Latest post of the previous page:
Jako że mam podobną do Babette sytuację (różnią nas tylko terminy), to rozmowy o marketingu traktuję jako pewnego rodzaju temat "jeszcze tabu". Moja inicjacja do tego świata jeszcze się nie odbyła, ale jest blisko, podglądam więc przez dziurkę od klucza, jak radzą sobie ci TAM, po drugiej stronie. Obserwowanie ich jest ciekawe i w pewnym sensie daje możliwość uczenia się na cudzych błędach/sukcesach, bez konieczności przedzierania się przez ten sam gąszcz. I choć wiem, że nawet dzięki tej obserwacji nie będę w żaden sposób "do przodu z materiałem", bo i tak czeka mnie masa nauki, to jednak takie dyskusje odbieram jako drogowskazy.Głównym zaś pytaniem, jakie sobie przy ich okazji stawiam, to pytanie o granice tego marketingu. Czy jest coś, czego już nie powinno się robić, by złapać kolejnego czytelnika? Czy jest brama, za którą nie wolno wychodzić, bo czyhają za nią demony Złego Smaku, duchy Faux Pas i upiory tych, którzy przesadzili?...
