Łowcy Magii - Tekst Fantasy (Fragment)

1
„Magia jest częścią naszego świata, podobnie jak ogień, woda czy powietrze. Nie ma najmniejszego znaczenia czy została stworzona przez bogów, czy powstała w jakikolwiek inny sposób. Nie chcę tutaj wchodzić w światopoglądowe dyskusje z magami czy kapłanami. Ważna jest inna kwestia. Od kiedy tylko na świecie zaczęto używać magii, rodzą się odłamy. Niektórzy, w nieodpowiedni i nierozważny sposób wykorzystują tę potężną energię. Właśnie wtedy powstają pewnego rodzaju anomalie, zakłócenia mistycznej energii. Materializują się pod najróżniejszymi postaciami. Na wiele sposobów. Naszym zadaniem jest zwalczać te żałosne pozostałości tworzone przez głupców nie potrafiących rozważnie korzystać z mocy magicznej. Dlaczego? Ponieważ są one niebezpieczne, zarówno dla nas jak i funkcjonowania całego naszego świata…”

Fragment przemówienia Mefisa
podczas narady królewskiej.

Wędrowiec szedł szeroką leśna ścieżką. Niewysoki mężczyzna w czarnym płaszczu z mocno naciągniętym na głowę kapturem, ukrywającym jego tożsamość. Na plecach miał długą stalową włócznię. Broń była bogato zdobiona niesystematycznym, złotym wzorem. Jej ostrze było wąskie, opatrzone kryształem lazurowego koloru. Ciężkie buty wędrowca prawie przemokły od mokrego podłoża. Krople deszczu rozbryzgiwały błoto na boki. Łowca szedł powoli. Powoli przemieszczał się traktem wydeptanym przez setki stóp. Lecz nie był to kupiec, żołnierz, ani też pierwszy lepszy podróżnik. On nie handlował towarami, nie szukał zbrodniarzy. Polował na ludzi, na czarowników, czarownice oraz to, co tworzyli poprzez używanie mistycznej mocy dla swych idiotycznych pobudek. Łowca Magii – jak sam siebie zwykł nazywać.
Wędrowiec przystanął i spojrzał w niebo. Kilka kropel spadło na jego twarz i spłynęło po niej ginąc w koziej bródce. Ręce lekko mu drżały. Dawno nie był aż tak zdenerwowany. Opowieści które słyszał o miejscu, do którego zmierzał, nie dawały mu spokoju. Napawały go lękiem. Wioska Wiedźm. Miejsce w którym żyła niegdyś setka czarowników i czarownic. Ludzie którzy tam mieszkali byli gotowi zabić łowcę. Czekali tylko aż przestanie się uważnie rozglądać, aż zrobi jakiś nierozważny ruch. Na jakąkolwiek sposobność by wbić mu sztylet w plecy. To właśnie przed nimi drżał wędrowiec. Ale żeby odnaleźć osobę której szukał musiał się tam udać. Musiał postawić swą stopę w wiosce wiedźm i odszukać wróżbitę zwanego Widzącym. Wszak to właśnie on go wezwał. Podejrzewał że to może być pułapka, jednak wedle kodeksu po prostu nie mógł odmówić.
Stanął przed drewnianą bramą. Przywitała go wisząca nad nią smętnie czaszka jakiegoś zwierzęcia, ozdobiona kośćmi i piórami, poruszana jedynie słabymi podmuchami jesiennego wiatru. Puste oczodoły spoglądały na niego. Ogarnęło go dziwne uczucie. Czyżby jakieś zaklęcie? Nie, nie wyczuł magii w tym miejscu więc to niemożliwe. Rozejrzał się powoli. Z prawej i lewej strony bramy ciągnęła się wysoka na jakieś dwa metry palisada. Otaczała ona główną część wioski. Właśnie tą do której Mefis – bo tak na imię miał łowca, musiał się dostać.
Powoli uniósł rękę i załomotał trzykrotnie w drewniane wrota. Przez chwilę nic się nie wydarzyło. Wtedy właśnie poczuł to, czego już od tak dawna nie doświadczył. Znane mu już od bardzo długiego czasu mrowienie na karku. Ktoś w pobliżu bawił się magią. Gdy skrzydła bramy otwierała niewidzialna siła, zyskał pewność ze trafił we właściwe miejsce, jednak wcale go to nie uspokoiło. Wręcz przeciwnie. Po jego szyi przebiegł kolejny dreszcz. Tym razem nie z powodu magii. Został spowodowany najzwyklejszym strachem. Wrota stanęły przed nim otworem. Za nimi posępna uliczka wiodła w głąb wioski. Nie było widać żywego ducha.
Mefis przełknął ślinę i ruszył przed siebie. Gdy tylko przekroczył bramę wrota powoli zaczęły się zamykać. Jedynie zerknął w ich stronę przez ramię. Nie zatrzymał się. Miał zamiar jak najszybciej opuścić to miejsce. Im mniej czasu poświeci na znalezienie Widzącego tym lepiej. Mocno przyspieszył kroku. Dźwięk rozbryzgujących się kropel oraz mlaśnięcia butów odklejających się od błotnistego podłoża były jedynymi odgłosami, które towarzyszyły mu w jego wędrówce między drewnianymi domami. Miasto wyglądało na wymarłe. Jednak Łowca wiedział że to tylko pozory.
W jednym z okien zauważył twarz. Szybko jednak znikła ona za materiałową zasłoną. Mefis powoli spojrzał w tamtą stronę. Jednak obserwator już się nie pojawił. Łowca zacisnął i rozluźnił dłonie czując w palcach charakterystyczne mrowienie. Gdyby ktokolwiek go zaatakował, był gotów do użycia swoich zaklęć. Znów zwrócił swój wzrok przed siebie. Cały czas gdy szedł błotnistą drogą, prześladowało go dziwne uczucie bycia obserwowanym. Cały czas miał wrażenie, że słyszy przytłumione szepty, że ukryci w swych domach mieszkańcy wlepiają w niego swe przenikliwe spojrzenia.
Gdy zbliżył się do jednego z domów zauważył, że na ganku siedzi mała dziewczynka. Kucając chowała się za słupkiem podtrzymującym drewnianą balustradę. Miała ciemne rozkopane w nieładzie włosy i duże zielone oczy. Przypatrywała się łowcy przenikliwym spojrzeniem. On również skierował na nią swój wzrok, zatrzymując się. Przez chwilę patrzeli sobie prosto w oczy. Dziewczynka kiwała się lekko to w przód, to w tył. Łowca natomiast stał nieruchomo niczym posąg. Z domu wybiegła wysoka kobieta z włosami spiętymi w kok, wzięła dziewczynkę na ręce szepcząc jej coś do ucha i weszła z nią do środka budynku zatrzaskując za sobą drewniane drzwi. Łowca westchnął i ruszył dalej.
Usłyszał jakieś poruszenie. Z jednej z bocznych uliczek wyszło czterech mężczyzn. Wszyscy dzierżyli w rękach jakąś broń. Jeden z nich miał widły, inny kosę. Dwaj pozostali uzbroili się w drewniane pałki. Stali na trzęsących się nogach celując swym orężem w łowcę. Ten z kosą, najprawdopodobniej siłą wybrany na przywódcę wystąpił przed resztę trzymając broń przed sobą. Przełknął głośno ślinę po czym głosem, brzmiącym jakby mężczyzna miał się zaraz popłakać ze strachu powiedział:
- Cze… czego tu szukasz. Wy… wynoś się.
Mefis spojrzał na niego spod kaptura. Nie chciał walki. Nie po to tu przyszedł. Zdziwił się jednak. W tej wiosce powinno być przynajmniej kilkanaście osób potrafiących używać magii. Nie bez powodu miejsce to nazywane było wioską wiedźm. Dlaczego to oni nie wyszli aby z nim porozmawiać. Dlaczego wysłali chłopów uzbrojonych w narzędzia rolnicze. Coś tutaj było nie tak.
- Przybyłem do osoby zwanej Widzącym. Zaprowadźcie mnie do niego i dajcie z nim porozmawiać a oddalę się i więcej mnie nie zobaczycie.
Mężczyzna spojrzał na niego ze zdziwieniem. Najwyraźniej nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Opuścił broń i dokładniej przyjrzał się łowcy. Dużą uwagę poświęcił włóczni którą ten miał na plecach. Jego towarzysze nawet się nie poruszyli. Cała czwórka była naprawdę czymś wystraszona. W końcu przedłużającą się trochę za bardzo już ciszę przerwał Mefis.
- Gdzie znajdę widzącego? Zaprowadźcie mnie do niego.
Przez chwilę mężczyźni nie poruszyli się. W końcu ten z kosą powiedział już nieco spokojniej niż poprzednim razem:
- Chodź z nami.
Nie odwrócił się jednak tylko drżącymi rękoma wycelował kosą w łowcę. Jeden z tych uzbrojonych w pałki, spojrzał za siebie i burknął drżącym głosem coś, co brzmiało jak „Za mną.” Po czym ruszył w głąb uliczki, z której przed chwilą wyłonił się ten groteskowy komitet powitalny.
Mefis spokojnie, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów ruszył między nim. Wiedział że za plecami ma trzech uzbrojonych mężczyzn. Wiedział też że gdyby chciał mógłby zabić ich wszystkich. Ale nie po to tu przyszedł. Zbędny rozlew krwi tylko utrudniłoby całą sprawę. Tak więc szedł spokojnie, niczym więzień prowadzony przez strażników. Tyl że w tym przypadku to nie skazaniec był przerażony, a ci którzy go prowadzili.
Mijali wiele domów. W niektórych oknach widać było twarze ciekawskich, którzy chcieli wiedzieć co się dzieje. Mefis chciał zapytać dlaczego mieszkańcy się pochowali. Był pewien, że to nie on był tego powodem. Jednak postanowił, że poczeka, aż spotka się z Widzącym. On zapewne będzie w stanie powiedzieć mu dużo więcej niż jego aktualni towarzysze.
Po chwili marszu stanęli przed niewielkim okrągłym budynkiem. Nad budynkiem unosił się szary dym. Najprawdopodobniej pochodził z jakiegoś paleniska i znajdywał sobie drogę przez otwór w dachu. Ściany budynku zdobiły różne dziwaczne symbole. Część z nich była wypalona, inne zostały nakreślone jakąś czerwoną substancją. Mefis podejrzewał, że była to krew. Wokół całego domu, na krańcach drewnianego dachu wisiały przeróżne amulety, zrobione z czaszek zwierząt, liści oraz… muszli. Tylko skąd tu wzięły się muszle. Przecież może jest wiele dziesiątek kilometrów stąd. Mefis postanowił że o to również zapyta.
- To tutaj. – Powiedział mężczyzna z kosą cofając się nieco. – Pan zapuka. Widzący przyjmie albo nie. Jego wola. Jak przyjmie, pan wchodzi. Jak nie, to stąd idzie.
Łowca postanowił tego nie skomentować. Podszedł do drzwi i przyjrzał się im. Z dala wyglądały jakby były spróchniałe. Jednak to co wziął za sczerniałe dziury okazało się setkami malutkich symboli wyrysowanymi najpewniej za pomocą węgla. Mefis uniósł rękę i zapukał głośno trzy razy. Przez chwilę nic się nie działo. Zaraz potem jednak drzwi same się otworzyły. Znów ten znajomy dreszcz na plecach. Łowca nie czekał na pozwolenie od mężczyzn którzy go tu przyprowadzili. Śmiało przeszedł przez drzwi, a te zatrzasnęły się z hukiem zaraz za nim.
W domu była tylko jedna izba. Na środku paliło się duże palenisko, z którego dym uciekał przez dziurę w drewnianym dachu. Pod ścianami na wąskich i wysokich regałach stały księgi oraz flakoniki i buteleczki. W jednym z końców okrągłego pomieszczenia znajdował się stół oraz jedno krzesło. Przed stołem Mefis dostrzegł jakąś postać. Miała na sobie ciemny, poplamiony płaszcz z kapturem. Mefisa zdziwiło to że nigdzie nie ma łóżka. Czyżby Widzący spał na podłodze? Zanim skończył jednak o tym rozmyślać usłyszał w odpowiedzi.
- Sen jest przywilejem który został mi odebrany. Przez moje magiczne praktyki nie mogę spać jak wy. Moje ciało cały czas odczuwa zmęczenie, jednak nigdy nie może zasnąć. Taką cenę płaci się za nierozważne obchodzenie się z mistycznymi energiami tego świata.
Łowca natychmiast zablokował swoje myśli. Widzący był potężny. Próbował wedrzeć się głęboko. Przez chwilę wydobywał z głowy Mefisa pojedyncze, nieskładne obrazy. Jednak jego siła zaczęła słabnąć a bariera którą tworzył łowca wokół swojego umysłu rosła w siłę. W końcu otoczył swoje myśli nieprzeniknioną mgłą. Widzący odwrócił się ściągając kaptur.
Miał siwe włosy sterczące we w wszystkie strony oraz bardzo wysokie czoło. Brakowało mu kilku zębów. Oddychał przez lekko otwarte usta. Nos miał krzywy. Zapewne niegdyś został złamany. Na oczach miał przewiązany kawałek czarnego materiału. Mimo to, wykonał gest jakby mierzył łowcę wzrokiem.
- Łowca magów. Walczysz z tymi którzy używają magii… a sam jej używasz. Niszczysz ich za to że są odmieńcami, takimi samymi jak ty… czego ode mnie oczekujesz? Czego tu szukasz? Czego chcesz Mefisie?
Łowca przez chwilę przyglądał się Widzącemu. Przecież blokada umysłu zadziałała jak należy. Skąd ten człowiek wiedział aż tyle? Czy w ogóle był człowiekiem? Czy może okropieństwem które należało zniszczyć? Może stał się jednym z tych na których Mefis polował. Już miał coś powiedzieć, nawet otworzył usta. Jednak Widzący go ubiegł.
- Wiem po co tutaj przybyłeś. Przybyłeś, bo pchał cię tutaj wewnętrzny głos. Ziarno które zasiałem w twojej głowie wykiełkowało. Tak, Mefisie. To ja cię tutaj sprowadziłem. To przeze mnie czułeś potrzebę przybycia tu i odbycia ze mną rozmowy. Po co, zapytasz zapewne.
Więc jednak bariera zadziałała jak należy. Widzący nie odszukał w jego umyśle informacji mówiącej o tym, że już dawno rozszyfrował kto go wezwał.
Po plecach łowcy przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Czyli to ten mężczyzna jest nazywany Widzącym. To on chciał aby tu przybył. Nie odzywał się przez chwilę. Starzec cierpliwie czekał. W końcu łowca zadał patynie którego najwyraźniej tamten cały czas oczekiwał.
- Po co? – zapytał Mefis. – Po co chciałeś abym tutaj przybył. Dlaczego chciałeś mnie spotkać starcze.
Po palcach łowcy przebiegła mała błyskawica. Stało się to samoistnie. Wokół było zbyt dużo magii. Zbyt dużo energii. Nagle Mefisowi przyszło do głowy coś, o co chciał zapytać.
- Czy to ma jakiś związek z tym że wszyscy którzy posługują się magią, ukrywają się? Dlaczego nie spotkałem żadnego czarodzieja, czy czarodziejki?
Widzący zaśmiał się. Pokręcił głową mówiąc:
- Dobrze. Bardzo dobrze. Kojarzysz fakty. Widać że jesteś inteligentnym człowiekiem. A może się mylę? Może wcale nie jesteś człowiekiem? Może znienawidzona przez ciebie elfia krew płynąca w twoich żyłach…
- Milcz! – Powiedział łowca cedząc przez żeby. I wzmacniając barierę wokół własnego umysłu. Wystarczyło że na chwilę stracił koncentrację a widzący wdarł się tam wyciągając informacje niczym pijawka krew. Mefis miał przed sobą naprawdę potężnego czarodzieja bez trudu wyczytał że w jego żyłach płynie również elfia krew. – Czego ode mnie chcesz? Po co chciałeś bym tu przybył?
- Tak jak mówiłeś. Ma to związek z tym co widziałeś. Z tym że czarodzieje z naszej wioski odczuwają strach. Wioska wiedźm wygląda na wymarłą. Wszyscy boją się Bestii. Ukrywają się przed nią w domach, za runicznymi znakami…
Mefisa przeszył dreszcz. Więc czego od niego oczekiwali? Że zgładzi bestię? Że ją pokona. Skoro czarodzieje żyjący w tej wiosce nie zdołali tego zrobić, to niby jak on miał tego dokonać. Nie rozumiał.
[...]

2
Hej!
Wędrowiec szedł szeroką leśna ścieżką. Niewysoki mężczyzna w czarnym płaszczu z mocno naciągniętym na głowę kapturem, ukrywającym jego tożsamość.
Hej, ja to już chyba gdzieś czytałem. ;)

Krótko będzie.
Piszesz gramatycznie. Jak na klasówce. Nie zrozum mnie źle - to dobrze, że nie popełniasz fatalnych błędów. Ale Twój język, Twoja narracja jest strasznie bezpłciowa. W ogóle nie wciąga. Każde zdanie jest poprawne i przeciętne, nie ma w nich nic fajnego dla mnie, czytelnika fantastyki.

Słowem - tekst niestety nudzi. Świat go nie broni, bo to sztampowe pop-fantasy. Język go nie broni, bo jest banalny.

Nie przejmuj się jednak. Potrafisz pisać poprawne zdania, a to baaardzo dużo. Ba, mam nawet wrażenie, że gramatyka przychodzi Ci z łatwością. To dobrze. Trudniej nauczyć się poprawnie pisać niż wyrobić własny styl. A tego Ci właśnie brakuje: własnego stylu.

Moja rada - olej tych Łowców Magii. Wymyśl coś swojego, coś własnego, zostaw elfy i pseudo-średniowiecze. Stwórz coś nowego. I napisz opowiadanie na 10-20 stron. Z fabułą, z początkiem i końcem. Epickie sagi na razie odłóż. Nie rezygnuj, tylko odstaw na jakiś czas. Odetchnij. Weź na warsztat pierwszy ciekawy pomysł, jaki Ci przyjdzie do głowy i zrealizuj go.

Pobaw się trochę językiem. Musisz grać z czytelnikiem, angażować go. Taka bezbarwna, monotonna narracja strasznie nudzi. Niech w pierwszym zdaniu ktoś zginie, w drugim dowiedzmy się, że zabójca miał pół metra wzrostu. Łap czytelnika na haczyk i nie wypuszczaj. Nie licz na to, że on doczyta Twój tekst do końca tylko dlatego, że go napisałeś! Od razu wywalaj na stół to, co najciekawsze. I słowami wal po emocjach.

No dobra. Bo miało być krótko. Czekamy na następny tekst.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

3
Tragedia. Prawdziwa tragedia, kiedy chcesz zrobić tajemniczy, mhroczny prolog, a zamiast tego wychodzi ci byle co. Byle co, ponieważ nie wiesz, kto idzie drogą!
Ale od początku:
[1a]Wędrowiec szedł szeroką leśna ścieżką. [1b]Niewysoki mężczyzna [2a]w czarnym płaszczu z mocno naciągniętym na głowę kapturem, ukrywającym jego tożsamość. [2b]Na plecach miał długą stalową włócznię. Broń była bogato zdobiona niesystematycznym, złotym wzorem. Jej ostrze było wąskie, opatrzone kryształem lazurowego koloru. [3]Ciężkie buty wędrowca prawie przemokły od mokrego podłoża. Krople deszczu rozbryzgiwały błoto na boki. [1c]Łowca szedł powoli. Powoli przemieszczał się traktem wydeptanym przez setki stóp. Lecz nie był to [1d]kupiec, żołnierz, ani też pierwszy lepszy [1e]podróżnik.
[1] - Wędrowiec, podróżnik, mężczyzna (to oczywiste, nie?), ale nie żołnierz czy kupiec. To w zasadzie kim jest?
[2] - wyliczanka cech odklejona od tekstu - ot, aby opisać, co facet na sobie miał (spójrz na moje propozycje)
[3] - Skoro mokre, to wiadomo, że od mokrej ziemi. Poza tym, cały opis jest poszatkowany: Idzie facet, ma to i to, idzie tak i tak, i znowu cos o nim, i znowu o trakcie i... męczące to. Przerabiam:
Błotnistą leśną ścieżką podążał niewysoki mężczyzna opatulony kapturem. Przy każdym kroku rozbryzgał błoto, a buty już dawno przemokły od wszędobylskich kałuż. Udeptany trakt przypominał bagno. Na szerokich barkach wędrowca spoczywała stalowa włócznia, okraszona złotym wzorem.
Wędrowiec przystanął i spojrzał w niebo. Kilka kropel spadło na jego twarz i spłynęło po niej ginąc w koziej bródce. Ręce lekko mu drżały. Dawno nie był aż tak zdenerwowany. Opowieści które słyszał o miejscu, do którego zmierzał, nie dawały mu spokoju.
Ponownie kilka zdań - bez plastyki - ot wyliczanka czynności i zjawisk. Zobacz na zmiany:
Przystanął pod prześwitem koron, by spojrzeć w niebo. Kilka kropel musnęło jego zmęczona twarz, niektóre spłynęły do brody. Czuł drżenie rąk, którego dawno nie doświadczył. Zmieszał do miejsca niesławnego z opowieści, co budziło w nim niepewność.
Stanął przed drewnianą bramą. Przywitała go wisząca nad nią smętnie czaszka jakiegoś zwierzęcia, ozdobiona kośćmi i piórami, poruszana jedynie słabymi podmuchami jesiennego wiatru.
Szyk zdania. Poza tym, skoro jest czaszka - napisz, jakiego zwierzęcia. Wówczas to każesz coś konkretnego. Po zmianach...
Stanął przed drewnianą bramą. Przywitała go smętnie zwisająca nad nią czaszka cielaka, ozdobiona kośćmi i piórami, poruszana jedynie słabymi podmuchami jesiennego wiatru.
Miasto wyglądało na wymarłe.
wcześniej to była wioska...
Gdy zbliżył się do jednego z domów zauważył, że na ganku siedzi mała dziewczynka.
Szkolne zwroty są zmorą tekstu - staraj się ujednolicać zdania, niech będą płynne, logiczne ale też bliższe prozie. Zobacz na:
Gdy minął drewnianą chatę, ujrzał przed następnym domem siedzącą w kucki dziewczynkę.

Rada jest prosta: unikaj w zdaniach plastycznych (mających ukazać otoczenie, wydarzenie itd.) że oraz który. Wiem, to trudne, ale w ten sposób nauczysz się pisać płynnie. Albo się nie nauczysz...
Znów zwrócił swój wzrok przed siebie.
Zwrok można skierować w kierunku... Poza tym, czy mógłby skierować cudzy wzrok? Zbędny zaimek.
Znów skierował wzrok przed siebie.
Po chwili marszu stanęli przed niewielkim okrągłym budynkiem. Nad budynkiem unosił się szary dym.
To taki przykład; To jest zdanie plastyczne - niesie opis miejsca, w tym przypadku budynku. I robisz tak: Opis czegoś. Drugi opis czegoś. Trzeci opis czegoś. To jest okropne. Zobacz, jak to się łączy:
Wyobraź sobie cały budynek, dym, kwiatka, drzwi, okna, itd. Po prostu zobacz to. Kiedy już masz ten budynek przed oczami, puść przodem bohatera i obserwuj, gdzie patrzy. Przebiegnie wzrokiem po otoczeniu, tak, jak ty byś to uczynił, prawda? Wobec tego zauważy kilka drobnych detali, i je zapisujesz w ciągu. W praktyce, uzyskasz coś takiego:
Stanął przed okrągłym budynkiem, osnutym delikatnym dymem wydobywającym się z komina. Na ścianach zauważył nietypowe wzory, jakby namalowane krwią.

Czyta się źle - historia nie wciąga, bo i bohatera nie ma. Wina leży po stronie narratora - miota się w opisach, dużo mówi, mało pokazuje. Dobrym ćwiczeniem będzie czytanie z uwagą opisów (akapitów) dotyczących otoczenia. Jak inni autorzy to tworzą. To, co w tej chwili tkwi w twojej głowie to chaos, i właśnie to przekazujesz podczas pisania. Historia mnie nie wciągnęła.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron