem ich rękami
Czy to tak istotne czy rozdzielał ich rękami czy kijem?
mizi mizi
kizi-mizi
ni to na „tak”, ni to na „nie”
ni to twierdząco, ni to przecząco- jakoś nie lubię zbędnych cudzysłowów
Tutaj rodzi się wszystko, i wszystko umiera
To tu wszystko rodzi się i umiera.
Skąd mi to przyszło do głowy(pytajnik) sam siebie zadziwiłem
Nerwy mi zaczęły puszczać
zaczęły mi puszczać
jeżeli mi ich poskromiono
znaczy się że są wyprani z pierwotnych instynktów czy co? Musisz to trochę rozwinąć
Aż spojrzałem chyłkiem za jego plecy, czy nie wystaje jakiś kij z tyłka, bo sztywny był strasznie.
Hehe takich więcej. Wiem mam bardzo niski poziom humoru, że to mnie śmieszy. Ale jeśli sobie to wyobrazić to...:)
zmiany. – Zaraz mu przyłożę!
,,Zaraz" w nowej linijce
Pozostało mi wdrożenie planu w życie, żeby zająć się czymkolwiek
Muszę zająć się czymkolwiek.

Tekścik nawet zgrabny i muszę przyznać, że nie jest zły w odbiorze, ale oczywiście wady też ma. Często skaczesz z tematu na temat na pasikonik, byłoby okej ale nie są one ze sobą powiązane. Chociaż w sumie dzięki temu wiemy więcej o Hmarze.
Mam nadzieję, że nie wypisałem tych samych błędów co Poprzednicy i nie zrobiłem żadnego babola przy tym:P

@up
co do twojej poprawionej sceny walki. Na fechtunku nie znam się w ogóle, więc powiem tak. Pierwotnie tekst był zrozumiały, ty zamotałeś go tak, że zrozumieć co się dzieje w czasie walki można po drugim- trzecim przeczytaniu teksu. Prostota musi górować, bo przecież nie wszystko musi tyćka w tyćkę być odwzorowywalne w świecie.

8
Prosze moda o przeniesienie wątków paplaniny do sensownego działu

BlackHeart, wybacz, że to napiszę, ale poważnie... masz problemy z czytaniem. To, co zostało tu zawarte, w moim fragmencie, to kawałek książki. Nie jest to o fechmistrzu. Twoje sugestie są tak bzdurne w kontekście całości, że po przeczytaniu takich dokładnych ruchów, odłożyłbym książkę i tyle ją widzieli. Moim zamiarem było stworzenie prostych kombinacji, które laik przyswoi i nie będzie się czuł zbombardowany detalami, bo w całości (w książce) nie o walkę chodzi, a o kobietę, a dokładnie jej serce (tytuł: Serce Królowej Yaneth) Doprawdy, nie wiem (!), co dobrego ma taki np. opis:
Siła ciosu lekko ugięła miecz obrońcy ale było to zamierzone działanie gdyż natychmiast nadał swojej klindze nowy tor zakręcając nim nad głową, jednocześnie przesuwając ciało lekko w bok. Siła ciosu agresora nie inaczej jak tylko rozpędziła miecz obrońcy by ten gładko mknął na skos w stronę szyi przeciwnika.
- dobra robota pomyślałem, chłopak ma pojęcie o wykorzystaniu siły przeciwnika
Jeszcze tylko brakuje wzorów na energię...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
@Black Heart: i to jest kawał dobrej roboty, z której kilka osób może skorzystać. Dzięki

[ Dodano: Pon 21 Mar, 2011 ]
@Martinius: może literacko jego opisy są nietrafne, ale prezentują mechanikę walki. Z mojego punktu widzenia pouczające.

10
Drogi autorze, jakiekolwiek przesłanki Tobą nie kierują, poddałeś ocenie fragment tekstu. Napisałeś wprowadzenie iten fragment wraz z wprowadzeniem oceniam. Nie interesuje mnie co miałeś dalej w zamyśle, bo to małymi literkami też nie było tam nic napisane.
Nie twierdzę, że zrozumiałem ten fragment jako opowiadanie o fechmistrzu, chciałem jedynie wskazać, że tekst sugeruje, iż pijak jest swego rodzaju szermierzem. I jakiekolwiek były przesłanki co do powołania go w roli instruktora, tekst wskazywał jednoznacznie na to, że ów człowiek znał się na szermierce (myślę że udowodniłem tę tezę w poprzednim poście). Skoro wniosek logiczny jest taki iż człowiek zna się na szermierce (jeśli są fragmenty tekstu świadczące o tym że jednak nie zna się - to je wskaż proszę) to przyjąłem opisy walki (de facto oceniane przez pijaka) jako wykładnik twojego zamierzenia i sensu logicznego szermierki wogóle.
Przyczepiłem się jedynie do prawidłowości i sensu przekazywanych w tym opowiadaniu zasad szermierki. Zarówno uczniowie jak i pijak nie mieli pojęcia o niej i nawet jeśli zakładasz humorystyczny sens opowiadania, to wybacz ale w każdym kawale jest ziarnko prawdy a tu wspólnym mianownikiem jest miecz.
Nawet jeśli ktoś miałby tu nie umieć nic a nic "machać mieczem", to wykazałem, że wykonywanie pewnych ruchów w sposób w jaki to opisałeś przeczy zasadom szermierki. Do ideologii szkolenia rekrutów (żar w łapie, śmierć i trupy) nie będę już się przyczepiał bo każdy orze jak może i jeśli chcesz posyłać ludzi na szybką śmierć, proszę bardzo - w końcu to komedia

Napiszę to wyraźnie:
MOIM CAŁYM ZAŁOŻENIEM, NAZWIJMY TO PROJEKTU EDUKACYJNEGO, JEST UDOWODNIENIE, TEZY, ŻE NAWET PISZĄC TRAGIKOMEDIE, NALEŻY PRZYGOTOWAĆ SOLIDNE PODSTAWY MERYTORYCZNE.

Cokolwiek byś nie dorabiał do tekstu, to założenie, iż wszyscy w opowiadaniu mają przeczyć jakimkolwiek podstawom i zasadom szermierki dla mnie świadczy o nierzetelnym podejściu autora.
To tyle co do mojego zrozumienia tekstu.

Co do przygotowanej mojej wersji Twojego tekstu.
Sposób w jaki przedstawiłem walkę został celowo napisany w mechaniczny sposób.
Bazowałem na zasadzie sztuki malarskiej, kreśląc wiele lini tak by ten obraz był jak najbardziej zrozumiany. W przyszłości można by sie pokusić o uatrakcyjnienie i skrócenie opisu ale to też ciężka harówka. Wiesz jaka jest zasada malarstwa?
Otóż najpierw uczysz się malować dokładne portrety i robić obrazy niczym fotografia. Następnie w miarę rozwoju rzemiosła artystycznego rezygnujesz z pewnej lini kresek, by na końcu namalować obraz wyobrażający skomplikowane kształty za pomocą kilku linii. Taka wiedzę przekazał mi w pewnej rozmowie profesor asp, na moje pytanie co to za bohomaz:). Sztuką, natomiast jest tak te kreski pokazać, by widz miał pełne pojęcie o kształcie. Tak właśnie malował min. Van Gogh.
Tak samo jest z tym opowiadaniem. Rysujesz walkę, opisujesz ją dość minimalistyczne (robisz tylko kresek) ale brakuje Ci i podstaw merytorycznych i wiedzy o tym jak z prostego opisu nakreślić ruchy, bloki i ciosy.
Postarałem się przedstawić w możliwie krótki sposób Twoją wersję ale dodatkowo dysponując obszerną wiedzą na temat szermierki, mogę w literacki sposób, uprościć i uatrakcyjnić ten tekst. Nie jestem zwolennikiem literackich opisów walki wraz z wektorami przyspieszenia :), bo nie jest to podręcznik szermierki. To co chce przekazać, to informacją że nie zrobisz komedii, nie skrócisz tekstu, jeśli nie będziesz mieć rzetelnego obrazu całości. To jest jak pisanie streszczeń. Łatwiej napisać elaborat niż w kilku zdaniach zawrzeć wiedzę.

[ Dodano: Wto 22 Mar, 2011 ]
zaqr pisze:
@up
co do twojej poprawionej sceny walki. Na fechtunku nie znam się w ogóle, więc powiem tak. Pierwotnie tekst był zrozumiały, ty zamotałeś go tak, że zrozumieć co się dzieje w czasie walki można po drugim- trzecim przeczytaniu teksu. Prostota musi górować, bo przecież nie wszystko musi tyćka w tyćkę być odwzorowywalne w świecie.
Pokazałem tekst mojemu koledze, który jest technikiem, na słowie pisanym nie zna się wcale :). On uważa, że wszystko jest ok i żadnych błędów gramatycznych, stylistycznych, logicznych itp, tu nie wychwycił. Tekst czyta mu się łatwo i przyjemnie.
Rozumiesz aluzję odnośnie Twoich i moich uwag?
Mogę "machnąć" tu sceny walki z wektorami przyspieszenia i opisami ruchu każdego mięśnia ale powtarzam, że na końcu można równie dobrze napisać to krótko i atrakcyjnie lecz bez błędów technicznych i założeń, które są poprawne. Inaczej to będzie tylko ładna bajka o latających chińskich wojownikach. :)
Tak samo jak jest sens poprawiania tekstu na język polski tak samo jest sens pisania czegoś zgodnie z ogólnie przyjętymi założeniami.
Mogę pisać w super sposób o żeglarstwie, humorystyczny itp ale jak nazwę bukszpryt taranem :) albo reje żaglem bermudzkim to moja opowieść... Zależy dla kogo też piszemy i jak bardzo liczymy na to, że się nie kapnie :). Bo jak przytoczyłem, dla mojego kolegi tu nie ma żadnego błędu!
Jestem kurde Kmiotkiem
O kurde, zarodkuje na pisarza
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rozmowy o tekstach z 'Tuwrzucia'”

cron