Pechowy kierowca [horror]

1
Na wstępnie pragnę zaznaczyć, że jest to moja pierwsza, dłuższa forma literacka, a co za tym idzie proszę o dużą wyrozumiałość. ;)

Długa, jasno oświetlona ciężarówka mknęła szybko zewnętrznym pasem autostrady. Marek praktycznie zasypiał za kierownicą prowadzonego tira. Zresztą, nie ma się czemu dziwić. Jedzie już cztery bite godziny po jednej z najmniej uczęszczanych tras w Europie. Od kilkudziesięciu minut po głowie chodziła mu myśl zatrzymania się na pierwszej napotkanej stacji benzynowej. Jednak kolejne kilometry ciągnęły się niemiłosiernie i od dłuższego czasu nie napotkał na swojej drodze żadnego miejsca gdzie mógłby się zatrzymać. Mijały kolejne minuty, a równocześnie z nimi senność naszego bohatera rosła.
Mijając znak informujący o zjeździe z autostrady zauważył mała stację benzynową. Wiele się nie zastanawiając skręcił w jej stronę i już po kilku chwilach wysiadał z kabiny. Ruszył w stronę sklepu, którego przednia ściana była cała oszklona. Drzwi, jak to coraz częściej się zdarza, otworzyły się przed nim samoczynnie wykorzystując do tego czujnik ruchu. Wnętrze sklepu nie było zbyt imponujące – kilka stojących jeden z drugim regałów z towarem, a na bocznej ścianie poprzyczepiane półki z najróżniejszymi gazetami. Kierowca stanął na moment w samym wejściu, przez co drzwi nie mogły się zamknąć i zimne powiewy wiatru wślizgiwały się do środka. Rozejrzał się wokół, po czym ruszył w stronę najbliższego regału. Chodził między nimi rozglądając się, jednak nie znalazł nic na co miałby ochotę. Wziął szybkim ruchem, niczym złodziej, dwie paczki chipsów, z lodówki wyciągnął cztery butelki gazowanej wody i udał się w stronę kasy.
Za ladą stał młody mężczyzna, ubrany w koszulę i czapkę z logiem stacji na której pracował. Na piersi miał przypiętą plakietkę, w której nie było kartki z jego imieniem. Marek bez słowa położył wybrane produkty przez sprzedawcą. Ekspedient zaczął kasować produkty i niepostrzeżenie zaczął dialog:
- Ciemno trochę, nie? – powiedział zaspanym i lekko znudzonym głosem. Ostatnią rzeczą, której spodziewał się Marek były takie właśnie słowa. Pomyślał, że chłopak mógł wcale się nie odzywać.
- Jak widać. – odpowiedział równie banalnie kierowca. – Ile płacę? – zapytał sprzedawcę widząc, że już skończył liczyć produkty.
- 19,94.
Wyjął z kieszeni swoich wytartych jeansów pomięty banknot dwudziestozłotowy i powiedział, że reszty nie trzeba. Ekspedient spakował zakupy do ekologicznej torby, która o dziwo była za darmo i wręczył ją kierowcy. Ten przyjął od niego pakunek po czym ruszył w stronę wyjścia. W momencie gdy wychodził na jednej z szyb zastępujących ścianę zauważył kartkę która informowała o koszcie skorzystania z prysznica. Wynosił on pięć złotych. Pomyślał, że dobrze byłoby skorzystać z takiej usługi. Przecież ostatnio mył się dwie doby temu i niestety dało się to wyczuć. Szybkim krokiem ruszył do kabiny swojego pojazdu, zostawił w niej swoje zakupy i wrócił się do sklepu. Sprzedawca widząc go, już w samym wejściu krzyknął:
- Zapomniał pan czegoś?
- Nie, chciałbym skorzystać z prysznica, jeśli to oczywiście możliwe. – odparł Marek równie głośno.
- Proszę bardzo, oto klucz, chociaż nie gwarantuję, że będzie ciepła woda. – rzekł subiekt pokazując mu klucz od łazienki, wiszący na jego palcu wskazującym.
Kierowca podszedł do niego, na ladzie zostawił banknot dziesięciozłotowy, jednocześnie mówiąc, że resztę przyjmie po skorzystaniu z usługi. Ekspedient podał mu spory klucz, mówiąc przy tym w jaki sposób dostać się do łazienki.
- Najpierw proszę wyjść z budynku, następnie skierować się w lewą stronę, potem znów w lewo. Kiedy zauważy pan kosz na śmieci trzeba ponownie skręcić w lewo, a gdy już pan to zrobi znajdzie się tuż obok drzwi prowadzących do łazienki. – wytłumaczył mu, swoim spokojnym, lekko przytłumionym i jednocześnie niepokojącym głosem, sprzedawca.
Marek odebrał od niego klucz i opuścił teren sklepu. Zmierzając w stronę łazienki, wskazaną drogą, zastanawiał się czemu ten facet po prostu nie mógł mu powiedzieć, że ma obejść budynek sklepu dookoła?
Lampy znajdujące się na terenie całej stacji świeciły bladym światłem, stwarzając nastrój niczym z horroru. Kilka z nich w ogóle nie świeciło, a miejsca wokół nich spowijała ciemność. Idąc tak w końcu natrafił na śmietnik. Sam kosz był pusty, jednak dookoła niego walała się masa pustych paczek po papierosach, puszek po piwach czy papierków od hot dogów. W tej chwili znajdował się dokładnie na samym tyle stacji, a od lasu dzieliło go tylko wąskie połacie równie przyciętej trawy. Tylna ściana nie była, tak jak miało to miejsce z drugiej strony budynku, cała oszklona. Szedł wzdłuż niej, dochodząc do pierwszych drzwi. Już chciał włożyć klucz do zamka jednak zauważył na nimi tabliczkę z napisem WSTĘP TYLKO DLA PERSONELU. Domyślił się, że to wejście prowadzi na zaplecze. Ruszył więc dalej i po kilka metrach natrafił na drugie drzwi, nad którymi wisiała tabliczka z rysunkiem natrysku. Po raz drugi wyjął z kieszeni klucz i teraz już bez żadnych wątpliwości włożył go do zamka. Bezproblemowo przekręcił go i wszedł do pomieszczenia.
Ku jego zdziwieniu wnętrze było bardzo czyste. Na białych kafelkach, która otaczały go ze wszystkich stron nie było żadnych zabrudzeń. Samo pomieszczenie również nie było małe. Świadczyło o tym chociażby to, że zmieściła się w nim spora kabina prysznicowa, umywalka, sedes oraz wysoki stos różnorakich gazet.

***

Na zapleczu stacji sprzedawca układał porozrzucane po całym pomieszczeniu kartony. Wyłączył radio i do odtwarzacza włożył swoją własną płytą – piracką, podpisaną MUZYKA. Po włożeniu jej do napędu, cały sprzęt na kilka sekund zamarł, a następnie z głośników można było usłyszeć Kashmir Zeppelinów. Układając tak kolejne kartony mężczyzna usłyszał głośny huk dochodzący z zewnątrz. Biorący prysznic Marek niczego nie usłyszał, ponieważ lecąca z prysznica woda skutecznie zagłuszyła odgłos zderzenia.
Sprzedawca gwałtownie upuścił jeden z kartonów, który spadł i przewrócił całą resztę. Ekspedient nie zwrócił na to uwagi, tylko ruszył ile sił w nogach w stronę źródła hałasu. Jego intensywność była na tyle wielka, że spodziewał się dość pokaźnej i krwawej kraksy. To co zobaczył diametralnie różniło się od jego wyobrażeń. Małe sportowe auto uderzyło na średniej szybkości w stojącego na środku stacji tira. Przód czerwonego samochodu został wgnieciony do środka, ale przyczepie tira nic większego się nie stało, oprócz pojedynczych rys. Pasażerowie pojazdu w ekspresowym tempie odpięli pasy i wyskoczyli z niego. Była to dwójka młodych ludzi. Kierowca, mężczyzna, ubrany był w czarną koszulę i niebieskie jeansy. Jego pasażerka, kobieta, miała na sobie białą bluzkę i również niebieskie jeansy. Sprzedawca spodziewał się, że sprawcy wypadku będą panikować i ruszą w jego stronę tłumacząc się z tego co przed momentem się stało. Owszem, ruszyli w jego stronę, ale w szybkim biegu minęli go i z całym impetem wkroczyli na teren sklepu. Zdezorientowany ekspedient ruszył za nimi. Gdy wszedł do środka zobaczył, że młodzi ludzie wbiegli na zaplecze. Jego zdezorientowanie powoli zaczęło zmieniać się w zdenerwowanie i również poszedł na zaplecze, aby wyjaśnić cała tą dziwną sytuację.
Po wejściu na tyły sklepu zobaczył ich próbujących otworzyć drzwi wychodzące na zewnątrz, te które Marek próbował otworzyć myśląc, że prowadzą one do łazienki. Ekspedient, teraz już całkowicie nie wiedzący co ma o tym myśleć, podszedł w ich stronę i widząc jak są zdenerwowani zaczął najspokojniej jak tylko potrafi:
- Przepraszam, możecie mi wytłumaczyć o co wam chodzi i kim w ogóle jesteście? Rozbijacie się na mojej stacji, potem wchodzicie na zaplecze, na które może wejść tylko personel i próbujecie je zdemolować. – powiedział do nich, z każdym wyrazem coraz bardziej dając ponieść się emocjom.
- Nic nie rozumiesz, człowieku. Najlepiej będzie kiedy jak najszybciej stąd uciekniesz. – odparł mu zadyszany mężczyzna, ciągle histerycznie próbujący otworzyć zamknięte drzwi.
- Nie wiem o co wam chodzi i jeśli za chwilę nie wytłumaczycie mi chociaż po części tego co robicie, dzwonię na policję. – odpowiedział mu ekspedient.
Kobieta z mężczyzną wymienili ze sobą dziwne spojrzenia, po czym ten drugi zdjął rękę z klamki i zaczął dialog:
- Dobra, niech ci będzie, tylko nie mów, że ciebie nie ostrzegaliśmy.
- Jasne, tylko wyjaśnij mi o co w tym wszystkich chodzi. Jak długo tu pracuję jeszcze nigdy nie miałem tak chorej sytuacji. – powiedział z lekkim zaciekawieniem sprzedawca.
- Chora sytuacja dopiero będzie kiedy ON tu za nami przyjedzie. A to, że za nami przyjedzie jest niemal pewne. Zgubiliśmy go kilkadziesiąt kilometrów wcześniej, aż przed kilkoma minutami znowu wyjechał nam przed maskę. Teraz ponownie zdążyliśmy mu uciec, ale i tak pewnie nas wytropi. – mówił mężczyzna. – Ale jeśli chcesz postaram wyjaśnić ci całą sytuację. Otóż jesteśmy z Łodzi i wracamy z wakacji z nad morza. W czasie naszego pobytu w hotelu spotkaliśmy pewnego mężczyznę, który wynajmował pokój naprzeciw nas. Z początku nie wydawał się być nikim nadzwyczajnym. Nasza znajomość ograniczała się do mówienia sobie część i krótkich rozmów o pogodzie. Dzisiejszego ranka, kończącego nasz pobyt, jedliśmy śniadanie w hotelowej restauracji. Po skończeniu posiłku opuściliśmy lokal i przy samym wyjściu zauważyliśmy naszego sąsiada otwierającego drzwi na których była informacja MAGAZYN – NIE WCHODZIĆ. Szybkim krokiem poszliśmy za nim, bo wydało na się to podejrzane. I uwierz mi, lepiej byłoby gdybyśmy posłuchali się tego napisu i tam za nim nie wchodzili. Jednak udaliśmy się za nim do magazynu. Wchodząc tam poczuliśmy dziwny, niemiły zapach. Po dokładnym rozejrzeniu się usłyszeliśmy dźwięk dochodzący zza wewnętrznej ściany skrytki. Powoli ruszyliśmy w stronę źródła dźwięku i zobaczyliśmy mężczyznę, który przed kilkoma chwilami wchodził do magazynu. Obok niego leżały trzy ciała, a na jego ramionach spoczywało czwarte. Głowę miał nachyloną w stronę jego szyi, w taki sposób, że niemal jej dotykał. Wystraszeni zaczęliśmy powoli się cofać, jednak podłoga zaskrzypiała i usłyszał nas. Upuścił ciało i spojrzał w naszą stronę. Wiele nie myśląc ruszyliśmy w stronę wyjścia, po czym zaczęliśmy szybko biec w stronę samochodu. Dałem gaz do dechy i czym prędzej wyjechaliśmy stamtąd. Po godzinie jazdy facet nas dogonił, ale udało nam się go zgubić. Kilka kilometrów przed stacją ponownie na nas trafił jednak wjechaliśmy na jakąś leśną drogę i ponownie go zgubiliśmy. Teraz trafiliśmy tutaj. A wiesz co jest najgorsze? – zapytał go mężczyzna. Ekspedient, kompletnie wyprowadzony z równowagi nie mógł nic powiedzieć, tylko ruszył znacząco głową. – To, że ci ludzie z tamtego magazynu byli lokatorami pokoi, które znajdowały się w naszym pobliżu. Chcieliśmy zadzwonić na policję, ale wszystkie rzeczy zostały w pokoju. Nie mieliśmy też czasu się zatrzymać, bo on ciągle nas gonił. – w tym momencie mężczyzna skończył mówić i cała trójka głośno przełknęła ślinę. Wyglądało to jak w jakimś kiczowatym horrorze, ale im bynajmniej nie było do śmiechu.
Sprzedawca ze sklepu już otwierał usta aby zadać im jedno z masy pytań, które cisnęło mu się na język, ale wszyscy usłyszeli głośne hamowanie samochodu. Usłyszał je również Marek, który kończył się myć i zakładając koszulę szykował się do wyjścia. Nie zareagował na nie w taki sposób jak pasażerowie rozbitego samochodu. Znowu zaczęli panikować i próbować otworzyć zamknięte drzwi. Ekspedient powiedział, że klucze do tych drzwi znajdują się za ladą. Ruszył szybko w jej stronę, a po kilku sekundach dało się usłyszeć strzał i huk zbitej szyby. Kobieta zaczęła płakać, ale ku ich uciesze sprzedawca pojawił się znowu trzymając w swojej lewej dłoni pęk kluczy powiedziawszy tylko jedno słowo „chybił”. Kluczy nie było wiele, bo tylko sześć, ale jak na złość żaden nich nie chciał pasować do zamka. Morderca znajdował się coraz bliżej. Można było usłyszeć dźwięk otwierających się przed nim drzwi. Kobieta, nie mogąc zachować spokoju niepewnie ruszyła w stronę kasy, aby zobaczyć co dzieje się w środku sklepu. W momencie gdy wychyliła głowę po raz drugi padł strzał. Tym razem nie chybił – trafił kobietę prosto w środek czoła. Jej ciało upadło bezwładnie na ziemię, a krew opryskała ścianę. Mężczyzna wydał z siebie dramatyczny krzyk i ruszył w stronę ciała. Jednak ekspedient zachował zimną krew i znalazłszy klucz pasujący do zamka, otworzył drzwi i chwycił go za przedramię. W tej samej chwili kierowca ciężarówki wyszedł z łazienki zaniepokojony odgłosami dochodzącymi z zewnątrz. Po wyjściu z wnętrza zobaczył dwóch mężczyzn stojących pod ścianą, kilka metrów od niego. Jednego już znał, drugiego jeszcze nie.
- Co tu się dzieje?! – krzyknął Marek kompletnie zdezorientowany.
- Za wiele by wyjaśniać, musimy stąd uciekać! – odpowiedział mu równie głośno sprzedawca.
Ich krótką wymianą zdań przerwał kolejny strzał. Tym razem po raz kolejny chybiony. Trójka mężczyzn ruszyła w stronę lasu. W chwili gdy już niemal byli ukryci za stojącymi niedaleko drzewami padły kolejne dwa strzały. Jeden z nich z całym impetem trafił w drzewa wydając głuchy odgłos. Drugi był o tyle pechowy, że trafił jednego z uciekających w głowę. Jak się okazało był nim kierowca czerwonego auta. Sprzedawca ze sklepu próbował cofnąć się po jego ciało jednak Marek objął go wpół i pociągnął do lasu. Na jego skraju znajdował się rozłożysty krzew. Obaj, wiele nie myśląc, wskoczyli prosto w jego środek. Jeden z nich wychylił się lekko, aby zobaczyć co się dzieje w okolicach stacji. Zauważył, że ciało mężczyzny zniknęło, a w jego miejscu znajdowała się kałuża krwi. Nie było też ani śladu po człowieku, który do nich strzelał. Przesiedzieli w swojej kryjówce jeszcze kilka dobrych minut i wspólnie doszli do wniosku, że siedzenie tutaj wiele im nie da. Najciszej jak tylko potrafili, opuścili krzew i pod osłoną nocy ruszyli w stronę sklepu. Z wnętrza budynku dochodziło niemrawe światło i szuranie, jakby ktoś przeciągał coś ciężkiego po podłodze. Marek dał znak ekspedientowi żeby obejść cały budynek i nie ryzykować poprzez wejście na zaplecze, które prowadziło wprost do paszczy lwa. Obeszli budynek odwrotną stroną do tej która szedł kierowca udając się do łazienki. Gdy doszli już na sam jego skraj, widząc stojącą ciężarówkę i rozbity czerwony samochód stojący za nią, dojrzeli czarną postać stojącą przy ladzie. Mając na uwadze to, że postać ich nie widzi ruszyli szybko w stronę tira. Będąc już prawie po jego drugiej stronie po raz kolejny padł strzał, który trafił kierowcę prosto w udo. Wydał z siebie cichy syk i ostatkiem sił rzucił się w stronę kabiny. Ekspedient pomógł mu wstać i zapytał:
- Co teraz?
- Nie ma zielonego pojęcia. Nie jestem w stanie kierować tirem, ty też, a on sam nie jest zdatny do jazdy. – powiedział, wskazując palcem na poprzebijane przednie opony.
Usłyszeli dźwięk wydawany przez otwierające się drzwi od sklepu. Sprzedawca położył się i zobaczył, że postać opuściła wnętrze budynku i idzie w ich stronę. W jego dłoni spoczywał dość spory pistolet.
- Ja na chwilę odwrócę jego uwagę, a ty postaraj się mu uciec. Tam stoi jego samochód, biegnij do niego, spróbuj odpalić i powiadom o tym wszystkim policję. – powiedział jak najszybciej tylko potrafił Marek. Ekspedient tylko pokiwał twierdząco głową i ruszył w stronę czarnego vana należącego do ciemnej postaci. Obracając się zauważył jak kierowca tira z największym wysiłkiem wstaje i wychodzi zza tira, mówiąc coś do mężczyzny który szedł w ich stronę. Po kilku sekundach usłyszał dwa strzały i Marek raz na zawsze zamilkł. On sam w tym momencie dobiegał właśnie do vana. Na jego szczęście drzwi były otwarte, a w stacyjce znajdował się klucz. Przez przednią szybę widział jak mężczyzna z bronią w lewej ręce ciągnie ciało kierowcy w kierunku sklepu. W tym momencie coś go tknęło. Przekręcił kluczyk i odpalił samochód. Nacisnął pedał gazu i z całą prędkością ruszył w stronę mordercy. Samochód przy tak gwałtownym ruszeniu wydał z siebie pisk opon co zwróciło uwagę mężczyzny w czerni. Jednak nie miał czasu zareagować. Ledwo co spojrzał się w kierunku nadjeżdżającego pojazdu, który oślepił go swoimi jasnymi światłami. Kierowca czarnego vana z całą prędkością uderzył w czarną postać, która została wyrzucona do tyłu kończąc swój lot na najbliższej szybie. Będący w szoku ekspedient wybiegł z samochodu, zostawiając otwarte drzwi i ruszył w stronę potrąconego mężczyzny. Przyłożył mu palec do skroni w celu sprawdzenia pulsu, jednak go nie wyczuł. Ruszył w stronę zaplecza, mijając dwa ciała leżące obok siebie. Na tyłach sklepu znalazł telefon, przez który połączył się z policją. Powiadomiwszy ich o całej sprawie usiadł w kącie i zaczął płakać, ukrywając swoją twarz w dłoniach…
Ostatnio zmieniony pt 08 cze 2012, 21:18 przez jkb95, łącznie zmieniany 2 razy.

3
Długa, jasno oświetlona ciężarówka mknęła szybko zewnętrznym pasem autostrady
Wpierw pisujemy:
1) światło
2) ruch
3) kształt i inne detale
Jedzie już cztery bite godziny po jednej z najmniej uczęszczanych tras w Europie.

Bite cztery godziny.
napotkanej stacji benzynowej. Jednak kolejne kilometry ciągnęły się niemiłosiernie i od dłuższego czasu nie napotkał
Powtórzenie
Ruszył w stronę sklepu, którego przednia ściana była cała oszklona. Drzwi, jak to coraz częściej się zdarza, otworzyły się przed nim samoczynnie wykorzystując do tego czujnik ruchu.
Za dużo niepotrzebnych informacji
ruszył w stronę najbliższego regału. Chodził między nimi rozglądając się,
Regałów, bo potem chodził między nimi
Wziął szybkim ruchem, niczym złodziej, dwie paczki chipsów,
Szybkim ruchem, niczym złodziej, ściągnął z półki dwie paczki chipsów? Jeśli już chcesz koniecznie umieścić tutaj to porównanie.
Za ladą stał młody mężczyzna, ubrany w koszulę i czapkę z logiem stacji na której pracował. Na piersi miał przypiętą plakietkę, w której nie było kartki z jego imieniem.
Baaardzo szczegółowo opisujesz. Za bardzo.
niepostrzeżenie zaczął dialog
Od niechcenia rzucił


Na tym skończyłam czytać. Opisujesz zbyt szczegółowo a jednocześnie za mało się dzieje by przyciągnąć uwagę. W każdym razie moją.

4
jkb95 pisze:Wiele się nie zastanawiając skręcił w jej stronę i już po kilku chwilach wysiadał z kabiny.
Niewiele się zastanawiając...
jkb95 pisze: Drzwi, jak to coraz częściej się zdarza, otworzyły się przed nim samoczynnie wykorzystując do tego czujnik ruchu.
Naprawdę? Wow, kosmiczna technologia! A na serio, traktuj czytelnika poważnie i nie opisuj rzeczy oczywistych.
jkb95 pisze:- Proszę bardzo, oto klucz, chociaż nie gwarantuję, że będzie ciepła woda. – rzekł subiekt pokazując mu klucz od łazienki, wiszący na jego palcu wskazującym.
Zły zapis dialogu. Bez kropki przed wtrąceniem narracyjnym. Opis co najmniej dziwaczny wyszedł.
jkb95 pisze:Najpierw proszę wyjść z budynku, następnie skierować się w lewą stronę, potem znów w lewo. Kiedy zauważy pan kosz na śmieci trzeba ponownie skręcić w lewo, a gdy już pan to zrobi znajdzie się tuż obok drzwi prowadzących do łazienki.
A nie byłoby szybciej skręcić w prawo? Chyba, że ten budynek jakiś ośmiokątny jest...
jkb95 pisze:W tej chwili znajdował się dokładnie na samym tyle stacji, a od lasu dzieliło go tylko wąskie połacie równie przyciętej trawy.
dzieliły połacie (lb. mn.)
równo
jkb95 pisze: Na białych kafelkach, która otaczały go ze wszystkich stron nie było żadnych zabrudzeń.
Nie były przypadkiem na ścianach? Nie można tego jakoś prościej napisać: Kafelki były białe?
Ponadto napisałeś już, że było czysto.
jkb95 pisze: Małe sportowe auto uderzyło na średniej szybkości w stojącego na środku stacji tira. Przód czerwonego samochodu został wgnieciony do środka, ale przyczepie tira nic większego się nie stało, oprócz pojedynczych rys.
ze średnią prędkością
Tylko skąd o tym wiedział, skoro widział już efekt kraksy, a do tego co to jest średnia prędkość?
Do tego zazwyczaj tak wygląda zderzenie osobówki z tirem...
jkb95 pisze:Kobieta z mężczyzną wymienili ze sobą dziwne spojrzenia, po czym ten drugi zdjął rękę z klamki i zaczął dialog
Co to za maniera językowa z tym zaczynaniem dialogu? Poza tym, już byli w trakcie rozmowy. Mógł co najwyżej zacząć wyjaśniać.
Oj, dalej nie dałam rady. Po prostu napisane sztywnym językiem, całkowicie zniechęcającym do czytania. Opisy są słabe, nieplastyczne, koncentrują się na nieistotnych szczegółach prozaicznych czynności. Cały akapit o tym, że facet zatrzymał się na stacji, kupił chipsy i poszedł wziąć prysznic.
Brak dynamiki. Dialogi naprawdę mało przekonywujące.
Dużo tu pracy potrzeba - planu, a ponadto zdynamizowania języka, wzbogacenia słownictwa. Polecam... czytać, czytać, czytać. Potem dopiero pisać.

5
Podoba mi się nietypowy pomysł na całą akcje, większość takich opowiadań rozgrywa się zwykle w motelu, opuszczonym domu, farmie itp. A tu stacja benzynowa gdzieś w Europie. Początek jest ok, dobrze budujesz pierwsze dialogi, dobra narracja 3 osobowa. Podajesz tyle szczegółów ile trzeba, nie zasypujesz czytelnika niepotrzebnymi informacjami.

Myślę, że ta relacja mężczyzny o całym zajściu jest niewiarygodna. Zero emocji. Czy człowiek, który niedawno był świadkiem masowego morderstwa przez jakiegoś psychopatycznego kolesia, na pewno zachowywałby się tak jak Twój bohater? Taki opanowany, zdaje pełną relację ze szczegółami:
A to, że za nami przyjedzie jest niemal pewne. Zgubiliśmy go kilkadziesiąt kilometrów wcześniej, aż przed kilkoma minutami znowu wyjechał nam przed maskę. Teraz ponownie zdążyliśmy mu uciec, ale i tak pewnie nas wytropi. – mówił mężczyzna. – Ale jeśli chcesz postaram wyjaśnić ci całą sytuację.
Coś w stylu: nie ważne, że wraz z kobietą są ścigani przez szaleńca, zamiast zadzwonić od razu po policje (nie mają komórek czy nie ma zasięgu?) i zabarykadować się w budynku czekając na ich przyjazd, mężczyzna opowiada co widział nowo poznanemu znajomemu.
I to psuje klimat, wybija czytelnika z tekstu. Ci ludzie powinni być przerażeni i tak też się zachowywać-bardziej chaotycznie, nerwowo, szybko! Nie rozumiem czemu właściwie zatrzymali się na stacji benzynowej, skoro ten morderca cały czas ich ściga i jest tuż za nimi?

Ekspedient na końcu zachowuje zimną krew, dzielny człowiek, dobrze, że wysuwasz go na pierwszy plan.

Cała historia bardzo kojarzy mi się z filmem "Smakosz"- podobne działanie bohaterów, podobny pościg potwora za tymi, którzy go widzieli w akcji, mężczyzna w czerni i jego van.
Ale to chyba dobrze, świadczy o tym, że umiesz trzymać się tematu i stopniowo rozkręcasz cała fabułę, dbając o detale.

Generalnie opowiadanie jest niezłe, jeszcze raz napisze, że doceniam oryginalny pomysł. Na końcu robi się jedna wielka jatka, trochę mi tu brakuje dłuższej walki, jakiś prób obrony, gwałtownych akcji, wszystko za szybko się kończy. Przeczytaj raz jeszcze tą relacje mężczyzny o której pisałam wcześniej, bo naprawę myślę, ze możesz to rozegrać lepiej, bardziej emocjonalnie.

Opowiadanie przeczytałam całe, nie przynudzasz w nim a to bardzo duża umiejętność ;)
Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera, więc wole umrzeć, wiedząc że żyłem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron