Panie! Drukujemy!- ile czekaliście?

7
mrs.durst1 pisze:
Navajero pisze: Jeden - dwa dni. Nie pamiętam dokładnie, ale bardzo szybko. Tekst do NF.
O kurde to chyba jakiś rekord. Ile lat temu?
Dawno, kilkanaście lat temu, kiedy rednaczem był Maciek Parowski.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Panie! Drukujemy!- ile czekaliście?

8
Cerro pisze: Ale chodzi o druk książki po przyjęciu do wydania, redakcji, itp.? To po trzech latach. :P Chociaż mój przypadek jest raczej wybitnie niefajny pod tym względem.
Dzieciaki drogie co Wy wiecie o życiu... :roll:

Moja historia :>

mam na koncie kilka pierwszych opowiadań sprzedanych gazetom. Cool. mam też kupę takich które gazety by może i wzięły ale nie są z gumy i nie zmieszczą. Składam książkę - 300 stron. drukuję (to nie było wtedy łatwe) nalepiam znaczki - przesłany maszynopis, mija osiem może dziesięć miesięcy - zaproszenie na rozmowę. rozmowa średnio konkretna zaoferowana stawka i sugerowany nakład kompletnie dziadowskie.

drugie wydawnictwo - teoretycznie poważniejsze - pół roku czytają. Potem rozmowy. stawka podobnie dziadowska - ale zazwyczaj ich dystrybucja jest lepsza. Ergo: szansa.

Tylko że chcą to wydać w niszowej serii "współczesna proza polska". Staję okoniem. Redaktor się obraża. Książkę przejmuje inny dział. Dziadowska zaliczka i umowa że wydadzą w ciągu ...pięciu lat. (obiecują że to tylko formalny zapis i za kilka miesięcy książka będzie). Po dwu latach nie ma jeszcze zrobionej redakcji. "Pani szefowa" na protesty oświadcza: "nie podoba się oddaj zaliczkę i won". Oddaję zaliczkę - wybieram won.

w tej samej firmie podobnie potraktowany wybrał "won" agent jakiejś tam Rowling.

Minęły dwa lata z hakiem. Nie widać perspektyw ale ciągle piszę trochę -do czasopism a głównie do szuflady. Mam już półtora tysiąca stron znormallizowanych (jakieś 2,5 miliona znaków) prozy której nikt nie chce. Prawie nikt. Przepisuję z rekopisów i dopieszczam "Norweski dziennik" i też bym go chętnie wydał. Bez szans.

Trzecie wydawnictwo - może by i wydali. Redaktor od fantastyki zna wędrowycza, przeczytał maszynopis "dziennika" - jest pod wrażeniem ale zdradza po cichu że firma dołuje - może wydadzą jedną książkę z proponowanych trzech ale zaraz potem ich nie będzie. Wycofuję się a scenariusz sprawdza się w ciągu roku co do joty.

Czwarte wydawnictwo sytuacja taka ża pod mieszkaniem mojego dziadka jest wypalona kawalerka do kupienia za grosze. Remonować umiem - dam radę to ogarnąć. wysyłam propozycję: wypłacicie mi 40 tyś gotówką za 2 miliony znaków a ja oddaję wam oddaję prawa na 5 lat - ile natłuczenie - WASZE. Odpisuje mi sam główny szef. Pisze że zna moje teksty z Fenixa i Fantastyki i że to bardzo dobra propozycja tylko że wydawnictwa już nie ma - właśnie popłynął i wchodzi mu komornik.

Piąte wydawnictwo. Dają 3k zaliczki. umowa przewiduje że książka ukaże się w ciągu 6 miesięcy. Robią okładkę (taka sobie - choć z pomysłem) robią częściową redakcję. I plajtują. Nie wydali, ale zaliczka zostaje :> do dziś ich lubię ;)

W międzyczasie wysyłałem maszynopisy do kilku wydawnictw poza branżowych. Olewka totalna.

Jesienią 2001r spiknąłem się z "Fabryką Słów". Gdy zaczynałem chodzić był rok 1997. Publikacja nastąpiła zimą 2001/2002.

5 lat straconych przez głupotę redaktorów. :roll:
dodam: w tym czasie sam odwaliłem całą robotę reklamową - puściłem kilkadziesiąt tekstów w czasopismach i zinach konwentowych. Ludzie mnie kojarzyli na spotkaniach były non sto pytania "kiedy książka o wędrowyczu". Fabryka przyszła na dobrze przygotowany grunt.

Napisałem też w tych latach trzy powieści ("Czarownik Iwanow", "Hotel pod łupieżcą" i "Największa tajemnica ludzkości")- których nikt nie chciał. (tej ostatniej może i słusznie nie chciał). I dwa tomy "Operacji dzień wskrzeszenia" - które wysłałem do kilku wydawnictw młodzieżowych z propozycją "to jest próbka dwa pierwsze tomy cyklu 12 - 16 - tomów. Chcę 4 tyś za maszynopis, dostarczę 4 maszynopisy rocznie, prawa macie na 5 lat ile natłuczenie, sprzedacie, zarobicie - WASZE". Odpisał mi jeden - potentat w branży - "książka fajna ale żądania finansowe kompletnie nierealne".

Pisałem też rocznie 3-5 tomów kontynuacji Samochodzika i z tego żyłem.

*

W chwili gdy ukazał się pierwszy wędrowycz (tj. po 4-5 miesiącach od premiery) pewne spore wydawnictwo próbowało mnie podkupić.

Dostałem też w ciąg kolejnych 4-5 lat meile od wszystkich (jeden wyjątek) niedoszłych wydawców - utrzymane w duchu "kochany mistrzu popełniliśmy tragiczną pomyłkę".

Przychodziły też meile od redaktorów którzy rozstawszy się z dotychczasowymi pracodawcami próbowali zakładać własne wydawnictwa. Jeden tłumaczył że jego były chlebodawca był za głupi by mnie docenić a on zawsze był po mojej stronie... (ech - ciut inaczej to zapamiętałem). :twisted:

Judasz rekordowy co chciał przyjść na gotowe zaoferował solidny worek srebrników (a konkretnie to 80k) żebym olał fabrykę przeszedł do nich. :roll:

Panie! Drukujemy!- ile czekaliście?

9
Andrzej Pilipiuk pisze:
Cerro pisze: Ale chodzi o druk książki po przyjęciu do wydania, redakcji, itp.? To po trzech latach. :P Chociaż mój przypadek jest raczej wybitnie niefajny pod tym względem.
Dzieciaki drogie co Wy wiecie o życiu... :roll:

Moja historia :>

mam na koncie kilka pierwszych opowiadań sprzedanych gazetom. Cool. mam też kupę takich które gazety by może i wzięły ale nie są z gumy i nie zmieszczą. Składam książkę - 300 stron. drukuję (to nie było wtedy łatwe) nalepiam znaczki - przesłany maszynopis, mija osiem może dziesięć miesięcy - zaproszenie na rozmowę. rozmowa średnio konkretna zaoferowana stawka i sugerowany nakład kompletnie dziadowskie.

drugie wydawnictwo - teoretycznie poważniejsze - pół roku czytają. Potem rozmowy. stawka podobnie dziadowska - ale zazwyczaj ich dystrybucja jest lepsza. Ergo: szansa.

Tylko że chcą to wydać w niszowej serii "współczesna proza polska". Staję okoniem. Redaktor się obraża. Książkę przejmuje inny dział. Dziadowska zaliczka i umowa że wydadzą w ciągu ...pięciu lat. (obiecują że to tylko formalny zapis i za kilka miesięcy książka będzie). Po dwu latach nie ma jeszcze zrobionej redakcji. "Pani szefowa" na protesty oświadcza: "nie podoba się oddaj zaliczkę i won". Oddaję zaliczkę - wybieram won.

w tej samej firmie podobnie potraktowany wybrał "won" agent jakiejś tam Rowling.

Minęły dwa lata z hakiem. Nie widać perspektyw ale ciągle piszę trochę -do czasopism a głównie do szuflady. Mam już półtora tysiąca stron znormallizowanych (jakieś 2,5 miliona znaków) prozy której nikt nie chce. Prawie nikt. Przepisuję z rekopisów i dopieszczam "Norweski dziennik" i też bym go chętnie wydał. Bez szans.

Trzecie wydawnictwo - może by i wydali. Redaktor od fantastyki zna wędrowycza, przeczytał maszynopis "dziennika" - jest pod wrażeniem ale zdradza po cichu że firma dołuje - może wydadzą jedną książkę z proponowanych trzech ale zaraz potem ich nie będzie. Wycofuję się a scenariusz sprawdza się w ciągu roku co do joty.

Czwarte wydawnictwo sytuacja taka ża pod mieszkaniem mojego dziadka jest wypalona kawalerka do kupienia za grosze. Remonować umiem - dam radę to ogarnąć. wysyłam propozycję: wypłacicie mi 40 tyś gotówką za 2 miliony znaków a ja oddaję wam oddaję prawa na 5 lat - ile natłuczenie - WASZE. Odpisuje mi sam główny szef. Pisze że zna moje teksty z Fenixa i Fantastyki i że to bardzo dobra propozycja tylko że wydawnictwa już nie ma - właśnie popłynął i wchodzi mu komornik.

Piąte wydawnictwo. Dają 3k zaliczki. umowa przewiduje że książka ukaże się w ciągu 6 miesięcy. Robią okładkę (taka sobie - choć z pomysłem) robią częściową redakcję. I plajtują. Nie wydali, ale zaliczka zostaje :> do dziś ich lubię ;)

W międzyczasie wysyłałem maszynopisy do kilku wydawnictw poza branżowych. Olewka totalna.

Jesienią 2001r spiknąłem się z "Fabryką Słów". Gdy zaczynałem chodzić był rok 1997. Publikacja nastąpiła zimą 2001/2002.

5 lat straconych przez głupotę redaktorów. :roll:
dodam: w tym czasie sam odwaliłem całą robotę reklamową - puściłem kilkadziesiąt tekstów w czasopismach i zinach konwentowych. Ludzie mnie kojarzyli na spotkaniach były non sto pytania "kiedy książka o wędrowyczu". Fabryka przyszła na dobrze przygotowany grunt.

Napisałem też w tych latach trzy powieści ("Czarownik Iwanow", "Hotel pod łupieżcą" i "Największa tajemnica ludzkości")- których nikt nie chciał. (tej ostatniej może i słusznie nie chciał). I dwa tomy "Operacji dzień wskrzeszenia" - które wysłałem do kilku wydawnictw młodzieżowych z propozycją "to jest próbka dwa pierwsze tomy cyklu 12 - 16 - tomów. Chcę 4 tyś za maszynopis, dostarczę 4 maszynopisy rocznie, prawa macie na 5 lat ile natłuczenie, sprzedacie, zarobicie - WASZE". Odpisał mi jeden - potentat w branży - "książka fajna ale żądania finansowe kompletnie nierealne".

Pisałem też rocznie 3-5 tomów kontynuacji Samochodzika i z tego żyłem.

*

W chwili gdy ukazał się pierwszy wędrowycz (tj. po 4-5 miesiącach od premiery) pewne spore wydawnictwo próbowało mnie podkupić.

Dostałem też w ciąg kolejnych 4-5 lat meile od wszystkich (jeden wyjątek) niedoszłych wydawców - utrzymane w duchu "kochany mistrzu popełniliśmy tragiczną pomyłkę".

Przychodziły też meile od redaktorów którzy rozstawszy się z dotychczasowymi pracodawcami próbowali zakładać własne wydawnictwa. Jeden tłumaczył że jego były chlebodawca był za głupi by mnie docenić a on zawsze był po mojej stronie... (ech - ciut inaczej to zapamiętałem). :twisted:

Judasz rekordowy co chciał przyjść na gotowe zaoferował solidny worek srebrników (a konkretnie to 80k) żebym olał fabrykę przeszedł do nich. :roll:
.

Wow, no to historia ciekawa.

Panie! Drukujemy!- ile czekaliście?

10
Andrzej Pilipiuk pisze:
Dzieciaki drogie co Wy wiecie o życiu... :roll:

Moja historia :>
(...)
Dzięki endrju <3
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Panie! Drukujemy!- ile czekaliście?

11
Andrzej Pilipiuk pisze:
Cerro pisze: Ale chodzi o druk książki po przyjęciu do wydania, redakcji, itp.? To po trzech latach. :P Chociaż mój przypadek jest raczej wybitnie niefajny pod tym względem.
Dzieciaki drogie co Wy wiecie o życiu... :roll:

Moja historia :>

mam na koncie kilka pierwszych opowiadań sprzedanych gazetom. Cool. mam też kupę takich które gazety by może i wzięły ale nie są z gumy i nie zmieszczą. Składam książkę - 300 stron. drukuję (to nie było wtedy łatwe) nalepiam znaczki - przesłany maszynopis, mija osiem może dziesięć miesięcy - zaproszenie na rozmowę. rozmowa średnio konkretna zaoferowana stawka i sugerowany nakład kompletnie dziadowskie.

drugie wydawnictwo - teoretycznie poważniejsze - pół roku czytają. Potem rozmowy. stawka podobnie dziadowska - ale zazwyczaj ich dystrybucja jest lepsza. Ergo: szansa.

Tylko że chcą to wydać w niszowej serii "współczesna proza polska". Staję okoniem. Redaktor się obraża. Książkę przejmuje inny dział. Dziadowska zaliczka i umowa że wydadzą w ciągu ...pięciu lat. (obiecują że to tylko formalny zapis i za kilka miesięcy książka będzie). Po dwu latach nie ma jeszcze zrobionej redakcji. "Pani szefowa" na protesty oświadcza: "nie podoba się oddaj zaliczkę i won". Oddaję zaliczkę - wybieram won.

w tej samej firmie podobnie potraktowany wybrał "won" agent jakiejś tam Rowling.

Minęły dwa lata z hakiem. Nie widać perspektyw ale ciągle piszę trochę -do czasopism a głównie do szuflady. Mam już półtora tysiąca stron znormallizowanych (jakieś 2,5 miliona znaków) prozy której nikt nie chce. Prawie nikt. Przepisuję z rekopisów i dopieszczam "Norweski dziennik" i też bym go chętnie wydał. Bez szans.

Trzecie wydawnictwo - może by i wydali. Redaktor od fantastyki zna wędrowycza, przeczytał maszynopis "dziennika" - jest pod wrażeniem ale zdradza po cichu że firma dołuje - może wydadzą jedną książkę z proponowanych trzech ale zaraz potem ich nie będzie. Wycofuję się a scenariusz sprawdza się w ciągu roku co do joty.

Czwarte wydawnictwo sytuacja taka ża pod mieszkaniem mojego dziadka jest wypalona kawalerka do kupienia za grosze. Remonować umiem - dam radę to ogarnąć. wysyłam propozycję: wypłacicie mi 40 tyś gotówką za 2 miliony znaków a ja oddaję wam oddaję prawa na 5 lat - ile natłuczenie - WASZE. Odpisuje mi sam główny szef. Pisze że zna moje teksty z Fenixa i Fantastyki i że to bardzo dobra propozycja tylko że wydawnictwa już nie ma - właśnie popłynął i wchodzi mu komornik.

Piąte wydawnictwo. Dają 3k zaliczki. umowa przewiduje że książka ukaże się w ciągu 6 miesięcy. Robią okładkę (taka sobie - choć z pomysłem) robią częściową redakcję. I plajtują. Nie wydali, ale zaliczka zostaje :> do dziś ich lubię ;)

W międzyczasie wysyłałem maszynopisy do kilku wydawnictw poza branżowych. Olewka totalna.

Jesienią 2001r spiknąłem się z "Fabryką Słów". Gdy zaczynałem chodzić był rok 1997. Publikacja nastąpiła zimą 2001/2002.

5 lat straconych przez głupotę redaktorów. :roll:
dodam: w tym czasie sam odwaliłem całą robotę reklamową - puściłem kilkadziesiąt tekstów w czasopismach i zinach konwentowych. Ludzie mnie kojarzyli na spotkaniach były non sto pytania "kiedy książka o wędrowyczu". Fabryka przyszła na dobrze przygotowany grunt.

Napisałem też w tych latach trzy powieści ("Czarownik Iwanow", "Hotel pod łupieżcą" i "Największa tajemnica ludzkości")- których nikt nie chciał. (tej ostatniej może i słusznie nie chciał). I dwa tomy "Operacji dzień wskrzeszenia" - które wysłałem do kilku wydawnictw młodzieżowych z propozycją "to jest próbka dwa pierwsze tomy cyklu 12 - 16 - tomów. Chcę 4 tyś za maszynopis, dostarczę 4 maszynopisy rocznie, prawa macie na 5 lat ile natłuczenie, sprzedacie, zarobicie - WASZE". Odpisał mi jeden - potentat w branży - "książka fajna ale żądania finansowe kompletnie nierealne".

Pisałem też rocznie 3-5 tomów kontynuacji Samochodzika i z tego żyłem.

*

W chwili gdy ukazał się pierwszy wędrowycz (tj. po 4-5 miesiącach od premiery) pewne spore wydawnictwo próbowało mnie podkupić.

Dostałem też w ciąg kolejnych 4-5 lat meile od wszystkich (jeden wyjątek) niedoszłych wydawców - utrzymane w duchu "kochany mistrzu popełniliśmy tragiczną pomyłkę".

Przychodziły też meile od redaktorów którzy rozstawszy się z dotychczasowymi pracodawcami próbowali zakładać własne wydawnictwa. Jeden tłumaczył że jego były chlebodawca był za głupi by mnie docenić a on zawsze był po mojej stronie... (ech - ciut inaczej to zapamiętałem). :twisted:

Judasz rekordowy co chciał przyjść na gotowe zaoferował solidny worek srebrników (a konkretnie to 80k) żebym olał fabrykę przeszedł do nich. :roll:
Bez przesady - pisałam siedem lat, zanim ktoś przyjął cokolwiek.
Znam twoją historię i podziwiam za wytrwałość, ale jak patrzę na ludzi, którzy też debiutują, a klepią książkę-dwie rocznie, to jednak myślę że to moje kilka lat bujania się od przyjęcia do wyjścia to jednak sporo na dzień dzisiejszy. ;)
Ale ja mam robotę, normalnie płatną, gdzie mnie normalnie traktują - dla mnie relacje na rynku wydawniczym to trochę jednak momentami patola, ale tu niekorzystne popyt-podaż chyba zwyczajnie robią swoje.
jestem zabawna i mam pieski

Panie! Drukujemy!- ile czekaliście?

12
Jeśli chodzi o moją historię, to odpowiedź Wydawnictwa CM, że wydadzą, nastąpiła po jednym dniu. Oczywiście, nie licząc wcześniejszych prób wysłania innych tekstów zarówno do tego wydawnictwa jak i do innych, które opisałem w moim wątku.
Wydaje mi się, że zadziałał fart i trafienie w potrzebę (wydawnictwo otwierało nową serię). Trzeba robić swoje i nie kalkulować. Twój czas wcześniej, czy później nadejdzie.

PS. Powiedział ten cwany, któremu się udało.
Wojciech Kulawski - strona autorska: http://wojciechkulawski.pl

Panie! Drukujemy!- ile czekaliście?

13
W moim przypadku to było 5 dni. Po takim czasie dostałam maila z informacją, że jeśli jeszcze nie podpisałam umowy z innym wydawnictwem, to oni są bardzo zainteresowani. To było w maju. Obecnie redaguje się po raz drugi i będzie się składać. Premiera na początku przyszłego roku.
Everything happens for a reason

Panie! Drukujemy!- ile czekaliście?

14
imadoki pisze: W moim przypadku to było 5 dni. Po takim czasie dostałam maila z informacją, że jeśli jeszcze nie podpisałam umowy z innym wydawnictwem, to oni są bardzo zainteresowani. To było w maju. Obecnie redaguje się po raz drugi i będzie się składać. Premiera na początku przyszłego roku.
Jakie to wydawnictwo, jeśli można wiedzieć?
Karty przeszłości każdy tasuje, jak mu pasuje. ~ S.King, Ręka Mistrza
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron