Ściągam z siebie szary dres. Powoli, nie pozwalając się mu pomiąć, czarny top ląduje na podłodze. Następnie, zgrabnie układają się obok czerwone stringi i czarny biustonosz. Podchodzę do wielkiego lustra, przeglądając się z zachwytem. Słyszę jego cichy szept tuż obok.
- Kochanie, woda jest idealna… Czekam na ciebie.
Uśmiecham się delikatnie i zdejmuję czarną gumkę z puszystych, kasztanowych włosów. Burza loków spada na opalone łopatki, a z lustra uśmiecha się do mnie zielonooka piękność. Czarne, gęste rzęsy zalotnie zachęcają do wspólnych igraszek. Dotykam drżącą dłonią gładkiej, szczuplej talii, czując, jak przez całe moje ciało przechodzą dreszcze. Jędrne piersi falują w takt szybkich, podnieconych oddechów. Z palca zsuwam obrączkę, nie pogniewa się przecież… Kładę srebrny symbol małżeństwa tuż obok obrączki Krystiana. Ostrożnie stąpam po gładkich, marmurowych płytkach najmodniejszej w tym sezonie łazienki, uważnie obserwując czy czerwony lakier wciąż idealnie lśni na paznokciach długich, smukłych nóg.
Podaje mi mokrą dłoń i sprytnie łapie w ramiona. Czuję tylko jego dotyk, oczy przymykam, gorący strumień wody spada na wrażliwą twarz. Wiem, że się śmieje, bo przez jego ciało przebiega wstrząs.
(…)
Otwieram oczy, przesuwa rękę na moje pośladki. Lekko rozchylam nogi, całuję go jeszcze namiętniej i szarpię czarne włosy, zatapiając się w rozkoszy i szczęściu…
Lodowata rzeczywistość spływa po gorącym ciele. Słyszę wodę, która wprost z toalety sąsiada, przewędrowała do rur nad moją głową. Cholera. Zasrana kamienica w której nie można jednocześnie brać prysznica i korzystać z toalety. Drżę z zimna, pozwalając by lodowaty strumień bez przeszkód docierał w każde miejsce na moim ciele. Nie chcę otwierać oczu. Nawet nie staram się złapać ręcznika. Bezwładnie opadam na zardzewiały brodzik, nieumyślnie zrzucając plastikową, śmierdzącą firankę, która służyła za drzwi kabiny prysznicowej. Zgaduję, że wargi mam już całe sine. Wciąż nie otwieram oczu. Nie pogodziłam się z rzeczywistością i nie zamierzam tego robić. Łazienka zawsze była miejscem, w którym uprawialiśmy seks z największa przyjemnością. Ale jego już nie ma - trzeźwo reaguje pobudzony umyśl. Nie chcę myśleć o tym, że odszedł na zawsze. Wmawiam sobie, że zaraz otworzy drzwi i zabierze mnie z tych długich wakacji w dziczy… A Wrocław? A apartament z basenem? Łapię się za głowę i szarpię długie, piękne włosy. Otwieram oczy, spoglądając na długi palec, na którym nie ma już obrączki. Musiałam oddać ją do jubilera i wystarczyło akurat na kupno nowego mieszkania. Chociaż ja, w porównaniu z moim apartamentem, nazwałabym je raczej meliną. Odszedł. Słyszę znowu i wspomnienia wracają, jak za każdym razem, kiedy wchodzę pod prysznic, kładę się do łóżka czy zamykam oczy na dłuższą chwilę. Wciąż widzę jego bezwładne ciało. Niemal słyszę swój słodki głosik, który nie spodziewając się najgorszego, mówi:
- Znowu udajesz, Krysiu? Daj spokój, akurat dziś jestem umówiona z Arturem…
Nie odpowiada. Prawdopodobnie się obraził, myślę i zaczynam znowu:
- No, daj spokój, przecież wiesz, że twoje fochy są pozbawione sensu.
Zbliżam się do niego, chcąc, jak zwykle, powitać go namiętnym pocałunkiem, który sprawi, że przestanie się na mnie dąsać i może nawet dzięki niemu uda mi się naciągnąć moje kochanie na kolejną nową perfumę.
Dotykam zimnego ciała. Całuję sine wargi, patrząc na przypominające kłodę ciało męża. Spokojnie łapię jego dłoń i kolejny raz zbliżam usta do jego twarzy.
- Dlaczego? – szepcę.
Patrzę na rozsypane wszędzie tabletki, uważnie badam pocięte nadgarstki i próbuję wierzyć, że to wszystko być może tylko mi się śni. Płaczę jak wariatka i zamiast dzwonić gdziekolwiek, kładę się obok niego.
- Dlaczego? – powtarzam pytanie.
Wiem już jaka jest odpowiedź. Wiem, co zrobiłam. Odniosłam sukces, do którego dążyłam przez te wszystkie lata, w duchu mając nadzieję, że marzenie nigdy się nie ziści. Tak było lepiej dla niego. W końcu się odważył, mówię sobie i uśmiecham się. Jest szczęśliwy. Uwolnił się w końcu. Wyrwał się z moich ciasnych więzów, które nieświadomie oplotłam wokół niego. Kiedyś musiały go zadusić. Mimo to, całuję miękkie wargi i przez łzy, ledwie dosłyszalnym szeptem, pytam:
- Dlaczego przestałeś mnie kochać?
Jest szczęśliwy, powtarzam sobie uparcie, lecz nie potrafię cieszyć się jego wolnością. Głaszczę bladą twarz.
- Ja ostrzegłam, Krysiu… Tak bardzo cię kocham… Tak bardzo – mówię przez łzy.
Czuję się źle. To nie jest zwykły smutek. Zbyt wielkie było uczucie, którym go darzyłam. Ogromna miłość, niezrozumiała, inna. Jestem artystką, do cholery! Kocham mocno. Prawdziwie. Ale inaczej. Cała się trzęsę i w głowie mam już plan na kolejną powieść. Nie odczuwam, że nasz mały świat właśnie się rozpada, jeszcze nie dociera do mnie ogrom zaistniałej sytuacji. Prawdopodobnie wciąż wydaje mi się, ze mój kochanek, mąż, przyjaciel... zaraz otworzy oczy. Mam nadzieję, że to kolejna z tych głupich, dziennych zabaw, kiedy jedno udaje nieprzytomne, a drugie musi pocałować go mocno, szybko i namiętnie. Pocałunki nie przywracają mu jednak życia. Mój organizm zdaje się być bardziej świadomy od mózgu, wstrząsają nim dreszcze, nagle zaczynam wymiotować, a łzy wylewają się spod powiek gęstym strumieniem.
- Wiem, kochanie. Wiem, że musiałeś, ale dlaczego teraz?
Nie sprzątam ohydnych rzygowin. Leżę w łóżku z ukochanym kolejny tydzień. Nie jem i nie przyjmuję żadnych płynów. Nie otwiera oczu. Ja niemal się nie odzywam, udając obrażoną. Czasem płaczę, a wieczorami moje ciało przechodzi jakby nawrót nieznanej choroby i cała się trzęsę, nie mogąc się zatrzymać.
- Tak bardzo cię kocham – powtarzam każdego dnia. – Dlaczego przestałeś mnie kochać?
Łapię jego rękę, to znowu przytulam. Zachowuję się jak dziecko. Nie zamierzam z niego rezygnować. Chce go wskrzesić. Chłód wyrzeźbionego, męskiego ciała, jest jedyna odpowiedzią na wszystkie moje prośby, fochy, pocałunki i błagania. Nic więcej nie ma mi do powiedzenia.
Minęło dużo czasu zanim ktoś przyszedł. Rodzina nas nie akceptowała ze względu na styl życia i brak potomstwa. Przystojny sąsiad, który swego czasu miał okazję być moim Bloom’em w łóżku i ciężko przeżył nasze rozstanie po tygodniu bliższej znajomości, podesłał mi róże i kiedy zorientował się, że nie zostały zabrane spod drzwi, co nigdy się nie zdarzało, bezczelnie wszedł do naszego mieszkania i wyniósł mnie stamtąd. Powtarzał, że policją się zajmie, że nie powinnam się denerwować i przede wszystkim - powinnam teraz odpoczywać. Miał znajomości, wiec szybko poszło sprzątanie zwłok i cała reszta bzdurnych pierdoł i procedur . Nikt mnie o nic nie pytał, uważnie tylko badali mnie wzrokiem, a kiedy napotykali spojrzenie Bloom’a, uśmiechali się pod nosem i wracali do swoich spraw. Chciał, żebym od teraz z nim zamieszkała. Wiele obiecywał i na wiele świętości przyrzekał wierność i dbałość o szczegóły. Odmówiłam.
To chyba był jeden z większych błędów w moim nowym życiu, ale przynajmniej zachowałam godność. Nie kochałam gościa, wiec po co miałabym zwalać mu się na głowę i zatruwać życie? Nie wiedząc czemu, mężczyzn właśnie to pociągało. To było takie niesamowite. Kochali zbuntowaną artystkę, ale nigdy nie potrafili mnie zrozumieć. Dla nich wszystkich była to jedynie seksowna i intrygująca przygoda, chociaż długo zapewniali mnie o swojej ogromnej, niezachwianej miłości. Dla Krystiana byłam całym życiem od zawsze. Żył tylko po to, bym była szczęśliwa. Nie miał własnych planów, a jego jedynym marzeniem było moje dobro. Nasze relacje wyglądały zupełnie inaczej niż w większości szczęśliwych związków. To nie było tylko wykorzystywanie, sypianie ze sobą i zdrady. To był ten rodzaj miłości, która zdarza się tylko raz w życiu, ale wciąż pozostaje niezmienna. Kochaliśmy siebie tak samo, pragnęliśmy siebie tak samo i nigdy się sobą nie nudziliśmy. Każdą wspólną chwilę potrafiliśmy odpowiednio docenić. A odrobina pikanterii, władzy, wykorzystywania i zdrady dodawała naszemu związkowi tego, o czym pomarzyć tylko mogli zwykli ludzie, żyjący szaro i nudno, pozbawieni marzeń, tłumiąc swoje pragnienia.
Musiałam się wyprowadzić. Książki przestały się sprzedawać, mimo tego, że wydawca miał nadzieje na ogromny sukces, spowodowany aferą związaną ze śmiercią męża autorki. Sądzę, że do braku popularności przyczynił się brak czasu i ochoty na organizowanie happeningów, mających na celu promocję książki. Miałam dość udawania, że jestem świetną kucharką, dobrze się ubieram i doskonale zgłębiłam tajniki wizażu. Przecież nie pisałam dlatego, by być projektantką mody. Pisanie to nie był dodatek do mojego życia. Wymyślony przez mnie świat, stworzone przeze mnie postacie i klimat moich powieści, i opowiadań to było moje życie. Jedyny sens i cel mojego istnienia. Wszystko, co zarobiłam, musiałam inwestować w spłatę pożyczek i rachunki. Poradziłam sobie z tym świetnie, ale dopiero wtedy dostrzegłam, jak dużo kasy idzie na “takie drobiazgi”, jak wcześniej niezbędne do życia rzeczy nazywałam. Straciłam jedyną deskę ratunku. Poza paroma tłumaczeniami czy nikłym zarobkiem ze sprzedanych książek, kurek z kasą został zakręcony. Starałam się nie płakać, na początku dużo o nim nie myślałam, traktowałam swoje życie jak długie wakacje. Wpadłam w wir liczb i na tan czas to wystarczało mi, żeby przeżyć.
Kiedy żyło mi się dobrze, z trudem przychodziło mi pisanie. Wszystko było wymuszone, a emocje zawarte w moich opowiadaniach sztuczne i bezbarwne. Po roku mieszkania w zatęchłej, małej kamienicy niedaleko centrum, wena spłynęła na mnie delikatnie i pogłębiała się z każdym dniem. Zaczęłam pisać i mimowolnie wspominać. Każdy dzień. Pojedynczy oddech. Wspomnienia zaczęły mnie wyniszczać. Z każdym porankiem i zachodem słońca (te pory były dla mnie najgorsze), coraz bardziej stawałam się zamknięta w sobie. Nie wychodziłam. Siadałam przy komputerze, którego w moim mniemaniu, ominęły chyba wszystkie ulepszenia i nowinki techniczne. Pisałam. Pisząc, czułam go obok siebie. Tylko w ten sposób byliśmy znowu razem. Pisząc, ginęłam w cudownym świecie, który nigdy już nie miał prawa istnieć. Chciałam żyć, przychodziło mi to jednak z coraz większym trudem. Nikt nie przysyłał kwiatów. Nikt nie dzwonił. Krytycy zachwycali się moimi rękopisami, wydawcy prosili o zgodę na publikację. Publikowałam tylko tyle, ile potrzebne mi było, żeby przeżyć. Dostawałam zaproszenia na bankiety, miałam wiele okazji, by wrócić do towarzyskiego, ukochanego przeze mnie życia. Wołałam jednak pozostać przed ekranem monitora. Jeśli nie miałam już siły pisać, czytałam napisane teksty po tysiąc razy. Zamykałam oczy, udawałam, że całuję mojego Krysia, chciałam znowu z nim być. Próbowałam nie spać. Zawsze przed snem uświadamiałam sobie, jak zimne i puste jest moje łóżko. Niczym dla mnie nie pachniało. Było tylko chłodnym meblem, tylko miejscem, gdzie zamykam oczy i muszę mierzyć się z okropną rzeczywistością. Bóg pomagał. Ale czasem nie miałam siły prosić go o pomoc i wybaczenie. Nie byłam godna. Wszystkie moje grzechy, całe moje życie było gdzieś obok… Nawet teraz żyłam w gorszym świecie. Powinnam była dostać od Boga porządnego kopa w tyłek i wziąć się w garść. Jednak jedyne, co potrafiłam to pisać. Uciekałam w innym świat, nie myśląc o dniu dzisiejszym. Żyłam życiem pustelnika, chociaż w mojej głowie wciąż byłam tą samą piękną, towarzyską i zakochaną kobietą. Wiedziałam jedno. Nigdy nikogo nie pokocham tak jak męża. Żaden mężczyzna nie zasługuje na to, bym obdarzyła go tak niesamowitym uczuciem.
Przewracam się na drugi bok. Komputer szumi jeszcze, wciąż migoczą światełka. Przygryzam poduszkę, bo do moich oczu cisną się łzy. Okryta jestem twardą, gryzącą kołdrą, próbuję nie trząść się z zimna. Dlaczego przestałeś mnie kochać? Wciąż nie potrafię w to uwierzyć, ze wszystkich osób na świecie, tylko on mógł znieść zdrady i poniżenia, i jedynie on nie przestałby mnie po nich kochać. Nigdy nie pozwoliłby sobie na samobójstwo. Nigdy. Płaczę, bo wołałabym już go zabić niż znosić jego odejście. Miał drogę tylko w tamtą stronę. Wiedział, że jeśli pójdzie gdziekolwiek indziej, zawsze wróci.
Czekam.
2
A Andrzej twierdzi, ze na forum nie ma dobrych piszrzy :(
Co prawda znów przez przypadek otworzyłam sobie tekst, otworzyłam i zostałam tu tak długo aż wzrok mój dobiegł ostatniej linijki. Bo warto było.
Co prawda stanełam przy dwóch zdaniach- ale nie dlatego, że są źle napisane, tylko dlatego że tu dodałabym troche więcej plastyki:
Co prawda znów przez przypadek otworzyłam sobie tekst, otworzyłam i zostałam tu tak długo aż wzrok mój dobiegł ostatniej linijki. Bo warto było.
Co prawda stanełam przy dwóch zdaniach- ale nie dlatego, że są źle napisane, tylko dlatego że tu dodałabym troche więcej plastyki:
KaiCyz pisze:Wiem, że się śmieje, bo przez jego ciało przebiega wstrząs.
Takie teksty czytam z prawdziwą przyjemnością i po cichu sie dziwię, ze nikt tu nie zabrał jeszcze głosu...Słyszę wodę, która wprost z toalety sąsiada, przewędrowała do rur nad moją głową. Cholera. Zasrana kamienica w której nie można jednocześnie brać prysznica i korzystać z toalety.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz
3
W drugim zdaniu podmiotem jest czarny top, a nie bohaterka - a imiesłów ("nie pozwalając się mu pomiąć") powinien dotyczyć bohaterki.KaiCyz pisze:Ściągam z siebie szary dres. Powoli, nie pozwalając się mu pomiąć, czarny top ląduje na podłodze. Następnie, zgrabnie układają się obok czerwone stringi i czarny biustonosz.
chyba chodziło o dziecinnychKaiCyz pisze:Mam nadzieję, że to kolejna z tych głupich, dziennych zabaw

ten przecinek wstawić.KaiCyz pisze:uważnie obserwując, czy czerwony lakier wciąż idealnie lśni na paznokciach długich, smukłych nóg.
Paznokcie u nóg, a najlepiej u stóp.
Bardzo ładny tekst. Bardzo... hmm... intymny, głęboki, wyciągnięty gdzieś z głębi duszy. Na początku zdawał się dość przewidywalny, od razu kroiła się jakaś zdrada - ale ta śmierć była zaskoczeniem. Bohaterka wiarygodna, jest dokładnie taka, jaka powinna wyjść. Może tylko nieco za długie 4 i 5 akapity, tam już troszkę miałam dość tego wywnętrzania się. Dobre jest to, że np. dłuższe przemyślenia, "zwierzenia" bohaterki gasisz jednym zdaniem z opisem czynności, zdarzenia. Jest ciekawie i gładko płynie się po tekście.
Typowo babskie opowiadanie. W tym pozytywnym sensie, rzecz jasna. I bardzo miła lektura.
Pozdrawiam.
4
To ona nie wie, czemu; oni nie wiedzą, czemu; czy po prostu chodziło bardziej o kolokwialne "nie wiedzieć czemu"? Bo w tej formie zdanie zgrzyta nieco.Nie wiedząc czemu, mężczyzn właśnie to pociągało.
Tak wygląda przeciętny szczęśliwy związek?Nasze relacje wyglądały zupełnie inaczej niż w większości szczęśliwych związków. To nie było tylko wykorzystywanie, sypianie ze sobą i zdrady.
Z jednej strony muszę przyznać - czytało się dobrze. Gładko i całkiem przyjemnie.
Z drugiej jednak, gdyby było jeszcze trochę dłuższe, to bym przysnęła.
Pierwsze trzy akapity są dobre. A w ogóle przejście od pierwszego do drugiego, według mnie, świetne. Ostre zderzenie obrazów - obu bardzo emocjonalnych. Super, naprawdę.
A później wchodzimy w wynurzenia i chociaż nadal jest sprawnie i ładnie, to zaczyna się robić nudno. Nie wiem do końca, jak to określić. Bohaterka pozostaje wiarygodna, więc jej uczucia docierają do czytelnika, ale już nie z taką mocą, jak wcześniej.
Mój odbiór zaburzyło trochę zestawienie dość poruszającej sceny, kiedy bohaterka siedzi w tej lodowatej wodzie, załamana, w śmierdzącej kamienicy, z takimi czysto pragmatycznymi, logicznymi myślami:
Takie myśli przetaczają się po głowie kobiety, którą mi pokazałaś w poprzednich scenach?Sądzę, że do braku popularności przyczynił się brak czasu i ochoty na organizowanie happeningów, mających na celu promocję książki.
Ja wiem, że opowiadanie nie zachowuje całkowitej spójności czasowej, ze równie dobrze ta część wspomnień może być snuta piętnaście lat później, w wilii na Hawajach, niemniej mi ten kontrast bardzo zazgrzytał.
I ogólnie, dla mnie, było trochę za dużo snucia opowiadania, jak to była biedniejsza, samotniejsza itp.
Tylko tutaj muszę podkreślić, że chociaż zaczynałam "podsypiać", to i treść do mnie docierała, i nie miałam poczucia w stylu "o rany, niech to się skończy". Była przyjemność, pomieszana z lekkim niedosytem, wywołanym naprawdę mocnym początkiem.
Według mnie dobry tekst. Spodobał mi się.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"