Latest post of the previous page:
Wybaczcie, ale ja właśnie dlatego uważam się za praktyka, nie teoretyka. Bo ogólnie to można przydzwonić nawet Myśliwskim, ale to nie o to chodzi, to moim zdaniem sprowadza rzecz do absurdu
Tekst oryginalny:
Czekamy z tatą na autobus. Podjeżdża „ogórek”. Czwartek. W Z. rynek. Dużo ludzi jedzie, wiozą kurczątka i duże kury.
Daje mi pani Basia morele. Ładnie pachną, ale nie chcę włochatowości ugryźć.
Śmieje się pani Basia ze mnie. Ktoś ma scyzoryk, obiera mi owoce. Nie znam tego smaku. Smaczne. Jeszcze zakręt, las i będzie S. Wysiadamy. Biegnę pod górkę. Babka w sklepie.
Już południe. Chleb wysprzedała. Ale piętka na mnie czeka.
Kocham babkę, ale dziadka bardziej. Chwytam piętkę i biegnę do domu, do niego.
Siedzi przy stole, ćmi papierosa.
- Dziadziuś! Kisielek zrobiłeś?
Zrobił. W kredensie w białej miseczce czerwona smakowitość.
Tekst po drobnych zmianach redakcyjnych.:
Czekamy z tatą na autobus. Podjeżdża „ogórek”. Dużo ludzi jedzie, wiozą kurczątka i duże kury.
Pani Basia daje mi morele, Ładnie pachną, ale nie chcę ugryźć włochatej skórki. Ktoś ma scyzoryk, obiera mi owoce. Nie znam tego smaku. Smaczne.
Jeszcze zakręt, las i będzie S. Wysiadamy, biegnę pod górkę.
Babka w sklepie. Już południe, chleb wysprzedała, ale piętka na mnie czeka.
Kocham babkę, ale dziadka bardziej. Chwytam piętkę i biegnę do domu, do niego. Siedzi przy stole, ćmi papierosa.
- Dziadziuś! Kisielek zrobiłeś?
Zrobił. Czeka w kredensie, czerwony w białej miseczce. Smakowity.
Nadal telegraf, zgodny z intencjami autora, ale po pozbyciu się wielu brudów pozostaje klimat dziecięcych wspomnień. I nadal treści nie ma

Uwaga: ode mnie pochodzi jedno słowo. Reszta już była.
Rzecz jasna, to nadal jest niedostateczny poziom. Ale pokazuję kierunek, skoro uważacie, że to jest w stu procentach nieakceptowalne
