Self pub i sens

46

Latest post of the previous page:

Do tej historii o złych redaktorach należy dodać jeszcze jedną - przynajmniej na gruncie fantastyki bardzo ważną. Jest otóż redaktor, selekcjoner tekstów zarazem. Niepolskich. I kupuje, publikuje w Polsce teksty, o których WIE, że się nie sprzedadzą. Ba, stworzył serię, w której właściwie programowo nie chodzi o sprzedaż, za to pokazuje ona naprawdę ciekawe rzeczy w fantastyce.
Drugie "ba". O jednym z autorów powiedział, że wie, że się u nas sprzedaje w 800 egzemplarzach, ale chce, żeby były jego książki obecne, bo on tego autora lubi. (I tak odkryłem jednego ze swoich ulubionych pisarzy....)
Słupki? Nie zawsze.
A trzecie "ba" - Wrotycz, mam osobistą prośbę, bo Ty dobrze piszesz, ale perspektywę rynku i redaktorów/wydawnictw masz potwornie wykolejoną :) otóż proszę Cię - weź przeczytaj "Geniusza" Berga. To o Maksie Perkinsie, redaktorze współpracującym z gigantami literatury (np. Fitzgerald, Hemingway). Tam jest dużo o realiach współpracy i jeszcze więcej o istocie/sensie redagowania. Przeczytaj, proszę. Zastanów się. Nie słuchaj współczesnych polskich szlochów albo wybuchów entuzjazmu, w zależności kto po której stronie stoi. Po Perkinsie i jego pracy kurz opadł, została czysta robota i jej skutki. Serio, przeczytaj :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Self pub i sens

47
Romecki pisze: A trzecie "ba" - Wrotycz, mam osobistą prośbę, bo Ty dobrze piszesz, ale perspektywę rynku i redaktorów/wydawnictw masz potwornie wykolejoną :)
No ma :) Zaproponowałbym jej, żeby najpierw coś wydała i zobaczyła sama jak to jest, a potem odsądzała redaktorów od czci i wiary, ale wtedy napisze, że znów excathedruję :P
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Self pub i sens

48
Dzięki za obszerną wypowiedź, bardzo mi pomogła, bardzo.
Andrzej Pilipiuk pisze: powiadają że wykształcenie nie piwo i nie musi być pełne...
Oczywiście, bywa że zdolny samouk zdobędzie pełniejszą wiedzą od kształcących się tradycyjnie.
Andrzej Pilipiuk pisze: na szczście niewiele u nas "książek - produktów"
Teza, która cieszy.
Andrzej Pilipiuk pisze: Zazwyczaj wydawnictwo ma swoją politykę - wydajemy to i to dla tych i dla tych. Nie "kształtuje się gustów" bo na prowadzenie takiej działalności potrzebny jest kapitał.
Czyli trzeba przed wysłaniem dzieła, zorientować się w jego polityce albo słać do nieprofilowych.
Andrzej Pilipiuk pisze: siadło kolegium redakcyjne opracowało ramy projektu. Potem wezwali Nienackiego i powiedzieli "ty nam to napiszesz". Tylko ze produkt końcowy - seria "Pan Samochodzik..." była zasadniczo odmienna od tego co wymyślili. Dostał ogólne wytyczne ale część olał, część pozmieniał - ergo: dał bardzo dużo od siebie. Znalem człowieka który przy tym był.
Ciekawe, zmienił zasadniczo, bo projekt był kiepski, czy po prostu nie chciał być pod tak konkretnym wpływem.

Twoje rozbudowane info o self pub - rzeczywiście utrąca wiele:) Dzięki, nie musiałeś.
Jacek Łukawski pisze: Andrzeju, podziwiam Twoją cierpliwość i wiarę, iż trafi to na podatny grunt.
Klasa VI pod zalesienie.
Romecki pisze: Do tej historii o złych redaktorach należy dodać jeszcze jedną - przynajmniej na gruncie fantastyki bardzo ważną. Jest otóż redaktor, selekcjoner tekstów zarazem. Niepolskich. I kupuje, publikuje w Polsce teksty, o których WIE, że się nie sprzedadzą. Ba, stworzył serię, w której właściwie programowo nie chodzi o sprzedaż, za to pokazuje ona naprawdę ciekawe rzeczy w fantastyce.
Drugie "ba". O jednym z autorów powiedział, że wie, że się u nas sprzedaje w 800 egzemplarzach, ale chce, żeby były jego książki obecne, bo on tego autora lubi. (I tak odkryłem jednego ze swoich ulubionych pisarzy....)
No na to, na to czekałam. Wiara się opłaca. Idealista z kapitałem. A ingeruje w struktury tekstów? Ciekawe.
Romecki pisze: proszę Cię - weź przeczytaj "Geniusza" Berga.
Nawet jeśli posada redaktora mi nie grozi?:)
Zajrzałam na stronkę Czwartej ściany, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o Twojej polecance. :shock: No szlag trafia, kiedy czyta się 'zachętę': Biografia człowieka, który stworzył amerykańską literaturę XX wieku. Szok! Max Perkins też byłby oburzony, i choć nie wiem, mam potężne wątpliwości, czy zgodziłby się na powyższy marketing pozycji Berga, nawet gdyby orzeczenie w zdaniu podrzędnym poprzedził przedrostek: współ-tworzył.
Nie mówiąc już o tym, że inne tuzy amerykańskiej literatury nie miały szczęścia z nim współpracować. Moja ulubiona autorka tej części świata – Emily Dickinson z wiadomych względów też nie.
Znalazłam ciekawą recenzję zatytułowaną Dyskrecja i euforia autorstwa Zofii Król, zamieszczoną w Dwutygodniku.com.
https://www.dwutygodnik.com/artykul/708 ... ml?print=1
Myślę, że warto przeczytać.
Podsumowując.
Król ocenia ówczesną rzeczywistość wydawniczą jako lepszą w stosunku do obecnej, ale rozumiem, że polskie, te uznane i mniej znane, wydawnictwa zatrudniają redaktorów, którzy eliminują autorskie lęki o wpływy. Jak wyżej piszecie, i tu serdeczne podziękowania laika za podzielenie się doświadczeniami, nie naciskają, nie wpływają, czyli jest lepiej niż myślałam:)
Navajero pisze: Zaproponowałbym jej, żeby najpierw coś wydała i zobaczyła sama jak to jest, a potem odsądzała redaktorów od czci i wiary, ale wtedy napisze, że znów excathedruję
Jak już... to nie 'coś', ale wiekopomne dzieło :mrgreen:
Excathedrowałeś, pisząc o oczywistościach, grafomanach, korekcie itd. No ale skąd miałbyś wiedzieć, że coś nie coś wiem, nic nie wydałam wszak:)

Self pub i sens

49
No, ale prawdą jest, że piszesz dużo o tych straszliwych ingerencjach, a tu masz wypowiedzi wielu autorów, razem może z setką książek na koncie, w różnych wydawnictwach - i to Cię nie zastanawia? :)

Niemniej, z mojej strony pas. Ostatecznie to Ty tracisz, więc trudno, nie da się zbawić wszystkich :P
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Self pub i sens

50
Romecki pisze: a tu masz wypowiedzi wielu autorów, razem może z setką książek na koncie, w różnych wydawnictwach
Publikując w czasopismach - zaliczyłem trzy wydawnictwa.
Przypuszczam że w ciągu 10 pierwszych lat wydałem ponad 50 opowiadań.

ingerencja była raz śp. red. Parowski trochę poprzerabiał powiadanie "Szambo" (kosmetyczne poprawki).

Publikując książki - 2 wydawnictwa.

Warmia - 19 książek - kilka drobnych ingerencji w treść raz mi redaktor ciut przerobił jedną scenę. Jeden maszynopis odrzucili. (przeredagowałem i wydali)

Fabryka Słów 40 książek wydanych (+1 w druku). ingerencje redaktorskie polegające na usunięciu powtórzeń, sporadycznie zianie szyku zdań.

Ergo: mając 60 książek na koncie mniemam iż trochę liznąłem temat ;)

Added in 1 minute 6 seconds:
Wrotycz pisze: Oczywiście, bywa że zdolny samouk zdobędzie pełniejszą wiedzą od kształcących się tradycyjnie.
Wycinkowo - tak.
Ale szerszej raczej nie...

Self pub i sens

51
Romecki pisze:Niemniej, z mojej strony pas. Ostatecznie to Ty tracisz, więc trudno, nie da się zbawić wszystkich :P
Słusznie! Niech cierpi! Nie zbawimy jej :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Self pub i sens

52
Eee... ten. Boks się zrobił. Wrotycz, dobrze, że się nie dajesz zepchnąć do narożnika, ale żeby sensownie dyskutować, to trzeba by uporządkować zagadnienia.

Więc po pierwsze: konkretna akcja naszego nowego kolegi Piotra751. Ogląd strony graficznej dzieła i fragmentu pisanego w najmniejszym stopniu nie napawa optymizmem. To nie jest wysoki lot. Koniec tematu.
Na marginesie pozostają jeszcze reguły zachowania przy stole. Człowiek wbija na forum, nie zapoznawszy się nawet pobieżnie z treściami, sam sobie przynosi taboret i oświadcza: "teraz będę siedział w miejscu, do którego wszyscy inni próbują się pracowicie doczołgać, a ja nie muszę, bo się mianowałem". Przed sobą stawia kartę wizytową, która jest przepisanym z dzieła blurbem, zamiast dać coś własnymi słowami. No nie dziwota, że się wszyscy po sobie patrzą, zaskoczeni puszczonym bąkiem.

Po drugie: czy self-pub ma sens? Temat był wałkowany niejednokrotnie, z czysto pragmatycznego względu, żeby za każdym razem nie rozwijać tej samej argumentacji, na Wery przyjmuje się, że to wydawnictwa płacą autorowi, a nie autor wyskakuje z kasy.
Z dotychczasowej wymiany zdań zrozumiałem, że Ty jesteś zwolenniczką własnego wydawania, bowiem nastawione na zysk wydawnictwa nie przepuszczają przez oczka sita literatury niesformatowanej, ambitnej.
O tym podejmuję się dyskutować.

Po trzecie: rola redaktorów, korektorów, marketingowców w gotowej książce. Wery: poważni zawodowcy nie biorą zleceń od noname'ów, ci z niższej półki nie będą się wysilać. Ty: wymienione osoby współtworzące książki są urzędnikami od sprzedaży, zatrudnionymi przez instytucje zajmujące się wykręcaniem zysków. Nie dałabyś usunąć ni przecinka z pierwotnego rękopisu.
Jeśli coś w tej parafrazie przekręciłem, to przepraszam, nie ma tu złośliwości.
Temat ciekawy, można rozmawiać. Aczkolwiek szeroki, bo dotyka ogólnych reguł funkcjonowania branży w Polsce i na świecie.

Pogadamy, bez przepychanek, przemocy i exkatedrowania?

Self pub i sens

53
Andrzeju Bardzo mnie pocieszyłeś swoim wpisem dotyczącym ilości uwag redakcyjnych zgłaszanych od redaktorów. A ja sądziłem, że to tylko mój wydawca tak działa, że robi mi w zasadzie korektę plus dodaje bonusem kilka(naście) uwag merytorycznych, czy redakcyjnych. Sądziłem, że u tych dużych wydawców prawie zawsze jest praca nad strukturą tekstu, motywacją bohaterów itp.
Myślałem, że z racji mniejszych budżetów u mniejszych wydawców również redakcja jest skromniejsza. Najwyraźniej się myliłem (nigdy nie dotarłem do dużego gracza ;-)).
Wojciech Kulawski - strona autorska: http://wojciechkulawski.pl

Self pub i sens

54
qla pisze:A ja sądziłem, że to tylko mój wydawca tak działa, że robi mi w zasadzie korektę plus dodaje bonusem kilka(naście) uwag merytorycznych, czy redakcyjnych. Sądziłem, że u tych dużych wydawców prawie zawsze jest praca nad strukturą tekstu, motywacją bohaterów itp. .
To trzeba rozdzielić...

Może być tak:

Autor dobry - uwag mało - książka dobra.

Autor przeciętny - uwag dużo i sensowne - praca nad tekstem - książka dobra.

Autor przeciętny - uwag dużo i sensowne - słaba praca nad tekstem - książka marna.

Autor przeciętny ale z fochem - uwagi - "róbcie tylko korektę ja wiem lepiej co chciałem napisać" - kaszana...

Autor przeciętny ale z potencjałem - uwag mało - "coool już jestem geniuszem" - idzie prawie bez poprawek - kicha, która w dodatku będzie się za autorem ciągnęła jak smród po gaciach.... ("Atlantyda" M.Olszańskiej).

Autor dobry - redaktor lepiej wie co autor chciał napisać - kicha...

Rada ogólna:

jak to Wasza 1-2-3 książka foch do kieszeni - redaktor który robi to już x lat i zredagował y książek prawdopodobnie faktycznie zna się na tym lepiej.

Added in 20 minutes 47 seconds:
Jeszcze jedno: mało uwag faktycznie może zaniepokoić...

Niestety małe firmy - krzaki na redakcji oszczędzają albo zatrudniają byle kogo.

Małe firmy które dopiero zaczynają przygodę i nie mają pojęcia "jak się to robi" mogą zaliczyć wpadkę - np. zatrudnią absolwenta polonistyki, czy nawet edytorstwa, albo człowieka z wydawnictwa które splajtowało - i są przekonani że "to jest fachowiec"... a potem katastrofa.

Added in 2 minutes 22 seconds:
Jeszcze jedno: mało uwag faktycznie może zaniepokoić...

Niestety małe firmy - krzaki na redakcji oszczędzają albo zatrudniają byle kogo.

Małe firmy które dopiero zaczynają przygodę i nie mają pojęcia "jak się to robi" mogą zaliczyć wpadkę - np. zatrudnią absolwenta polonistyki, czy nawet edytorstwa, albo człowieka z wydawnictwa które splajtowało - i są przekonani że "to jest fachowiec"... a potem katastrofa.

Self pub i sens

55
Self ma sens w dwu przypadkach.

a) chcemy się spełnić jako pisarz - nie interesują nas zyski ani sława - chcemy zobaczyć nasze słowa w druku i mamy zbędne 2-3-5 tysiączków by to marzenie zrealizować. idziemy dajemy kasę a potem leżymy i patrzmy na stosik naszej książki koło łóżka...

b) chcemy wydać wspomnienia dziadka, wiersze cioci, historię rodziny, albo dzieje naszej wsi - nakład 100-300 egz. a nie wiemy gdzie znaleźć redaktora, korektora i facet od składu ani jak się gada z drukarnią... to idziemy do nich dajemy kasę a oni zrobią resztę.

*

w obu przypadkach jak umiemy sami ogarnąć skład i zrobić pdf to selfpubiszerzy są nam de facto zbędni - bo jak wyślemy prawidłowo przygotowany plik do drukarni to oni zrobią co trzeba...

Self pub i sens

56
Romecki pisze: No, ale prawdą jest, że piszesz dużo o tych straszliwych ingerencjach, a tu masz wypowiedzi wielu autorów, razem może z setką książek na koncie, w różnych wydawnictwach - i to Cię nie zastanawia?
Powzięłam info o mega ingerencjach, trafiając na wypowiedź Jasona (np. narzucanie zmiany motywacji bohaterów). No zatrzęsło mną do tego stopnia, że zaraz chciałam skontaktować się z szefostwem ZLP, aby powołali sekcję do obrony praw samodzielności Autorów, ukrócenia wszechwładzy redaktorskiej. W końcu wiadomo, że jeśli bardzo się chce zostać pisarzem, pójdzie się na ustępstwa. Potraktowałam to, jako swoisty wymiar cenzury rynkowej. Sorry, nie miałam pojęcia, jak to wygląda, bo skąd, naprawdę nie mam żadnych kontaktów z wydawnictwami.
Andrzej Pilipiuk pisze: Ergo: mając 60 książek na koncie mniemam iż trochę liznąłem temat
100% wiarygodność, a u mnie jedynie teoretyczne wnioskowanie.
Dziękuję za podzielenie się doświadczeniem w tej kwestii.
Leszek Pipka pisze: Ty: wymienione osoby współtworzące książki są urzędnikami od sprzedaży, zatrudnionymi przez instytucje zajmujące się wykręcaniem zysków. Nie dałabyś usunąć ni przecinka z pierwotnego rękopisu.
Jeśli coś w tej parafrazie przekręciłem, to przepraszam, nie ma tu złośliwości.
Leszku, świetnie wymianę opinii uporządkowałeś, szacun.
Tak, nic nie przekręciłeś, dokładnie tak zinterpretowałam temat.
Co do nieusuwania, i nie mam na uwadze korekty, bo każdemu się zdarzy lapsus, wydaje mi się, że zanim coś się wyśle do wydawnictwa, trzeba wszystkie elementy przedstawionego świata dokładnie, kilkakrotnie przemyśleć. W końcu nie pisze się dla pisania, jest w akcie twórczym sens głębszy. Własny, poddawany spojrzeniom potencjalnych odbiorców, nawet ten jeden jest ważny, bo przemycamy część siebie w fabule, narracji, języku... Stąd protest wobec pośrednika, jakim jest redaktor, mimo jego najlepszych chęci, uszczuplamy to, co było tylko nasze.
Leszek Pipka pisze: Z dotychczasowej wymiany zdań zrozumiałem, że Ty jesteś zwolenniczką własnego wydawania, bowiem nastawione na zysk wydawnictwa nie przepuszczają przez oczka sita literatury niesformatowanej, ambitnej.
Self pub na początku dyskusji, dla mnie, to chyba logiczne, wydawał się jedyną opcją zachowania wolności.
Jak jest z przepuszczaniem lub odrzucaniem literatury 'niesformatowanej' i ambitnej nie wiem. Na pewno nie widzę jej na półkach, ale to nie znaczy, że waruję w punktach zbytu.
Ambitna oczywiście jest.
Czyli self pub dla ambitnych eksperymentów jak najbardziej.
Andrzej Pilipiuk pisze: Self ma sens w dwu przypadkach.

a) chcemy się spełnić jako pisarz - nie interesują nas zyski ani sława - chcemy zobaczyć nasze słowa w druku i mamy zbędne 2-3-5 tysiączków by to marzenie zrealizować. idziemy dajemy kasę a potem leżymy i patrzmy na stosik naszej książki koło łóżka...

b) chcemy wydać wspomnienia dziadka, wiersze cioci, historię rodziny, albo dzieje naszej wsi - nakład 100-300 egz. a nie wiemy gdzie znaleźć redaktora, korektora i facet od składu ani jak się gada z drukarnią... to idziemy do nich dajemy kasę a oni zrobią resztę.
No i jeszcze podpunkt:
c) zamiast kontemplować stosik kele wyrka można wysyłać pojedyncze egzemplarze do wydawnictw, krytyków literackich, opiniotwórczych gremiów, a nuż...

______________
Navajero pisze:
Romecki pisze:Niemniej, z mojej strony pas. Ostatecznie to Ty tracisz, więc trudno, nie da się zbawić wszystkich :P
Słusznie! Niech cierpi! Nie zbawimy jej :)
Nie tracę, nie cierpię, lubię takie przepychanki:)

Self pub i sens

57
Wrotycz pisze: c) zamiast kontemplować stosik kele wyrka można wysyłać pojedyncze egzemplarze do wydawnictw, krytyków literackich, opiniotwórczych gremiów, a nuż...
Ok. wydawnictwo dostaje książkę wydaną w selpubliszingu i... Obawiam się że nic. Odpakują, popatrzą i poskrobią się po głowie. "Po co nam to"? Skoro już ktoś to wydał - to dla nich pozycja "spalona". Raczej nie zaciekawią się autorką która nie przysłała mi maszynopisu tylko coś wydanego gdzie indziej...

Do krytyków? (adresy nie tak łatwo będzie zdobyć...) większość to kretyni. Ale przyjmijmy że przeczytają i skrobną notkę do dotowanego czasopisma literackiego gdzie wiszą na ćwiartce etatu. Notki tej zasadniczo nikt nie zauważy bo większa część nakładu (np. 300szt) i tak idzie na przemiał... A jak ktoś zauważy notkę zaciekawi go książka - to jej nie kupi bo nie będzie jej w księgarniach...

Opiniotwórcze gremia? W Polsce? Nie słyszałem...

*

Zostały gazety i blogerzy książkowi. w gazetach czasem siedzą krytycy - ale nie koniecznie... Gazety zamieszczają czasem recenzje. Nieliczne mają dodatki literackie... w dodatkach siedzą krytycy, w głównym wydaniu najczęściej piszą to stażyści

Blogi książkowe mają marny zasięg,,,

Self pub i sens

58
Wrotycz pisze: Co do nieusuwania, i nie mam na uwadze korekty, bo każdemu się zdarzy lapsus, wydaje mi się, że zanim coś się wyśle do wydawnictwa, trzeba wszystkie elementy przedstawionego świata dokładnie, kilkakrotnie przemyśleć. W końcu nie pisze się dla pisania, jest w akcie twórczym sens głębszy. Własny, poddawany spojrzeniom potencjalnych odbiorców, nawet ten jeden jest ważny, bo przemycamy część siebie w fabule, narracji, języku... Stąd protest wobec pośrednika, jakim jest redaktor, mimo jego najlepszych chęci, uszczuplamy to, co było tylko nasze.
Czyli zaczynamy od końca.
Ale najpierw taki drobiazg.
Wrotycz pisze: c) zamiast kontemplować stosik kele wyrka można wysyłać pojedyncze egzemplarze do wydawnictw, krytyków literackich, opiniotwórczych gremiów, a nuż...
Bardzo wyczerpująca i bardzo mało wdzięczna działalność. Dlaczego, to Andrzej mniej więcej wyjaśnił. Od siebie dodam tylko, że środowiska opiniotwórcze są bardzo hermetyczne, TWA na Wery to przy nich kółko różańcowe. I zepsute kasą, która penetruje je kanałami, ukrytymi dla oczu zewnętrznego widza.
Reguła (pewnie, są wyjątki) wygląda mniej więcej tak, że ci, którzy mogliby pomóc w poszerzeniu kręgu odbiorców oczekują konkretnej gotowizny, ci, którzy ewentualnie bezinteresownie by się przejęli, niewiele mogą. Ci pierwsi zrobią minimum tego, za co zapłaciłaś i wyrzucą z książki numerów w smartfonie. Ci drudzy będą wołać na puszczy, a nikt ich wołania nie usłyszy.
Budowanie zasięgów to robota na lata. Bez najmniejszej gwarancji sukcesu.
Co nie znaczy, że nie można próbować :P

Jestem, jak mało kto na Wery, gorącym zwolennikiem pisania pojmowanego jako niewymuszony akt twórczy. Tyle, że nie absolutny. Ograniczony wyłącznie do kreacji i zapisu Słowa, bo tam wyeliminowanie cenzury i autocenzury związanej z dyktatem czytelnika, dyktatem norm, konwencji, gatunków i dyktatem rynku jest najważniejsze.
Oczywiście, można sobie wyobrazić całkowitą bezinteresowność i pisanie tylko dla siebie. Albo dla najbliższego otoczenia. Czemu nie? Wiele bezspornie dobrych książek miało taką genezę. Genezę, powiadam, bo gdyby nie zadziało się wokół ich pierwocin coś, co pozwoliło pokazać pełne wersje szerokiej publiczności, pewnie pozostałyby rodzinną pamiątką i niczym więcej.
Czy jednak powstałe bezinteresownie dzieło – poza tym, że w pełni autorskie - ma obowiązek być świetne?
Otóż zupełnie nie.
Albowiem brak cenzury, a zatem swoboda wyrażania myśli nie jest jedynym warunkiem uzyskania jakości. Bo na przykład te myśli muszą być sensowne, o ich głębokości nawet nie wspominając. Jak również o pomniejszych kwestiach typu kompetencje językowe, wiarygodność postaci, ciekawa – przynajmniej dla jakiejś grupy – fabuła, etc.
Już na tym etapie pojawiają się wątpliwości. Bo wprawdzie twórca dał głos, ale jaki to głos? Piszesz, że trzeba stworzone światy przemyśleć i kilkakrotnie sprawdzić. W porządku. I co dalej?

Dążę do pewnego celu. Z jednej strony tekst można poprawiać całe życie, z drugiej – pula możliwości dostrzeżenia własnych błędów jest ograniczona. Nawet długie leżakowanie nie pomoże. Jest to rodzaj doświadczenia, które zdarzyło się każdemu, kto publikował - choćby na Wery.
Jak to? Tyle razy przemyśliwałem, tyle razy czytałem, wyłapując pomyłki, a w końcu i tak ktoś znajduje w dopieszczonych, wydawałoby się, zdaniach pokraczne wyrażenia, związki frazeologiczne z tyłka, zły szyk, literówki i hektary błędnej interpunkcji!
No właśnie. Może być lepiej, może być gorzej, ale niemal zawsze coś się znajdzie, nawet u bardzo świadomych internetowych autorów.
Jak to na Wery, teksty są ograniczone regulaminem i możliwościami technicznymi forum. A co, jeśli się ma do czynienia z powieścią? Obszerną powieścią? Gdzie nie liczą się już tylko zdania i akapity, a rozdziały i części? Gdzie problemy się multiplikują? Gdzie zaczynają być naprawdę ważne inne składniki, ponad poprawnością stylistyczną i językową?
Więc ta autorska odpowiedzialność siłą rzeczy jest ograniczona. I wtedy przydaje się życzliwa podpowiedź. Na ogół kogoś, kto wie, co mówi, do kogo autor ma zaufanie. I pojawia się, o ile rękopis nie leży w szufladzie. Z mgły wyłania się postać redaktora. Na razie społecznego, nieinstytucjonalnego. Cząstkowego. Nieformalnego. Bywa, że zbiorowego.
Chyba, że autor ma głębokie przekonanie o swojej absolutnej genialności. Nie, żeby mi to bardzo przeszkadzało, ale przypadków karier samozwańczych geniuszy we współczesnej literaturze, niepodatnych na jakiekolwiek zewnętrzne wpływy, zwłaszcza redaktorskie, chyba nie ma zbyt wiele. I mówię to bez najmniejszej ironii.

Zgadzasz się?
Jeśli nie, ciekaw jestem – czemu?
Jeśli tak – możemy dalej ciągnąć ten przydługi wywód.

Self pub i sens

59
Potrzebuję jedną rzecz sprostować. Nigdy nie pisałem o narzucaniu autorowi jakichkolwiek zmian. Pytałem się za to, czy redaktor w ogóle zajmował się tekstem, czy robił za korektora, bo na podstawie tego fragmentu miałem wątpliwości.
Jason pisze: Ktoś z Tobą dyskutował sposób prowadzenia narracji, przedstawiania wątków, motywacje bohaterów? Czy po prostu osoby którym płaciłeś wygładziły już gotowy tekst, poprawiając przysłowiowe przecinki?
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

Self pub i sens

60
Żyłam w złudnym przeświadczeniu, że krytyka literacka powinna podpowiadać czytelnikom wartościową lekturę. A tu zonk, kolejny krąg literackiego piekiełka. Niewyrobieni stażyści i przekupni wyjadacze.
Pięknie dziękuję Panom za wyjaśnienie meandrów wydawniczych. W sumie wielce pocieszająca dla piszących jest droga od pucybuta do milionera. Od czegoś trzeba zacząć drogę do literackiego Nobla.

Jason, wybacz, ja takich dyskusji po prostu sobie nie wyobrażałam.

Self pub i sens

61
To jeszcze daleko nie koniec tego literackiego piekła. Tak jak budowanie zasięgów na Fejsie, rzekomo wynikające ze świetnego kontentu opiera się często o płatne usługi, tak podpowiadanie lektur jest zinstytucjonalizowanym biznesem, w którym biorą udział choćby blogerzy książkowi. Wejdź sobie na jakikolwiek profil kogoś pretendującego do wydawania opinii, a znajdziesz tam z pewnością zakładkę pod tytułem "zasady współpracy" gdzie w nadętej formie przekazywany jest nie pozostawiający cienia złudzeń komunikat co do platformy porozumienia z siusiumajtką, która ledwo nauczyła się czytać. Via szeleszczące papierki NBP.

Żeby skrócić męki.
Selfpublisherom, podrażnionym naprawdę wyjątkowymi "strzałami" w stylu Piotra C. wydaje się, że świat się zacznie bić o ich dzieła, jeśli tylko obwieszczą w lada jakiej formie powstanie DZIEUA.
Guzik. Z pętelką.
W Polsce wydaje się rocznie trzydzieści kilka tysięcy tytułów. Nie wiem, ile z tego jest beletrystyką, ale tak czy siak jest to potężna rzeka papieru. Popłynąć na niej, wskoczywszy w fale z pozycji outsidera jest prawie niemożliwe. Te nieliczne sukcesy, o jakich wspomniałem, mają zaplecza w postaci prowadzonych długo stron internetowych, kont na You Tubie czy Instagramie i ciężkiej, często wieloletniej harówy dla zbudowania społeczności odbiorców.
Tak jest skonstruowany rynek.
Wydawnictwa dają autorowi łódkę, którą może płynąć wspomnianą rzeką, usuwają też przeszkody z nurtu, czytaj biorą na siebie całą tę upierdliwość marketingową, bo mają ją wpisaną w modus operandi i rozłożoną na wiele tytułów.
To komercyjna, biznesowa strona self-pubu.
Jak wspomniałem, większość selfpublisherów w ogóle nie ma o niej pojęcia, nie kuma kompletnie czaczy z rzeczywistymi kosztami, z działalnością gospodarczą i zagrożeniem ze strony US.

Wydawnictwa dają, ale też zabierają.
Co i dlaczego - to jest inna część pogadanki :)
A jeszcze inną jest ta ideowa, dotycząca relacji autor - redaktor. Jak się odbywa, dlaczego zależy od wydawnictwa, co w sobie powinna zawierać, a co w rzeczywistości zawiera.
Sporo naświetlili w tej kwestii Fioletowi.
Więc tu na pewno nie będę się pchał, ich kompetencje są na pewno większe.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”