Zanim postawisz pytanie

1
Jak się to robi w Polsce.

1) Zamiast bujać w obłokach i tracić czas na forach piszemy opowiadanko lub powieść. Jak napiszemy być może to wydrukują. Jak nie napiszemy na pewno nie wydrukują. Jak wydrukują to pewnie coś tam zapłacą. Ale jak nie napiszemy to na pewno nie zapłacą. Jak napiszemy to może będziemy kiedyś sławni. A jak nie napiszemy to będziemy sławni co najwyżej wśród 50-ciu użytkowników forum. Piszemy dla czytelników. Najlepiej pisać coś co samemu chciałoby się przeczytać.

2) Wydawnictwa i gazety żyją z tego że wydają teksty. I stale pożądają nowych tekstów. Tylko nie wszystkich a wyłącznie dobrych. To nie jest tak że trzeba mieć nazwisko i kilka publikacji na koncie by coś gdzieś wydrukować. Owszem to pomaga. Aby przeskoczyć mur starych wyjadaczy, kumpli redaktora, zaufanych współpracowników etc. musicie po prostu napisać coś takiego żeby im kopary opadły. I żeby opadły czytelnikom.

3) Jako że znane nazwisko się przydaje zabawę w bycie literatem rozpocząć należy od publikacji w czasopismach. Przy okazji mają one nakład większy niż wiele książek co oznacza dotarcie do większej liczby potencjalnych czytelników, którzy być może kiedyś naszą książkę kupią. Atakować można wszystkie czasopisma – choć przy takich które nie płacą trzeba się zastanowić czy warto.

4) Opowiadanie preferowane przez czasopismo fantastyczne to od 15 do 45 tyś znaków. (10-30 stron znormalizowanego maszynopisu). Książka, czy to zbiór opowiadań, czy to powieść to ok. 500 tyś znaków co przekłada się na 300+ stron druku. Należy to oddać w postaci w miarę czytelniej – tak aby na stronie było mniej więcej 30 linii po 60 znaków. Taka tradycja. Nie bawimy się w ozdobne czcionki i strony tytułowe. Word nie podkreśla wszystkich błędów więc jakby co zapytajcie mamusię.

5) Kto myśli w kategoriach „napiszę jedno opowiadanie” albo „napiszę powieść” - ten przegrał. Trzeba pisać dużo a przy tym dobrze. Wciskać gdzie się da. Zdobywać grono fanów. Zaprocentuje to po wydaniu pierwszej książki. Tak to jest wyścig szczurów. Jak całe życie.

6) Pierwsze opowiadanie to sukces – ale tylko pod warunkiem że szybko dobijemy je kolejnym – jeszcze lepszym. Pierwsza książka to sukces ale jeśli nie pójdą za nią szybko kolejne to będzie klęska. Trzeba walić serią ciosów jak w boksie. Ciężko znokautować jednym ciosem. Może się uda – ale raczej nastawcie się na ostrą rąbaninę.

7) Pisanie to nie gra w totolotka. Tu nie ma natychmiastowych wygranych. Jeśli chcecie się tym zajmować nastawcie się na mozolne budowanie kariery – jak w każdym innym zawodzie. Trzeba planować nie w kategorii lat ale dekad. Powiedzcie sobie – za dziesięć lat będę pisarzem/pisarką. Rozplanujcie. Zrealizujcie.

8) Kasy nadzwyczajnej też z tego nie ma i fanki na widok pisarza też nie ściągają majtek przez głowę. Może lepiej zostańcie muzykami, sportowcami, celebrytami, aktorami etc. – tam są większe szanse na kasę i fanki.

9) „Wielu jest powołanych ale niewielu wybranych”. Masa ludzi coś pisze albo próbuje. Część nie kończy nigdy i z czasem przestaje. Z tekstów nadsyłanych do czasopism do druku nadaje się nie więcej niż 10%. Masa ludzi publikujących w czasopismach nigdy nie wydaje książki. Spośród ludzi wydających książki tylko część dociera na szczyt. Powiedzcie sobie: idę na szczyt i zacznijcie od 15-20 dobrych opowiadań.

10) Teksty do publikacji muszą być świeże. Teksty do zbioru opowiadań też powinny być świeże – ja daję 1/3 publikowanych i 2/3 niepublikowanych. To dolna granica normy. Teksty publikowane w necie uważajcie za bezpowrotnie spalone.

11) Wszelkie pomysły z zarabianiem na e-bookach to chwilowo bzdury. Wydawanie sumptem własnym to swego rodzaju porażka. (no i trzeba mieć na to kasę). Skoncentrujcie się by wydać na papierze. Tłumaczenia zagraniczne nie są lekarstwem na to że ktoś w Polsce nie chce Was drukować ;) Sorry za granicą jest równie ciężko a w dodatku nie znacie języka.

