___Światełko się świeci, światełko gaśnie czasami. Światełko pozwala mi pisać. No bo bez światełka nie ma jak pisać. Nie widać w ogóle kartki, nie widać czubka nosa, nie mówiąc nawet o ręce dzierżącej narzędzie ostatecznej zagłady - potocznie zwane długopisem. Bez światełka nie ma jak pisać, bo nie ma bez niego wolnego przepływu myśli, a przepływ taki jest rzeczą fundamentalną. Zawsze martwię się, gdy znika światełko. Za każdym razem, gdy to robi, boję się, że już nie wróci. Że już do mnie nie przyjdzie, a przecież jest to wybredne światełko. Świeci nielicznym i nie zawsze. Ale swym dziwnym zwyczajem lituje się w końcu, a jasność wypełnia moje jestestwo mackami podrygujących wesoło promieni. Zawsze wtedy można coś napisać. Coś takiego jak teraz, choć - szczerze mówiąc - teraz światełko jest nieco zastawione. Robiłem niedawno remont, więc byłem zmuszony parę rzeczy poprzesuwać, parę pokoików zwiększyć, tu przyciemnić, tam wynieść na piedestał. I teraz światełko jest trochę zastawione, rzuca cień na tę kartkę, na zapis mojego żywota. To dziwne, bo ta kartka zamienia się czasami w ciecz. Spływają wtedy po stole pojedyncze litery, za nic mając sobie ogólnie przyjęte prawa logiki, fizyki, i paru innych ik. Czasami znowu zapala się ta kartka ogniem piekielnym, mocno żrącym w swej prostocie, ogniem wiecznym. Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy płomienie wreszcie maleją, zaczynają uchylać się przed strugami powietrza w amoku łapiąc, co się da, po czym nikną tak szybko, jak się pojawiły. Wyobraź sobie moją minę, gdy widzę, że te płomienie to za mało dla mojej kartki, która zawsze po tym niespokojnym epizodzie czeka na mnie nietknięta, nieskażona. Czasami też kartka zaczyna się lepić. To wtedy chodzę z rękoma pokrytymi mądrymi frazesami tudzież ustępami z Biblii. Zdarza się też, że robi się ona cierpka w smaku, gorzkawa, a miejscami nawet słodka. Większość jednak zajmuje ta słona część, jednak to właśnie na nią pada głównie cień braku działalności światełka. A to światełko takie ważne, ale są jednak rzeczy ważniejsze.
Na przykład remonty.
___Ale to nie tylko do pisania jest to światełko. Bez niego nie da się przecież żyć w ogóle, bez światełka nie widać nic, nie sposób wręcz działać przemyślanie i... światle. Bez światełka jest krzesło, ale nie można na nim usiąść, bo nie widać. Jest też stół, na którym nie można jednak zjeść, bo nie widać. Jeść w ogóle nie można, bo bez światełka nie da się nawet precyzyjnie trafić widelcem w strawę. Czasami wprawdzie się udaje, ale odstęp czasowy między jednym udaniem się a drugim wystarczy, by znowu zgłodnieć. Zamiast na kanapie, ląduję często tyłkiem na podłodze, w tej ciemnocie naprawdę niczego nie widać. A kiedy w końcu zapala się, nagle zaczynam działać, tak, jakbym był jedną, wielką baterią słoneczną. Nagle wszystko wraca do normy, do słowa dochodzi siebiepewność, a trybiki w mojej głowie wreszcie kręcą się, klekocąc wesoło. Światełko manifestuje swą obecność, wypełniona nową dozą energii pragnie mi jakby pomóc. I mimo, że to tylko światełko, ja to widzę i czuję.
To światełko.
Pojawia się i znika [Miniatura]
1
Ostatnio zmieniony wt 12 cze 2012, 10:55 przez Pyszalek123, łącznie zmieniany 3 razy.