Artysta [miniatura]

1
Otaczał mnie tłum ludzi. Wszyscy przepychali się, tłoczyli, każdy chciał podejść jak najbliżej. Walka łokciami i jednoczesne posyłanie sobie nawzajem słodkich uśmiechów wydawały się wspaniale współgrać. Omiotłem wzrokiem salę, próbując dostrzec kogoś ważnego, z kim mógłbym zrobić ten cholerny wywiad. Nie interesuje mnie specjalnie sztuka, nie mam pojęcia o malarstwie, a jednak kazali mi napisać reportaż z dzisiejszego otwarcia wystawy. Bo malarz słynny, ekscentryczny, inny. Wszyscy skupiali się głównie na tym „inny”. Szczerze mówiąc nigdy o nim nie słyszałem. Możliwe nawet, że jest nim ten chudy mężczyzna po mojej prawej – nie mam pojęcia. Jak już mówiłem, malarstwo jest mi szczerze obojętne.

Po pospiesznym obejrzeniu wystawy zacząłem zastanawiać się, kiedy wreszcie ktoś zabierze głos. Nie napiszę przecież tego artykułu patrząc na obrazki. Pozostawiony sam sobie, ruszyłem jeszcze raz wzdłuż ścian.
- Ta głębia, ten kolor – mówiła kobieta w czerwonej sukni wskazując na obraz i silnie przy tym gestykulując. – Wspaniały artysta, tak wspaniały… szkoda tylko, że taki…
Nie dowiedziałem się jaki był, bo ktoś przepchnął mnie dalej .
- Po ile kupił pan te akcje? - zapytał znany polityk.
- Wspaniała suknia proszę pani. Jaki to projektant? – Usłyszałem pretensjonalny głos i lekką drwinę w kobiecym głosie.
- Zaraz zobaczysz. Możemy się założyć, że jeszcze dziś poderwę tę blondynę. – Rozprawiało dwóch młodych mężczyzn patrzących chciwie na krótką spódniczkę jednej z dam oglądających obrazy.

Tak jak się spodziewałem, większe zainteresowanie obrazami wykazywało kilka osób. Reszta widocznie przyszła tylko żeby się pokazać. Przechodzili szybkim tempem przez pomieszczenia wystawowe, po czym pogrążali się w rozmowach ze znajomymi. Nie dziwię się im, przecież nie przyszedłbym tu z własnej woli.

Coś nareszcie zaczęło się dziać. Wysoki, barczysty człowiek wkroczył na małe podium z szampanem w ręku i zastukał w kieliszek, aby uciszyć zebranych. Przemawiał jakiś czas, mówiąc o oryginalności artysty, jego ogromnym talencie i innych nic nie znaczących rzeczach. Po znacznie przesadzonych brawach, zaprosił na podium autora całego zamieszania.

Na podwyższeniu pojawił się przygarbiony starzec o nieobecnych oczach, w koszuli modnej chyba w czasach komunizmu i lekko skinął głową. Oklaski rozległy się ponownie. Czekałem, aż coś powie, ale on tylko patrzył nieprzytomnie przed siebie i milczał. Wydawało się nawet, że poczerwieniał trochę na twarzy, przybierając wygląd pospolitego rolnika. Wtedy usłyszałem znów ten pretensjonalny, kobiecy głos:
- On jest podobno upośledzony… Żyje jak jakiś dzikus, na wsi. Światowcem to on nie jest. – Kilka osób poszukało wzrokiem osoby wypowiadającej ten pogląd całkiem głośno. – Pewnie nawet nie wie, co się dookoła niego dzieje. Mówią, że do nikogo się nie odzywa… z nikim nie rozmawia…
- Czy pani zdaniem warto rozmawiać o rzeczach błahych? – przerwał jej cichy głos, prawie szept, który jednak wszyscy usłyszeli. – Czy nie lepiej opowiadać o tym co jest ważne, piękne, niezwykłe…
Dopiero po chwili dotarło do nas, kto wypowiada te słowa. Malarz wreszcie zabrał głos.
- Ja o tym mówię. Właśnie tak – wskazał ręką na ściany. – Moimi obrazami. Czy wy… czy ktokolwiek z was potrafi mówić o miłości? Oddać cierpienie? Pokazać euforię? Czy to nie właśnie o tym warto rozmawiać?
Zaległa cisza. Patrzyliśmy na tego niepozornego starca, który opuszczał już podium i wiedziałem, że za chwilę zniknie za drzwiami prowadzącymi do wyjścia. Nie wiedziałem czemu, ale pobiegłem za nim.
- Przepraszam… - nie miałem pojęcia, o co chcę go zapytać. Po co to zrobiłem? Popatrzyłem na jego zgarbioną sylwetkę, w znów nieprzytomne oczy i czekałem tylko, aż z ust wypłynie ślina.
- Ja… chciałem zadać kilka pytań, dowiedzieć się czegoś o panu.
Stał patrząc na mnie tępo, w tej chwili nie byłem nawet pewien, czy mnie usłyszał. Po kilku sekundach, które wydawały się godzinami, powiedział:
- Więc niech pan spojrzy na moje obrazy.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Zbił mnie z tropu. Jak się przyznać, że nie mam ochoty ich oglądać i pewnie bym nic nie zrozumiał? Nie wiem, czy wyczytał to z mojej twarzy, czy zawsze chciał tak powiedzieć, ale w końcu usłyszałem:
- A mówią, że to ja jestem upośledzony.
Ostatnio zmieniony pn 27 cze 2011, 13:50 przez Berserkerka, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Droga Berserkerko,

Twój tekst ma potencjał i dobrą puentę. Dobrze wybrałaś temat, nieźle panujesz nad językiem.
Pisarza, który nie miał do czynienia z dziennikarstwem (przynajmniej tym poważnym) można jednak poznać po tego typu fragmentach:

"Jak już mówiłem, malarstwo jest mi szczerze obojętne." na końcu pierwszego akapitu. Raz, że po raz pierwszy wspomniałaś o tym trzy zdania wcześniej, dwa "jak już mówiłem" jest wybitnie parszywą manierą w tekstach literackich, chyba że są to satyryczne fragmenty blogowe. Tymczasem jeśli chodzi o styl, ani mnie do końca nie rozśmieszyłaś satyrą, ani nie zaniepokoiłaś. Dlatego - moim zdaniem - osiągniesz lepszy efekt stosując oszczędność środków wyrazu, a satyra niech będzie jeszcze bardziej gorzka. Kontrast między artystą a gośćmi wernisażu można jeszcze mocniej podkręcić, wtedy puenta (naprawdę ciekawa) zabrzmi mocniej, a nie banalnie jak z wypracowania licealistki.
Podoba mi się fragment z wypowiedziami ludzi oglądających (bądź nie) obrazy.
Przyjęłaś dobry trop i nie masz dalekiej drogi, by osiągnąć tym fragmentem sukces.
Nie zwracam uwagi na bzdurki typu przecinki, bo po przeredagowaniu tekstu znajdą się siłą rzeczy w innym miejscu. Ale z interpunkcją sobie dobrze radzisz. Jeszcze inna ważna rzecz, nad którą panujesz - rytm tekstu. Różnicujesz długość zdań.
Po wyrzuceniu manieryzmów i banałów będzie super.

pozdrawiam Cię,
Nathii
I cry when angels deserve to die

3
Racja - nie jestem dziennikarką, a tym bardziej pisarką, dlatego i błędów jest trochę.

"Jak już mówiłem" zastosowałam, bo bohater to niejako opowiada, więc myslałam, że tak będzie w porządku, ale pomyślę nad tym.
A co do satyry - to nie miała być satyra, ale cóż każdy odbiera tekst po swojemu.
Co do podkręcania kontrastu - to czy wtedy nie będzie sztucznie i plastikowo? I czemu puenta jest banalna? Nie chciałam aby kłuła w oczy.
Gdybym jeszcze mogła prosić o dokładne wskazanie manieryzmów, ułatwiłoby mi to poprawianie, bo tak to szczerze mówiąc boje sie popsuć zamiast naprawić.
Dziękuję za komentarz, przemyslę wszystkie uwagi. Mam problem z tym tekstem bo uzyskuje do niego sprzeczne wskazówki od różnych osób, dlatego nie wiem już co i jak poprawiać.

Pozdrawiam

4
Berserkerka pisze:Reszta widocznie przyszła tylko żeby się pokazać. Przechodzili szybkim tempem przez pomieszczenia wystawowe, po czym pogrążali się w rozmowach ze znajomymi. Nie dziwię się im, przecież nie przyszedłbym tu z własnej woli.
to wynikanie tutaj nie ma sensu.
Berserkerka pisze:nie znaczących rzeczach. Po znacznie
znaczący i znacznie... Takie powtórzenie w brzmieniu nie gra zbyt dobrze.

Całkiem sprawna, melancholijna scenka z jakimś tam przesłaniem.
Szkoda, że przesłania człowiek się domyśla już w tym miejscu:
Berserkerka pisze:Wszyscy skupiali się głównie na tym „inny”
Tekścik był dla mnie irytująco moralizatorski. Ot, banda próżniaków, którzy przyszli się pokazać na wystawie ARTYSTY, a w gruncie rzeczy nic nie rozumieją. I on, taki wyjątkowy... Dla mnie to już cokolwiek wtórne.

Tak więc myśl przewodnia mi się nie podobała, co za tym idzie puenta też jakoś nie powaliła w sensie treściowym. Jeśli chodzi o wykonanie - dwa czy trzy ostatnie zdania (a zwłaszcza końcowa wypowiedź malarza) - to jest całkiem fajnie. Akcent jest ładnie dobrany, brzmi ciekawie i przynajmniej ostatnia wypowiedź malarza brzmi no tak... Ludzko. Nie jak kolejny cytat z jakiegoś tam wieszcza, tylko jak nieco zniechęcony dziadek, umiejący się odciąć.

Gdzieś mi też umyka wiarygodność tekstu. Tłum ludzi, ekscentryczny autor, najwyraźniej jakaś dość głośna (przynajmniej w środowisku) wystawa, a wysyłają jakiegoś totalnego laika. A typ nawet nie wpadł na pomysł, żeby wklepać w google nazwisko gościa, z którym ma pogadać i sprawdzić jego fotkę? Wiek? Cokolwiek?
Tak, wiem, że chodziło o przesłanie, ale to zgrzyta. Przez to dostajemy moralizatorskie wypracowanko zamiast sceny naprawdę poruszającej coś w głowie, skłaniającej do myślenia.

Podsumowując. Całkiem sprawny język, niezły temat, dobre zakończenie, ale dość nudna realizacja. Tyle ode mnie. Powodzenia w dalszej pracy życzę.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

5
Oczywiście, na wernisaże zawsze przychodzi sporo osób, które chcą się po prostu pokazać, i sztuka nie jest dla nich najważniejsza. Ot, takie spotkanie towarzyskie. Uwierzę nawet, że dziennikarz nie miał pojęcia, co oglądał i nie słyszał o malarzu, z którym miał przeprowadzić wywiad.
Jednak sytuacja z prezentacją malarza publiczności nie przekonała mnie. Brak jej naturalności. Publiczność, owszem, jest, jaka jest, ale organizatorzy są profesjonalistami i potrafią ocenić, czy warto konfrontować artystę z tymi, którzy przyszli na otwarcie (twórca może być przecież kompletnie niekomunikatywny, z różnych powodów). Organizator na samym początku przedstawia bohatera eventu, a nie wyciąga go na końcu spośród publiczności, potem zaś – po prezentacji życiorysu, dorobku, itp. (to może być rzeczywiście nudne) – jeśli wie, że od niego można coś ciekawego usłyszeć, to sam zaczyna zadawać pytania, licząc na to, że gość się rozgada, a inni włączą się do rozmowy. A jeśli nie, to nie - artysta mówić nie musi, a wernisaż to nie jest okazja do publicznego upokarzania twórcy, kimkolwiek by on był. Dlatego komentarze tej pretensjonalnej damy – takie plotkarskie i dość pogardliwe – o wiele lepiej brzmiałyby mi pośród tych swobodnych rozmów jeszcze przed częścią oficjalną. Malarz mógłby je usłyszeć, wtopiony w ten tłumek oglądających, i jakoś na to zareagować. No, ale wtedy opisane przez Ciebie wydarzenia musiałyby mieć nieco inny przebieg, aż do samego końca.
Teza, że sztuka może mówić o sprawach ważnych, jest mi generalnie bliska. Podobnie zgadzam się z poglądem, że wielokrotnie obrazy są bardziej wymowne, i to w każdym sensie tego słowa, niż ich autor. Szkoda jednak, że dobry pomysł na opowiadanie, wsparty sprawnym wykonaniem, trochę się rozmył w moralizowaniu.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”