A tyle wysiłku włożyłem w obwarowanie swojego lenistwa różnymi racjonalizacjami! Przyszedł Navajero i łup - cała konstrukcja w gruzach, a ja staję oko w oko ze swoim improduktywizmem
A tak na serio: nasza różnica zdań może wynikać z pomieszania tradycji myślowych. Zen przejął wiele z taoizmu, ale stanowi jednak odrębny kierunek filozoficzny. W zen samodyscyplina, jak już zaznaczyłem, jest na wskroś spontaniczna,
bezwysiłkowa. Jeśli starasz się osiągnąć stan przebudzenia (satori) czy też działać zgodnie z tao, niczego nie wskórasz. W zen chodzi właśnie o to, żeby się nie starać. Nie oznacza to "biernego luzactwa", choć nasz zachodni sposób myślenia od razu odsyła nas w tę stronę. Tao czy też pierwotny umysł, który jest udziałem każdej istoty żyjącej, sam z siebie będzie dążył do narzucenia sobie dyscypliny w dziedzinach, które uzna za warte starań.
Sztuczna samodyscyplina jest przeszkodą. Nie możesz identyfikować się ze swoją rolą pisarza, żeby zachować naturalność i spontaniczność, a także żyć w zgodzie z tao. Twoje wyobrażenie o samym sobie jest przeszkodą. Nie można sobie powiedzieć: będę przez całe życie pisał. Takim zobowiązaniem wobec samego siebie zamykasz sobie drogę do bycia spontanicznym. Tao samo zadecyduje, czy posłuży się Tobą jako pisarzem w przyszłości.
W zen ogromną wagę przywiązuje się do tego, by nic nie robić. "Siedzisz spokojnie, nic nie robisz" - tak brzmi tytuł jednego z rozdziałów książki Wattsa. Uwrażliwiasz wszystkie swoje władze poznawcze na to, czego w danej chwili doświadczasz. Nie może to być wymuszone. Ja np. sam z siebie po przeczytaniu tego rozdziału zacząłem się lampić w ścianę i po kilku minutach poczułem impuls do zrobienia rzeczy, której bym nie zrobił bez tego wyciszenia się. Przeszkadzałoby mi w tym ego, ukształtowane przez kulturowe stereotypy. Wyrwałem się tym stereotypom, zrobiłem coś, co
było do zrobienia, a co potrzebowało po prostu wyzbycia się samokontroli, jakiegokolwiek działania, dążenia do jakiegokolwiek celu, realizowania uprzednich planów.
Można mieć wyobrażenie o swojej przyszłości, oparte na identyfikacji z określoną rolą społeczną, ze swoim zawodem - ale trzeba brać je w nawias. Na zasadzie: dziś jestem pisarzem, jutro może mnie pociągać co innego. Dlatego taki opór wzbudza we mnie stawianie sobie dalekosiężnych celów, które koniecznie trzeba zrealizować, za cenę swojej spontaniczności. One się same zrealizują, jeśli tak ma być.
Navajero pisze: (śr 23 wrz 2020, 23:20)
I dopiero w rezultacie takich ćwiczeń, po latach, a raczej dziesiątkach lat, można reagować instynktownie, spontanicznie i "tak jak należy", w każdej sytuacji. To efekt morderczego treningu, a nie intelektualnego przyjęcia takiej czy innej filozofii.
Navajero pisze: (śr 23 wrz 2020, 23:20)
Gdybyś musiał walczyć na noże z ekspertem, nie pomogłaby ci cała filozofia świata, ani założenie, że zdasz się na instynkt, bo w takiej sytuacji NIE REAGOWAŁBYŚ INSTYNKTOWNIE. Nie bez długoletniego treningu.
Wszyscy reagujemy instynktownie na to, co nas spotyka. Do tego nie trzeba treningu, ten trening został już wykonany - przez naturę, ewolucję, czyli
przez nas. W dalekowschodnich filozofiach szczególnie ujęła mnie diametralnie inna niż u nas wizja ciała. Ludzie Zachodu postrzegają je jako automat dołączony do jaźni (lub na odwrót). Na Dalekim Wschodzie nie czyni się tego rozróżnienia, to
ja poruszam sercem, ja wydzielam soki trawienne, ja zajmuję się tymi wszystkimi procesami, które tam zachodzą. Ja nadałem sobie taką właśnie postać, jaką mam, ja stworzyłem sobie takie życie, jakie wiodę. Nie zostałem w ten świat wrzucony, jak sądzą egzystencjaliści, lecz wyrosłem z tego świata, bo zawierałem się w nim od zawsze, to ja jestem tym światem/tao.
Sztuczna samokontrola blokuje swobodne działanie tao, ponieważ wypływa z ego, na które składają się przeszłe, nieistniejące już doświadczenia. Teraźniejszość jest inna, oferuje inne możliwości, stwarza nowe środowisko. Nie trzeba się obawiać, że nagle stracisz zamiłowanie do pisania, że porzucisz pracę nad powieścią, bo Twoje predyspozycje są czymś na kształt ręki, głowy, szyi. Dowolnej części ciała. To Twój bazowy software. Oczywiście może się zdarzyć, że stracisz kontakt emocjonalny ze swoim tekstem; że zechcesz pisać co innego. Jeśli w takiej sytuacji nadal uparcie będziesz trzymał się powieści, którą powinieneś zarzucić, blokujesz tao, oddalasz się od nie-działania.
Zgadzam się z Tobą co do tego, że aby osiągnąć perfekcję w nie-działaniu, trzeba trenować przez wiele, wiele lat. Jednak każdy ma w sobie tę umiejętność, może nie rozwiniętą w takim stopniu jak u mistrzów zen, ale jednak. Nie startujemy od zera. A swoimi wyborami możemy bądź rozwijać tę umiejętność, bądź ją osłabiać.
Dodano po 19 minutach 37 sekundach:
Jeśli zabrzmiało to protekcjonalnie, to przepraszam. W tym poście zwracam się w sumie do każdego z piszących, stąd taka forma.