Szczęśliwy piątek
Po szybkim lecz bardzo pożądanym prysznicu, przebraniu się w świeże, wczoraj zaledwie wyprane, nasączone jeszcze popołudniowym słońcem ubranie; po uprzątnięciu z sypialni bałaganu: usunięciu z widoku brudnych skarpet oraz walających się gdzieniegdzie książek; w końcu, po zmianie pościeli na nową, luksusową, i idealnym jej ułożeniu, przesadnie poprawiając najmniejsze zgięcia, wygięcia i wyboje – Damian wtopił się wreszcie w olbrzymią kanapę w salonie i wykonał upragniony telefon. Pozostało tylko czekać na gości.
Chłopak spojrzał na zegar: cienkie wskazówki wybijały kwadrans po dziewiątej. Zostało jakieś czterdzieści-pięć minut – obliczył z zadowoleniem.
Jeszcze kilka godzin temu Damian wrócił z uczelni napięty jak struna; kumulowane w ciągu całego dnia rozdrażnienie wzbierało w nim potężnie. W tej natomiast chwili – wszystko znikło, rozproszyło się; tuż po odłożeniu słuchawki chłopak poczuł wspaniałą lekkość. Skończyły się nerwy, rozpoczął weekend. Jest piątek wieczór, teraz już tylko przyjemności – pomyślał Damian i sięgnął po pilot.
Mimo późnego wieczoru, niebo ciągle było granatowe. Czerwcowy wiaterek, poruszając firanami, wlatywał do wnętrza pokoju, muskając chłopaka po twarzy.
Damian zaczął ekspresową podróż po kanałach; na żadnym nie zatrzymywał się dłużej, niż na kilka sekund.
– Reklama słodyczy, pasty do zębów, film... – na głos intonował, co widzi – reklama butów, znowu film, reklama, zapowiedź filmu, film, film, reklama...
Dzięki Nicorette – nie miałam już ochoty sięgnąć...
Piękna kobieta zachwalała plastry nikotynowe, co wbrew założeniu, natychmiast wywołało z lasu wilka; z żalem w oczach Damian spojrzał na kolorowe pudełko, wołające do niego z parapetu; niestety całe trzy metry od kanapy. Gdy tylko próbował się po nie ruszyć, wpasowane w wygodny mebel ciało wszczynało bunt. Papierosy krzyczały: "Chodź, weź mnie!", kanapa: "Nigdzie nie pójdziesz!". Walka z samym sobą trwała przez krótką chwilę, aż przerwana została dzwonkiem do drzwi. Sygnał zadudnił tajemniczo; po plecach zaskoczonego Damiana przeszedł mimowolny dreszcz. Chłopak spojrzał na zegar. O wiele za wcześnie – pomyślał. – Kogo niesie?
Nie lubił nie zapowiedzianych wizyt; zwłaszcza w takie wieczory, jak dzisiejszy. Poczłapał w stronę przedpokoju, a nim dotarł na miejsce, dzwonek odezwał się raz jeszcze. Damian pogładził swój świeżo ogolony podbródek, przekręcił zamek i ostrożnym ruchem uchylił drzwi. Nad ogolonym podbródkiem wykwitło zdziwienie.
– Agata... – wydusił.
Stojąca przed nim dziewczyna uśmiechnęła się lekko, nieśmiało. Długie ciemne włosy opadały w nieładzie na drobne ramiona. Przy nogach Agaty stała wielka podróżna walizka. Widząc, że Damian w niej właśnie utkwił swój wzrok, dziewczyna speszyła się, prawie że machinalnie kopnęła w bagaż i rzekła wprost:
– Nie mam się dzisiaj gdzie podziać.
Gdy umilkła, zaczęła przyglądać się chłopakowi z uwagą. Interesowała ją reakcja; jego wzrok, mina, mowa ciała... Według Agaty, w tych pierwszych gestach da się najwięcej odczytać. Na przykład, czy jej wizyta jest Damianowi na rękę: czy zaprosi ją ze szczerych chęci, czy ze zwykłej uprzejmości, pełnej jednak zakłopotania. A może w ogóle się nie zgodzi? A jeśli nie, to: z autentycznym żalem, czy raczej uczuciem ulgi?
Agata czuła jednak w duchu, że Damian będzie dla niej życzliwy; zawsze przecież był. Przeczuwała to bez względu na fakt, że oboje nie widzieli się przez wiele miesięcy, i wiele w ich relacjach już dawno się popsuło. No i teraz, odwiedza go po raz pierwszy w nowym mieszkaniu (adresu którego – nawiasem mówiąc – nie powinna nawet znać) i nie ma też żadnej pewności, czy Damian ciągle mieszka sam. To by do niego pasowało – myślała Agata – zawsze był samotnikiem. Ale z drugiej strony, skoro zmienił mieszkanie na większe, do tego raptem kilka ulic dalej, to czyż najbardziej wysuwającym się co do tego przypuszczeniem nie jest drugi lokator? Albo lokatorka? A co jeśli oboje zaplanowali już uroczy wieczór?
– Wejdź. – Damian wyrwał dziewczynę z nabrzmiałych przemyśleń. Jego reakcja wyglądała na życzliwą w sposób szczery. Agacie wyraźnie ulżyło.
– Co się stało? – zapytał z troską, gdy byli już wewnątrz.
– To długa historia... – Dziewczyna westchnęła i powędrowała oczyma gdzieś w górę, jakby właśnie miała zamiar ją opowiedzieć.
– Rozumiem – wtrącił Damian. – Rozbierz się, chodź dalej. Napijesz się czegoś?
Agata poprosiła o herbatę. Damian zaprosił ją do salonu, a sam udał się do kuchni.
Zupełnie zaskoczyła go ta wizyta. Wyciągając kubki, zalewając do czajnika wodę, rozmyślał o tym, że bez względu na opowieść Agaty, finał jej będzie oczywisty – dziewczyna zostanie u niego na noc. Kiedyś byli przyjaciółmi... W pewnym sensie nadal są; tyle tylko, że kontakt między nimi się urwał. Ale teraz Agata jest tutaj, w moim mieszkaniu – myślał Damian. – Nie wiadomo skąd się wzięła i wszystko wskazuje na to, że ma jakieś kłopoty; nie ma się gdzie podziać. To oczywiste, że muszę ją przenocować. W przeszłości zawsze mogłem na nią liczyć; najwyższa pora się odwdzięczyć.
Po chwili woda się zagotowała; chłopak zalał kubki do pełna. Odkładając czajnik, spojrzał mimowolnie na zegar w mikrofali i nagle sposępniał – jak gdyby przypomniał sobie coś niewygodnego.
– Pomyślałam, że pomogę. – Usłyszał za sobą głos Agaty; natychmiast ukrył pochmurność.
– Dzięki, przyda się pomoc. Dwóch pewnie bym nie doniósł. – Przesadnie wyeksponował swą rzekomą niezdarność. Nie wiedział czemu, ale w obecności takich dziewczyn jak Agata, w jego zachowanie wstępowało nagle wiele dziecinnych manier. Ponadto stawał się uprzejmiejszy, milszy, a cały świat zyskiwał nowych barw, stając się lepszym miejscem.
– Malinowa. – Dziewczyna uśmiechnęła się na widok opakowania. – Lubię malinową.
– Wiem.
Agata chwyciła jeden z kubków z parującym wewnątrz bordowym płynem, i powolnym korkiem, by nie rozlać, ruszyła do salonu. Damian wykorzystał chwilę. Przemknął do sypialni i dorwał się do szuflady. Wśród sterty szpargałów walały się kajdanki – zdenerwowany cisnął je głębiej i szukał dalej. Znalazł w końcu portfel i wsunął go do spodni. Następnie wrócił po swój kubek; poszedł z nim do salonu.
Siedząc przed telewizorem, popijając gorący, aromatyczny napój, Agata zaczęła opowiadać; jakim sposobem znalazła się w Poznaniu sama, bez noclegu, i przede wszystkim tutaj – przed drzwiami dawnego przyjaciela. Historia zdawała się nie mieć końca. A Damian, jakkolwiek próbował się wczuć i ze współczuciem przeżywać ją razem z dziewczyną – co chwila uciekał gdzieś wzrokiem, który natychmiast lądował na zegarze; wskazówki nieubłaganie zmierzały do godziny dziesiątej.
Chłopak uśmiechał się i przytakiwał – a wszystko na tyle prawdziwie, ile potrafił udać. W pewnym momencie zobaczył, że drgają mu dłonie. Schował je pod stół. Zaraz potem dostrzegł papierosy, ponownie za nim krzyczące. Nie wypada dziewczynie przerywać – myślał, choć nerwy bezlitośnie wzmagały rządzę nikotyny.
– ...Nie mając telefonu ani pieniędzy, z nikim nie mogłam się skontaktować, wyobrażasz sobie? – Agata opowiadała z przejęciem, spoglądając to na chłopaka, to na szklankę herbaty, to na telewizor, na ekranie którego toczył się serial z wyłączonym dźwiękiem. – Mocno już panikując przed wizją spania samotnej na dworcu, bo udać się nie miałam zupełnie gdzie, jedyne o czym myślałam, to ty. – Uchyliła łyka herbaty. – Jednak dawno się nie widzieliśmy. Nie miałam żadnej pewności, czy ciągle mieszkasz w Poznaniu. Czy jesteś sam, i czy w ogóle będziesz w stanie mi pomóc. No, ale nic innego mi przecież nie pozostało, jak sprawdzić.
– Bardzo dobrze zrobiłaś. Spanie na dworcu... to brzmi okropnie. Bardzo dobrze, że do mnie przyszłaś – przytakiwał Damian, nie zwracając uwagi na istotne braki w jej opowieści. Jak choćby: skąd Agata wzięła jego adres, skoro, z racji urwanego kontaktu, nie miał okazji jej podać. Nawet Agata dziwiła się w duchu, że jej przyjaciel nie docieka w tej sprawie.
– Przyjechałam więc do ciebie – kontynuowała – zadzwoniłam i... wyobraź sobie, co dalej. – Dziewczyna skrzywiła się lekko, jak na wspomnienie strasznego, lecz szczęśliwie już zażegnanego kryzysu. – Drzwi otwiera mi zupełnie obca kobieta. Pomyślałam od razu, że to twoja dziewczyna... lub przynajmniej ktoś bliski, z kim dzielisz teraz mieszkanie. Gdy jednak spytałam o Damiana, kobieta zamyśliła się głęboko, a złe przeczucie dośpiewało mi resztę. Obawy szybko się potwierdziły. Zawołała jakiegoś faceta – jej męża, jak się wkrótce dowiedziałam – i oboje, rozmawiając wpierw między sobą, oznajmili mi, że Damian już tutaj nie mieszka. Prawie jak w tej piosence. – Dziewczyna uśmiechnęła się, a zaraz potem wzięła głęboki oddech. – Serce, to, wyobraź sobie, podskoczyło mi do gardła. Bałam się, że to już koniec. Że naprawdę nie mam się gdzie podziać; tak daleko od domu, od ciebie... Na szczęście młode małżeństwo, kierowane zapewne współczuciem – bo co innego mogłam w nich wzbudzać, taka sierotka, z wielkim bagażem – okazało mi wielką pomoc. Zaprosili mnie do środka. Tak... Żebyś wiedział, jak dziwne to uczucie: odwiedzić dobrze znane mieszkanie – bo ileż to razy u ciebie kiedyś przesiadywałam... – w którym żyją teraz całkiem obcy ludzie. – Agata zadumała się na krótką chwilę. – W każdym razie zaprosili mnie do pokoju; jest tam teraz nowy, piękny wystrój, koniecznie muszę ci o nim później opowiedzieć. Więc poczęstować mnie chcieli, kawą, ciastkiem, ale podziękowałam. No i zaczęliśmy rozmawiać. O mnie, o tobie... I powoli wszystko stawało się jasne. Powiedzieli, że jakiś chłopak wyprowadził się miesiąc przed nimi.
Damian popatrzył na dziewczynę w przejęciu. Już chciał ją pocieszyć, coś wyjaśnić, dodać, gdy ta podjęła dalej:
– Przebywając w ich przytulnym mieszkaniu, zatapiając się w aurze życzliwych kochających się ludzi, jakaś taka lekkość we mnie wezbrała; zrobiło się serdecznie i czule. Taka pewność we mnie wtedy wstąpiła, że cokolwiek ma się dziś zdarzyć, to ci ludzie – Lewandowscy, bo tak się nazywają – z pewnością mi pomogą, by wspólnie, całą trójką rozwiązać każdy mój problem.
Damian wyraźnie wczuł się w opowieść. Przede wszystkim rozluźnił się, uspokoił, jakby to losy Agaty regulowały poziom stresu. Nie zauważył, że przestał spoglądać na zegar, a na jego twarzy wyrósł nawet, po raz pierwszy tego wieczoru, zupełnie szczery uśmiech. Sięgnął po swoją herbatę – ledwie napoczętą, stosunkowo już zimną.
– Więc co było dalej? – Był ciekaw.
– Lewandowscy nic o tobie nie wiedzieli, na szczęście twój poprzedni dozorca już tak.
– Ach, tak. Janek.
– Właśnie, pan Janek. Poszliśmy do niego, wypytaliśmy, poprosiliśmy, i wtedy... Pan Janek zadzwonił do twojego obecnego dozorcy. Wiesz, zawód ten sam, to i się znają. Zwłaszcza, że przeprowadziłeś się zaledwie kilka ulic dalej. – Agata przerwała na chwilę, uśmiechając się do rozbawionego przyjaciela. – Pewnie sobie wyobrażasz, jak się ucieszyłam gdy się tego dowiedziałam; że mieszkasz tak blisko stąd. Ale przechodząc do sedna... Gdy miałam już twój nowy adres, poczułam mimo wszystko obawę. Bo to ciągle była niewiadoma; nie znałam twojej nowej sytuacji.
Nastało milczenie. Agata przybrała sentymentalny wyraz. W głębi zastanawiała się jednak, czy dalej opowiadać o swoich obawach – o tej na przykład, czy Damian nie mieszka przypadkiem z dziewczyną; i o targanych nią rozterkach, gdy przez dłuższy czas stała pod jego drzwiami i za nic nie mogła się zdobyć do naciśnięcia dzwonka.
– Ale przyszłam, i oto jestem – dokończyła krótko i z wymijającą gracją. – Naprawdę cieszę się, że tutaj trafiłam.
– I ja się cieszę.
Agata wychyliła ostatni łyk herbaty i oblizała się jak kotka.
Opowieść bardzo rozczuliła Damiana. Delikatnie bawił się w rękach zapełnionym jeszcze kubkiem, a myśli poniosły go gdzieś daleko, w przeszłość, gdy oboje z Agatą mieszkali blisko siebie, przyjaźnili się, spotykali, rozmawiali... No, głównie to Agata mówiła; zawsze była rozgadana...
– A wracając do wystroju w twoim dawnym mieszkaniu... – podjęła dziewczyna; Damian uśmiechnął się z aprobatą, choć odruchowo, gdyż błogimi myślami nie powrócił jeszcze do rzeczywistości.
Powrócił dopiero dziesięć sekund później, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
Chłopak zastygł wpierw w całkowitym paraliżu. Twarz zwróconą miał na ścienny zegar. Punkt dziesiąta.
– Spodziewasz się kogoś? – Agata przejęła się, widząc reakcję kolegi.
Damian próbował wziąć się w garść; spojrzał na dziewczynę i udawał zupełnie rozluźnionego.
– Taa... wiem kto to. P-poczekaj chwilę, dobrze?
– Dobrze – przytaknęła, choć nie bez zdziwienia.
Wychodząc z salonu chłopak włączył w telewizji głos i upewnił się nerwowym wzrokiem, że Agata siedzi spokojnie na swoim miejscu, i na pewno się z niego nie ruszy. Na taką wyglądała.
Dzwonek zadudnił ponownie i znów przez ciało Damiana przeszedł prąd. Chłopak udał się do przedpokoju, wziął jeszcze jeden głęboki oddech i przekręcił zamek. Otworzył drzwi, natychmiast wyszedł na korytarz i zamknął je od zewnątrz.
Dwie stojące przy wycieraczce kobiety były zdziwione. Mimo to nie zadawały pytań.
– Cześć, tygrysie – przywitały się równocześnie. W obutych szpilkach wydawały się wysokie. Obie były ubrane podobnie: pończochy, mini, a pomiędzy nimi prześwitujące grube podwiązki; bluzki z dekoltami; prowokujący makijaż; i te perfumy... hipnotyzujące, od których zapadał się świat. Kobiety uśmiechały się, również w ten sam zalotny, zwiastujący prawdziwą przyjemność sposób.
– Słuchajcie... – rozpoczął trochę zawstydzony; bardzo cicho, niemal szeptem. Chrząknął i podjął raz jeszcze: – Słuchajcie, niestety plany się zmieniły.
Kobiety przyglądały się badawczo; ich uśmiechy – mimo to – zdawały się jeszcze szersze i bardziej kokieteryjne.
– Mam właśnie nieoczekiwaną wizytę – kontynuował – i gdybym was wpuścił, zrobiłoby się bardzo niezręcznie.
– A co, mamuśka cię odwiedziła? – zażartowała jedna z dam, na co obie zachichotały.
Damian wyciągnął portfel, odliczył gotówkę i podał jednej z nich.
– Przepraszam za fatygę, nie mogłem tego przewidzieć. Zresztą... – popatrzył na nie tak, jak patrzy się na wodę, będąc na pustyni – uwierzcie: bardzo... bardzo chciałbym was wpuścić.
– I przykuć kajdankami do łóżka, tak jak ostatnio; co, łobuziaku? – ponownie zachichotały.
Damian zarumienił się, lecz nie wiedział z jakiego powodu; to nie pierwsze takie spotkanie, a jednak po raz pierwszy rozmowa z nimi sprawia mu tyle trudu. Kobiety najwyraźniej zauważyły to także.
– Szkoda, misiu – rzuciła jedna, chowając pieniądze do czarnej skórzanej torebki.
– Może zobaczymy się w przyszłym tygodniu, co? O tej samej porze – wyrwało się Damianowi na odchodne, błagalnym niemal tonem, jakby to nie od niego zależało.
– Oczywiście – uśmiechnęły się. – Jak zechcesz.
Odprowadzając je wzrokiem nie potrafił się oderwać. W końcu się przemógł, powrócił do mieszkania. Zamknął drzwi na zamek i wydobył z gardła głębokie westchnienie. Westchnienie utraconych niezaspokojonych potrzeb. Ciągle czuł przy nosie zabójcze perfumy.
Wrócił do salonu, gdzie Agata oglądała telewizję. Na jego widok uśmiechnęła się i niemal natychmiast zaczęła gadać. Piątek – pomyślał cierpko Damian. – Teraz już tylko przyjemności...
Usiadł na kanapie z mizerną twarzą; gotów na nową opowieść; o Lewandowskich i ich nowym wystroju.
Szczęśliwy piątek
1
Ostatnio zmieniony pt 22 cze 2012, 21:45 przez Horrigan, łącznie zmieniany 3 razy.
Bowling is a man's sport.
If God had wanted women to bowl,
he would have put their breasts on their backs
so we would have something to watch while waiting our turn.
- Al Bundy
If God had wanted women to bowl,
he would have put their breasts on their backs
so we would have something to watch while waiting our turn.
- Al Bundy