Nie będę Cię do niczego namawiać, pozwolę sobie tylko spróbować pomóc przy podniesieniu tej świadomości. To znaczy pokazać, jaki obraz mogą wywołać pewne decyzje autora po przepuszczeniu przez pryzmat czytelnika. Zadałam mnóstwo pytań, więc pora się odwdzięczyć informacjami.
Opowiem Ci po prostu o moim user experience z tym tekstem.
Przeczytałam. Tekst sam w sobie, rozumiany jako oderwana od realnego świata historyjka jest taki sobie. Byłby lepszy, gdyby realistycznie i sugestywnie opisać cierpienia uwięzionej kobiety - z tymi błędami pomógł Ci już Seener więc nie będę po nim powtarzać. Najbardziej rażącym było chyba to o walnięciu w kimę w trakcie ataku paniki:
Seener pisze: Tymi dwoma zdaniami udaje się zniszczyć klimat mozolnie budowany w pierwszym akapicie.
Ale mniejsza.
Czytając wychwyciłam w tekście znajome imiona i nazwy. Część nie budziła wątpliwości (Abelard, Helojza, Edward II, Filip Piękny, Lotaryngia), co do części musiałam się upewnić (Małgorzata Burgundzka, Jan II), część jedynie słabo gdzieś tam dzwoniła (I te pięknie rozszyfrowała Rubia):
. I zapewne Carsonne zrobione z Carcassonne.Rubia pisze:Hinaut, Bery
Część wydarzeń wręcz wydawała się sprzeczna z tym, co wiem o epoce.
Postanowiłam sprawdzić.
Zrozumienie kontekstu historycznego, w jakim osadzono tekst pozwoliłoby wyciągnąć z niego więcej, bardziej go docenić, zaintrygować, pokazać nowe nieznane mi ciekawostki z przeszłości, doedukować się i zweryfikować moje być może błędne wyobrażenia.
Googlanie zaczęłam od zakończenia, bo je właśnie miałam przed oczyma po lekturze. Trop z Anną de Hinaut się urwał, podobnie jak kilka innych. Jak już pisałam, nie jestem specjalistą zatem niekoniecznie musiały mi przyjść do głowy mniej popularne źródła, nie bardzo miałam też ochotę stawać na głowie w poszukiwaniu dalszych tropów.
Po prostu moje czytelnicze kompetencje w tym momencie się wyczerpały.
Widziałam dwie możliwości:
1. Autor wie zdecydowanie więcej ode mnie o opisywanych osobach i okresie (co jest dość prawdopodobne). To byłaby fantastyczna wiadomość: ktoś może zaprezentować swoje rozważania, jakie przywiodły go do takiego skomentowania historii, być może sprzedać jakieś ciekawostki i emocjonujące skandale, zainspirować do pogłębiania wiedzy. Idąc ich tropem chciałam dowiedzieć się, czy zamordowanie niewiernej żony w piętnastowiecznej Francji faktycznie było przedsięwzięciem aż tak niebezpiecznym i delikatnym jak królobójstwo w czternastowiecznej Anglii, czy faktyczne nie znano wtedy trucizn niepozostawiających oczywistych śladów na ciele, o co chodzi z wydziedziczaniem i wygnaniem za "aferę z żonatym mężczyzną", a także czy publiczne upi*lenie wacka wchodziło w grę jako kara dla rycerza za cudzołóstwo.
2. Autor użył tych nazw i imion, choć nie kryją się za nimi żadne warte zbadania i komentowane poprzez tekst wydarzenia.
Z uprzejmości założyłam, że prawdziwa jest możliwość pierwsza i poprosiłam o wyjaśnienie owej historii, która się za Twoim tekstem kryje.
Twierdzisz, że nie kryje się nic a zatem twierdzisz, że cały wysiłek włożony w research, próby zrozumienia, co w tekście robią nawiązania do historii, rozbudzona ciekawość i namawianie autora na uchylenie rąbka tajemnicy były niepotrzebne.
