od jednego strzału

16

Latest post of the previous page:

Iwar, moim zdaniem pokutuje tutaj powszechne rozumienie pracy jako odbębnienia swoich ośmiu godzin, pięć razy w tygodniu, aby na koniec miesiąca dostać wypłatę. I gdybym miał tak pisać, to od razu bym się poddał i zajął czymś innym.

Za to jeśli spojrzymy na pisanie jako zajęcie, któremu oddajemy się regularnie i traktujemy poważnie, to dużo bardziej zaczyna przypominać pracę, niż np. hobby. By pisać na dobrym poziomie i mieć szansę wydawać książki trzeba się bez przerwy uczyć, poprawiać i przeznaczyć na to zauważalną ilość czasu by tworzyć w sensownym tempie. Chyba że kogoś w zupełności zadowala jedna publikowalna lub nie książka raz na dziesięć lat. Pod tym względem, zaangażowania, pisanie jest pracą.

Jeśli chodzi o pisanie jako główne źródło dochodu, to i tak większość z nas nie pójdzie tą drogą ;)
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

od jednego strzału

17
Ależ Nav, ja Ci nie bronię, ja tylko zwracam uwagę, że jest inna opcja. Są różne źródła satysfakcji. I sam się zbytnio nie będę wzbraniał jak mi zapiszczą i 5zł dadzą.

Jason, no właśnie. Ja tylko psioczę na pracę wyłącznie dla spieniężenia. Cieszmy się procesem, nie tylko efektem. Nie powinno się na siłę z hobbystów robić stachanowców.
Strona autorska.

od jednego strzału

18
Po kolei:

Po pierwsze – ta satysfakcja. Przychodziły swego czasu do „Fenixa” dobre opowiadanka. Były publikowane. Nie przychodziły już kolejne. Autor napisał jedno, zobaczył drukiem, poczuł się spełniony. Byli też rzecz jasna kolesie którzy przysyłali kilka straszliwych gniotów kwartalnie, łaknąc tego spełnienia - ale nie uzyskując poziomu druku.

Bycie pisarzem daje nie tyko kasę – ale też prestiż społeczny i poczucie wykonywania zawodu elitarnego. Tego prestiżu generalnie do garnka się nie włoży – ale czasem są drobne korzyści – np. mi kiedyś urzędnik-czytelnik w 20 min wystawił papier na który normalnie czekałbym 2-3 dni robocze.

Dodaje też pewności siebie związanej z tym prestiżem i elitarnością. Tj. można z kimś ważnym pogadać nie z pozycji proszalnego dziada tylko ciut wyższej… Ale w mojej robocie regionalistycznej przydawało się że byłem „znanym kolesiem rozsławiającym nasz region”. Nie, piszczące fanki na widok pisarza nie zdejmują majtek przez głowę.

Po drugie - są różne roboty i różną karierę można robić. Oczywiście są ludzie którzy są zadowoleni że siedzą na kasie – ale większość szuka czegoś innego, lepszego, etc. 80-90% oczywiście nie znajduje, a nawet jak znajduje to boryka się z ograniczeniami w postaci sitw, układów, mozolnego pozyskiwania środków na badania etc.

Przy pisaniu trudno się przebić na etapie debiutu – ale potem ma się miłe wrażenie swobodnego lotu – bo tu generalnie sitw ani układów nie ma. A w każdym razie nigdy się nie zetknąłem. No bo niby jak mielibyśmy taką stworzyć? (Oczywiście K.T.Lewandowski twierdzi że to skutkiem moich spisków i donosów nie zrobił kariery w „Fabryce”). W każdym razie pole do zaorania mamy po horyzont i ile się wysieje tyle się zbierze. No chyba że jakiś wnuk hitlerowca dowala vat na książki co skutkuje spadkiem ilości plonów o 1/3 i siedmiona latami chudymi. Ale pomijając te niedogodności natury „przyrodniczej” każdy ma tu szansę skoczyć tak wysoko jak potrafi. I nie ma górnej granicy zarobków – vide Sapkowski…

Po trzecie – ja nie czerpię satysfakcji z samego pisania. Lubi wymyślić. Lubię jak jest gotowe. Bardzo lubię jak jest prawie gotowe a ja nanoszę ostatnie poprawki. Cholerne lubię jak jest wydane i zainkasowane – bo tak generalnie każda kolejna książka mnie cieszy ale pisanie nie jest dla mnie celem samym w sobie, tylko raczej środkiem do rozlicznych celów.

Kasa z tego jakaś jest. Czasem nawet sporo – to się kredyt nadpłaca. Pisałem kiedyś – na minimalną krajową musicie napisać dwie rocznie książki i sprzedać ich po 6-8 tyś szt. Pisałem też że to jest robota która wymaga cholernej samodyscypliny i długiego marszu pod górę. Najtrudniej napisać pierwsze 10 książek. Ja dochodzę do 40 wydanych pod własnym nazwiskiem. Aha – w kwietniu się okazało że dla mojego banku nie jestem wiarygodny na tyle by dać mi kredyt na mieszkanie… Nie chodziło o wysokość dochodów tylko o ich źródło – prawa autorskie i pokrewne, umowy o dzieło…

Przyznaję się otwarcie - piszę dla kasy. Zawsze pisałem dla kasy. Od kiedy skończyłem 11 lat i postanowiłem zostać pisarzem - bo sądziłem że to droga do zostania milionerem. Ale nie pisałem dla kolekcji obiegowych banknotów ale dla spraw które chciałem zrealizować i rzeczy które chciałem mieć i do tego potrzebowałem kasy.

Po czwarte – rutyna dopaść może przy każdej robocie – dlatego zmieniam tematykę, pisuję (hłe hłe napisało mi się „psuję”) różne rzeczy.

Po piąte – oczywiście są różne ligi. Zasadniczo to co napiszemy to wypadkowa tego co mamy w głowie zanim siądziemy do roboty i tego co umiemy w zakresie wygibasów językowych. Jestem kolesiem o przeciętnej inteligencji – może nawet ciut poniżej przeciętnej. Jestem jednak na tyle cwany żeby nie próbować na siłę gadać i pisać na tematy w których mam braki. Mam swoje zainteresowania i to przekuwam na prozę. Np. nie piszę powieści historycznych obejmujących szerokie spektrum dziejów – w miarę swobodnie poruszam się w kilku wycinkach i tam buszuję. Brak mi wiedzy i doświadczeń życiowych by stworzyć coś naprawdę wybitnego.

Jak dla mnie niedoścignionym mistrzostwem światowej literatury jest cykl „wszystkie stworzenia małe i duże” Jamesa Heriotta. Facet był przez 50 lat weterynarzem w górach Szkocji, z tych 50 lat wybrał najfajniejsze epizody i złożył z tego 7 tomików fabularyzowanych wspomnień. I za to należało mu się siedem Nobli – po jeden za tom.

W Polskiej fantastyce – Marek S. Huberath. Autor „prywatnie” jest profesorem biofizyki i interesuje się historią sztuki. Do tego jest to chyba jeden z 3 najmądrzejszych ludzi jakich w życiu spotkałem. Jedno, drugie i trzecie, plus talent literacki i mistrzowskie panowanie nad językiem daje efekty w postaci np. powieści: „Miasta pod skałą”.

W literaturze popularno-naukowej – „Czekając na Herchora” pióra prof. Andrzeja Niwińskiego. Autor od dziesięcioleci bada Deir-el-Bahari i napisał książkę o archeologii Egiptu. Fantastyczna rzecz. Dzieje badan, ale też anegdoty o archeologach, wszystko spisane piękną czystą dojrzałą rzekłbym wzorcowa polszczyzną.

Co mogę przeciwstawić wiedzy inteligencji i dogłębnej znajomości tych tematów? NIC. Jestem skutkiem własnych ograniczeń zaszeregowany kilka poziomów niżej. „Raport z północy” jest tego dowodem.

Miało być jeszcze jakieś po szóste ale zapomniałem o czym.

od jednego strzału

19
Tak odniosę się do kwestii hobby/praca.
Mając rodzinę, pracę na etacie i kredyt - siłą rzeczy (nawet jeżeli traktuje się pisanie jako hobby) poświęcając na to pewną ilość swego cennego czasu oczekujesz, że jakoś ci się to zwróci. Z takiego założenia przynajmniej ja wychodzę.
W trochę lepszej pozycji są tutaj ludzie młodzi, bez zobowiązań (przynajmniej pod względem czasu, który mogą poświęcić na pisanie).

Czy chciałbym zarabiać tylko na tym? Pewnie tak, chociaż niekoniecznie to musi być powieściopisarstwo.
Na razie finansowo nie zarabiam, ale za to przynosi mi to pewne korzyści niematerialne (Jak Andrzej wspomniał: satysfakcja, budowa nazwiska/marki/rozpoznawalności, inwestycja w swój samorozwój).

od jednego strzału

20
Ostatnia uwaga: w literaturze są mody i trendy. Jeśli zaczynamy pisać „to co modne” to już przegraliśmy.

Piszecie fantasy? To już na starcie wasza książka będzie konkurować z książkami Ziemiańskiego, Sapkowskiego, Kresa i kilkunastu innych polskich autorów. Lepszych od Was (sorry). Bardziej doświadczonych. Budujących swoją legendę od lat. (nie mówiąc o zagranicznych…). Żeby się przebić wasza książka musiała by być naprawdę dooobra. A i to nie gwarantuje sukcesu.

Jak zwiększyć szanse?

Popatrzcie jak zrobił to M.Wroński – napisał kryminał retro. Po pierwsze zrobił to w chwili gdy podgatunek dopiero raczkował. Po drugie osadził akcję w XX-leciu międzywojennym – w chwili gdy rosła fala zainteresowania epoką. Po trzecie osadził fabułę w Lublinie. (zahaczył też o Chełm i Zamość). Po czwarte napisał w dość szybkim tempie 10 tomów. Ludzie zżyli się z bohaterem.

Zanalizujemy? Miał niewielką konkurencję – łatwo go dostrzeżono. Eksplorował teren literacko raczej dziewiczy – mieszkańcy ściany wschodniej niewiele mają książek o swoich stronach rodzinnych. Realizował konsekwentnie plan. Pojawiła się grupa ludzi czekających na kolejne tomy. Do teg jest to bardzo przyzwoicie napisane – fabularnie i językowo.

Ja robię podobnie - wbijam się tam gdzie widzę luz.

Wędrowycz – menel-fiction – praktycznie żadnej konkurencji. Mało kto pisze o wsi w konwencji fantastyki, mało kto robi to na wesoło. Praktycznie nikt nie łączy tych dwu pomysłów. Do tego „jedyny polski superbohater” czy raczej parodia superbohatera i nieustanne wykpiwanie trendów popkultury.

Opowiadania o R.Stromie - zagadki historyczne z elementem fantastycznym. Coś jak pan Samochodzik tylko inaczej i z szerokim ukłonem ku czytelnikom z mojej subkultury. Mamy pojedyncze utwory w podobnej konwencji. Patrząc szerzej – to jest tzw. „fantastyka bliskiego zasięgu” pogranicza prozy przygodowej i fantastyki. Rozszerzanie bazy czytelniczej – sięgają po to ludzie którzy ni trawią normalnej fantastyki. Obok mnie podobne klimaty znajdziemy u Grzędowicza – mam na myśli tomiki „Ksiega jesiennych demonów” i „wypychacz zwierząt”

Opowiadania o dr Skórzewskim – gatunkowo to horror medyczny retro. Fabuła eksploruje często mity i folklor carskiej Rosji, Ukrainy, Kresów. Konkurencji brak. (o ogóle praktycznie nikt nie pisze o Kresach – co polecam waszej uwadze). To znów fantastyka bliskiego zasięgu.

Kuzynki – o Krakowie akurat pisze się sporo. Ale alchemia to temat raczej ekstraordynaryjny. Kompletnie niewykorzystane pole eksploracji. Dodatku to mocny ukłon w kierunku płci pięknej. Mało mamy fantastyki dla kobiet. Historia alchemii to poczet niewyobrażalnych świrów przeżywających kompletnie kuriozalne przygody w różnych ciekawych „okolicznościach historycznych” od głębokiej starożytności po czasy niemal współczesne.

Rzućcie okiem:
http://www.magazynpolonia.com/artykul/h ... 9fc51cf955

„Operacja Dzień wskrzeszenia” i „Oko Jelenia” – podróże w czasie – w polskiej fantastyce temat leżący odłogiem. Do tego pierwsza pozycja pokazywała carską Warszawę – a została wydana w czasach gdy poza mną praktycznie nikt nie pisał o carskiej Warszawie. Druga pozycja pokazywała Skandynawię w czasach upadku ligi hanseatyckiej. (coś o tym już widzieli czytelnicy „sagi o ludziach lodu” – ale tam o hanzie nie ma nic). W obu przypadkach mamy ciekawe tło historyczne. Wystarczyło dokładnie je zarysować…

Cykl o wampirach – to trochę inna para kaloszy – zjadliwa satyra na wampiry, wręcz parodia wielu „wampirycznych” i pokrewnych motywów – można traktować jako podpięcie się pod modę na „zmierzchy”. Tu wskoczyłem do worka pełnego kotów.

Teraz popatrzmy na jeszcze jeden aspekt mojej twórczości seryjność i łatwość kreacji fabuł:

Wędrowycz – jest bohater i pojemne uniwersum – w zasadzie jeden temat: Jakub musi się napić, a jak się napije jest zdolny nadupcyć każdemu. Wystarczy wymyślać nowych wrogów i nowe „questy”.

Storm – może szukać dosłownie wszystkiego, sięgając do zagadek prawdziwych lub wykreowanych wszelkich możliwych epok. Można wrzucić mu wrogów, konkurencję, elementy paranormalne. Wszystko się fajnie zgrywa do kupy. W dodatku to typ skrzywionego kalekiego geniusza – kuriozalne perypetie uczuciowe czynią go bardziej ludzkim – czytelnik się łatwiej utożsamia.

Skórzewski – dzieje medycyny przełomy XIX i XX wieku to kopalnia prawdziwych przełomowych odkryć ale też dziwacznych koncepcji medycznych. Lobotomia, Radionika, Torakoplastyka… Czasem opisuję rzeczy które nie były błędem sensu stricte, tyko pewnym etapem rozwoju medycyny - jak kikut Krukenberga. Kopalnia fabuł… Plus poszukiwania penicyliny – jako spoiwo całego cyklu. Za dwa tygodnie będzie 11 zbiorek – tam doktor dokazuje na całego a w jednym z opowiadań jest o lobotomii.

Ergo: Trzech „mocnych” bohaterów. Trzy tematy „samograje”. Nieprzebrane łowisko tematów.

9 tomów „Wędrowycza” 11 tomów opowiadań bez Wędrowycza. Wampiry to trochę inna para kaloszy – ale dobrze (aż za dobrze) pamiętam czasy PRL-u. I trochę jak śp. Bareja – szukałem co jeszcze można wyszydzić… Ale 3 tomy i starczy.

Moja rada – szukać własnych zagoników tam gdzie nikt jeszcze ugoru nie zaorał.

od jednego strzału

21
Raptor, rozumiem co mówisz, widocznie po prostu mamy na to inną perspektywę. Ja pisanie traktuję głównie jako kreatywną formę rozrywki, czy spędzania czasu. Czas poświęcony jest dla mnie cenny i uważam, że mi się zwraca -- mam poczucie, że coś zrobiłem, a nie tylko patrzyłem w media. Ktoś mi chciał za to zapłacić? Bonus! Coś mi to zmienia? Nie.

Poza tym ile tego cennego czasu tak na prawdę poświęcamy na pisanie? W porównaniu do cennego czasu spędzonego na forumowaniu, internetowaniu, czy innemu gapieniu się w światła? Z mojego doświadczenia wiem, że w godzinę potrafię napisać święte 2-3k znaków. I to wcale nie jest tytaniczny wysiłek. Idźmy w słabiej, bo robota, bo rodzina, bo kredyt. 1.5k znaków. Co i tak daje jakieś 540k znaków w rok, la boga, całe tomiszcze książki z tego wydzielić. Za jedną godzinę dziennie. Niektórzy więcej czasu spędzają siorbiąc herbaty przed Klanem czy innymi Call of Duty.
Strona autorska.

od jednego strzału

22
Brawo Iwar, w tym zgrabnym poście ująłeś cały urok pisania. Piszmy, bo lubimy, a nie po to by zarobić miliony.
Andrzej P - Ta rozpiska o nowych, nieodkrytych trendach czy kierunkach w pisaniu bardzo dobra. U mnie, obserwacja przez 14 lat jak żyją i zachowują się w Londynie Polacy.

od jednego strzału

23
tomek3000xxl pisze:Piszmy, bo lubimy,
cholera! wiedziałem że jest jakiś haczyk :?
a nie po to by zarobić miliony.
errata - dwa haczyki :roll:
U mnie, obserwacja przez 14 lat jak żyją i zachowują się w Londynie Polacy.
ok. Moim zdaniem - zacznij od zbiorku opowiadań - krótkich z jajem i morałem, z mocną puentą. 20-30-40 szt / 500 tyś znk.
miks - obyczajowo - kryminalny, fajnie gdyby kilka było o wielkich cwaniakach którym w uk totalnie nie wypaliło cwaniaczenie.
jeśli idziesz bardziej w fikcję - wymyśl bohatera - narratora - i pokaż całe to ZOO jego oczyma.

od jednego strzału

24
Andrzej Pilipiuk pisze: cholera! wiedziałem że jest jakiś haczyk
Pisarzu spełniony... nie ironizuj. Jak Ci się znudziło pisać, to kręć filmy. Na Tytubie płacą od widza :) Wreszcie kobiałki zaczną z majtek wyskakiwać, bo to przecież prawie telewizja ;)
Andrzej Pilipiuk pisze: ok. Moim zdaniem - zacznij od zbiorku opowiadań - krótkich z jajem i morałem, z mocną puentą. 20-30-40 szt / 500 tyś znk.
miks - obyczajowo - kryminalny, fajnie gdyby kilka było o wielkich cwaniakach którym w uk totalnie nie wypaliło cwaniaczenie.
jeśli idziesz bardziej w fikcję - wymyśl bohatera - narratora - i pokaż całe to ZOO jego oczyma.
A póżniej mi to wydasz? Bo przecież masz znajomości w branży :)

od jednego strzału

25
tomek3000xxl pisze: Jak Ci się znudziło pisać, to kręć filmy.
inteligentny człowiek nie nudzi się nigdy :P
Wreszcie kobiałki zaczną z majtek wyskakiwać, bo to przecież prawie telewizja ;)
oj, mojej Żonie to by się chyba nie spodobało...
A póżniej mi to wydasz? Bo przecież masz znajomości w branży :)
raczej nie w tym sektorze branży - ale jak będzie naprawdę dobre mogę napisać list z rekomendacją.
niestety moja fundacja wydaje raczej inne rzeczy - poza tym nakłady mamy max 300 szt.

potencjalnie może być fajna książka.

*

generalnie zasada jest taka:

Jak napiszesz to może uda się wydać
Jak nie napiszesz to na pewno się nie uda...

od jednego strzału

26
Andrzej Pilipiuk pisze: inteligentny człowiek nie nudzi się nigdy
No właśnie inteligentny. Ja nawet nie jestem pewien, co to znaczy, ale o tym sza, bo Leszek już zaciska pięści...
Andrzej Pilipiuk pisze: oj, mojej Żonie to by się chyba nie spodobało...
Skoro piszesz o Żonie z dużej bukwy, to zapomnij o tych majtkach i ich właścicielkach :)

od jednego strzału

27
Można zapatrywać się na przykłady i rozkładać je na czynniki pierwsze. Ale każdy miał i będzie miał własną drogę a na niej przeszkody i skróty. Dla mnie kluczem jest odpowiedź na pytanie: dlaczego chcę to robić? Bo chcę zarobić kupę kasy, być sławnym, a może zmierzyć się z samym sobą? Czy odnajduję w tym radość? To wystarczy.
Trwam w przekonaniu, że każda włożona praca i wysiłek przyniosą efekt. To nieważne, że niekoniecznie jutro. Ale uda się, chyba, że się poddam. Nikt nie jest skazany na sukces albo porażkę. Jakkolwiek to zabrzmi... to wybór.

od jednego strzału

28
Mane Tekel Fares pisze:Nikt nie jest skazany na sukces albo porażkę. Jakkolwiek to zabrzmi... to wybór.
Bez przesady, bo to trąci mistyką w stylu Coelho :) Żaden grafoman nie zostanie pisarzem, żaden leniuch, a czasem komuś po prostu zabraknie szczęścia. Takie życie. Chyba, że poprzestaniemy na mierzeniu się z samym sobą, ale nawet wówczas wypada zweryfikować umiejętności, inaczej cała ta próba jest jedynie hucpą.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

od jednego strzału

29
Andrzej Pilipiuk pisze: Pisanie to był plan C.
Plany A i B nie wypaliły.
U mnie jest dokładnie tak samo. Pisanie to plan C. Plan A to praca. Wyczerpująca kilkunastogodzinna/dzień - własna firma jest zalegalizowaną formą niewolnictwa. Plan B - wygrana w Toto-Lotka. Tyle, że nie gram. C, w zamyśle miało być odskocznią od A. Nie mam złudzeń, Kingiem nie będę. Mrozem również. Nawet cholera nie zapowiada się, żebym był przymrozkiem. Chleba z tego nie będzie. To jasne.
Kłopotem jest to, że to tak tylko fajnie wygląda na przykładzie liter. W moim świecie C zaczyna być coraz bardziej zaborcza. Wiecie, klient czeka na wycenę, a mnie pochłania jakiś zakręt w fabule. Albo mi przychodzi do głowy "genialny" pomysł na rozdział. I myślę , żeby rzucić wszystko w diabły i jak najszybciej to napisać. W rezultacie, nawet kiedy nie mam czasu/siły na moje hobby, ono jest stale obecne i domaga się znaków. Pewnie są ludzie potrafiący to oddzielić, na zasadzie: w tygodniu pracuję, piszę tylko w weekend. Mnie to rozrywa. Fizycznie tkwię w planie A, z przekonaniem, że to jedyne sensowny pomysł na życie. Głową bujam w C. I nie wiem jak to leczyć.
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman

od jednego strzału

30
Navajero pisze: Żaden grafoman nie zostanie pisarzem, żaden leniuch, a czasem komuś po prostu zabraknie szczęścia. Takie życie.
A dlaczego grafoman miałby nie zostać pisarzem? Jeśli wybierze drogę nauki i pracy? Równie dobrze naturalnie utalentowany człowiek może nie zostać pisarzem.
Podtrzymuję :-) to wybór. Nasunęły mi się dwa przykłady z mojego miasta. Przykłady pracowitości i dawania sobie szansy. Mam znajomego, który zapragnął być radiowcem. Na przeszkodzie stała poważna wada wymowy. Uparł się i spędził wiele czasu z logopedą. Udało się i od ponad dwudziestu lat nie schodzi z anteny. Drugi z przykładów to też radiowiec, zresztą znany chyba bardziej z telewizji. Kiedy w połowie lat dziewięćdziesiątych skasowano byt niekoncesjonowanych rozgłośni radiowych (głównie lokalnych), ów człowiek stracił zajęcie w zamkniętej rozgłośni i przeszedł kilka ulic dalej spróbować swych sił w ocalałej lokalnej stacji. Dowiedział się, że jest za słaby i w profesjonalnym radiu nie ma szans. Zatem wyjechał do Warszawy. Gdzie okazał się wystarczająco dobry dla radia ogólnopolskiego, a potem (nawet dość szybko) został gwiazdą (to nie przesada) telewizyjną.
Oboje wybrali drogę i konsekwentnie nią dążyli pracując, nie mając gwarancji, że się uda. Pykło :-) Czy mieli szczęście?

od jednego strzału

31
Mane Tekel Fares pisze:
Oboje wybrali drogę i konsekwentnie nią dążyli pracując, nie mając gwarancji, że się uda. Pykło :-) Czy mieli szczęście?
Najpewniej tak, mieli szczęście bo nigdzie na ma gwarancji, że włożona praca przyniesie zamierzony skutek. Tutaj warto rozważyć błąd poznawczy "błąd przeżywalności".
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron