Zmierzch Bogów

1
Witam. Wrzucam opowiadanie z nadzieją na opinie. Wszystkich, zarówno Weryfikatorów, jak i Użytkowników, będą mile widziane. Nawet, jeśli ograniczać się będą do jakiś fragmentów, a nie całego tekstu. :)

- To już się stało. Czas na ciebie, Gabrielu. Sam wiesz najlepiej, że jeśli spóźnisz się choćby o parę minut, wszystko zaprzepaścisz. Ludzie pozostaną bez nadziei, a Dracula i jego piekielne zastępy urządzą sobie ucztę. Nie zawiedź mnie.
- Nie zawiodę, szefie.
***

Było już ciemno, kiedy Józef z Arymatei ścierał pot z czoła. Kamień, którym przed chwilą zasunął wejście do wykutego w skale grobu, był naprawdę ciężki, a on, jako członek Wysokiej Rady – zwanej także Sanhedrynem - nie przywykł do aż tak dużego wysiłku. Jeszcze raz spojrzał przez ramię na owoc swojej pracy – wszystko było w najlepszym porządku. Na suchej, pokrytej kilkudniowym, siwym zarostem twarzy mężczyzny zagościł lekki uśmiech. Nie wyrażał on jednak radości; podkreślał raczej, że Józef ma świadomość, iż postąpił dobrze.
Mężczyzna odszedł od grobu i udał się do Galilei, aby tam spędzić szabat.
Nie wiedział, że cała jego praca była bacznie obserwowana.

***

- A więc przybyłeś, Pomazańcu. – W grobie panowała jasność. Pochylony nad ogniem mężczyzna co jakiś czas odzywał się sam do siebie, zerkając w kierunku owiniętego w białe chusty ciała. Zanurzył palec w zawieszonym nad ogniem naczyniu, w którym gotował się zgniłozielony wywar. Potem uniósł dłoń do ust i oblizał ją. Na jego twarz wstąpił lekki uśmiech, obnażający nienaturalnie duże, połyskujące kły. – Gotowe.

Jako pierwsze po odzyskaniu świadomości poczuł, że jego usta wypełnia gęsta, gorąca papka. Powstrzymał odruch nakazujący mu splunąć i zmusił się do przełknięcia.
Otworzył oczy. Ujrzał nachylonego nad nim, ściskającego w dłoni niewielkie, gliniane naczynie mężczyznę. W drugiej ręce trzymał on drewnianą, struganą łyżkę. Ściekała z niej zgniłozielona papka.
- Witaj wśród żywych. No, prawie żywych. – Witający uśmiechnął się kąśliwie, ukazując szereg białych zębów. Nieco otumaniony, dopiero co wskrzeszony Mesjasz zauważył, że kły pochylonego nad nim człowieka wyróżniają się szczególnie, były nienaturalnie duże i ostre.
- Zjedz to do końca. – Wampir wcisnął w dłonie Jezusa glinianą miskę oraz łyżkę, a widząc jego pełne niezrozumienia spojrzenie, dodał: - Zjedz, poczujesz się lepiej.

***

Dwa dni po tym, kiedy Józef złożył ciało Jezusa w grobie, na miejsce spoczynku Pomazańca udała się grupa kobiet. Niosły ze sobą olejki, którymi zamierzały namaścić zwłoki. Niemal całą drogę z Galilei zastanawiały się, w jaki sposób odsuną zastawiający wejście kamień. Ich zdziwieniu nie było końca, gdy ujrzały, że problem rozwiązał się sam – głaz stał odsunięty, pozostawiając otwór wolnym.
Niewiasty przystanęły i spojrzały po sobie ze strachem. Nie mogły pojąć, co się stało. Nie słyszały, aby ktokolwiek poza nimi zamierzał odwiedzać grób. W końcu jedna z nich, Joanna, zdecydowała się przerwać ciężkie milczenie.
- Być może mężczyźni dowiedzieli się o naszych zamiarach i postanowili nam pomóc, odsuwając kamień?
- Czy nie poszliby wtedy z nami, zamiast wyruszać jeszcze przed świtem? Poza tym minęłybyśmy ich, kiedy by wracali – odparła Maria, matka Jakuba.
Wyraz twarzy Joanny dawał do zrozumienia, że sama nie do końca wierzyła we własną sugestię – nie wydawała się przejęta tym, że jej towarzyszka zaprotestowała takiemu rozwiązaniu.
Milcząca do tej pory Maria Magdalena w dalszym ciągu powstrzymywała się od komentarza. Zamiast zabierać głos, ruszyła przed siebie, ze spojrzeniem wbitym w otwarte wejście do grobu.
Nie przeszła nawet połowy dystansu, kiedy drogę zagrodziło jej dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Pojawili się znikąd; zupełnie, jakby nagle wyrośli spod ziemi. Niewiasta stanęła jak wryta, naczynia z olejkami wypadły jej z rąk, tłukąc się na ziemi. Zignorowała to jednak, całą swoją uwagę poświęcając mężczyznom.
- Dlaczego szukacie żywego wśród umarłych? – zapytał jeden z mężczyzn. Kiedy mówił, Maria Magdalena zauważyła u niego nienaturalnie duże, ostre kły.

***

- Powiedz więc Gabrielu, co u mego ojca? – poprosił Jezus. W dalszym ciągu siedzieli w mesjaszowym grobie, od kilku godzin rozmawiając przy ognisku.
- Oh, wszystko dobrze. Czeka na ciebie. – Archanioł uśmiechnął się odpowiadając, po czym sięgnął po białą chustę, w którą niecałe pół doby temu była owinięta głowa Jezusa. – Zdaje się, że zbytnio pochyliłeś się nad ogniem. Ubrudziłeś się sadzą, panie. – Podał mu całun, a Mesjasz wytarł się, pozostawiając na nim zarysy swej twarzy. Następnie złożył chustę i położył razem z pozostałymi, którymi wcześniej był owinięty.
Jezus otworzył usta, aby zadać kolejne pytanie, jedna Archanioł uciszył go gestem.
- Ktoś nadchodzi – powiedział cicho, wstając i podchodząc do wejścia. Wyjrzał ostrożnie. Potem odwrócił się i machnął krótko ręką. Całe palenisko znikło, a jedyną pozostałością po nim była niewielka, żarząca się grudka spalonego drewna. Jezus nie mógł powstrzymać uśmiechu, który cisnął mu się na usta.
- Grupa niewiast – oznajmił Gabriel.
Przez kilka chwil trwali w milczeniu, następnie wampir znów machnął ręką. Z powstałych obłoków kurzu i pyłu wyłoniły się dwie postaci, w lśniących szatach. Dygnęli przed Gabrielem, a kiedy ich wzrok padł na Jezusa, zgięli się wpół.
- Panie – powiedzieli niemal równocześnie. Jezus powitał ich, unosząc dłoń. Wtedy odezwał się Gabriel:
- Zatrzymajcie te kobiety, niech odejdą i oznajmią wszystkim, że ten, który był martwy, powstał po trzech dniach.
Aniołowie uśmiechnęli się identycznie, ukazując nienaturalnie duże, ostre kły. Następnie zawirowali w miejscu i rozpłynęli się w powietrzu, aby za chwilę pojawić się przed niewiastami.

***

- Nie ma go tutaj, zmartwychwstał – kontynuował odziany w nieskazitelnie białą szatę mężczyzna, podczas gdy drugi żarliwie kiwał głową, potwierdzając jego słowa. – Przypomnijcie sobie, jak mówił wam, będąc jeszcze w Galilei: „Syn człowieczy musi być ukrzyżowany i wydany w ręce grzeszników, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie”.
Maria Magdalena odwróciła się przez ramię, aby spojrzeć na towarzyszki. Na jej twarzy malowało się zrozumienie. Bez słowa odwróciła się na pięcie i odeszła od grobu, wraz z Joanną, Marią, matką Jakuba i innymi niewiastami, aby udać się do Apostołów i opowiedzieć im o wszystkim, czego tu doświadczyły.
A Marii Magdalenie towarzyszył przez całą drogę obraz nienaturalnie dużych, ostrych kłów Anioła.

***

- Czcza gadanina! – wykrzyknął Tomasz, kiedy on i pozostali Apostołowie wysłuchali opowieści zebranych w wieczerniku kobiet. Pozostali pokiwali głowami, wyrażając aprobatę dla słów jednego z nich. Wyłącznie Piotr zachowywał kamienną twarz, jakby głęboko zastanawiał się nad tym, co właśnie usłyszał.

Kiedy wszyscy już się rozeszli, Piotr również opuścił wieczernik. Nie miał jednak zamiaru wracać do domu. Zamiast tego, skierował się ku miejscu, w którym pochowany został Jezus.
Nie napotkał Aniołów, nie zatrzymał go też nikt inny. Ujrzał jednak odsunięty głaz, a kiedy zebrał się w sobie i odważył się wejść do grobu nie spostrzegł nic, poza złożonymi płótnami.
Wrócił do siebie, głęboko zdziwiony tym, co zobaczył.

***

- Co myślisz o tym wszystkim, Kleofasie?
Dwaj uczniowie niedługo po opuszczeniu wieczernika rozpoczęli wędrówkę do wsi zwanej Emaus. Drogę urozmaicali sobie rozmową o tym wszystkim, co rzekomo miało miejsce.
Kleofas z lekkim zakłopotaniem podrapał się po głowie. Co miał odpowiedzieć, kiedy w jego głowie panował okropny mętlik? W końcu zdecydował, że najlepszym wyjściem będzie wzruszenie ramionami.
Symeon uśmiechnął się lekko, widząc reakcję towarzysza. Sam również nie miał pojęcia, co powinien o tym wszystkim myśleć.
Z pełnego skupienia milczenia wyrwało ich pojawienie się na drodze starego wędrowca. Miał obficie przyprószone siwizną włosy i poruszał się przygarbiony, wspierając się długim kijem. Kiedy zbliżył się do nich na tyle, że nie musiał krzyczeć, aby go usłyszeli, zapytał:
- Wyglądacie na strapionych, cóż takiego jest powodem?
Uczniowie przystanęli i popatrzyli na niego z lekkim niedowierzaniem.
- Jesteś chyba jedyną osobą, która jeszcze o niczym nie słyszała – odparł mu Kleofas.
- O czym? – dopytywał wędrowiec.
- O tym, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem. Trzy dni temu arcykapłani skazali go na śmierć przez ukrzyżowanie. Dziś rano niektóre kobiety udały się do grobu, a kiedy wróciły, opowiadały strwożone, że na miejscu spotkały Aniołów, którzy powiedzieli im, że Jezus żyje. Potem udali się tam niektórzy mężczyźni - wszystko było tak, jak opowiadały, jednakże nie zastali tam ani Jezusa, ani Aniołów.
Wędrowiec wysłuchał tego w milczeniu, a potem z oburzeniem zganił ich za ignorowanie tego, co prorocy zapisali w księgach. A potem, posługując się cytatami i wyjaśniając je, wyłożył im wszystko, co zostało zapisane o Mesjaszu.
Kiedy skończył, sprawiał wrażenie, jakby szykował się do dalszej drogi. Zauważywszy to, uczniowie zaczęli nalegać, aby został z nimi, przynajmniej w czasie posiłku. Zgodził się z uśmiechem.
A kiedy się uśmiechnął, Symeon ujrzał, że jego kły są nienaturalnie duże i ostre.

Kiedy usiedli przy stole, stary wędrowiec sięgnął po chleb i – pochylając głowę i przymykając oczy – odmówił nad nim błogosławieństwo. Kiedy skończył, zaczął go łamać i podawać uczniom. Wtedy oni spojrzeli na siebie ze zrozumieniem. Zanim jednak zdecydowali się zareagować, Jezus zdążył się oddalić. Patrzyli za nim, jak odchodził, wspierając się kijem.
- Do diabła! – Usłyszeli, kiedy prowizoryczna laska złamała się z trzaskiem. Zaśmiali się głośno, a potem podjęli przerwaną wędrówkę, opowiadając wszystkim, jak Mesjasz objawił im się pod postacią obieżyświata.

***

Gabriel, w otoczeniu kilku Aniołów, stał na niewielkim wzniesieniu. Ręce miał splecione na klatce piersiowej. Sprawiał wrażenie, jakby czegoś oczekiwał.
W głębi zastanawiał się, czy Jezus ma świadomość, iż pozostało mu niewiele czasu. Wywar, który mu podał, mógł utrzymywać go w świecie żywych góra półtora doby. Archanioł wolałby, żeby syn jego szefa zdążył uporać się ze wszystkimi sprawami, zanim zostanie zmuszony opuścić świat żywych po raz drugi, tym razem na zawsze.
- Spóźnia się – zauważył jeden z Aniołów.
- Zdąży – odparł krótko Gabriel, a pewność w jego głosie sprawiła, że żaden z wampirów nie odważył się już podważać wyczucia czasu Mesjasza.
Archanioł nie mylił się. Po kilkunastu minutach dostrzegli Jezusa, w towarzystwie dwunastu mężczyzn. Wskrzeszony gestem nakazał im się zatrzymać, po czym samotnie pokonał ostatnie metry, dzielące go od Gabriela i reszty. Aniołowie pozostawali niewidoczni dla śmiertelników, dlatego kiedy unieśli Jezusa ku niebu, Apostołom wydawało się, że ich nauczyciel samotnie powracał do domu swojego ojca.

***
- Więc jednak to wszystko było prawdą! – Tomasz nie mógł ukryć szoku, w jakim się znalazł.
Apostołowie zasiadali w wieczerniku, dyskutując o tym wszystkim, co miało miejsce przez ostatnią dobę. Towarzyszyła im Maria Magdalena wraz z pozostałymi kobietami, które udały się do grobu, a także Kleofas i Symeon – uczniowie, którzy spotkali się z Jezusem jako pierwsi.
- Aniołowie mają paskudne kły. – Zdanie wypowiedziane przez Marię Magdalenę było kompletnie wyrwane z kontekstu. Trudno uwierzyć, jak wielkie zainteresowanie wzbudziło.
- Paskudne kły? – powtórzył nieco przeciągle Symeon. – Nauczyciel też takie miał, kiedy się nam objawił. Widziałeś, Kleofasie?
Kleofas potrząsnął przecząco głową. Kilku Apostołów zaczęło jednak żarliwie zapewniać, iż oni zwrócili na to uwagę, kiedy Jezus przybył do nich do wieczernika.

***

- Krew baranka, spróbuj, synu. – Bóg wysunął w kierunku Jezusa rękę, w której ściskał filiżankę z czerwonym płynem. Jezus sięgnął po nią i wypił duszkiem.
- Właśnie za tym najbardziej tęskniłem przez te trzydzieści trzy lata – powiedział, uśmiechając się szeroko i ukazując jednocześnie swoje nienaturalnie duże, ostre kły.

2
1.W ustach poczuł papkę, za chwilę piszesz, że miał miseczkę i łyżkę z papką :)
Domyślam się, że na łyżce nie było kleju ani nutelli, skoro ciągniesz myśl o papce. :)

Uważam, że papkę nr2 należy wyrzucić, bo wystarczy informacja o miseczce i łyżce. :)

2.Kły. W jednym akapicie o kłach, a drugim akapicie o kłach...:)
Już sobie go wyobraziłam, więc to powtórne wspomnienie o tym jakie ma uzębienie jest jak dla mnie zbyteczne. :)

3. Maria Magdalena też widzi kły. (domyśliłam się, że je zobaczy akapit przed :) )
Może nie powtarzać tak "kły i kły" może jakoś zastąpić ale dając lekko do zrozumienia, że o kły chodzi? :D np.ostre zęby, albo jakoś opisowo? :D
Barnej pisze:Grupa niewiast
nieładnie, tak przedmiotowo, :( Może niewiasty?

Rozumiem, że kły były ważne dla całego utworu - ale często powtarzane jak również słowo "wampir" spowodowały, że w ogóle nie zaskoczyło mnie zakończenie - można się było tego spodziewać. ;)

Zwróć uwagę na budowanie napięcia i nieodkrywanie tajemnicy przez zbyt oczywiste wtrącenia już na początku utworu.

Twoja wizja jest dość makabryczna, widziałam już próby przyrównywania Judasza do wampira, ale Jezusa, nie :)
Mimo świeżego pomysłu - opko spalone wykonaniem. - za szybko wszystko jest jasne :)

Serdecznie Cię pozdrawiam i mam nadzieję, że mój komentarz będzie dla Ciebie jakoś przydatny. :)

3
Barnej pisze: Sam wiesz najlepiej, że jeśli spóźnisz się choćby o parę minut, wszystko zaprzepaścisz. Ludzie pozostaną bez nadziei, a Dracula i jego piekielne zastępy urządzą sobie ucztę.
Skoro sam wie najlepiej, to po co jego rozmówca to powtarza? Niestety, to jest pułapka, w którą wpada mnóstwo autorów (ja też). Jeżeli oboje rozmówców wie coś bardzo dobrze, to powtarzanie tego wypada dość sztucznie.
Barnej pisze:Było już ciemno, kiedy Józef z Arymatei ścierał pot z czoła.
Hm, to nie jest zdanie niepoprawne, tylko brzmi trochę niezręcznie. Jakby ścierał ten pot tylko raz i był to tak ważny fakt, że specjalnie to podkreśliłeś/aś.
Barnej pisze:nie przywykł do aż tak dużego wysiłku.
Bez aż.
Barnej pisze:Nie wyrażał on jednak radości; podkreślał raczej, że Józef ma świadomość, iż postąpił dobrze.
Moim zdaniem zawarcie że i iż w jednym zdaniu wygląda naprawdę dobrze w pracy magisterskiej, a opowiadaniach już trochę z tym gorzej. ;)
Barnej pisze:W grobie panowała jasność.
Panuje ciemność. Jest jasno.
Barnej pisze:Jako pierwsze po odzyskaniu świadomości poczuł, że jego usta wypełnia gęsta, gorąca papka. Powstrzymał odruch nakazujący mu splunąć i zmusił się do przełknięcia.
Otworzył oczy. Ujrzał nachylonego nad nim, ściskającego w dłoni niewielkie, gliniane naczynie mężczyznę. W drugiej ręce trzymał on drewnianą, struganą łyżkę. Ściekała z niej zgniłozielona papka.
Papka ma z zasady określoną konsystencję - papkowatą. Powiedz - papka, a zrozumiem o co chodzi. Przymiotnik "gęsta" zapycha tekst a na dodatek robi się aliteracja z "gorącą".
Powtarzasz słowa bądź powtarzasz się logicznie. Nie mógł zobaczyć po prostu mężczyzny, ściskającego w dłoniach miskę i łyżkę, z której ściekało coś zielonego? ;)
Barnej pisze:Mesjasz zauważył, że kły pochylonego nad nim człowieka wyróżniają się szczególnie, były nienaturalnie duże i ostre.
Och, ale my to już wiemy! Napięcie się gubi, jeśli najpierw coś piszesz, a potem to powtarzasz.
Dwa dni po tym, kiedy Józef złożył ciało Jezusa w grobie, na miejsce spoczynku Pomazańca udała się grupa kobiet. Niosły ze sobą olejki, którymi zamierzały namaścić zwłoki. Niemal całą drogę z Galilei zastanawiały się, w jaki sposób odsuną zastawiający wejście kamień. Ich zdziwieniu nie było końca, gdy ujrzały, że problem rozwiązał się sam – głaz stał odsunięty, pozostawiając otwór wolnym.
Moim zdaniem to zbyt dosłowna parafraza ewangelii. Każdy zna ten fragment opowieści. Przytoczony w niemal tej samej formie, jaką słyszy się we wszystkich kościołach na Wielkanoc, zaczyna nudzić.
Barnej pisze:zauważyła u niego nienaturalnie duże, ostre kły.
Znowu kły. :P
Barnej pisze: jednak Archanioł uciszył go gestem.
- Ktoś nadchodzi – powiedział cicho,
Powtórzenia. No i archanioł uciszający Mesjasza? ;)
Jezus nie mógł powstrzymać uśmiechu, który cisnął mu się na usta.
Na usta cisną się jakieś słowa. Cała druga część zdania jest zupełnie niepotrzebna, bo opisuje coś, co zostało już implikowane przez pierwszą część. Jeśli musiał powstrzymywać uśmiech, to wiadomo, że sam mu się narzucał.
Barnej pisze:- Grupa niewiast – oznajmił Gabriel.
Nie pasują mi te niewiasty. Tu sobie gaworzą zupełnie nowocześnie:
Barnej pisze:Powiedz więc Gabrielu, co u mego ojca? – poprosił Jezus. W dalszym ciągu siedzieli w mesjaszowym grobie, od kilku godzin rozmawiając przy ognisku.
- Oh, wszystko dobrze. Czeka na ciebie.
a potem wyskakują nagle z archaicznymi niewiastami.
Barnej pisze:Aniołowie uśmiechnęli się identycznie, ukazując nienaturalnie duże, ostre kły.
Już wiemy co pokazują kiedy się uśmiechają.
żarliwie kiwał głową, potwierdzając jego słowa.
Żarliwe kiwanie głową samo narzuca potwierdzanie słów. Gdyby z wcześniejszego tekstu wynikało, że drugi anioł miał dziwny tik nerwowy, to druga część zdania byłaby uzasadniona, a tak nie jest konieczna.
A Marii Magdalenie towarzyszył przez całą drogę obraz nienaturalnie dużych, ostrych kłów Anioła.
To powraca jak refren! Kły kły kły! Zawsze nienaturalnie duże i ostre. Jak dla mnie za dużo tego, czytelnik już się spodziewa, że pod koniec każdego fragmentu wspomnisz o kłach.
Barnej pisze:wyjaśniając je, wyłożył im wszystko,
Wyjaśnił i wyłożył - nie dość, że znaczą to samo, to jeszcze brzmią podobnie. Plus dodatkowa aliteracja z wszystko.
Barnej pisze:Sprawiał wrażenie, jakby czegoś oczekiwał.
Nie wiem, czy to jest poprawne czy nie, ale nie brzmi gładko. Sprawia się wrażenie jakiegoś - zmęczonego, wściekłego itd - albo sprawia się dobre/złe wrażenie. Można było odnieść wrażenie, że czegoś oczekiwał?
Hm, już chyba wiem co mi nie pasuje - połączenie wrażenia i jakby - bo we wrażeniu zawiera się już to jakby. (Nie wiem czy piszę zrozumiale). Z jakby lepiej brzmiałoby np. wyglądać: Wyglądał, jakby na coś czekał.
Barnej pisze:W głębi zastanawiał się
W głębi czego? Serca, duszy? :)
Barnej pisze:W głębi zastanawiał się, czy Jezus ma świadomość, iż pozostało mu niewiele czasu.
Ok, przyznaję się do niczym nieuzasadnionej niechęci do iż. Precz z iż!
Barnej pisze: pokonał ostatnie metry,
Ooo, mieli już wtedy system metryczny? :P
Barnej pisze:Tomasz nie mógł ukryć szoku, w jakim się znalazł.
Końcówka zdania niepotrzebna. Wiadomo, że znalazł się w szoku, skoro nie potrafił go ukryć.
Barnej pisze:dyskutując o tym wszystkim, co miało miejsce przez ostatnią dobę.
Bez tym. Coś może mieć miejsce w: w zeszłym roku, w dalekiej przeszłości w konkretnym mieście. Ale raczej nie przez. Co wydarzyło się w ciągu ostatniej doby?

Tekst mi się całkiem podobał - nie było wiele potknięć stylistycznych, uważałabym tylko na te niepotrzebne dookreślenia. Jedyne co wzbudza moje wątpliwości to przedstawienie ogólnego pomysłu. Opisujesz alternatywną wersję ewangelii - większość scen jest przeciętnemu katolikowi doskonale znana, co stanowi pewną pułapkę, bo tekst łatwo może stać się nudny. Jedyną nowością są wszechobecne KŁY mające sugerować, że JCH był wampirem. Zdradzasz to jednak już na samym początku, przez co opowiadaniu brak tajemnicy, dreszczyku, suspensu.
No i też nie mogę zrozumieć do końca jaki był Twój pomysł na wyjaśnienie ewangelii z wampirycznego punktu widzenia. Nie widzę zupełnie tła tej opowieści, nie rozumiem czemu Jezus - wampir musiał zostać wskrzeszony. No i czemu powędrował do nieba skoro był wampirem? Może gdybym długo myślała, to ułożyłabym sobie jakieś logiczne wyjaśnienie, ale byłyby to już moje spekulacje, a nie coś, co wynika z Twojego opowiadania. Z jednej więc strony - za dużo wyjaśniasz od razu jeśli chodzi o kły, a z drugiej - za mało, jeśli chodzi o background historii.
No, a poza tym opowiadanie wydało mi się z początku zbyt obrazoburcze, ale potem, z powodu wspomnianych wyżej luk logicznych, straciło swój wywrotowy... ekhm, kieł.
A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não

4
Dzięki wielkie za opinię. :)
Co do niedociągnięć pod względem, khem, sensownym (mam na myśli ostatnią część Twojej wypowiedzi, lilifleur) pozostaje mi się tylko zgodzić. Z tym, że znaczący błąd położyłem wykładając wszystko na tacy od samego początku - też. Na usprawiedliwienie swoje mam tylko tyle, że terminy goniły i pisałem to właściwie na kolanie, bez wcześniejszego dokładnego wgryzienia się w temat, pomyślenia nad tym, co tak naprawdę chcę opisać.

Tekst wrzuciłem jednak głównie przez chęć poznania błędów stylistycznych, interpunkcyjnych, składniowych i tym podobnych, jakie popełniam. Bo - tak jak napisałem wyżej - tych poprzednich wiem sam. Zapoznałem się z Twoją opinią i znowu nie pozostaje mi nic, jak tylko się zgodzić, ale tutaj już nie we wszystkich kwestiach.
Oczywiście nie sugeruję, że to po mojej stronie leży racja. Chcę tylko podzielić się swoimi przemyśleniami i poprosić o dokładniejsze wyjaśnienie, dlaczego konkretna rzecz jest błędem. Bo paru nie rozumiem.
Jakby ścierał ten pot tylko raz i był to tak ważny fakt, że specjalnie to podkreśliłeś/aś.
Chciałem przedstawić w jednym zdaniu, że jest po zmierzchu, a facet robił coś, przez co się zziajał.
lilifleur pisze:Bez aż.
Dlaczego bez "aż"? Mógł przecież nawyknąć ogólnie do pracy fizycznej, ale tak wielki wysiłek nie był jednak czymś, z czym spotykał się na co dzień.
lilifleur pisze:Moim zdaniem zawarcie że i iż w jednym zdaniu wygląda naprawdę dobrze w pracy magisterskiej, a opowiadaniach już trochę z tym gorzej. ;)
Próbowałem uniknąć powtórzenia że, ale masz chyba rację, że w ogóle mogłem to zdanie ubrać w inne słowa, zamiast robić wykręt w ten... ee... magisterski :) sposób.
lilifleur pisze:Na usta cisną się jakieś słowa. Cała druga część zdania jest zupełnie niepotrzebna, bo opisuje coś, co zostało już implikowane przez pierwszą część. Jeśli musiał powstrzymywać uśmiech, to wiadomo, że sam mu się narzucał.
Zgadzam się z drugą częścią - że w pewnym sensie powtarzam dwa razy tą samą informację. Nie mogę jednak się zgodzić z tym, że "uśmiech cisnący się na usta" to błąd. Może jestem niedoinformowany, ale gros ludzi (nie tylko z mojego otoczenia, w literaturze też się z tym spotkałem) używa właśnie ciśnięcia się uśmiechu, a ja do tej pory uważałem (i właściwie dalej uważam), że to poprawny zwrot. Chociaż moja polonistka nie odmienia "ów", więc jak widać nawet ludziom, którzy powinni się na tym znać nie można do końca ufać. :D Więc pytam - na bank "uśmiech ciśnie się na usta" jest błędem? Tak sto osiemdziesiąt procent?
lilifleur pisze:Hm, już chyba wiem co mi nie pasuje - połączenie wrażenia i jakby - bo we wrażeniu zawiera się już to jakby. (Nie wiem czy piszę zrozumiale). Z jakby lepiej brzmiałoby np. wyglądać: Wyglądał, jakby na coś czekał.

Zrozumiale. :) I chociaż uważam, że sposób, w jaki ja to zapisałem, jest do przyjęcia, to muszę przyznać, że Twoja propozycja wydaje się lepsza. :)

Jeszcze raz dziękuję za weryfikację! Zaczynałem się bać, że tekst przepadnie gdzieś w forowych odmętach.

5
Barnej pisze:Dlaczego bez "aż"?
Dlatego, że zdanie z aż źle brzmi, w każdym razie w moich uszach ("do aż tak" się zlewa). A nie jest to informacja niezbędna, nie jest nawet ważna, właściwie jest zupełnie niepotrzebna. Co za różnica, czy nawykł do jakiejś tam pracy, czy nie nawykł do niej wcale?
Jeśli chodzi o iż, to moja prywatna fiksacja. :) Mówię tylko, że to zdanie można było lepiej zbudować.
Barnej pisze:Więc pytam - na bank "uśmiech ciśnie się na usta" jest błędem? Tak sto osiemdziesiąt procent?
Tego nie wiem. Należałoby chyba spytać w poradni pwn, ale tam ciężko się wbić. Ale im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej wydaje mi się, że jest to jednak błąd, tudzież kolokwializm. W moim Słowniku dobrego stylu, w haśle o uśmiechu, nie ma nic o ciśnięciu się. Uśmiech może (sam) pojawiać się na ustach, z ciskaniem kojarzą mi się raczej przekleństwa, pytania, bądź słowa. Ale wcale nie jestem tego pewna. W dialogu cisnący się na usta uśmiech by przeszedł, w narracji - nie wiem.

A, no i nie poprawiałam raczej błędów interpunkcyjnych, bo to jest akurat rzecz, którą każdy może sprawdzić sobie sam. ;) A pisanie tekstu na kolanie nie jest wcale usprawiedliwieniem, bo od czego są poprawki? :)

Pozdrawiam!
A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não

6
Na początek krótka uwaga: dobry pomysł. Mimo że nie jestem zaciekłym wrogiem tekstów o typowych, draculowatych wampirach, to trochę świeżego spojrzenia nigdy nie zaszkodzi.
Zastanawiam się tylko, czy do końca napisałeś to, co zamierzałeś... Bo mnie tekst ostatecznie głównie rozbawił. Tak... Z "fajny pomysł" przesunęło się w stronę "całkiem zabawne".

Wydaje mi się, że to napomykanie o kłach w każdym akapicie miało być jakimś konceptem-wyrafinowanym-pomysłem. Niestety, mnie najpierw zirytowało (wyjawienie, o co chodzi już na samym początku), później zaczęło śmieszyć (KŁY! KŁY! KŁY! i MHRRROK!), a na końcu już po prostu wkurzały (no ile można?).

Zauważ, że pokazując już na początku, że Jezus, aniołowie itd. są wampirami dalej serwujesz już tylko, w większości przerobione, fragmenty z Ewangelii, które czytelnik zna na wylot.
Opowiadanie nie ma żadnego sensu, treści. Jest gra na motywach - całkiem sprawna, moim zdaniem (zdanie Boga w końcówce - super :D ) - ale nic więcej. Nic z tego nie wynika, nic się wokół tego nie dzieje. Szkoda.

Warsztatowo jest nieźle. Czytałam bez bólu.
Największym mankamentem są rozepchane informacjami zdania, powtarzanie tego samego po kilkakroć itd. Większość wypisała Lilifleur, więc już nie będę szukać i uzupełniać, ale przy następnych tekstach bardzo tego pilnuj.

Podsumowując.
Umiejętności masz (ale do doszlifowania!), pomysł miałeś, ale jak dla mnie zmarnowałeś go. I to chyba wszystko.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

7
Doczekałem się! : )

Dzięki śliczne. Właściwie to czytając tylko kiwałem sobie głową przy każdym kolejnym zdaniu. Położyłem raczej dobry pomysł zdradzając wszystko na wstępie - i to bezsprzecznie racja.

Co do rozpychania zdań - z tym mam pewien problem. Bo jak "rozpycham" to mi mówią właśnie: rozpychasz. A jak staram się być zwięzłym, to z kolei "nie mogłem/am się wczuć, poczuć tego wszystkiego, co stanowi tło". Chyba, że się nie zrozumieliśmy i miałaś namyśli co innego :)?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”