
- To już się stało. Czas na ciebie, Gabrielu. Sam wiesz najlepiej, że jeśli spóźnisz się choćby o parę minut, wszystko zaprzepaścisz. Ludzie pozostaną bez nadziei, a Dracula i jego piekielne zastępy urządzą sobie ucztę. Nie zawiedź mnie.
- Nie zawiodę, szefie.
***
Było już ciemno, kiedy Józef z Arymatei ścierał pot z czoła. Kamień, którym przed chwilą zasunął wejście do wykutego w skale grobu, był naprawdę ciężki, a on, jako członek Wysokiej Rady – zwanej także Sanhedrynem - nie przywykł do aż tak dużego wysiłku. Jeszcze raz spojrzał przez ramię na owoc swojej pracy – wszystko było w najlepszym porządku. Na suchej, pokrytej kilkudniowym, siwym zarostem twarzy mężczyzny zagościł lekki uśmiech. Nie wyrażał on jednak radości; podkreślał raczej, że Józef ma świadomość, iż postąpił dobrze.
Mężczyzna odszedł od grobu i udał się do Galilei, aby tam spędzić szabat.
Nie wiedział, że cała jego praca była bacznie obserwowana.
***
- A więc przybyłeś, Pomazańcu. – W grobie panowała jasność. Pochylony nad ogniem mężczyzna co jakiś czas odzywał się sam do siebie, zerkając w kierunku owiniętego w białe chusty ciała. Zanurzył palec w zawieszonym nad ogniem naczyniu, w którym gotował się zgniłozielony wywar. Potem uniósł dłoń do ust i oblizał ją. Na jego twarz wstąpił lekki uśmiech, obnażający nienaturalnie duże, połyskujące kły. – Gotowe.
Jako pierwsze po odzyskaniu świadomości poczuł, że jego usta wypełnia gęsta, gorąca papka. Powstrzymał odruch nakazujący mu splunąć i zmusił się do przełknięcia.
Otworzył oczy. Ujrzał nachylonego nad nim, ściskającego w dłoni niewielkie, gliniane naczynie mężczyznę. W drugiej ręce trzymał on drewnianą, struganą łyżkę. Ściekała z niej zgniłozielona papka.
- Witaj wśród żywych. No, prawie żywych. – Witający uśmiechnął się kąśliwie, ukazując szereg białych zębów. Nieco otumaniony, dopiero co wskrzeszony Mesjasz zauważył, że kły pochylonego nad nim człowieka wyróżniają się szczególnie, były nienaturalnie duże i ostre.
- Zjedz to do końca. – Wampir wcisnął w dłonie Jezusa glinianą miskę oraz łyżkę, a widząc jego pełne niezrozumienia spojrzenie, dodał: - Zjedz, poczujesz się lepiej.
***
Dwa dni po tym, kiedy Józef złożył ciało Jezusa w grobie, na miejsce spoczynku Pomazańca udała się grupa kobiet. Niosły ze sobą olejki, którymi zamierzały namaścić zwłoki. Niemal całą drogę z Galilei zastanawiały się, w jaki sposób odsuną zastawiający wejście kamień. Ich zdziwieniu nie było końca, gdy ujrzały, że problem rozwiązał się sam – głaz stał odsunięty, pozostawiając otwór wolnym.
Niewiasty przystanęły i spojrzały po sobie ze strachem. Nie mogły pojąć, co się stało. Nie słyszały, aby ktokolwiek poza nimi zamierzał odwiedzać grób. W końcu jedna z nich, Joanna, zdecydowała się przerwać ciężkie milczenie.
- Być może mężczyźni dowiedzieli się o naszych zamiarach i postanowili nam pomóc, odsuwając kamień?
- Czy nie poszliby wtedy z nami, zamiast wyruszać jeszcze przed świtem? Poza tym minęłybyśmy ich, kiedy by wracali – odparła Maria, matka Jakuba.
Wyraz twarzy Joanny dawał do zrozumienia, że sama nie do końca wierzyła we własną sugestię – nie wydawała się przejęta tym, że jej towarzyszka zaprotestowała takiemu rozwiązaniu.
Milcząca do tej pory Maria Magdalena w dalszym ciągu powstrzymywała się od komentarza. Zamiast zabierać głos, ruszyła przed siebie, ze spojrzeniem wbitym w otwarte wejście do grobu.
Nie przeszła nawet połowy dystansu, kiedy drogę zagrodziło jej dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Pojawili się znikąd; zupełnie, jakby nagle wyrośli spod ziemi. Niewiasta stanęła jak wryta, naczynia z olejkami wypadły jej z rąk, tłukąc się na ziemi. Zignorowała to jednak, całą swoją uwagę poświęcając mężczyznom.
- Dlaczego szukacie żywego wśród umarłych? – zapytał jeden z mężczyzn. Kiedy mówił, Maria Magdalena zauważyła u niego nienaturalnie duże, ostre kły.
***
- Powiedz więc Gabrielu, co u mego ojca? – poprosił Jezus. W dalszym ciągu siedzieli w mesjaszowym grobie, od kilku godzin rozmawiając przy ognisku.
- Oh, wszystko dobrze. Czeka na ciebie. – Archanioł uśmiechnął się odpowiadając, po czym sięgnął po białą chustę, w którą niecałe pół doby temu była owinięta głowa Jezusa. – Zdaje się, że zbytnio pochyliłeś się nad ogniem. Ubrudziłeś się sadzą, panie. – Podał mu całun, a Mesjasz wytarł się, pozostawiając na nim zarysy swej twarzy. Następnie złożył chustę i położył razem z pozostałymi, którymi wcześniej był owinięty.
Jezus otworzył usta, aby zadać kolejne pytanie, jedna Archanioł uciszył go gestem.
- Ktoś nadchodzi – powiedział cicho, wstając i podchodząc do wejścia. Wyjrzał ostrożnie. Potem odwrócił się i machnął krótko ręką. Całe palenisko znikło, a jedyną pozostałością po nim była niewielka, żarząca się grudka spalonego drewna. Jezus nie mógł powstrzymać uśmiechu, który cisnął mu się na usta.
- Grupa niewiast – oznajmił Gabriel.
Przez kilka chwil trwali w milczeniu, następnie wampir znów machnął ręką. Z powstałych obłoków kurzu i pyłu wyłoniły się dwie postaci, w lśniących szatach. Dygnęli przed Gabrielem, a kiedy ich wzrok padł na Jezusa, zgięli się wpół.
- Panie – powiedzieli niemal równocześnie. Jezus powitał ich, unosząc dłoń. Wtedy odezwał się Gabriel:
- Zatrzymajcie te kobiety, niech odejdą i oznajmią wszystkim, że ten, który był martwy, powstał po trzech dniach.
Aniołowie uśmiechnęli się identycznie, ukazując nienaturalnie duże, ostre kły. Następnie zawirowali w miejscu i rozpłynęli się w powietrzu, aby za chwilę pojawić się przed niewiastami.
***
- Nie ma go tutaj, zmartwychwstał – kontynuował odziany w nieskazitelnie białą szatę mężczyzna, podczas gdy drugi żarliwie kiwał głową, potwierdzając jego słowa. – Przypomnijcie sobie, jak mówił wam, będąc jeszcze w Galilei: „Syn człowieczy musi być ukrzyżowany i wydany w ręce grzeszników, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie”.
Maria Magdalena odwróciła się przez ramię, aby spojrzeć na towarzyszki. Na jej twarzy malowało się zrozumienie. Bez słowa odwróciła się na pięcie i odeszła od grobu, wraz z Joanną, Marią, matką Jakuba i innymi niewiastami, aby udać się do Apostołów i opowiedzieć im o wszystkim, czego tu doświadczyły.
A Marii Magdalenie towarzyszył przez całą drogę obraz nienaturalnie dużych, ostrych kłów Anioła.
***
- Czcza gadanina! – wykrzyknął Tomasz, kiedy on i pozostali Apostołowie wysłuchali opowieści zebranych w wieczerniku kobiet. Pozostali pokiwali głowami, wyrażając aprobatę dla słów jednego z nich. Wyłącznie Piotr zachowywał kamienną twarz, jakby głęboko zastanawiał się nad tym, co właśnie usłyszał.
Kiedy wszyscy już się rozeszli, Piotr również opuścił wieczernik. Nie miał jednak zamiaru wracać do domu. Zamiast tego, skierował się ku miejscu, w którym pochowany został Jezus.
Nie napotkał Aniołów, nie zatrzymał go też nikt inny. Ujrzał jednak odsunięty głaz, a kiedy zebrał się w sobie i odważył się wejść do grobu nie spostrzegł nic, poza złożonymi płótnami.
Wrócił do siebie, głęboko zdziwiony tym, co zobaczył.
***
- Co myślisz o tym wszystkim, Kleofasie?
Dwaj uczniowie niedługo po opuszczeniu wieczernika rozpoczęli wędrówkę do wsi zwanej Emaus. Drogę urozmaicali sobie rozmową o tym wszystkim, co rzekomo miało miejsce.
Kleofas z lekkim zakłopotaniem podrapał się po głowie. Co miał odpowiedzieć, kiedy w jego głowie panował okropny mętlik? W końcu zdecydował, że najlepszym wyjściem będzie wzruszenie ramionami.
Symeon uśmiechnął się lekko, widząc reakcję towarzysza. Sam również nie miał pojęcia, co powinien o tym wszystkim myśleć.
Z pełnego skupienia milczenia wyrwało ich pojawienie się na drodze starego wędrowca. Miał obficie przyprószone siwizną włosy i poruszał się przygarbiony, wspierając się długim kijem. Kiedy zbliżył się do nich na tyle, że nie musiał krzyczeć, aby go usłyszeli, zapytał:
- Wyglądacie na strapionych, cóż takiego jest powodem?
Uczniowie przystanęli i popatrzyli na niego z lekkim niedowierzaniem.
- Jesteś chyba jedyną osobą, która jeszcze o niczym nie słyszała – odparł mu Kleofas.
- O czym? – dopytywał wędrowiec.
- O tym, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem. Trzy dni temu arcykapłani skazali go na śmierć przez ukrzyżowanie. Dziś rano niektóre kobiety udały się do grobu, a kiedy wróciły, opowiadały strwożone, że na miejscu spotkały Aniołów, którzy powiedzieli im, że Jezus żyje. Potem udali się tam niektórzy mężczyźni - wszystko było tak, jak opowiadały, jednakże nie zastali tam ani Jezusa, ani Aniołów.
Wędrowiec wysłuchał tego w milczeniu, a potem z oburzeniem zganił ich za ignorowanie tego, co prorocy zapisali w księgach. A potem, posługując się cytatami i wyjaśniając je, wyłożył im wszystko, co zostało zapisane o Mesjaszu.
Kiedy skończył, sprawiał wrażenie, jakby szykował się do dalszej drogi. Zauważywszy to, uczniowie zaczęli nalegać, aby został z nimi, przynajmniej w czasie posiłku. Zgodził się z uśmiechem.
A kiedy się uśmiechnął, Symeon ujrzał, że jego kły są nienaturalnie duże i ostre.
Kiedy usiedli przy stole, stary wędrowiec sięgnął po chleb i – pochylając głowę i przymykając oczy – odmówił nad nim błogosławieństwo. Kiedy skończył, zaczął go łamać i podawać uczniom. Wtedy oni spojrzeli na siebie ze zrozumieniem. Zanim jednak zdecydowali się zareagować, Jezus zdążył się oddalić. Patrzyli za nim, jak odchodził, wspierając się kijem.
- Do diabła! – Usłyszeli, kiedy prowizoryczna laska złamała się z trzaskiem. Zaśmiali się głośno, a potem podjęli przerwaną wędrówkę, opowiadając wszystkim, jak Mesjasz objawił im się pod postacią obieżyświata.
***
Gabriel, w otoczeniu kilku Aniołów, stał na niewielkim wzniesieniu. Ręce miał splecione na klatce piersiowej. Sprawiał wrażenie, jakby czegoś oczekiwał.
W głębi zastanawiał się, czy Jezus ma świadomość, iż pozostało mu niewiele czasu. Wywar, który mu podał, mógł utrzymywać go w świecie żywych góra półtora doby. Archanioł wolałby, żeby syn jego szefa zdążył uporać się ze wszystkimi sprawami, zanim zostanie zmuszony opuścić świat żywych po raz drugi, tym razem na zawsze.
- Spóźnia się – zauważył jeden z Aniołów.
- Zdąży – odparł krótko Gabriel, a pewność w jego głosie sprawiła, że żaden z wampirów nie odważył się już podważać wyczucia czasu Mesjasza.
Archanioł nie mylił się. Po kilkunastu minutach dostrzegli Jezusa, w towarzystwie dwunastu mężczyzn. Wskrzeszony gestem nakazał im się zatrzymać, po czym samotnie pokonał ostatnie metry, dzielące go od Gabriela i reszty. Aniołowie pozostawali niewidoczni dla śmiertelników, dlatego kiedy unieśli Jezusa ku niebu, Apostołom wydawało się, że ich nauczyciel samotnie powracał do domu swojego ojca.
***
- Więc jednak to wszystko było prawdą! – Tomasz nie mógł ukryć szoku, w jakim się znalazł.
Apostołowie zasiadali w wieczerniku, dyskutując o tym wszystkim, co miało miejsce przez ostatnią dobę. Towarzyszyła im Maria Magdalena wraz z pozostałymi kobietami, które udały się do grobu, a także Kleofas i Symeon – uczniowie, którzy spotkali się z Jezusem jako pierwsi.
- Aniołowie mają paskudne kły. – Zdanie wypowiedziane przez Marię Magdalenę było kompletnie wyrwane z kontekstu. Trudno uwierzyć, jak wielkie zainteresowanie wzbudziło.
- Paskudne kły? – powtórzył nieco przeciągle Symeon. – Nauczyciel też takie miał, kiedy się nam objawił. Widziałeś, Kleofasie?
Kleofas potrząsnął przecząco głową. Kilku Apostołów zaczęło jednak żarliwie zapewniać, iż oni zwrócili na to uwagę, kiedy Jezus przybył do nich do wieczernika.
***
- Krew baranka, spróbuj, synu. – Bóg wysunął w kierunku Jezusa rękę, w której ściskał filiżankę z czerwonym płynem. Jezus sięgnął po nią i wypił duszkiem.
- Właśnie za tym najbardziej tęskniłem przez te trzydzieści trzy lata – powiedział, uśmiechając się szeroko i ukazując jednocześnie swoje nienaturalnie duże, ostre kły.