od jednego strzału

46

Latest post of the previous page:

Błęzydian pisze: (pn 21 wrz 2020, 11:38) Frajda czerpana z pisania to IMO wskazówka, że robisz to, co trzeba.
Błęzydian pisze: (pn 21 wrz 2020, 11:38) Gdyby wprowadzić przepis zakazujący podpisywania utworów swoim imieniem i nazwiskiem, ileż książek zniknęłoby z księgarskich półek! Pokuszę się o stwierdzenie, że zostałoby tylko to, co najbardziej zasługuje na uwagę czytelników.
Obawiam się, że procentowo zostałoby 95% tego, co publikują wydawnictwa vanity i selferzy, oraz np. 10% tego, co takie Wydawnictwo Literackie, Znak czy Foksal :)

Możesz się nie zgadzać, ale tak definiowana przez Ciebie twórczość zdecydowanie trafniej definiuje grafomanów niż tych, dorobek których chciałbyś zachować :)
W istocie bowiem piszesz jedynie o emocjach towarzyszących twórczości, a nie o jej jakości. Tę oceniają czytelnicy (także w przypadku literatury wysokiej) :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

od jednego strzału

47
Spójrz też po źródłosłowach :)

Ja na sprawę patrzę czysto logicznie. Frajda z pisania nie świadczy o jakości dzieła, a jedynie o komforcie pracy i typowi motywacji. To może być powiązane, ale jedno nie wynika z drugiego.

Za to w pełni zgadzam się z tym, że skupianie się głównie na profitach to droga donikąd. Taka motywacja szybko się wyczerpie, jeśli kasy i zaszczytów nie będzie odpowiednio dużo i odpowiednio szybko.
Błęzydian pisze: (pn 21 wrz 2020, 11:38) Największa sława staje się udziałem tych, którzy o nią nie zabiegają.
A to już zupełnie nie jest prawda :P
Choć bardziej szanujemy tych, którzy dostąpili sławy nie zabiegając o nią.
Błęzydian pisze: (pn 21 wrz 2020, 11:38) Gdyby wprowadzić przepis zakazujący podpisywania utworów swoim imieniem i nazwiskiem, ileż książek zniknęłoby z księgarskich półek! Pokuszę się o stwierdzenie, że zostałoby tylko to, co najbardziej zasługuje na uwagę czytelników.
Wiesz, że zostaliby wszyscy Ci, którzy piszą tylko dla kasy? ;)
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

od jednego strzału

48
Błęzydian pisze: (ndz 20 wrz 2020, 22:17) Idę jednak o zakład, że kiedy pisałeś swoje pierwociny, nie robiłeś tego z myślą o przyszłej fortunie. A i teraz, jak przypuszczam, pobudki materialne nie wyczerpują całokształtu Twoich motywacji.
Przegrałeś...

Generalnie czułem wewnętrzną niezgodę na marny status materialny i szukałem metody co z tym zrobić. Totolotek wydawał mi się mało perspektywiczny... Zabrałem się za pisanie - bo nie wymagało to nakładów własnych (oprócz czasu którego miałem pod dostatkiem) - tu mogłem uzyskać umiejętności zawodowe podpatrując jak zrobili to inni i pracą samokształceniową.

W tym momencie piszę bo są z tego pieniądze. Lubię tę robotę - pewnie jakbym był po prostu bogaty, to też bym czasem coś pisał.
Błęzydian pisze: (ndz 20 wrz 2020, 22:17) Nie przemawia do mnie wizja projektowania odległej przyszłości, stawiania sobie celu: zostanę pisarzem
Opanowanie sztuki pisania wymaga wtopienia ogromnej masy czasu i wysiłku. Stawiamy cel i go konsekwentnie realizujemy.
Błęzydian pisze: (ndz 20 wrz 2020, 22:17)
Trudno mi wyobrazić sobie sytuację, w której potrzeba pisania, pielęgnowana od małego, nie szłaby w parze z odpowiednimi uzdolnieniami.
Młody jeszcze jesteś, nie znasz życia a i czytałeś niewiele z tego co zalega półki księgarni ;)
Błęzydian pisze: (ndz 20 wrz 2020, 22:17) A jeśli są ludzie, którzy piszą mimo braku talentu, to tylko dlatego, że pisanie wiąże się z prestiżem, zapewnia korzyści, o których mówiłeś.
aaa... ci którzy nie mają talentu może i coś wydadzą ale z tym prestiżem i korzyściami to już się raczej nie uda...

Błęzydian pisze: (ndz 20 wrz 2020, 22:17) isanie jest wtedy narzędziem służącym do osiągnięcia tych celów, ale nie ma w tym żadnej instynktownej konieczności - narzędzie mogłoby być inne.
tak. mógłbym być szewcem, weterynarzem, poszukiwaczem złota, reżyserem filmowym etc. narzędzie mogło by być inne. Zapewne gdyby nie podłe warunki startowe byłoby inne. Może nawet czułbym się z tym lepiej?

Błęzydian pisze: (ndz 20 wrz 2020, 22:17) czy pisałbyś nadal, gdyby wszystkie dzieła ludzkiego umysłu były anonimowe, pozbawione sygnatury?
Gdyby płacili jak dotychczas? Spox. nie mam parcia na szkło.

od jednego strzału

49
Romecki pisze: (pn 21 wrz 2020, 11:58) Obawiam się, że procentowo zostałoby 95% tego, co publikują wydawnictwa vanity i selferzy, oraz np. 10% tego, co takie Wydawnictwo Literackie, Znak czy Foksal

Nie wiem, co publikują wydawnictwa vanity, nigdy się ich ofertą nie interesowałem :) W każdym razie ci spośród selferów, którzy rozminęli się z powołaniem, IMO w ogóle nie sięgaliby po pióro. Nie mam też żadnych wątpliwości, że znaczna część autorów współpracujących z prestiżowymi oficynami dałaby sobie spokój, ale może to i lepiej? Czy kierując się chorobliwą ambicją, można dać światu coś, co nie okaże się jedynie dobrze napisaną historyjką, o której czytelnik na drugi dzień zapomni? Nie wykluczam współistnienia w ramach jednej osobowości takiej ambicji i autentycznego zainteresowania swoją dziedziną, ale to ten drugi komponent, śmiem twierdzić, odgrywa kluczową rolę w osiąganiu nieprzeciętnych rezultatów.

Jason pisze: (pn 21 wrz 2020, 11:59) Spójrz też po źródłosłowach

Gdyby brać pod uwagę kontekst kliniczny, to i Balzaca można by określić niechlubnym mianem grafomana :)

Jason pisze: (pn 21 wrz 2020, 11:59) Ja na sprawę patrzę czysto logicznie. Frajda z pisania nie świadczy o jakości dzieła, a jedynie o komforcie pracy i typowi motywacji. To może być powiązane, ale jedno nie wynika z drugiego.

Nie stawiam znaku równości między przyjemnością towarzyszącą pisaniu a jakością tekstu. Ograniczam się do wskazania, że w ten sposób odkrywamy swoje predyspozycje. Coś sprawia nam przyjemność, ludzie widzą w tym potencjał, a więc idziemy w słusznym kierunku.

Jason pisze: (pn 21 wrz 2020, 11:59) Wiesz, że zostaliby wszyscy ci, którzy piszą tylko dla kasy?

Nie sądzę. Sprowadzanie twórczości literackiej do narzędzia służącego realizowaniu infantylnych, narcystycznych celów to duże uproszczenie. Ludzie pisaliby nadal, bo co innego mieliby robić? Gdyby Twój scenariusz się ziścił, nie byłoby co czytać/oglądać, nie było czego słuchać - jeśli rozciągniemy ten hipotetyczny zakaz na wszystkie dziedziny sztuki. Zanudzilibyśmy się na śmierć. Więc jeszcze raz: nie, nie uważam, że zostaliby tylko ci, którzy piszą dla kasy.

Andrzej Pilipiuk pisze: (pn 21 wrz 2020, 14:25) Generalnie czułem wewnętrzną niezgodę na marny status materialny i szukałem metody co z tym zrobić. Totolotek wydawał mi się mało perspektywiczny... Zabrałem się za pisanie - bo nie wymagało to nakładów własnych (oprócz czasu którego miałem pod dostatkiem) - tu mogłem uzyskać umiejętności zawodowe podpatrując jak zrobili to inni i pracą samokształceniową.

W tym momencie piszę bo są z tego pieniądze. Lubię tę robotę - pewnie jakbym był po prostu bogaty, to też bym czasem coś pisał.

Nie lepiej więc było zostać dziennikarzem? ;) To nie złośliwość, po prostu wczuwam się w kalkulacje młodego człowieka, który jeszcze nie jest znanym Andrzejem Pilipiukiem. Po co obierać sobie zawód tak mało intratny i ryzykowny? Większosć pisarzy nie utrzymuje się z pisania powieści.

Zauważyłem, że teraz modnie jest pisać dla pieniędzy. Co drugi pisarz podkreśla, że pisze dla pieniędzy. I tak się zastanawiam, czy ta poza nie jest równie pretensjonalna co kreowanie się na wieszcza. Z finansowego punktu widzenia lepiej i łatwiej zostać copywriterem.

A co do pogrubionego fragmentu - najwyraźniej miałem rację, nie tylko hajs :)

Andrzej Pilipiuk pisze: (pn 21 wrz 2020, 14:25) Młody jeszcze jesteś, nie znasz życia

Znam swoje. Na tyle wystarczająco, by wiedzieć, że "w życiu wypełnionym osiąganiem celów nie ma żadnej treści ani sensu" (cytat z Wattsa, Droga zen) ;)

Nie chciałbym zostać źle zrozumiany. W świecie, w jakim żyjemy, zamierzona anonimowość byłaby idiotyzmem, chyba że ktoś ma nieograniczone zasoby finansowe. Nazwisko to marka, a marka to hajs, który chroni przed najmniej interesującymi formami zarobkowania. Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby pieniądze nie istniały, a twórczość artystyczna nie przynosiłaby korzyści prestiżowych, ludzie nadal by pisali, malowali, wystawiali sztuki teatralne... O wiele silniejszym bodźcem do tworzenia niż próżność jest rozbrat człowieka z naturą, utrata rzeczywistości (że posłużę się określeniem zaczerpniętym z Próchna Berenta). Rozumiem, że dzisiejsi pisarze odżegnują się od wszystkiego, co choćby stwarza pozór romantyzmu, ale popadanie w drugą skrajność jest raczej słabe.
https://sceptyk.substack.com/

od jednego strzału

51
Błęzydian pisze: (pn 21 wrz 2020, 20:56) Nie lepiej więc było zostać dziennikarzem?
Byłem dziennikarzem. Ok dwa lata.
Po co obierać sobie zawód tak mało intratny i ryzykowny? Większosć pisarzy nie utrzymuje się z pisania powieści.

Ktoś nam każe należeć do większości? Wykonujemy elitarny zawód by się włamać do elity.

Każde studia to szeroko zarzucona sieć. nieliczny odsetek absolwentów ma szansę na pracę w zawodzie a znaczącą pozycję uzyskają nieliczni. (w dodatku niekoniecznie najlepsi). W każdej robocie są mistrzowie, majstrzy, wyrobnicy i partacze.

zasadniczo biega o to by być najlepszym i nie dać się podeptać innym.

Rada? Cokolwiek robisz rób to naprawdę. Na poważnie. Zaprocentuje albo i nie. ale jak podejdziesz olewacko - spadniesz do poziomu tej większości która robi coś nie mając z tego ani kasy ani satysfakcji.

Zauważyłem, że teraz modnie jest pisać dla pieniędzy. Co drugi pisarz podkreśla, że pisze dla pieniędzy.



Eeee? Nie zauważyłem.
Błęzydian pisze: (pn 21 wrz 2020, 20:56) Znam swoje. Na tyle wystarczająco, by wiedzieć, że "w życiu wypełnionym osiąganiem celów nie ma żadnej treści ani sensu" (cytat z Wattsa, Droga zen)
Błęzydian pisze: (pn 21 wrz 2020, 20:56) O wiele silniejszym bodźcem do tworzenia niż próżność jest rozbrat człowieka z naturą, utrata rzeczywistości


Ło w morrrrdę...

nie zajmuj się filozofią - to bezwartościowy nowotwór myśli ludzkiej...

od jednego strzału

52
Dopiero co przeczytałem i wydało mi się ciekawym komentarzem do pewnych wątków poruszanych w dyskusji: m.in. o tym, że współcześnie autor musi zainteresować sobą czytelnika

https://ruj.uj.edu.pl/xmlui/bitstream/h ... ed=y[quote]
Młody Sapkowski przyniósł na polski grunt fantastyki nową jakość: rozpoczął mocnym debiutem, zdobył zaufanie odbiorców, a wyuczony zawód – handlowiec – umożliwił mu korzystne współdziałanie z rynkiem wydawniczym. Właściwe granie swoją osobą i twórczością sprawiło, że redaktor naczelny „Nowej Fantastyki” nazwał Sapkowskiego „gwiazdą polskiej fantasy”, gdy ten miał na koncie zaledwie trzy opowiadania, (..)Zmieniający się rynek oraz pisarz, który potrafił z nim świadomie grać, złożyły się na sukces twórcy Wiedźmina. Sapkowski świadomie podsycał zainteresowanie związane z jego osobą oraz kolejnymi książkami; udzielał wielu wywiadów, w których autorytarnie wypowiadał się na rozmaite tematy, a także – zdaniem niektórych krytyków – pod pseudonimem „Prowok” napisał paszkwil na swoją własną twórczość zatytułowany Na młot Odyna! Dokąd jedzie ten pociąg? (...) Równocześnie autor Czasu pogardy dbał o postrzeganie go jako jedynego eksperta w zakresie literatury fantasy. Ustawicznie starał się deprecjonować konkurencję – na przykład w swoim tekście Piróg albo Nie ma złota w Szarych Górach wytknął brak kompetencji innym polskim pisarzom fantastycznym oraz wtórność rodzimym tekstom fantasy, określając je pogardliwie „pirogami”.
(..)

Dziś już jesteśmy świadomi mechanizmów rządzących rynkiem i wiemy, że pisarz musi być aktywnym uczestnikiem życia literackiego, aby zostać zauważonym przez większe grono odbiorców. Tekst coraz rzadziej broni się wyłącznie swoją wartością literacką, a sama książka często staje się jedynie dodatkiem do marki autorskiej pisarza
Dodano po 37 minutach 37 sekundach:
I jeszcze Stanisław Lem, z listu do Mirosława P. Jabłońskiego:
Prawdą a Bogiem, żeby wystartować, trzeba mieć oprócz dobrej książki dobre kontakty, znajomości, i może właśnie dlatego tak powoli moje książki zdobywały “markę”, żem o to nie dbał; jest to błędne koło – a ja, życząc Panu powodzenia, powtarzam z żalem, że w tej chwili nic dla Pana uczynić nie mogę.
http://radomirdarmila.pl

od jednego strzału

53
Andrzej Pilipiuk pisze: (wt 22 wrz 2020, 08:51) zasadniczo biega o to by być najlepszym i nie dać się podeptać innym.

Powiem tak: ilu ludzi, tyle sposobów na życie. Ja nie brałem, nie biorę i nie zamierzam brać udziału w wyścigu szczurów, jakąkolwiek formę by on przyjął. Przy moim podejściu na pewno nie napiszę 50 książek, ale nie to jest moim celem. Nie definiuję sukcesu w kategoriach liczbowych.

Andrzej Pilipiuk pisze: (wt 22 wrz 2020, 08:51) Rada? Cokolwiek robisz rób to naprawdę. Na poważnie. Zaprocentuje albo i nie. ale jak podejdziesz olewacko - spadniesz do poziomu tej większości która robi coś nie mając z tego ani kasy ani satysfakcji.

Nie odmawiałbym z góry satysfakcji autorom, którzy wydali 2 albo 3 książki, nawet jeśli nie wspięły się na szczyt listy bestsellerów. A olewactwo nie jest jedyną alternatywą dla namiętnej gonitwy za sukcesem. Można mieć "poważne" podejście do pisania i nie myśleć o przyszłych profitach. Kilkuletni brzdąc z taką samą powagą zabiera się za budowanie zamku z klocków, z jaką pisarz zabiera się za pisanie powieści. Tyle że ten brzdąc w odróżnieniu od wielu pisarzy czy artystów nie oczekuje żadnej nagrody za swoją pracę/zabawę. Jest szczelnie zamknięty w teraźniejszości. Biorę go sobie za wzór, siadając do pisania. Jestem po uszy zanurzony w konstruowaniu scen, układaniu dialogów i nie zmierzam pośpiesznie do zakończenia swojej budowli. Jaki miałbym z tego fun, gdybym koncentrował się na efekcie końcowym? Wizja skończonej całości jest ważna, jasne, to ona decyduje o ciągu kolejnych wyborów narracyjnych, stylistycznych itd. Ale nie ma w tym pośpiechu. Nie ma też z góry założonych limitów: dzisiaj napiszę tyle i tyle. Stawianie sobie sztywnych granic jest zaprzeczeniem zabawy, poszlaką wskazującą moim zdaniem na niezdrowe motywacje (chyba że dla kogoś pisanie jest źródłem utrzymania).

Źródłem nieporozumień może tu być sztuczna, typowo zachodnia dychotomia: praca/zabawa. W naszym kręgu kulturowym albo zapierniczasz jak dziki wół, myśląc o hajsie, albo leżysz do góry brzuchem i nic nie robisz. Na Dalekim Wschodzie mają zdrowsze podejście do tych spraw, tak sądzę. Na przykład zen kładzie nacisk na to, by dążyć do życia bezcelowego, do wykształcenia w sobie umiejętności do wu-wei (specyficznie rozumianego nic-nie-robienia). Takim nic-nie-robieniem jest właśnie układanie zamku z klocków, gra w piłkę, seans porno. Ale też praca architekta, wykładowcy, reżysera. Chodzi tu o jakość wykonywanej czynności, o komponent ludyczny, bez którego wszystko zamienia się w jałową mordęgę.

Zainteresowanych raz jeszcze odsyłam do książki Wattsa: Droga zen. Na Youtubie jest też kilka jego filmików.

Ja w tej chwili mógłbym pisać powieść, jest wczesne popołudnie, mam wolne. Nie wahałem się poświęcić czasu na pisanie tego posta, którego nie wystukałem przecież z myślą o przyszłej sławie.
https://sceptyk.substack.com/

od jednego strzału

54
Ja tylko w kwestii formalnej. Podtrzymuję to co pisałem o grafomanii, jako pasji twórczej, często bezrefleksyjnej.

Za to z zen trochę pomieszałeś, bo w wu-wei nie chodzi o zabawę i choć może mieć znaczenie w podanych przez Ciebie przykładach, to wprost ich nie oznacza. Najprościej je opisać jako podążanie za naturalną koleją rzeczy, a nie wbrew. Poza tym, to pojęcie wywodzące się z chińskiego taoizmu, a nie buddyzmu japońskiego ;)
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

od jednego strzału

55
Jason, rozumiem, że masz w tym przedmiocie większe kompetencje od Wattsa? Buddyzm zen jest silnie inspirowany taoizmem. Nie napisałem niczego, co byłoby sprzeczne z faktami.

Niczego nie pomieszałem. Podałem przykłady, nie cechy definicyjne. Przykłady adekwatne do tego, o czym była mowa. Aspekt ludyczny jest tu bardzo istotny - w myśl wschodnich doktryn filozoficznych u podstaw wszechświata leży gra, zabawa. Dlatego ująłem przymiotnik poważny w cudzysłów.

Dodano po 32 minutach 41 sekundach:
I jeszcze jedna rzecz. Ktoś mi tu wytknął brak logicznego powiązania między przyjemnością towarzyszącą pisaniu a jakością tekstu. Powiedziałem, że nie stawiam między jednym a drugim znaku równości, ale chciałbym to doprecyzować. Przyjemność czerpana przez kogoś, komu na talencie zbywa, wynika IMO nie z pisania, tylko z mentalnej masturbacji przyszłym sukcesem. Nie umiesz pisać? Nie masz do tego najmniejszej chęci. Co innego pisanie w ramach autoterapii itp. Ja np. nie mam za grosz talentu do matmy, a jednak swego czasu, przy odrobinie starań, potrafiłem się zainteresować trygonometrią. Wykonywanie obliczeń sprawiało mi przyjemność, dość poślednią, ale jednak. Gdybym sobie wmówił, że jestem nie wiadomo jak dobry z tego i aspirował do jakichś osiągnięć, byłbym matematycznym grafomanem. Co innego sporadyczny trening umysłowy, a co innego poświęcanie temu życia.

Grafomani, tzn. ludzie, którzy mimo różnych niedostatków aspirują do literackich osiągnięć, inwestują w to masę czasu i nie zrażają się złym feedbackiem, albo piszą dla celów zewnętrznych, albo przeżywają fałszywą przyjemność. Taką, jaką ja mógłbym odczuwać, rozwiązując równania, których rozwiązać nie umiem.

Nie ma opcji, żeby intuicja nas myliła, chyba że jest się totalnym wybrykiem natury.
https://sceptyk.substack.com/

od jednego strzału

56
Błęzydian, za mało znasz grafomanów. Grafomani zwykle są przekonani, że piszą znakomicie, więcej, że mają talent, tylko inni się nie mogą poznać. Uwielbiają pisać do szuflady i zamęczać wszystkich wokół, delektując się rzadką urodą swoich tekstów. Przecież tutaj na forum nieraz mieliśmy przykłady osób straszliwie katujących język polski, które żadnych uwag nie przyjmował. Ba! Niedawno jedna osoba delikatne aluzje, że pisze zbyt napuszenie, odebrała jako pochwałę :/
http://radomirdarmila.pl

od jednego strzału

57
szopen pisze: (wt 22 wrz 2020, 13:30) Młody Sapkowski przyniósł na polski grunt fantastyki nową jakość: rozpoczął mocnym debiutem, zdobył zaufanie odbiorców, a wyuczony zawód – handlowiec – umożliwił mu korzystne współdziałanie z rynkiem wydawniczym

sorry - kompletne bzduuury. Nie deprocjonując jakości prozy, wpływu na nasze środowisko etc.

Po pierwsze - Sapkowski nie był młody. Był po czterdziestce.

Po drugie - debiut był mocny - ale pojawiły się też niemal natychmiast głosy że opowiadanie szczególnie odkrywcze nie jest - w listach do redakcji przytoczono tytuły podobnych tekstów zagraniczne. Redakcja bardzo dokładnie zbadała pierwowzory w obawie przed zarzutami wydrukowania plagiatu i trochę odetchnęli... Ergo: Sapkowski stworzył postać używając pewnych klisz i archetypów zachodnich - przeszczepił je tylko na nasz grunt. Miał nosa - prawie nikt w Polsce nie pisywał wówczas fantasy - a na zachodzie podgatunek rósł w siłę.

Po trzecie - nie było żadnego fantastycznego marketingu - debiutował bodaj w 1986-tym pierwszą książkę wydał na pocz. lat 90-tych przy czym była to klapa i spory przekręt finansowy. Potem dopiero zaczęła go wydawać Supernova i powoli wypłynął na ciut szersze wody.

Po czwarte - wedle powszechnej opinni nie byłoby tego sukcesu gdyby nie to że red.nacz. supernovej - Kowalski znał A.Michnika z czasów dzłalaności w podziemnym wydawnictwie Nova - przez co zapewnił Sapkowskiemu na dwie dekady reklamę w mediach Agory.