12) spotkacie na swojej drodze wielu ludzi. Jedni będą wabić perspektywą kursów. Inni perspektywą wydania. Jednych i drugich należy weryfikować bez litości. Chcą uczyć? niech pokażą że umieją pisać. Chcą wydawać – niech przedstawią listę publikacji. I popatrzcie czy ich książki widać w księgarniach – tzn. wydać umie byle frajer. sekretem sukcesu jest dystrybucja.
Ostatnio zmieniony sob 23 paź 2010, 23:36 przez Andrzej Pilipiuk, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Łał :)

Herman EDIT: Nie piszemy jednowyrazowych postów. A że jesteś starym użytkownikiem, nie obejdę się z Tobą łagodnie.
Ostatnio zmieniony sob 23 paź 2010, 23:46 przez Serena, łącznie zmieniany 1 raz.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

4
O wydawcach.

1) Wydawcy zasadniczo istnieją po to żeby zarabiać kasę na wydawaniu książek. Tylko bardzo nieliczni są na tyle bogaci by wydać książkę co do której od razu widać ze się na niej nie zarobi. Nie można na to liczyć. Zatem to co dostarczacie musi być jakości takiej by zaryzykowali. Wydawca przeważnie nie jest cudotwórcą i z knota nie zrobi bestsellera. A nawet jak to potrafi to na to nie liczcie.

2) Do debiutanckiej ksiązki wydawca przeważnie dokłada – i nie są to sumy małe ale ciężkie tysiące i (czasem) dziesiątki tysięcy złotych. Dlatego wydawcę interesują autorzy perspektywiczni – tacy którzy napiszą tych książek dużo, dobrych i we w miarę krótkim czasie. Albo tacy którzy już napisali dużo i mają w szufladach materiał np. na 4 książki.

3) Optymalnym punktem wyjścia do rozmów jest przyniesienie wydawcy 3 DOBRYCH maszynopisów i konspektów kilku kolejnych książek. Ponieważ mamy udawać profesjonalistów warto by te maszynopisy maksymalnie dopieścić. Dać do przeczytania jakiemuś fanatykowi ortografii. Przeczytać parę razy na głos. Może zlecić komuś doświadczonemu ich redakcję. W zalewie tekstów do przeczytania powinny zalśnić.

4) Pierwsza książka to ogromne ryzyko wtopy – więc idąc do wydawcy powinniście mieć już trochę sytuację „rozpoznaną bojem” – tzn. kilka – kilkanaście opowiadań puszczonych w czasopismach branżowych i dostrzeżonych przez czytelników. Wskazane jest zdobycie nagród lub nominacji – powoli zaczyna to być zauważane. Sława zdobyta na publikacjach internetowych się nie liczy. Może kiedyś będzie się liczyła ale raczej jeszcze nie w tej dekadzie.

5) Na rynku nie ma cudów. Wydawnictwa przeważnie cienko przędą i nie mają kasy na reklamę. Zwłaszcza nie mają kasy na promocje książek debiutantów. Opowiadania w gazetach to nie tylko argument za wydaniem książki ale też namiastka reklamy. Bez nich być może książka będzie wydana. Ale uderzy w próżnię – sprzeda się może kilkaset sztuk – jeśli kogoś zainteresuje okładka...

6) Wydawcy są ludźmi i popełniają błędy – niekiedy kuriozalne – czego dowodem są dzieje publikacji w Polsce I tomu Harrego Pottera. Jednak jeśli kilka wydawnictw pod rząd odrzuca maszynopis to znaczy że prawdopodobnie coś jest z nim nie tak.

7) W wielu redakcjach i wydawnictwach panuje totalny burdel i rozmamłanie. Dlatego trzeba ich trochę ponękać by przeczytali. Ponieważ proces selekcji trwa długo maszynopis książki warto wysłać do kilku potencjalnych wydawców. Opowiadania natomiast wysyłamy na raz tylko do jednego czasopisma.

8) Powtórzę: nie ma co liczyć na kokosy. Ale nie jest to zła robota. Przede wszystkim – koszta własne są niskie. Na początek wystarczy dostęp do byle jakiego kompa. Tu pracuje się głównie głową. Nie traci się dwu godzin dziennie na dojazdy do roboty. Jeśli jesteście uczniami lub studentami to dorobicie sobie pisaniem opowiadań po kilkaset zł co parę miesięcy. Ale jeśli mają być z tego pieniądze umożliwiające przeżycie Musicie pisać dużo dobrze i wydawać często.

9) Wasz program na nadchodzące trzy lata wygląda tak: 15 dobrych opowiadań sprzedanych do czasopism. Do tego jeszcze 30 w szufladzie. PO 2-3 latach od debiutu można zacząć przymierzać się do wydania pierwszej książki. Potem dwie – trzy książki rocznie przez pierwsze dziesięć lat – to jest Wasza droga od zera do bohatera. (ale bynajmniej nie do milionera, na to trzeba jeszcze z dziesięć lat więcej). Moja droga wyglądała podobnie tylko była bardziej pod górkę bo nie było wydawców na książki. Gdy pojawi się okazja do publikacji musicie być gotowi zadać miażdżący cios.

10) Konkurencja istnieje. Na początku Waszym konkurentem jest każdy kto pisze lepiej. Czasopisma to wąskie gardło – tu by puścić jedno opowiadanie musicie być najlepsi. Publikuje jak pisałem wyżej – „jeden z dziesięciu”. Podobnie jest z pierwszymi książkami. Wydawca musi poczuć że chce wydać Was a nie tamtych. Z chwilą gdy pewnie staniecie na nogach i macie na koncie wydanych np. 5 książek ta presja maleje. Macie już swoich czytelników i jeśli nie narobicie głupot nie stracicie ich. A każda dobra książka (nawet napisana przez innych) liczbę czytelników zwiększa. Chodzi o to by dosypać ile się da mąki bo im tort większy tym więcej da się z niego wykroić.

11) Pisarz to zawód szczególnego zaufania społecznego. Dlatego należy się ładnie ubierać (tzn. stringi nie powinny wystawać jak się wypinamy), umyć, uczesać, nie należy chlać (a w żadnym razie nie publicznie i nie przed spotkanie autorskim), nie obrażać czytelników, nie bzykać cudzych dziewczyn (ani chłopaków). etc. Bo wy także budujecie prestiż tego zawodu. I jeśli się ześwinicie to psujecie opinię wszystkim z branży.

5
O tym co pisać.

1) Zasadniczo piszemy po to żeby ludzie czytali. Żyjemy z tego że kupują ksiązki NASZE a nie Sapkowskiego. Więc trzeba napisać tak żeby czytało im się przyjemnie. Żeby NASZE wypociny czytało im się przyjemniej niż to co napiszą inni. Oczywiście żadnego płaszczenia się i schebiania gustom bydełka. Piszemy dla takich jak my.

2) Większość początkujących boryka się z problemem totalnej nieznajomości masy realiów. Nie umieją prowadzić samochodu wiec piszą o prowadzeniu promów kosmicznych. Nie pracowali nigdy w fabryce więc piszą fantasy. W efekcie powstaje czysta sztampa powielająca najbardziej oklepane zgrane schematy.

3) Człowiek który jest nudny, miałki i nie ma żadnych zainteresowań napisze co najwyżej nieudolne klony tego co przeczytał lub obejrzał w kinie. (tak „szajnis” to o Tobie). Na szczęście większość takich gości jest zarazem leniwa i rozmamłana więc nic nie napisze.

4) Masz zainteresowania, hobby, byłeś w ciekawym miejscu, OPISZ TO. Pokaż coś prawdziwego, nietuzinkowego, opartego na wiedzy i doświadczeniu – nawet niewielkim, ale nie płódź w nieskończoność gniotów w stylu „jak mały Jaś wyobraża sobie Amerykę”.

5) Jeśli czegoś nie wiesz a koniecznie chcesz o tym napisać to się najpierw dowiedz. Przeczytaj o danym zagadnieniu nie jedną książkę ale dziesięć. Poczytaj teksty źródłowe. Stare gazety, wspomnienia, listy. Zapytaj fachowca o szczegóły. Pooglądaj graty w muzeach. Obejrzyj film o tym jak się lepi garnki. Przeczytaj stary podręcznik czyszczenia lokomotyw. I rozprawę astronomiczną z XIX wieku. Spróbuj zdekodować sposób myślenia innych ludzi. Weź stare narzędzie lub urządzenie do ręki i zrozum jak to działa.

6) Jeśli chcesz być dobrym pisarzem musisz zgromadzić doświadczenie życiowe. Siedząc przed kompem go nie zdobędziesz. Jedź w góry, prześpij noc w namiocie lub szałasie. Prześpij noc przy ognisku. Kup na targu kurę i spróbuj ją oskubać i wypatroszyć (nie zapomnij przedtem zarżnąć!). Przejdź 40 kilometrów w jedną noc. Podłap staż przy produkcji – postój przy taśmie. Pomachaj łopatą w towarzystwie prostych roboli. Jedź jako wolontariusz na wykopaliska. Masz paszport w kieszeni – zobacz chociaż te sąsiednie kraje. Jak koniecznie musisz pisać fantasy to zapisz się do bractwa rycerskiego żeby wiedzieć jakie są efekty kwadransa machanie mieczem.

7) Szukaj własnych dróg. Zawsze. Podpatruj cudze rozwiązania fabularne i nie kopiuj tylko ulepszaj! W składaniu literek nie masz być tak dobry jak Sapkowski tylko lepszy.

8) Szukaj zapomnianych skarbów ludzkiej cywilizacji. Fascynujących miejsc. Nieistniejących już cywilizacji. Wymarłych zawodów. Niezwykłych ludzi. Bohaterskich czynów przykrytych już mgłą zapomnienia. Szokujących rytuałów. Zrobisz z tego wszystko. I fantastykę historyczną, i horror, i po przeróbkach nawet -tfu!- fantasy czy science fiction. Szukaj oczywiście w źródłach naukowych a nie w beletrystyce.

6
Andrzej Pilipiuk pisze:7) W wielu redakcjach i wydawnictwach panuje totalny burdel i rozmamłanie. Dlatego trzeba ich trochę ponękać by przeczytali. Ponieważ proces selekcji trwa długo maszynopis książki warto wysłać do kilku potencjalnych wydawców. Opowiadania natomiast wysyłamy na raz tylko do jednego czasopisma.
No dobra, wybiegnijmy w przyszłość. Załóżmy, że w dwóch wydawnictwach wstępnie są zainteresowani. I co? Negocjujesz dalej, by zobaczyć, kto da więcej czy od razu musisz się zdeklarować czy wydawnictwo A czy B i poinformować o tym odpowiednią stronę?
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]

7
Do moderatorow: moze scalicie posty Andrzeja, zeby sie nie zgubiły w natłoku komentarzy.

@ shelion: a może zamiast wybiegać w przyszłość odfajkujesz poprzednie etapy? Jak zdarzy sie sytuacja, że dwa wydawnictwa będą się o ciebie zabijać to negocjuj z nimi, ale do tego jeszcze troche musisz popracować...

8
Ja tu nie mówię, że jestem takim bogiem literatury, że się o mnie będą zabijać. Pytam, bo taka myśl się nasunęła, po przeczytaniu punktu 7. Andrzej to pytanie zasugerował zapewne niechcący. Proszę, odróżnij jedno od drugiego. :)
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]

9
shelion pisze: No dobra, wybiegnijmy w przyszłość. Załóżmy, że w dwóch wydawnictwach wstępnie są zainteresowani. I co? Negocjujesz dalej, by zobaczyć, kto da więcej czy od razu musisz się zdeklarować czy wydawnictwo A czy B i poinformować o tym odpowiednią stronę?
sprawdzamy kto u nich wydaje - popytujemy i wybieramy tych którzy wydają się solidniejsi...
Generalnie prawdopodobieństwo że dwu naraz się zainteresuje duże nie jest...
A nawet gdyby to pewnie będziecie mieli z pierwszym od pół roku podpisane umowy zanim sie drugi obudzi że przeczytał ;)

10
Ostatnia część poradnika „na szybko”. Może coś z rad się powtórzy ale nie mam tu jak doczytać poprzednich a do tego jest trzecia w nocy i trochę mi się pamięć zajączkuje.

1) Pisanie książek jest zawodem jak każdy inny. To znaczy: najpierw się uczymy, w miarę możliwości szukamy sobie zajęć będących praktykami zawodowymi, potem szukamy sobie roboty na poważnie, a jak ją znajdziemy to zapieprzamy i być może z czasem awansujemy. Albo okaże się że jesteśmy za ciency, ewentualnie że inni są od nas lepsi i )*( zbita. Jak w każdej innej robocie przeważnie ile włożymy z siebie tyle wyjmiemy. Jeśli potraktujemy robotę olewacko to dostaniemy koooopa. Jeśli na poważnie to może coś z tego będzie. Szczęśliwie trafy trafiają się na tyle rzadko że możemy je sobie z czystym sumieniem odpuścić jako przedmiot rozważań.

2) Jeśli ktoś sądzi że od pierwszego strzału napisze (i wyda!) bestselera, zarobi furę kasy, kupi willę i gablotę, a piszczące nastoletnie fanki na jego widok ściągną majtki przez głowę to pomylił zawody i powinien szybko poszukać czegoś innego zanim zrobi sobie krzywdę lub zestarzeje się i zgorzknieje... W tym zawodzie sorry – na przysłowiowe „furę, skórę & komórę” trzeba będzie pozapieprzać ładne parę lat. Osobiście znam tylko jednego pisarza który mieszka w wilii (ale to willa mamusi więc się chyba nie liczy). A takich piszczących fanek nie spotkałem nigdy. Ale może jestem za gruby i za brzydki.

Jeśli ktoś sądzi że wyda książkę i zrobi karierę pisarską w USA, choć nie opublikował jeszcze nic w Polsce to powinien szybko poszukać dobrego psychiatry. Na pomoc psychologa jest już za późno.

3) Fakt że udało się coś wydrukować uskrzydla ale de facto nie znaczy NIC. To pierwsza wyrwana cegła z grubego muru który trzeba przebić waląc głową. W tym zawodzie awans przypomina wspinaczkę kamienistym żlebem. Kto się zatrzyma – zginie. Każdy krok może być ostatnim. Trzeba przeć pod górę. Każdy talent można rozmienić na drobne, każdą pozycję stracić, każdy sukces zaprzepaścić. Znam szereg przykładów gdy po olśniewającym sukcesie zabrakło sił-chęci-motywacji do wykonania kolejnego kroku. np p. D.Masłowska. Sprzedała debiutancką książkę w nakładzie podchodzącym zapewne pod 200 tyś egz. Dostała własny felieton w „Przekroju”. (czytaj 1200-może nawet 2500zł miesięcznie za powiedzmy 2 dni robocze pracy – ergo stałe źródło utrzymania na lata umożliwiające spokojne życie i pisanie książek!) W tym momencie miała jedno zadanie: nie skiepścić felietonów. a raz na pół roku pisać dla zdobytych fanów kolejną powieść i trzepać KASĘ o jakiej ja sobie mogę z zawiścią pomarzyć. I co z tym zrobiła? Nic. I drugi przykład p. Kalicińska – wydała już ładnych parę tomów „Domu nad rozlewiskiem” i fanów ma i zapewne kasę jaka mi może się chwilowo tylko przyśnić. Bywa też że katastrofa przychodzi po kilku dobrych książkach. (przykład K.T.Lewandowskiego), bardzo rzadko bywają triumfalne powroty po latach (A.Ziemiański). Zatem udany debiut to i tak dopiero wstęp do prawdziwej orki.

ps. „Domu nad rozlewiskiem” ani „wojny” jak do tej pory w USA nie wydano. A obie autorki mają na to nieskończenie większe szanse niż ja, że o Was nie wspomnę...

4) „Wielu jest powołanych ale niewielu wybranych”. Tzn. Masa ludzi pisze. Niektórzy wysyłają swoje u-tfu!-ory do czasopism, nieliczni są w nich drukowani. Z tych którzy drukują opowiadania nieliczni wydadzą książki. Jakiś odsetek z nich zajmie się tym zawodowo. W redakcji czasopisma do druku kwalifikuje się ok 10% nadchodzących tekstów. Podejrzewam że podobnie jest z książkami. Musicie być lepsi. Jeśli nie podbijecie rynku arcydziełami pozostaje Wam moja droga: tworzenie z morderczą regularnością solidnych czytadeł i mozolne zdobywanie przestrzeni krok po kroku. Aby podbijać krok po kroku trzeba niestety te kroki stawiać. Czyli zasuwać. Pisać. Wstawać godzinę lub dwie wcześniej. Wydawać i pamiętać – brak kroku do przodu to w rzeczywistości krok do tyłu. Bo konkurencja nie śpi. Trzeba gonić tych lepszych i biec tak szybko by nie zadeptali ci którzy biegną z tyłu.

5) Żeby zając się pisaniem na poważnie musicie coś sobą reprezentować. Trzeba mieć trochę oleju w głowie. Napchać mózg wiadomościami. Wyciągnąć z nich wnioski. Być może wyciągnąć wnioski inne niż wszyscy. (czy to utrata Bergen ostatecznie zniszczyła hanzę?) Trzeba przeczytać coś więcej niż tylko Tolkiena... Do pisania fantasy musicie wiedzieć choćby tyle że najpierw się konia odwiązuje od drzewa a potem wsiada na siodło, albo że balii mieszczącej bohatera i dwie dziewczyny nie napełni się w ciągu 5 minut wodą, zwłaszcza jeśli trzeba zagrzać ją na piecu i wnieść na piętro. Do pisania sf trzeba liznąć choć odrobinę fizyki bo potem pojazdy będą wydawać dźwięki w próżni. Przydało by się Wam pospać w namiocie albo szałasie przy ognisku, oskubać i wypatroszyć kurę do pieczenia etc. A wiedzy o tym jak wygląda goła kobieta/goły facet nie czerpcie z gazetek bo obrazki tam są poprawiane fotoschopem.

Żeby pisać ciekawe felietony dopiero trzeba mieć „łeb jak szafa”. I przeczytać (oraz zapamiętać) multum coby mieć w głowie obfite złoża cytatów i swobodnie żonglować analogiami historycznymi oraz kontekstami kulturowymi. Felietony p. Masłowskiej już się w „Przekroju” nie ukazują – choć nie znam przyczyn.

6) Istnieją różne drogi w literaturze. Jest ich multum i wiele prowadzi do efektów które można uznać z czystym sumieniem za olśniewające:

a) człowiek robi coś fajnego, czymś się pasjonuje, potem chwyta za pióro i to opisuje. Jeśli robił coś przez długie lata może powstać naprawdę fascynująca lektura – bo z tysięcy różnych przygód wybierze setkę takich że czytelnikom buty pospadają. Przykłady? James Heriott „wszystkie stworzenia małe i duże”. Facet był przez jakieś 60 lat weterynarzem w Szkocji. Potem siadł i to opisał w bodaj siedmiu tomach. Ta książka to absolutne arcydzieło. Fantastyczny humor, niebanalne przygody, ogromna wiedza autora i zapis świata który dziś jest już od dawna unicestwiony. Dałbym pośmiertnie literackiego Nobla – gdyby ta nagroda była jeszcze coś warta...

b) Ktoś się czymś pasjonuje a potem dzieli się wiedzą. np. „Czekając na Herchora” wybitnego egiptologa prof. Andrzeja Niwińskiego. Pierwsza część to opis badań Egiptu od zarania dziejów do współczesności. Malownicza galeria świrów, rabusiów i uczonych oraz ich zdziczałe pomysły (np. wyłupywanie fresków do muzeum dynamitem) i niebanalne przygody. Druga część to Jego badania – bez dynamitu i niewolnic gotujących obiad dla uczonych, ale też fascynują.

c) Ktoś może nie przeżył osobiście szalonych przygód ani nie rozkopuje grobowców, ale fascynuje się jakąś dziedziną nauki i potem rozproszone informacje zbiera do kupy i z uzasadnioną dumą pokazuje co wygrzebał. Przeczytajcie „stulecie chirurgów” Thorwaldsena to będziecie wiedzieli o co mi chodzi ;)

O takie trzy przykłady z wielu. Podsumowując: bądźcie niebanalni. Szukajcie. Badajcie. Składajcie zebrane informacje w atrakcyjne bukiety i machajcie nimi czytelnikom przed nosem.

7) Jeśli zostaniecie pisarzami macie dwie drogi – albo pozornie malowniczy żywot zdegenerowanej cyganerii artystycznej albo potraktowanie swojej profesji jako zawodu szczególnego zaufania społecznego. W pierwszym przypadku czeka Was morze wódy, prochy, rozwiązłość moralna etc. Z perspektywy nastolatka może to nawet wyglądać atrakcyjnie. Problem w tym że chyba szkoda życia. Bo niestety bohema żyje może intensywnie ale krótko, a wypalenie zawodowe przychodzi przeważnie jeszcze szybciej niż malownicze wyrżnięcie o dno. No i koniecznie trzeba mieć majątek do przepuszczenia lub znajomości wśród milionerów (ewentualnie urzędasów od kultury) którzy będą dawać kasę i sponsorować wydanie tego co na kacu wypłodzicie.

Druga droga jest może nudniejsza. Nie bzyka się nieletnich fanów płci obojga, nie męczy człowieka kac, a objawy hifa & syfa poznajemy z podręczników medycznych nie zaś patrząc w lustro. Ale za to kasy jest więcej i dłużej się żyje. I zamiast zachwytów ze strony oczadziałych od wódy krytyków i rozmaitych wykształciuchów wpatrzonych w artystyczne menelstwo jak w tęczę, zyskuje się szacunek normalnych ludzi. A to chyba więcej warte...

Zarabia się po to żeby wydawać a nie po to aby kasę rzucać w błoto, Te pieniądze czytelnicy często wysupłali z bólem – szanujmy to.

8) Stosunek do czytelników powinien być stanem swoistej równowagi. Czytelnicy to kolesie z których kasy żyjemy, zatem nasi swego rodzaju chlebodawcy (na początku raczej czerstwo-chlebodawcy). Tu znowu mamy dwie możliwości. Można spróbować zagrać na najniższych instynktach. Potraktować głosy czytelników jako wyrocznię i dostarczyć to czego sobie życzą. Przeważnie wyniknie z tego niewiele – krótkotrwała fascynacja nastoletnich onanistów. To taki sam problem jak z niemal każdą demokracją – ludzie mają niestety tendencję do wybierania rozwiązań łatwiejszych, wymagających mniej wysiłku. Druga droga jest trudniejsza – piszemy wówczas bardziej jak dla siebie a czytelnicy nas polubią albo nie. Można oczywiście od czasu do czasu puścić do czytelnika oko. Chodzi jednak o to by ludziom służyć a nie płaszczyć się przed nimi.

9) Opinie zawodowych krytyków literackich olewamy. To przeważnie bydło.

10) Obcowanie z czytelnikami to już mniejszy problem. Generalnie jak podpisujemy książki na targach nie należy robić 20 minutowych przerw na papierosa. Zwłaszcza jak ludzie czekają w ogonku. Na spotkaniach trzeba być trzeźwym, czystym, porządnie ubranym, w miarę miłym i kulturalnym. Warto wiedzieć o czym się mówi. Fakt że wiele bibliotek boi się zapraszać pisarzy od fantastyki ma niestety swoje źródło w „niezatartym wrażeniu” jakie wywarł pewien kultowy pisarz z naszego getta. Dbałość o prestiż zawodu jest tu obowiązkiem zbiorowym - jeden buc narobi bydła po pijanemu, porzuca mięchem, napieprzy głupot, okaże się komuchem i rzuci rasistowskimi „dowcipami”, a odbija się potem na wszystkich...

11) Robienie sobie nieplanowego dziecka z nieletnią czytelniczką czy ze świeżo poznanym krytykiem literackim jest moim zdaniem nadmiernym spoufalaniem się pisarza/pisarki ze społeczeństwem. (oba przykłady z życia niestety...). Ogólnie z ludźmi należy uważać. Lepiej mieć łatkę nadmiernie cnotliwego mohera niż tę drugą. I raczej unikać sytuacji dwuznacznych. B.Pawlikowska opisuje drastyczny przykład. („W dżungli życia” bodaj) Nie dała się bzyknąć redaktorowi i nie wydali jej pierwszej książki. Uważam że wybrała słusznie. Poświęcamy dla pisania wystarczająco dużo...

12) Pisząc przyjmujecie nie siebie cholerną odpowiedzialność. Pisanie to grzebanie w głowach czytelników. Musicie wiedzieć o czym piszecie by nie powielać bzdur i stereotypów, oraz wymysłów propagandy. Pisarzowi nie wolno ulegać modzie, być „pożytecznym idiotą” wspierającym swym piórem np. ekonazistów od globalnego ocieplenia.. Musicie grzebać, drążyć tematy, konsultować z fachowcami i szukać Prawdy. We wszystkim o czym piszecie. Tylko wtedy zachowacie wiarygodność i szacunek do samych siebie. Może się przytrafić sytuacja że jakieś męty przyjdą do Was z kasą i propozycją walki w swoich szeregach... Zachowajcie się tak by Dziadkowie nie napluli Wam w twarz a Rodzice nie musieli się wstydzić.

Szklanka tłucze się raz. Są wiersze których szymborska nie wznawia od 50-60 lat a mimo to ludzie je znają. Podobnie jak znają nie wznawiane od lat wiersze Tuwima opluwające AK-owców. Wszystko wcześniej czy później wychodzi na jaw. I konfabulacje i wymysły i donosicielstwo (np. r.kapuścińki).

Żyjcie i pracujcie tak by za 60-80 lat móc spokojnie patrzeć w lustro i widzieć w nim nadal twarz uczciwego człowieka.

Resume dla mniejkumatych:
1) Trzeba coś wiedzieć lub coś umieć, a potem można to opisać.
2) Trzeba zapieprzać i to na trzeźwo.
3) Nie obrażać czytelników
4) Nie bzykać byle kogo i samemu nie dać się byle komu bzyknąć.
5) Nie pomagać mętom i nie dać się sk.... za kasę.

11
Andrzeju, o ile obok Wędrowycza przechodzę obojętnie (wybacz), o tyle Twoje porady są nie dość, że napisane z humorem, to jeszcze nie brakuje w nich solidnej dawki przekazu (w przeciwieństwie do Kinga, na przykład, choć i od niego można się czegoś dowiedzieć). Wiem, że nie samymi pochwałami człowiek żyje, ale odwaliłeś/odwalasz kawał dobrej roboty. Dzięki!

12
I dlatego ten poradnik Andrzeja powinien być umieszczony w widoczniejszym miejscu (juz ktoś o tym wspominał - ale brak reakcji)
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

14
Pisanie zawodowe tzn. czy warto.

a) Zalety

-nienormowany czas pracy. Chcesz dzień wolny to sobie bierzesz. Chcesz pracować w nocy – pracujesz. Chcesz w dzień – nie ma problemu. Można się wyspać. Albo pisać 18-20 godzin bez przerwy. Zachoruje dziecko/dziewczyna/żona nie musisz skamlać o zwolnienie.
Sam zachorujesz nie musisz żebrać o L4.

-brak konieczności dojazdu do roboty – znaczna oszczędność czasu. Z łóżka do miejsca pracy – np. 2 metry. To dodatkowe dwie – trzy godziny dziennie na pracę, rozwój, wypoczynek, rozrywkę. (w praktyce na pracę).

-po kilku-kilkunastu latach orki pojawiają się niezłe zarobki - zwłaszcza jeśli ma się na koncie sporo wydanych pozycji, ukazują się wznowienia lub jeśli uda się coś zekranizować.

-Prestiż i szacunek ze strony społeczeństwa (wprawdzie połowa Polaków nic nie czyta ale...), a jednocześnie pisarze nie są celebrytami więc unika się konieczności czytania o sobie w brukowcach i kolorowych tygodnikach.

-miejsce pracy masz tam gdzie siądziesz i położysz laptopa. Nie interesuje cię problem że w Twojej gminie bezrobocie sięga 30%. Nic cię nie interesuje. Jeśli masz źródło zasilania do laptopa możesz mieszkać w szałasie pośrodku lasu. Twoje miejsce pracy to głownie wnetrze Twojej czaszki.

-obracasz się wśród elit intelektualnych. np na konwenty miłośników fantastyki jeździ masa młodych ludzi którzy jeszcze czytają ksiązki i o dziwo lubią o tym pogadać. (konwent daje więc namiastkę wieczorków literackich).

-można twórczo wykorzystać swoje zainteresowania i jeszcze zarobić na tym że ma się nietuzinkowe hobby. Jeśli ktoś lubi czytać dziwne nietuzinkowe lektury ma dodatkowe bonusy.

b) wady

-ta robota wymaga cholernej samodyscypliny. Nikt nie stoi nad tobą z kijem ale zrobione być i tak musi. Na termin, przed terminem, w wariackim tempie.

-Ciężko się przebić, ciężko budować karierę, ciężko się utrzymać na górze.

-na początku trzeba harować a efekty są znikome. Potem trzeba nadal harować a efekty są niewiele lepsze. Dopiero po latach coś z tego wyniknie. Albo nie. Czasem pisze się kompletnie na ślepo nie wiedząc czy ktokolwiek zechce to czytać.

-czasem po napisaniu kilku książek pojawia się wypalenie. Jeśli ktoś poświęcił kilka lat na to by coś osiągnąć i nagle się potyka to jest tragedia. I może się źle skończyć. Czasem od nadmiaru myślenia zaczyna odwalać i koleś zamiast pisać zaczyna odczuwać „cierpienia świata” i gasi je gorzałą.

-kasa niektóre słabsze jednostki demoralizuje. I może być tragedia. Brak kasy – typowy dla początków tego zawodu też demoralizuje i też może być tragedia.

-wpływy są zazwyczaj bardzo nieregularne. Bywa że dziewczyny/żony etc. mają dość i odchodzą z dzianymi kolesiami w dresikach którzy „zapewnią im stabilizację”. Niekiedy teściowie robią piekło – uważając „artystę” za złą partię.

-karierę buduje się powoli, dziesięć lat to norma. Wygrywają nie najlepsi tylko najbardziej uparci. Tacy którzy walą w klawiaturę aż mur się zawali. Tacy którzy nie boją się roboty. Tacy którzy gotowi są poświęcić masę czasu na ćwiczenia.

-dziewczyny które czytają książki przeważnie mają więcej oleju w głowie od tych które tylko słuchają muzyki więc nie dają się bzykać nawet ulubionym pisarzom. ;)

*********************************************************************

ok. To wszystko co chciałem przekazać.

Drodzi i Zacni - zapraszam do dyskusji - tzn. pogadajcie a ja za 2-3 dni zaglądnę co naskrobaliście...

15
Andrzej Pilipiuk pisze:-dziewczyny które czytają książki przeważnie mają więcej oleju w głowie od tych które tylko słuchają muzyki więc nie dają się bzykać nawet ulubionym pisarzom. ;)
Daj spokój Andrzeju bo naprawdę zniechęcisz ludzi :D
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”