Filmy i czytane książki wdrożyły nas do myślenia pewnym schematem. Jest młody geniusz którego nie dostrzega świat. Tenże geniusz przez ¾ filmu bije się o swoje 5 minut by pokazać się światu. Oczywiście w końcu mu się to udaje i następuje happy-end – jego dzieło muzyczne czy literackie dostaje szansę, świat pada na kolana, sypią się worki dolarów… etc.
A potem jak to bywa - identyfikujecie się z tym bohaterem, postanawiacie zrealizować ten scenariusz w swoim życiu - jako młodzi geniusze ruszacie podbić świat i zamiast szansy dostajecie w łeb. Filmy i książki nauczyły was że tak na początku bywa. Wstajecie, otrzepujecie się znów ruszacie podbić i znowu - w łeb. Po piątym razie widzicie że coś jest nie tak. Albo dostajecie szansę hurra debiut i... ...i nic. A wydawca wtopił tyle że waszej drugiej książki zwyczajnie nie chce... Wyciągacie z tego wniosek że to nie jest kraj dla młodych geniuszy i że trzeba spróbować w Ameryce.
Czytaliście biografię Julesa Verne? Obszedł wielu wydawców. Wreszcie trafił na Hertzla. Ten mu dał za debiutancką książkę przyzwoitą zaliczkę i zaproponował stałą umowę – dwie podobne kaszki rocznie. Verne rzucił całkiem przyzwoitą robotę zaczął pisać jak wariat. Kupił dom, potem drugi - większy kolejno nabywał coraz fajniejsze jachty… Czytałem to mając 12 lat. Sądziłem że to pewien standard. Ale to tak nie działa. Zwłaszcza nie działa w naszych czasach. (gdy Verne debiutował wydawano we Francji może ze 150 powieści rocznie).
Scenariusz „od jednego strzału” nie jest zupełnie wykluczony – ale skrajnie mało prawdopodobny.
Sukces Sapkowskiego? Debiutował w „Fantastyce” – było to jedyne pismo tego typu w Polsce. Dodajmy poza nim prawie nikt nie pisał fantasy. Było to coś mocno odmiennego. Zauważalnego. Nakład sprzedany pisma w II poł. lat 80-tych – rzędu 150 tyś egz. Sapkowski puszczał tam kolejne opowiadania. Pierwsze podejście do debiutu książką było nieudane (wydawca spartolił) ale drugie już udane. Ale tu splotło się kilka czynników. Po pierwsze było te 150 tyś ludzi którzy Go już poznali. Z tego powiedzmy 5% było zainteresowanych by opowiadania o wiedźminie mieć w postaci tomiku stojącego na regale. Po drugiej – Kowalski – szef supernowej z czasów pracy w podziemnym wydawnictwie nova znał osobiście różnych michników – więc autor mógł liczyć na darmową promocję w największej wówczas polskiej gazecie codziennej. Po trzecie najpoważniejsi konkurenci F.W.Kres i Konrad.T.Lewandowski drukowali w oficynach krzakach – ich książki fantasy słabo funkcjonowały w świadomości czytelniczej. Po trzecie – Sapkowski miał oddanych akolitów w Fantastyce i cokolwiek nowego wydał uzyskiwał natychmiastowe wsparcie i niezbędne nagłośnienie kolejnych książek. Pamiętajcie: NIE BYŁO WTEDY NETU. Ta gazeta w pierwszej poł lat 90-tych była głównym zwornikiem naszego środowiska.
Sukces p. Doroty Masłowskiej? W mojej ocenie to był głównie sukces jej wydawcy. Facet miał umiejętności, trochę pieniędzy, oraz użyteczne znajomości. Powieść była w miarę przyzwoicie napisana. Trochę kontrowersyjna – ot na tyle by kolesie w TV mieli o czym dyskutować. Była też „po linii” mediów. Napompowano sukces. 145 tyś sprzedanych egz – jeśli dobrze pamiętam. („Narerturm” miało 50 tyś). P. Masłowska za debiutancką książkę mogła w tamtych czasach kupić mieszkanie w rodzinnym mieście. Wydawca zainwestował zarobione grosiwo w założenie czasopisma literackiego. Ale egzemplarze „wojny” walały się potem w jatkach przecenione bodaj do 4 zł za wydanie w twardej okładce.
W porównaniu z Sapkowskim – gwiazda błysła bardzo mocno i szybko zgasła… Autorka popełniła tragiczny błąd że nie wykorzystała szansy i nie wydała jak najszybciej kolejnej w miarę możliwości jeszcze lepszej książki. Sama nie zdawała sobie z tego sprawy. (cielęce prawo nie rozumieć mechanizmów – miała 19 lat – a nikt Jej nie wytłumaczył „co się dalej z tym robi”)(byłem na Jej spotkaniu autorskim w Warszawie – odniosłem wówczas wrażenie że jest mówiąc językiem wiejskim „bystra jak rozgrzane masło”…).
Ergo: patrząc obiektywnie. Sapkowski wygrał bo szedł konsekwentnie niewielkimi krokami do przodu. W chwili gdy pojawiła się szansa by iść na skróty wykorzystał ją. Miał tych skrótów kilka. Wydawali mu książki – gdy prawie nie wydawano polskich autorów. Zrobiono na je podstawie komiks – gdy nie rysowano komiksów na podstawie książek polskich autorów. Nie miał konkurencji na naszym rynku. Nakręcono film na podstawie jego książki – co się 20 lat temu nikomu nie przytrafiało i do dziś nie przytrafiło… Wszystko to dało mu ogromny potencjał reklamowy. Ale to nie był jeden szczęśliwy strzał – tylko przygotowanie artyleryjskie po którym nastąpiła ofensywa. I nie zabrakło mu amunicji -choć obiektywnie patrząc szczególnie pracowity to on nie jest. To co osiągnął to kilka szczęśliwych trafów ale głównie praca. Kilkuletnia praca na sukces. Potem wieloletnia praca na dzisiejszy sukces. (Po drodze i skróty i zakręty życiowe).
Jak ja to zrobiłem: podobnie jak Sapkowski tylko moja ścieżka była znacznie węższa, pod górę i nie było skrótów. I w przeciwieństwie do p.Doroty wiedziałem że gdy pojawiła się szansa - trzeba działać szybko. Ta moja szansa była mizerna. Tam gdzie Ona miała szeroki wyłom w ścianie skalnej ja miałem szczelinę...
Kluczem jest praca. Życzę każdemu żeby dostał od losu takie szanse jak Verne i Sapkowski – ale raczej się nie uda. Życzę każdemu by dostał szansę jak p.Masłowska – a jak dostanie żeby nie skiepścił tak dramatycznie jak Ona…
od jednego strzału
2Fajny artykuł Andrzeju.
Problem chyba w tym, że po pierwsze, piszący tutaj prawie zawsze zaczynają posiadając "normalną" pracę, co znacznie ogranicza czas (i siły) na pisanie. Po drugie, jednak trochę strach przy inwestycji powyżej wspomnianego czasu. Bo jeśli założymy nawet, że książka powstaje pół roku (a moim zdaniem dobra powstaje dłużej) to czwarta nieudana próba daje dwa zmarnowane lata życia.
Można zacisnąć zęby i próbować dalej, ale..
Uda się - okażesz się wytrwały i nieustępliwy.
Nie uda się - okażesz się upartym głupcem.
G.
Problem chyba w tym, że po pierwsze, piszący tutaj prawie zawsze zaczynają posiadając "normalną" pracę, co znacznie ogranicza czas (i siły) na pisanie. Po drugie, jednak trochę strach przy inwestycji powyżej wspomnianego czasu. Bo jeśli założymy nawet, że książka powstaje pół roku (a moim zdaniem dobra powstaje dłużej) to czwarta nieudana próba daje dwa zmarnowane lata życia.
Można zacisnąć zęby i próbować dalej, ale..
Uda się - okażesz się wytrwały i nieustępliwy.
Nie uda się - okażesz się upartym głupcem.
Nie, do dziś to już się przytrafiło kilkukrotnie (choć może nie w fantastyce). Choćby ekranizacja wspomnianej "Wojny..." czy "Ślepnąc od świateł" Kuby Żulczyka.
G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
od jednego strzału
3Tu jest wszystko, jak to zrobić...
- Jo Nesbo
A jak nie mamy tego SZCZĘŚCIA, to też można z tym żyć
Tylko na tym forum jest przynajmniej kilkanaście osób z wystrczającymi umiejętnościami, żeby się wspiąć na najwyższą półkę. Pozostaje wymyśleć dobrą historię i nietuzinkowego bohatera. Pisanie samo w sobie powinno być robione dla przyjemności, bo ilu znacie sławnych kucharzy, kierowców czy nauczycieli, którzy zdobyli sławę i pieniądze. Pisać, próbować wydawać i czekać na to SZCZĘŚCIE, a jak komuś zabraknie cierpliwości wysłać kupon lotto... takie samo prawdopodobieństwo, że skończycie jak Nesbo.
- Jo Nesbo
A jak nie mamy tego SZCZĘŚCIA, to też można z tym żyć

Tylko na tym forum jest przynajmniej kilkanaście osób z wystrczającymi umiejętnościami, żeby się wspiąć na najwyższą półkę. Pozostaje wymyśleć dobrą historię i nietuzinkowego bohatera. Pisanie samo w sobie powinno być robione dla przyjemności, bo ilu znacie sławnych kucharzy, kierowców czy nauczycieli, którzy zdobyli sławę i pieniądze. Pisać, próbować wydawać i czekać na to SZCZĘŚCIE, a jak komuś zabraknie cierpliwości wysłać kupon lotto... takie samo prawdopodobieństwo, że skończycie jak Nesbo.
od jednego strzału
4zaciekawiasz nastomek3000xxl pisze:Tylko na tym forum jest przynajmniej kilkanaście osób z wystrczającymi umiejętnościami, żeby się wspiąć na najwyższą półkę.

z całym szacunkiem do wszystkich, łącznie z fioletowymi - to raczej nikt z nas

Ja też nie. Może Navajero - w jego prozie widzę chyba ten błysk.
hmm... eee... pomidorPozostaje wymyśleć dobrą historię i nietuzinkowego bohatera.

*
Po pierwsze trzeba wymyślić... Tu jest pies pogrzebany.
Mam trzech dobrze wymyślonych głównych bohaterów którymi orzę w opowiadaniach. O Wędrowyczu napisałem ok 150, o Skórzewskim będzie około 20, o Stormie ok 30. Historie o nich chyba też niezłe - ludzie chwalą. Ergo: 3 mocnych bohaterów wymyślonych przez ee... ćwierć wieku. Gier komputerowych brak, ekranizacji brak, plastikowych figurek postaci też nie robią...
Albo inaczej - nawet nie trzeba wymyślać - można grzebnąć w historii, znaleźć tam gotowego fascynującego bohatera, gotową fabułę z jego życia, albo skupić się na fajnym epizodzie z tego życiorysu. Wszystko jest na tacy wystarczy odkurzyć... Centkiewicz napisał powieść o Nansenie. Dobrą. Miała co najmniej 4 wydania - myślę że w PRL-u zeszło z ćwierć miliona egzemplarzy. Odkurzono ostatnio postać Kazimierza Nowaka, napisać powieść o Ossendowskim albo Goetlu? Czemu nie.
Abo taki Michał Szurmiński - wielki bohater czy wielki hochsztapler? Można napisać o nim na poważnie, można na wesoło...
Brzmi prosto? Jasne. W teorii wszystko jest poste. A potem przychodzi rzeczywistość z wielką dębową pałą...
*
Udowadniałem wyżej. Nie wystarczy mieć dobrą książkę. To jest splot masy czynników.
można co najwyżej minimalizować ryzyko i zwiększać prawdopodobieństwo sukcesów.
hmm... i co by tu napisać żeby nie niszczyć młodemu człowiekowi marzeń?Pisanie samo w sobie powinno być robione dla przyjemności,

Added in 5 minutes 23 seconds:
Szukałem wydawcy 5 lat.Godhand pisze: to czwarta nieudana próba daje dwa zmarnowane lata życia.
Można zacisnąć zęby i próbować dalej, ale..
Uda się - okażesz się wytrwały i nieustępliwy.
Nie uda się - okażesz się upartym głupcem.
Gdy znalazłem miałem o samym Wędorwyczu materiał na 4 książki, opowiadań bez wędrowycza na prawie cały tom ("2586 kroków to prawie wyłącznie "szufladowe"), do tego połowę pierwszego tomu Kuzynek, 2/3 Operacji dzień Wskrzeszenia. I nieudaną "największą tajemnicę ludzkości"
To dorobek z lat 1995-2001
(Norweskiego Dziennika nie liczę bo powstał wcześniej).
(19 tomów samochodzika też nie liczę).
od jednego strzału
5tomek3000xxl, ale po cholerę pisać na najwyższą półkę?Andrzej Pilipiuk pisze:tomek3000xxl pisze:Tylko na tym forum jest przynajmniej kilkanaście osób z wystrczającymi umiejętnościami, żeby się wspiąć na najwyższą półkę.
z całym szacunkiem do wszystkich, łącznie z fioletowymi - to raczej nikt z nas![]()
Ja też nie. Może Navajero - w jego prozie widzę chyba ten błysk.


Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman
Neil R. Gaiman
od jednego strzału
6Z mojego researchu, interpretacji licznych przypadków odniesienia "sukcesu" (pamiętać należy, że dla każdego sukcesem jest coś innego
), biografii "ludzi sukcesu" (w tym po prostu specjalistów w swoim fachu, bo na tym się koncentrowałem zamiast na rozpoznawalności), licznych złotych środków na sukces (kołcze i ich poradniki, kursy online i inne takie zabawne rzeczy) czy własnych doświadczeń (skromnych, ale jednak
) wynika, że sukcesu nie odnosi człowiek, który goni za sukcesem
W większości przypadków tych ludzi pcha do przodu wewnętrzna pasja, potrzeba stworzenia tego czy owego. Ich praca często latami nie przynosi spodziewanych efektów, ale przez swój opór, determinację (czasem nawet głupotę) i cierpliwość dostają w końcu swój złoty strzał.
Nie zawsze ich sukces jest komercyjnym sukcesem, ale z drugiej strony osiągają zamierzony cel. Czasem ktoś im ten sukces podkradnie (zdaje się, ze Verne był mocno dojony przez swojego wydawcę, na niezbyt uczciwych warunkach), ale swoje osiągają.
Więc... jeżeli piszesz, bo pisać musisz... bez tego żyć nie potrafisz... i nie przeszkadza Ci kolejny maszynopis na dnie szuflady to w zasadzie jesteś na dobrej drodze. Pozostaje doskonalić warsztat, rozglądać się za okazjami do wykorzystania i za bardzo nie oglądać się na innych.
A dróg jest wiele. Sapkowski, Pilipiuk, Masłowska, Mróz, Bonda, Tokarczuk, Twardoch, Kres, Lem, Wańkowicz, Duszyński czy nawet nasi koledzy z forum-autorzy - każdy doszedł tam gdzie stoi inną drogą. W zasadzie też każdy z nich osiągnął sukces.
Są pewne realia, w których się obracamy wszyscy i warto mieć ich świadomość. Ale też niech ta wiedza nie podcina Wam skrzydeł



W większości przypadków tych ludzi pcha do przodu wewnętrzna pasja, potrzeba stworzenia tego czy owego. Ich praca często latami nie przynosi spodziewanych efektów, ale przez swój opór, determinację (czasem nawet głupotę) i cierpliwość dostają w końcu swój złoty strzał.
Nie zawsze ich sukces jest komercyjnym sukcesem, ale z drugiej strony osiągają zamierzony cel. Czasem ktoś im ten sukces podkradnie (zdaje się, ze Verne był mocno dojony przez swojego wydawcę, na niezbyt uczciwych warunkach), ale swoje osiągają.
Więc... jeżeli piszesz, bo pisać musisz... bez tego żyć nie potrafisz... i nie przeszkadza Ci kolejny maszynopis na dnie szuflady to w zasadzie jesteś na dobrej drodze. Pozostaje doskonalić warsztat, rozglądać się za okazjami do wykorzystania i za bardzo nie oglądać się na innych.
A dróg jest wiele. Sapkowski, Pilipiuk, Masłowska, Mróz, Bonda, Tokarczuk, Twardoch, Kres, Lem, Wańkowicz, Duszyński czy nawet nasi koledzy z forum-autorzy - każdy doszedł tam gdzie stoi inną drogą. W zasadzie też każdy z nich osiągnął sukces.
Są pewne realia, w których się obracamy wszyscy i warto mieć ich świadomość. Ale też niech ta wiedza nie podcina Wam skrzydeł

od jednego strzału
7Ale to nie jest odpowiedź na moje wątpliwości.Andrzej Pilipiuk pisze: Szukałem wydawcy 5 lat.
Gdy znalazłem miałem o samym Wędorwyczu materiał na 4 książki, opowiadań bez wędrowycza na prawie cały tom ("2586 kroków to prawie wyłącznie "szufladowe"), do tego połowę pierwszego tomu Kuzynek, 2/3 Operacji dzień Wskrzeszenia. I nieudaną "największą tajemnicę ludzkości"
To dorobek z lat 1995-2001
Udało Ci się - chwała Ci i gratulacje.
Pytanie brzmi: czy miałeś plan B jak się NIE UDA?
I drugie, co myślałbyś o zainwestowanym w pisanie czasie, gdyby się nie udało?
G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
od jednego strzału
8Pisanie to był plan C.Godhand pisze:
Pytanie brzmi: czy miałeś plan B jak się NIE UDA?
Plany A i B nie wypaliły.
pewnikiem że miałem nietuzinkowe hobby...
I drugie, co myślałbyś o zainwestowanym w pisanie czasie, gdyby się nie udało?
G.
Added in 3 minutes 10 seconds:
tak mniej więcej wygląda mój przypadek.Raptor pisze: Ich praca często latami nie przynosi spodziewanych efektów, ale przez swój opór, determinację (czasem nawet głupotę) i cierpliwość dostają w końcu swój złoty strzał.
[/quote][/quote]są pewne realia, w których się obracamy wszyscy i warto mieć ich świadomość. Ale też niech ta wiedza nie podcina Wam skrzydeł
gdy zaczynałem publikować opowiadana dowiedziałem się że nikomu poza Sapkowskim nie udaje się żyć z pisania fantastyki i że nie znosi się na zmiany w przewidywalnej przyszłości...
od jednego strzału
9W smutnym tonie rozgrywa się ta dyskusja, choć faktycznie rzeczywistość wydawnicza nie napawa optymizmem. Gdybym mógł wrzucić trzy grosze do tej dyskusji, to powiem tylko tyle. Wydałem cztery powieści kryminalne w nieszczególnie wysokim nakładzie. Wydawca choć niewielki, chce mnie dalej wydawać, bo sprzedaż jest na tyle zadowalająca, że przynajmniej zwracam mu koszty. Staram się robić promocję na własną rękę na tyle, na ile potrafię, choć ciężko mi to idzie (nikt mnie na to nie przygotował ;-), myślałem że wystarczy tylko pisać). Po trzeciej wydanej powieści poczułem się na tyle pewnie, że postanowiłem uderzyć do topowych wydawców z moimi wcześniejszymi powieściami oraz z jedną nową (na którą nie mam umowy z moim wydawcą). Pomyślałem, że wydany pisarz, to jest coś i jeśli nie teraz to kiedy. Efekt identyczny, jak przed debiutem. Cisza i kamień w wodę. Nie zrażam się jednak i robię swoje (w szufladzie siedem niewydanych powieści). W moim obecnym stanie, przy pracy na etacie, jestem w stanie pisać dwie książki rocznie. Pomysłów na kilka powieści jeszcze mam. Może w Oldze Tokarczuk nadzieja na ożywienie rynku :-)
Wojciech Kulawski - strona autorska: http://wojciechkulawski.pl
od jednego strzału
10Nie ma co tragizować, jednemu jest łatwiej, innemu trudniej, każdemu potrzeba odrobiny szczęścia. Ja nigdy nie myślałem o pisaniu książek, zamieściłem w NF kilka tekstów i bez jakichkolwiek moich starań, zgłosiły się do mnie dwa wydawnictwa. Wybrałem Fabrykę, bo była pierwsza i chyba znowu miałem szczęście, bo firma wyrosła na wydawniczego giganta ( jak na polskie warunki rzecz jasna).
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
od jednego strzału
11Chodzi mi o wysokonakładową sprzedaż...
Jest tu sporo ludzi z bardzo dobrym wrsztatem i gdyby dodać do tego unikatową historię i ciekawych bohaterów wszystko wtedy jest możliwe

Added in 4 minutes 11 seconds:
Trzeba zaskoczyć swoim pisaniem. Jak ludziom wybuchną dupska przy czytaniu, to i chętny redaktor się znajdzie.

od jednego strzału
12Miło mi, że czytałeś coś mojego, obyAndrzej Pilipiuk pisze: z całym szacunkiem do wszystkich, łącznie z fioletowymi - to raczej nikt z nas![]()
Ja też nie. Może Navajero - w jego prozie widzę chyba ten błysk.

Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
od jednego strzału
13Gdzie nie jest praca kluczem? Tyle tylko, że mi to podejście jakoś psuje nastrój do pisania. Wszystko to zostaje sprowadzone do 5 groszy za zdanie i prześcigania się ile kto wbił dziś słów w klawiaturę (bo respekt na SB to też pewien kapitał). Pisanie jako inwestycja czasu, że złapię Goda za słówko. A przecież z tą muzą można bez pieniędzy poflirtować.
Wiadomo, jeść się chce. Jednak ten kult trudu i krzyżowania się na własnej literacko-finansowej udręce jest taki, tfu, tfu, korporacyjny. Dla przyjemności aktu tworzenia dziś piszą tylko naiwniacy, prawdziwi Pisarze/rki koszą kasę jak kombajn Bizon pszenżyto. I ten zeitgeist jest widoczny nawet tu. Każdy słowo na Wery, krokiem do literackiej kariery. Bo inaczej po co pisać? Jakby jedynym spełnieniem w tym procesie było przeliczenie słowa na monetę i pisk fanek pod sceną. Ok, może niektórzy tego chcą, ale nie wszyscy. I dla mnie to taki trochę znak czasów, że ci nie wszyscy to mniejszość. Prawdziwi grafomani to wymierający gatunek. Szkoda.
od jednego strzału
14Bez przesady, nikt Ci nie każe pisać od rana do nocy. Ja wbijam dziennie 3 k, i rzadko kiedy więcej, bo uznałem, że większa ilość znaków psuje mi jakość, a tego nie chcę. Jednak takie zaangażowanie ( parę godzin dziennie), budzi chęć, aby uzyskać z tego pisania jakąś satysfakcję, także finansową. I nie ma w tym niczego złego. Jak i w piskach fanek
Trzeba po prostu zachować zdrowy rozsądek.

Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
od jednego strzału
15Iwar, moim zdaniem pokutuje tutaj powszechne rozumienie pracy jako odbębnienia swoich ośmiu godzin, pięć razy w tygodniu, aby na koniec miesiąca dostać wypłatę. I gdybym miał tak pisać, to od razu bym się poddał i zajął czymś innym.
Za to jeśli spojrzymy na pisanie jako zajęcie, któremu oddajemy się regularnie i traktujemy poważnie, to dużo bardziej zaczyna przypominać pracę, niż np. hobby. By pisać na dobrym poziomie i mieć szansę wydawać książki trzeba się bez przerwy uczyć, poprawiać i przeznaczyć na to zauważalną ilość czasu by tworzyć w sensownym tempie. Chyba że kogoś w zupełności zadowala jedna publikowalna lub nie książka raz na dziesięć lat. Pod tym względem, zaangażowania, pisanie jest pracą.
Jeśli chodzi o pisanie jako główne źródło dochodu, to i tak większość z nas nie pójdzie tą drogą
Za to jeśli spojrzymy na pisanie jako zajęcie, któremu oddajemy się regularnie i traktujemy poważnie, to dużo bardziej zaczyna przypominać pracę, niż np. hobby. By pisać na dobrym poziomie i mieć szansę wydawać książki trzeba się bez przerwy uczyć, poprawiać i przeznaczyć na to zauważalną ilość czasu by tworzyć w sensownym tempie. Chyba że kogoś w zupełności zadowala jedna publikowalna lub nie książka raz na dziesięć lat. Pod tym względem, zaangażowania, pisanie jest pracą.
Jeśli chodzi o pisanie jako główne źródło dochodu, to i tak większość z nas nie pójdzie tą drogą