Tłem dla historii równie dobrze mogłyby być Zmyśląsk, Po-może albo Kłamazury i byłaby ona dokładnie tym, czym jest w chwili obecnej, czyli historyjką o torturach i seksie jakie podawaliśmy sobie pod ławką, przepisane na kartkę z zeszytu, na lekcjach w gimnazjum.
Chociaż nie, wróć. Czy ja napisałam "równie dobrze"? Właśnie nie "równie dobrze". Cała sprawa sprowadza się do tego, że wcale nie "równie dobrze".
Gdyby tekst był w oczywisty sposób stuprocentową fikcją to po prostu wzruszyłabym ramionami i nie czytała poza pierwszy akapit. Nie mój klimat, nie jestem targetem, nie moja sprawa.
Swoim "lenistwem" kazałeś jednak potraktować tekst jako coś więcej. Jako tekst osadzony realiach piętnastowiecznej Francji i nawiązujący do prawdziwych postaci oraz wydarzeń historycznych. Bo sorry, ale to jest taki tekst, tak go napisałeś, uzasadnienie znajduje się w nim, możesz sobie teraz twierdzić co chcesz, treści tekstu to już nie zmieni.
No i można powiedzieć: okej, spoko, nikomu nic nie jesteś winien, możesz pisać "bo tak". Nie jest to zabronione.
Tylko, że wszystko co napiszesz i opublikujesz rodzi w zetknięciu z czytelnikiem pewne konsekwencje.
Dla czytelnika konsekwencje są takie, że po prostu marnuje on swój czas i energię na czytanie, zastanawianie się, dopytywanie: dlaczego tak? dlaczego nie wymyślić historii i wszystkich postaci od nowa? albo dlaczego nie opisać po prostu historii Marii Burgundzkiej, Helojzy albo Edwarda II?
Fakt, czas strawiony na research nie był zmarnowany, odpowiedziałam sobie na część pytań opisanych wyżej, był to jednak czas nieprzyjemny, bo w połączeniu z tekstem odnajdywane w Sieci informacje rodziły coraz większą konfuzję i miałam wrażenie, że autor celowo utrudnił mi pracę w ramach trolololo.
A dla Ciebie konsekwencją jest to, że jesteś oceniany nie jako autor głodnego kawałka dla gimbazy (jako taki tekst należałoby uznać za całkiem udatny, bo jest napisany prawie poprawnie, co u nieletnich rzadko się zdarza) ale jako autor, który chciał pokazać coś więcej i mu się nie udało.
Dobry autor literatury zainspirowanej historią wykazuje się dbałością o detale i kompetencją. Czytelnik rozpoznaje w tekście znane sobie postaci, fakty, stosunki społeczne i obyczaje. Jeśli autor w ten sposób wzbudzi zaufanie, to czytelnik na wiarę przyjmie też to, co dla niego nowe. Czuje, że czyta tekst specjalisty, a zatem może na jego podstawie budować sobie prawidłowe wyobrażenie o epoce. Później oczywiście może i powinien drążyć dalej, pogłębić swoją wiedzę, a to wszystko niejako we współpracy z autorem, który dał mu dobry start, a nie na przekór autorowi.
Widać wyraźnie co Cię zainspirowało, ale widocznie nie miałeś dość szacunku dla siebie ani czytelnika, by doczytać parę artykułów z Wikipedii i stworzyć tekst stanowiący fabularyzowany komentarz do historii, przekazać czytelnikowi jakąś wiedzę, pokazać się jako znawca tematu i niezły pisarz.
A przecież research do tak króciutkiej historyjki naprawdę nie musiał być wyczerpującym przekopywaniem się przez źródła po nocach. Wystarczyła odrobina wysiłku. Unikając go pokazujesz swój stosunek do własnej twórczości i do czytelnika. I wedle gustu czytelnika za taki stosunek jesteś oceniany.