Po piąte: na pocz. lat 90-tych w polskiej fantasy liczyły się trzy nazwiska: Konrad T. Lewandwoski, Feliks W. Kres i Andrzej Sapkowski - w najlepszym razie na trzecim miejscu. Lewandowski miał serię porażek z wydawnictwami - krzakami, które nie umiały ani zapewnić dystrybucji ani zapłacić autorowi. W efekcie jego książki zamiast stanowić taran do podboju rynku przepadły w jatkach. Nie bardzo wiem jak było z Kresem - ale tu może Romek podpowie i uzupełni.

Dokładnych dat nie pamiętam - ale wydaje mi się ze Lewandowski wydał kika tomów "Ksina" zanim Sapkowski przeszedł od publikacji zbiorów opowiadań do pierwszej powieści z wiedźminem....

Ergo: Sapkowski wygrał bo:

a) był faktycznie niezły - czy najlepszy - możemy dyskutować. W pierwszej trójce na pewno.
b) znał języki jeździł dużo służbowo po świecie czytał wiele rzeczy u nas jeszcze niepublikowanych
c) miał tylko jedno potknięcie wydawnicze - potem zaczepił się na lata w stabilnej firmie.
d) wydawca miał dojścia których nie mieli inni.
e) przypuszczam że dzięki tym dojściom Sapkowski dostał się na salony - podczas gdy na resztę fantastyki krytycy wyłącznie pluli o ile raczyli ją zauważyć.

.

Dodano po 2 minutach 58 sekundach:
Błęzydian pisze: (wt 22 wrz 2020, 21:10) Ktoś mi tu wytknął brak logicznego powiązania między przyjemnością towarzyszącą pisaniu a jakością tekstu.
To nie jest przyjemne.
Przyjemnie się robi jak jest skończone.

Przyjemność czerpana przez kogoś, komu na talencie zbywa, wynika IMO nie z pisania, tylko z mentalnej masturbacji przyszłym sukcesem.

to jest możliwe za pierwszym razem gdy ktoś wierzy jeszcze że jego debiut będzie wielkim odkryciem.

od jednego strzału

58
szopen, po prawdzie nie znam żadnego, opieram się tylko na swoich doświadczeniach. Bazgrzę w kajetach od dziecka i znajduję potwierdzenie wartości tego pisania w opiniach różnych osób, również takich o mniejszym bądź większym dorobku literackim. Nie miałem też najmniejszych kłopotów w znalezieniu pracy jako redaktor i copy. I doprawdy trudno mi wyobrazić sobie sytuację kogoś, kto chce pisać, a nie ma po temu predyspozycji. Wiadomo, że jak się ma kilkanaście lat, nie zwojuje się raczej Parnasu, ale w tym wieku nie ma sensu opróżniać szuflady. Ani rejestrować się na forach literackich. Początkujący potrzebują iluzji, że to, co robią, ma wartość, że są wyjątkowi i utalentowani. Jeśli autor nie skończył 22, 23 lat - nie sposób ocenić jego potencjału (chyba że mówimy o skrajnych przykładach).
https://sceptyk.substack.com/

od jednego strzału

61
Błęzydian, mamy tak różne podejście do pojęć i definicji, że się nie dogadamy :)
Mi nie leży wrzucanie całej Azji do jednego worka, choć w pewnych konkretnych przypadkach może to mieć jakiś sens. Podejście dalekowschodnie obejmuje jeszcze konformizm, zatracenie indywidualizmu, bezsensowny pracoholizm, dwulicowość, kult autorytetów i pełno innych. A nawet te fajniejsze z naszej perspektywy aspekty mają wiele nurtów i odcieni.
Podobnie między taoizmem, a buddyzmem zen był jeszcze pośrednik: buddyzm chan. Można nie wprowadzać takich rozróżnień, ja jednak wolę systematyzować, zamiast mieszać. Staram się by pojęcia były używane w kontekście odpowiadających im systemów.
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron