Zlecenie

1
Nie pisałem przez jakiś, a bo i warsztat czułem powinność nadrobić. Miesiąc minął. Poczytałem, popisałem, no i wracam. Wulgaryzmy.



WWWTego dnia rybak Aeron wyszedł na targowisko. Ale nie chodzi dosłownie o to, że wyszedł, że jest tu, bo bynajmniej nie byłoby to żadną tam aberracją; chodzi o to, że wyszedł, aby kogoś znaleźć. Minął niemałą ilość straganów, po czym udał się w kierunku bramy, prowadzącej do dzielnicy portowej. Stamtąd ruszył krokiem do knajpy, zwanej „Zagłobą”. Tym, kogo szukał, był Rajmund. Ciemnowłosy zabójca. Miał on być obecny w wspomnianej przed chwilą gospodzie, toteż niczym dziwnym nie jest, że Aeron skierował się właśnie tam. Kiedy wszedł do środka, ciemnowłosy brunet uniósł głowę, wcale nie tak wysoko– co skądinąd sprawiało, że rybak atencji nie odczuł w ogóle; i nic zresztą dziwnego, bo od kiedy wykwalifikowani mordercy okazują respekt rybakom – ale tak, żeby go powitać. Kolejno opróżnił do niedawna jeszcze pełen piwa kubek, by w następnej kolejności poderwać się z krzesła i ręką wskazać na drzwi.

WWWWyszli na tyły knajpy. Tu nie widział ani nie słyszał ich nikt. A przynajmniej taką mieli nadzieję.


WWWRybak rozejrzał się kilka, o ile nie kilkanaście razy, zanim zabrał się do mówienia. Kiedy zdołał się zorientować, że w pobliżu nie ma nikogo, wreszcie zaczął.

- Chodzi o Anzelma z Doliny Południowej, zwanego Szpicem. Kojarzysz może? - zapytał.
- Może kojarzę, a może i nie kojarzę. Rajmund zachował taki spokój, że aż wprawił rybaka w dość niefrasobliwe zakłopotanie.
- Nie... nie rozumiem – zająknął się. – Co masz na myśli?
- To, czy Szpica kojarzę bądź nie kojarzę, zależy od paru faktorów - zaczął Rajmund, gładząc się po wąsach. -Pierwszym jest to, czy aby na pewno pewnyś jest tego, co robisz.
- Oczywiście, że...
- Bo jeżeli nie - przerwał mu - to wiedz, że potem nie ma odwrotu. Nie ma i koniec - wyjaśnił. – Druga sprawa to to, na ile mnie sobie cenisz. Bo jeśliś hojny inaczej, to ci od razu podziękować mogę.
- O wycenie pogadamy dopiero wtedy, kiedy łeb zobaczę.
- Niech więc będzie - zabójca kiwnął głową. Daj mi dwie doby. A teraz opowiedz mi coś o Szpicu.
- Deklarowałeś przecie, że wiesz, kim on jest. Aeron wyglądał na zdziwionego. Rajmund nie odpowiedział, wzdychnął tylko. Dał też tym samym do zrozumienia, że kłamał, a z kolei o Anzelmie z Doliny Południowej wie może tyle, co nic.
- Anzelm - zaczął Aeron - z Doliny Południowej, zwany Szpicem. A przydomek taki a nie inny dlatego to, że cokroć się objawia, i niezależnie od tego kiedy i gdzie, pierwszym co rzuca się u niego w oczy nie jest umięśnione ciało czy zręczne jak cholera ręce, ale odstawający w okolicach krocza szpic właśnie. Nieliczni nawet śmią to nazywać „masztem”. Jeszcze inni twierdzą i wysuwają hipotezy, jakoby był to znak od samego Pana. Talizman wyssany wraz z mlekiem matki, przynoszący szczęście - rybak przerwał na chwilę, pociągnął nosem. - Niegdyś walczył w armii, z tego ci mi wiadomo. Kiedy z niej odszedł, odsunął się całkowicie na bok. Teraz sukinsyn wrócił. Okrada biednych z pobliskich wiosek i rozdaje każdemu, kto choć krzynę przy groszu. Nikomu nie wiadomo, jaki ma w tym cel.
- Gówno prawda. Szpic nigdy nie był w armii, to tylko pogłoski - wyjaśnił Rajmund.
- Mówiłeś, że nie słyszałeś o nim. Rybak zmarszczył brwi i przewiercił wzrokiem Rajmunda.
- Kłamałem. A teraz wybacz, mam do wykonania robotę.
Obaj wrócili z powrotem do karczmy. W momencie, gdy Aeron odwrócił głowę w poszukiwaniu zabójcy, nie znalazł go. Wzruszając ramionami, podniósł kubek z piwem i przechylił.
***
WWWKnajpa „Pod Pachą” była niemal pełna. Wchodząc akurat teraz, można by zostać powitanym w sposób całkiem sympatyczny. I mniejsza o to, że słowami pokroju „Zabieraj dupę w kroki, skurwysynu" lub "Nikt cię tu, zasrańcu, nie chce"; świadczyło by to w każdym razie o tym, że w ogóle ktoś cię zauważył, a w tych czasach to niespotykana anomalia.

WWWOtóż mająca przed chwilą miejsce dysputa pomiędzy ludźmi reprezentującymi szlachtę a wieśniakami, zamieniła się w walkę na słowa.

WWWNiestety, jak to teraz bywa, takowe mają tendencję do przybierania innej, o wiele bardziej niebezpiecznej formy walki, mianowicie takiej na szable i na wszystko-co-pod-ręką. Dlatego wchodząc, poza niebagatelnym rodzajem przywitania, można i było doświadczyć latających w górze kubków po piwie, wiader, talerzy, mioteł, karczmarza.

WWWDrzwi, które dotychczas były zamknięte, otwarły się teraz, ale bynajmniej nie w sposób tradycyjny, bo żaden z gości nie pociągnął za klamkę ani nie popchnął ich na zewnątrz, tylko masą swojego ciała natarł na nie z prędkością, jaką został nań odepchnięty przez narwanego wieśniaka. Poturbowany zdołał się jakoś zerwać. Leżący na ziemi, szybkim ruchem sięgnął do pochwy, wyciągając z niej średniej wielkości nóż. Rzucił się w kierunku wieśniaka i dźgnął go w okolice brzucha, co spowodowało, że ten padł na kolana i począł był wykrwawiać się na podłodze w bólu i jękach, jakich nie powstydziłaby się nawet nimfomanka wiedźma. Widząc, jak dźgnięty zaczął osuwać się prawie nieprzytomny na ziemie, większość jego zwolenników włączyła się do walki, zachęcając do tego samego przeciwników. Rzeź to była ostra.

WWWŚcieżką prowadzącą do gospody szedł sobie Anzelm, krokiem niespotykanie wolnym. Był wysoki, niezbyt młody, odziany w najgorszej jakości strój składający się z zielonego koloru szmat oraz ukradzionej zapewne czapeczki, zwisającej mu na głowie. Podgwizdywał i bujał tak sobie w obłokach, dopóki nie dojrzawszy rozgrywającej się przed knajpą orgii, cofnął się o krok i ręką nie poszukał tylnej części kieszeni, w której trzymał swój uniwersalny nóż. Spuścił czapkę z oczu i dosięgnął broni, po czym rzucił się w samo epicentrum wspomnianego przed chwilą wydarzenia. Za pierwszą ofiarę obrał sobie niskiego, grubego biedaka, na oślep wymachującego kijem. W nieopisanym ferworze pociągnął go za ramię, a kiedy ten się odwrócił, dźgnął go nożem w brzuch. Grubas upadł na kolana i, zupełnie jak jego poprzednik, począł osuwać się na ziemie. W następnej kolejności, Anzelm cofnął się o kilka kroków w tył i zadał kopniaka umięśnionemu wieśniakowi, który zaraz potem opadł aby do tyłu i kolejno, chcąc w ramach kontrataku przygwoździć Szpicowi z pięści w facjatę, upadł na ziemie wskutek kilku poprzednich ciosów nożem w okolice klatki piersiowej, jakie zadał mu przeciwnik. Następny, z pozoru groźniejszy niż poprzednicy przeciwnik, sięgnął do pasa i wyciągnął sparodiowaną wersję szabli, która jedynie w rękach dobrego wojownika mogłaby powalić oponenta na ziemie. Ale wieśniak nie okazał się być dobrym wojownikiem, bo zaraz po nieudanej próbie zadania ciosu Anzelmowi, ten odchylił się, robiąc unik, i oddał dwa z rzędu cios pięścią w twarz przeciwnika, poprawiając dźgnięciem w brzuch. Wieśniak, odtwarzając reakcję swoich sojuszników, upadł na ziemie. Anzelm schował nóż z powrotem do pochwy, po czym, nieledwie zmęczony, wcisnął obydwie dłonie w kieszenie spodni.


WWWAnzelm udał się zaraz potem do knajpy i zamówił piwo. Karczmasz, bez krzty zawahania, podał mu pełen kubeł i nie odezwawszy się już, wyszedł na zaplecze gospody.

WWWA wychodząc, minął się z idącym w przeciwnym kierunku człowiekiem, wyglądającym na... całkiem normalnego człowieka. A był to Bolko, tutejszy rabuś i przestępca, którego popularność większa była, niż zawartość w majdach. Bolko był wysokim, dobrze zbudowanym, ubranym w skórzany pancerz mężczyzną. Z pasa zwisała mu szabla, i nie - w tym aspekcie nie przypominał Anzelma, szabla nie była bowiem synonimem prącia, a zwykłą, zwyczajną w najzwyczajniejszym tego zwyczajnego słowa znaczeniu szablą. Bolko zauważywszy siedzącego niemalże naprzeciw niego Szpica, z uśmiechem wielkim jak cholera ruszył przed siebie, omijając ladę i podnosząc go za ramie; ścisnął się z nim na znak rzadko spotykanej, jeśli chodzi o Bolka, oznaki cywilizacji tudzież przywitania. Anzelm wzdychnął tylko, wiercąc oczami w górze.

***


WWWW czasie, gdy Anzelm przesiadywał w gospodzie, Rajmund Zabójca próbował wpaść na trop, jakikolwiek, byleby go doń doprowadził. Z braku pomysłu na wszczęcie poszukiwań, zdecydował się udać do gospody "Dzikie Pośladki", która - z założenia - normalną gospodą nie była, bo poza upiciem się, można też było się nieźle zabawić. Wszedł, rozejrzał się i zajął pierwsze od drzwi krzesło, z którego zaraz później dojrzał wychodzącą z zaplecza dziewkę, na oko bardzo młodą i bardzo, bardzo głupią. Ale to nic, gdyż w takich momentach to nie facet, a kutas decyduje o tym kogo, gdzie i za ile. To dopiero pierwsza godzina, a doby mam aż dwie, pomyślał Rajmund i przewiercił wzrokiem tę samą dziwkę, która jeszcze przed chwilą uśmiechała się doń wyzywająco.

WWWNie minęło pół godziny, gdy Rajmund i wspomniana wcześniej kobitka znaleźli się w pokoju wyżej, leżąc naprzeciw siebie i wpatrując jedno w drugiego, jak ginekolog w dupę.

- Ano, to słuchaj, bo nie minie kwadrans, a mnie już tu nie będzie - zaczął. - Potrzebuję paru informacji, a zdaję się, że nie otrzymam onych ani od twojego szefa, ani od kogokolwiek z tu przesiadujących. Widząc, że dziewka kiwa głową, kontynuował. - Szukam pewnego człowieka. Człowiek ten nazywa się Szpic, znany jest tu i tam. A tym bardziej tu, bo stąd właśnie pochodzi. Z Doliny Południowej. Mówi ci to coś?
- Mówić - podjęła - nie mówi, ale mówiłoby, gdyby krzynę gorsza wpadło, jaśnie panie. Rajmund wzdychnął, ale w każdym razie nie poddał się, obrócił się tyłem do dziewki i ręką sięgnął po swoją czarną, usytuowaną na krześle nieopodal łóżka skórę. Wyciągnął z niej sakiewkę, odwrócił się po raz drugi i podał dziewce.
- Trza tak od razu, wielmości panie - powiedziała, zabierając sakiewkę. – Szpic czy, inaczej, Anzelm, był tu nie tak dawno bynajmniej, bo dobre dwa albo i trzy dni temu. Słowem, mówię, nie tak dawno. Tak się zarówno składa, że to ja go obsługiwałam i, nawiasem mówiąc, wiem już, skąd ta enigmatyczna ksywka - dziewka uśmiechnęła się tajemniczo. - Szczegółów ci oszczędzam i mówię wprost: zajrzyj do gospody „Pod Pachą” za miastem.
- Którędy niby mam iść, by się tam dostać? – rzucił niedociągłością, podnosząc się z pozycji leżącej. Usiadł na łóżku.
- Za południową bramą jest ścieżka. Idź jej szlakiem, dopóki nie uświadczysz się w przekonaniu, że właśnie dotarłeś. Albo, innymi słowem, nie zobaczysz na wpół rozpierdolonej kupy gówna przypominającej gospodę. To knajpa, o której mówię.
Rajmund oszczędził sobie odpowiedzi, ograniczając ową do zaledwie kiwnięcia głową i w milczeniu zerwał się z łózka. Ubrał się, spojrzał jeszcze zza okno, żeby następnie wyjść.
***
- To jak tedy, kurwa, będzie, mój przyjacielu? - spytał Bolko, po raz siódmy o to samo, klepiąc Anzelma w prawe przedramię. Szpic wiedział już zanadto, o co może mu chodzić. W momencie, kiedy go ujrzał, wiedział, że rozchodzić będzie mu się o kasę.
- Bolko, słuchaj mnie. Nie mam cholernej kasy, bom spłukany w trzy cholerne dupy. Pożyczyłbym ci aby grosza, jeno musiałbym tego grosza mieć, rozumiesz chyba.
- A, zapomnij o sprawie. Napijmy się w takim razie - powiedział Bolko i przechylił kubek z zawartością piwa. To samo uczynił Anzelm.

WWWCzas tak sobie leciał, a Anzelm i Bolko a to pili, a to konwersowali, a kiedy nie konwersowali, to pili.

WWWGdy za jakiś czas drzwi otworzyły się któryś już raz z rzędu, ukazała się w nich postać czarnowłosego mężczyzny. Zabójcy na zlecenie.
Ostatnio zmieniony pt 07 wrz 2012, 23:43 przez Anonymous, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Biedny pisze:rozejrzał się kilka, o ile nie kilkanaście razy,
Biedny pisze:nie chodzi dosłownie o to, że wyszedł
skoro narrator jest wszechwiedzący to może warto byłoby dookreślić od razu? :)
Biedny pisze: począł był wykrwawiać się na podłodze
począł był a zaraz aberracja, anomalia... Moim zdaniem warto ujednolicić styl - albo nowoczesny albo stylizowany na dawny.

W kilku miejscach jak dla mnie zbyt nieprzyzwoite. Tekst czasami zyskuje na świeżości jak jest trochę frywolny, ale łatwo przekroczyć granice dobrego smaku. ;)

Styl pisania komunikatywny.

Tyle ode mnie. Pozdrawiam :)

3
Biedny pisze:ciemnowłosy brunet
pleonazm
Biedny pisze:i nic zresztą dziwnego, bo od kiedy wykwalifikowani mordercy okazują respekt rybakom – ale tak, żeby go powitać.
Tu by w środkowym zdaniu pasował znak zapytania, całość jest jakaś koślawa
Biedny pisze:Kolejno opróżnił do niedawna jeszcze pełen piwa kubek, by w następnej kolejności poderwać się z krzesła i ręką wskazać na drzwi.
kolejno, by w kolejności...
Biedny pisze:Rybak rozejrzał się kilka, o ile nie kilkanaście razy, zanim zabrał się do mówienia. Kiedy zdołał się zorientować, że w pobliżu nie ma nikogo, wreszcie zaczął.
Tak skaczesz po czasach, opisujesz to co najpierw, co potem, co najpierw i co potem;)
Biedny pisze:- Niech więc będzie - zabójca kiwnął głową. Daj mi dwie doby. A teraz opowiedz mi coś o Szpicu.
Ciągle tak robisz z dialogami, że zapominasz "wcisnąć pauzę" po części narracyjnej.
Biedny pisze:Knajpa „Pod Pachą”
:lol:
Biedny pisze:„Zabieraj dupę w kroki, skurwysynu"
troki :D
Biedny pisze:Dlatego wchodząc, poza niebagatelnym rodzajem przywitania, można i było doświadczyć latających w górze kubków po piwie, wiader, talerzy, mioteł, karczmarza.
i widzisz jakie przecinki są ważne. Wydaje się, jakby karczmarz tam latał...
...chyba że o to chodziło...
Biedny pisze:Podgwizdywał i bujał tak sobie w obłokach, dopóki nie dojrzawszy rozgrywającej się przed knajpą orgii
orgia to NIE jest bójka
Biedny pisze:Karczmasz
rz!
Biedny pisze:leżąc naprzeciw siebie i wpatrując jedno w drugiego, jak ginekolog w dupę.
jedno w drugie.
poza tym, porównanie nieudane. Po pierwsze - niesmaczne, po drugie, ginekolog nie patrzy w dupę, tylko... okolice, a po trzecie, zbyt współczesne słówko jak na rozgrywane wydarzenia.
Biedny pisze:Rajmund wzdychnął
westchnął
Biedny pisze:bom spłukany w trzy cholerne dupy.
"w trzy dupy" można się upić. Nie zmieniajmy frazeologizmów.
Biedny pisze:kubek z zawartością piwa
prosto - kubek z piwem.

Błędne. Są słowa których nie rozumiesz, których używasz w złych kontekstach. Oklepane strasznie. Ale wszystko nadrabia forma. Chociaż nie trzymałeś się poprawności, żeby obrać jedną stylizację - współczesną czy taką staropolską, to wszystko nadrabiasz humorem, śmiesznymi stwierdzeniami i ogólną elokwencją. Tak trochę po gawędziarsku. Pierwszy dialog troszkę mi nie przypadł do gustu, był jakiś taki sztucznawy, cwaniaczkowaty, ale reszta nieźle. Co do scen walki, nie będę się wdawać we wszystkie logiczne aspekty przedstawianych czynności, ale podobała mi się dynamika, szybkość, nawet troszkę humoru. A to wyjaśnienie ksywki Szpic - zabawne :lol:

Pozdrawiam.
ObrazekObrazekObrazek

do poczytania ;-)

4
Ja tu nie jestem żadnym zasłużonym "weryfikatorem", więc moja opinia będzie pewnie bez większego znaczenia.

Krótko:
Tekst przeczytałem raz, w całości. Na pewno nie jest to gniot ;-) Narracja prowadzona ciekawie i - jak to już ktoś tutaj zauważył - w sposób wielce elokwentny. Ta elokwencja i dowcip to Twoja siła.

Pozdrawiam i życzę sukcesów.

5
Ale nie chodzi dosłownie o to, że wyszedł, że jest tu, bo bynajmniej nie byłoby to żadną tam aberracją; chodzi o to, że wyszedł, aby kogoś znaleźć.
A po co takie tłumaczenie się? Psujesz nastrój :(
Kiedy wszedł do środka, ciemnowłosy brunet uniósł głowę, wcale nie tak wysoko– co skądinąd sprawiało, że rybak atencji nie odczuł w ogóle; i nic zresztą dziwnego, bo od kiedy wykwalifikowani mordercy okazują respekt rybakom – ale tak, żeby go powitać.
Uniósł głowę. Kropka.
Kolejno opróżnił do niedawna jeszcze pełen piwa kubek, by w następnej kolejności poderwać się z krzesła i ręką wskazać na drzwi.
Kto opróżnił kubek i ile tego piwa było dokładnie przed wypiciem, skoro do niedawna kubek był pełny? Mętnie napisane.
Rybak rozejrzał się kilka, o ile nie kilkanaście razy, zanim zabrał się do mówienia.
To ile razy w końcu?
Kiedy zdołał się zorientować, że w pobliżu nie ma nikogo, wreszcie zaczął.
Kiedy zorientował się, że...
Rajmund zachował taki spokój, że aż wprawił rybaka w dość niefrasobliwe zakłopotanie.
Rajmund zachował spokój, wprawiając rybaka w zakłopotanie. Mniej słów, prościej.
To, czy Szpica kojarzę bądź nie kojarzę, (1)zależy od paru faktorów - zaczął Rajmund, gładząc się po wąsach. -(SPACJA)(2)Pierwszym jest to, czy aby na pewno pewnyś jest tego, co robisz.
(1)...zależy od paru rzeczy - im prościej tym lepiej.
(2) Po pierwsze: czy na pewno wiesz, co robisz.
- Deklarowałeś przecie, że wiesz, kim on jest. (MYŚLNIK) Aeron wyglądał na zdziwionego. Rajmund nie odpowiedział, wzdychnął tylko.
Westchnął tylko.
A przydomek taki a nie inny dlatego to, że cokroć się objawia, i niezależnie od tego kiedy i gdzie, pierwszym co rzuca się u niego w oczy nie jest umięśnione ciało czy zręczne jak cholera ręce, ale odstawający w okolicach krocza szpic właśnie.
Nieustająca erekcja? Doprawdy, dziwacznego bohatera stworzyłeś...
Talizman wyssany wraz z mlekiem matki, przynoszący szczęście - rybak przerwał na chwilę, pociągnął nosem.
Że co?
Okrada biednych z pobliskich wiosek i rozdaje każdemu, kto choć krzynę przy groszu.
Taka odwrotność Robin Hooda?
- Gówno prawda. Szpic nigdy nie był w armii, to tylko pogłoski - wyjaśnił Rajmund.
Nie wyjaśnił, ale zaprzeczył.
- Kłamałem. A teraz wybacz, mam do wykonania robotę.
Obaj wrócili z powrotem do karczmy.
No i czego się dowiedzieliśmy z tej rozmowy? Po co wstawiłeś ją w tekst?
Wzruszając ramionami, podniósł kubek z piwem i przechylił.
A ten kubek magicznie zmaterializował się przed nim?
Dlatego wchodząc, poza niebagatelnym rodzajem przywitania, można i było doświadczyć latających w górze kubków po piwie, wiader, talerzy, mioteł, karczmarza.
Heh, ciekawie wyszedł ten latający karczmarz :)
...oraz ukradzionej zapewne czapeczki, zwisającej mu na głowie.
Czapeczki nie zwisają na głowie.
Karczmasz, bez krzty zawahania, podał mu pełen kubeł i nie odezwawszy się już, wyszedł na zaplecze gospody.
Bez wahania. I nie kubeł. Kubły kojarzą mi się z pomyjami.
Anzelm wzdychnął tylko, wiercąc oczami w górze.
Przewracać oczyma i wiercić komuś dziurę w brzuchu.
Nie minęło pół godziny, gdy Rajmund i wspomniana wcześniej kobitka znaleźli się w pokoju wyżej, leżąc naprzeciw siebie i wpatrując jedno w drugiego, jak ginekolog w dupę.
Dziwne porównanie z tym ginekologiem. No i jak to wygląda: leżąc naprzeciw siebie? Nie wspominając o tym, że czemuż to leżą, skoro Rajmundowi na wypytywanie się wzięło?
Rajmund wzdychnął, ale w każdym razie nie poddał się, obrócił się tyłem do dziewki i ręką sięgnął po swoją czarną, usytuowaną na krześle nieopodal łóżka skórę.
Rajmund obdziera się ze skóry przed wskoczeniem do łóżka!

Cierpisz na słowotok. Opisujesz coś w dwudziestu słowach, choć starczyłyby dwa. Popracuj nad bardziej zwięzłym pisaniem, bo czytanie męczy. Zwłaszcza, że z tego fragmentu wiele się nie dowiedziałam. Lubisz również wyjaśniać emocje bohaterów. Niepotrzebny zabieg. Twoim zadaniem jest pokazać emocje, a czytelnik ma sam dopowiedzieć sobie resztę. Nie zabieraj mu tej frajdy. Co jakiś czas zmieniasz bohaterom styl wypowiedzi. Wprowadzasz przez to zamieszanie. Na dodatek narrator tym udziwnionym stylem też w pewnym momencie się zaraził. Dialogi nie są naturalne, bohaterowie nie zachowują się realistycznie a poprzez udziwnione ustylizowanie języka ciężko się czyta. Robisz dużo błędów językowych.

Podsumowując: gdy okiełznasz skłonność do przesadnego opisywania i wyjaśniania, może być z tego ciekawy tekst.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron