Wrotycz pisze:
No proszę, nieretoryczne:)
h) ambitniejsi maturzyści (nie do końca polegający na streszczeniach w necie) poprosili o samiutką akcję, opisy wszak niczemu nie służą.
powiadają że wykształcenie nie piwo i nie musi być pełne...
Garść refleksji. Wydawnictwo, porzućmy idealizm (kultura wysoka – tere fere) to wyspecjalizowany punkt usługowo-sprzedażowy. Śrubowanie wyników sprzedaży - cel podstawowy i główny.
to nie do końca tak - u nas niewiele jest dużych spółek wydawniczych gdzie są dziesiątki udziałowców, a zarząd rozlicza się ze wzrostu dochodów. Dominują firmy niewielkie - kilka - kilkanaście osób. Przeważnie są mocno sprofilowane - idą szlakiem zainteresowań czytelniczych właścicieli. Mag, Fabryka Słów, Runa, Amber, Solaris - jeśli prześledzimy historię mamy ludzi którzy pasjonowali się fantastyką czasem sam ją tworzyli - w którymś momencie życia mieli ciut pieniędzy zainwestowali w to by hobby przekuć w niewielki biznesik.
Stąd na szczście niewiele u nas "książek - produktów" jak to"dzieło" Blanki Lipińskiej.
Redaktor dla tekstu to swoisty copywriter, rozpoznający, a i w dużej kształtujący, trendy czytelnicze. Książka ma zaspokajać potrzeby i oczekiwania konsumentów, aby ją chcieli kupić.
To nie tak działa. W dużych wydawnictwach jest tak że patrzy się na rankingi zagranicznych autorów i bierze to co na topie. I albo załapie albo nie. Bywa też że przychodzą agenci zagraniczników i coś proponują.
W mniejszych ktoś czyta nadchodzące pocztą wypociny i decyduje -to ewentualnie do druku, to od razu na kompost... Czasem taka osoba jest też redaktorem ale to nie jest konieczny warunek.
Zazwyczaj wydawnictwo ma swoją politykę - wydajemy to i to dla tych i dla tych. Nie "kształtuje się gustów" bo na prowadzenie takiej działalności potrzebny jest kapitał. W wypromowanie swoich książek od zera mógł sobie pozwolić Rafał Kosik który miał firmę reklamową, kasę, umiejętności i trochę znajomości.
Ale pamiętam jak jego Żona chodziła z koszykiem po targach książki i wręczała dzieciakom w odpowiednim wieku broszurki z opowiadaniami. Budowali sukces harówką.
Redaktor-copywriter oprócz kompetencji językowych musi mieć lekkie pióro, rozeznanie w psychologi, aby skutecznie perswazją lub manipulacją wpłynąć na autora, szczególnie tego z potencjałem przekładającym się na wyniki sprzedaży.
jako autor z potencjałem będący podporą jednego z czołowych wydawnictw prężnie rozwijającego się sektora rynku nie zetknąłem się z taką praktyką. I raczej nie dla tego że redaktor nie ośmielił się
w ciągu niemal dwudziestu lat współpracy raz usłyszałem że przydała by się kontynuacja jednej serii bo czytelnicy w meilach do redakcji bardzo proszą...
Pracując da "Warmii" jako początkujący grafoman do wynajęcia dostawałem pewne sugestie. (nigdy konkretne rozkazy) Sam też to i owo sugerowałem.
*
No cóż, idealny układ w aktualnej, tej najważniejszej, biznesowej formule wydawniczej byłby taki: zarówno autor jak i redaktor to wysokiej klasy copywriterzy, zapewniający dochód wydawnictwu i twórcy dzieła. Powinni pisać razem od pierwszej linijki, efektywność rosłaby w postępie geometrycznym, czas też zaoszczędzony.
>wzdech<
Taka życzliwa rada - raczej nie pisz o rzeczach o których nie masz zielonego pojęcia
Podwójna korekta i jednocześnie charakteryzująca zawód copywritera – autokorekta zrodziłyby idealną książkę. Już ktoś wpadł na to? Jeśli nie, jestem z siebie dumna:)
tak wpadli - w latach 60-tych w wydawnictwo "Pojezierze" (czy "Horyzonty"?). mieli zapotrzebowanie na powieść harcerską. siadło kolegium redakcyjne opracowało ramy projektu. Potem wezwali Nienackiego i powiedzieli "ty nam to napiszesz". Tylko ze produkt końcowy - seria "Pan Samochodzik..." była zasadniczo odmienna od tego co wymyślili. Dostał ogólne wytyczne ale część olał, część pozmieniał - ergo: dał bardzo dużo od siebie. Znalem człowieka który przy tym był.
Mówi się że "Harry Potter" powstał podobnie - na deskach kreślarskich a Rowling ubrała to w słowa. Nie wiemy czy to prawda.
Żeby nie było, nie mam pretensji, wiem w jakich realiach żyjemy.
Żyjemy w złotej epoce. W świecie o którym marzyłem mając 12-13-14 lat.
W świecie gdzie człowiek zdolny i pracowity może zaciskając zęby skoczyć naprawdę wysoko.
Self pub ma ogromny sens. Oczywiście nie w każdej sytuacji i nie dla wszystkich.
Nie ma.
Self nie zapewni dystrybucji. Bez dystrybucji nie będzie sprzedaży.
Self to mała firma z którą nikt się nie będzie liczył. Ani hurtownik, ani dystrybutor, ani księgarz.
Książka w najlepszym razie na ostatnim regale w kącie księgarni. Na fakturę WZ. nie zejdzie wróci do hurtowni gdzie trafi d ostatniego najciemniejszego kątka magazynu.
Koniec.
Żeby wyżyć tylko z pisania trzeba opchnąć normalnymi kanałami sprzedaży minimum 12 tyś szt rocznie.
Powiedzmy tak - można i bez selfa - po prostu zlecić komuś skład, zamówić sobie druk, odebrać z drukarni paczki książek, upchnąć pod łóżko. Potem jeździć po konwentach i spotkaniach autorskich z walizką swoich książek (aż kręgosłup strzeli) i sprzedawać uczestnikom.
druk 8-9 zł/egz spylić można po 30 zł (coby była atrakcyjna cena). 20 zeta zysku na sztuce - cool.
(aż przyjdzie wywiadowca ze skarbówki dokona zakupu kontrolowanego a potem dop... 5 tyś grzywny za brak kasy fiskalnej i działalności gospodarczej).
Nie teoretyzując - wydałem kalendarz-cegiełkę na moją fundację. Kolorowy, wesoły i po 20 zeta i z autografem gratis. W ciągu półtora roku rozprowadziliśmy z kuzynem ok 950 szt. W tym część była w prezencie dla sponsorów, a jakieś 850 normalnie - kasa na konto albo do puszki. Odbyłem kilkanaście spotkań autorskich, byłem na kilkunastu konwentach. Z reguły nabita sala. (jakoś tam sławny w końcu jestem). Czasem zeszło 10, czasem 12 rekord to było chyba ok 30 na jednym spotkaniu.
Tu sobie zobacz:
http://pilipiuk.com/index.php/fundacja?start=5 wróciłem do kdomu otworzyłem puszkę, podliczyłem, kasa na konto fundacji i "gotów do dalszych sukcesów"...
Ergo: ładne kolorowe, tanie, na szczytny cel, znany autor - zainteresowanie produktem max. ok 10% uczestników.
Wszystko na szczęście po legalu - bo konkretne pytania od ludzi z urzędu skarbowego miałem w tym czasie dwa.
-Na jakiej zasadzie pan to rozprowadza bez kasy fiskalnej?
-Cegiełka na fundację, jestem prezesem - o tu jest nadruk na kalendarzu - wydawnictwo niedochodowe, zarejestrowana zbiórka publiczna wyłącznie gotówką - proszę sobie spisać numer z puszki obok jest KRS fundacji.
-Proszę przedyktować, sprawdzę od razu.